André Breton, Arthur Cravan i Paul Eluard
słuchają Throbbing Gristle
Plwociny. Albo łzy. I bardziej mżawka niż ulewa.
Kałuże są, a jakże: koła samochodów obracają się z trudem.
Krople na czole, krople na szybach, na siatkach, na liściach.
Krople i ich historia: tysiące bezdusznych tortur,
godziny modlitw przed świętym obrazem. Zatrważająca potencja:
zniewalające fabryki iluzji, profanacji, codziennej pieśni żałobnej
sygnalizują zmęczenie?
Arthur Cravan pojawia się w tytule tylko i wyłącznie dlatego, że od czasu wydania przez mikołowską bibliotekę serii arkuszy poetyckich postać ta jest w kręgach mikołowskich postacią często wspominaną. Chodzi o jedną z okładek, na której widnieje plakat reklamujący pojedynek bokserski Arthura Cravan i Jacka Jacksona… Nie chciałbym zanudzać, więc nie będę przepisywał biogramu pana Cravan, zachęcam jednak do zapoznania się z tą osobą.
W tym czasie mikołowskie kręgi zasłuchiwały się w płycie zespołu Throbbing Gristle (do zapoznania się z historią tego zespołu również gorąco zachęcam), a mianowicie „20 Jazz Funk Greats”. Dodam tylko, że Łucja boi się słuchać tej muzyki, a pierwotny tytuł tego wiersza był cytatem z jednej z piosenek i brzmiał tak: „What a day What a day What an awful day”.
Co z tymi, którzy wyjmują pewne rzeczy
tylko na czas naszych wizyt?
A dziś? Jeszcze zima czy może już odwilż?
Ten breakbeat pogody zaczyna nas
doprowadzać do obłędu. Bo popatrz:
ty zawsze chciałaś być dziewczynką z zapałkami
albo królewną Śnieżką, dla mnie pozostawała
rola Pinokia (i nie pomogło to, że boję
się morza i wszelkich morskich stworzeń).
A dziś? Cóż za ciekawy plankton dźwięków!
Fortepian? Raczej nie. Pianino? Przypuszczalnie tak,
chociaż pianino też może okazać się zbyt duże.
Instrumentarium w gotowości, zgadujmy dalej,
lecz cóż to? Kąsek prawdy wskazuje deszcz?
I nic nie zapowiada, że na deszczu poprzestanie.
„I think it’s very casual” mówisz. Czyżby? To już lepiej,
żeby była zima. Przynajmniej mogłabyś być śnieżką.
Zdarzają się takie noce, kiedy człowieka nachodzą i męczą miliony myśli, przez co on nie śpi. I właśnie ten wierszyk zrodził się podczas takiej nocy. Za oknem mróz, sypiący śnieg, choć w radio (znacznie częściej słucham radia, niż oglądam telewizję) zapowiadali, że ma powoli nadchodzić wiosna, a przynajmniej jakieś ciepełko. W pokoju ciemno, świeci się tylko ekranik wyświetlający napisy w systemie RDS. Chcąc się uwolnić od natrętnych myśli zacząłem słuchać audycji aktualnie nadawanych, a że w nocy, około 2.00 nic ciekawego zazwyczaj nie leci, przełączałem ze stacji na stację. Słowa spikerów zaczęły się zlewać. I z pełną premedytacją, wyposażony w długopis i kartkę, przełączałem ze stacji na stację, miksując słowa i piosenki. Następnego dnia opowiedziałem o tym Robertowi, który podsumował to zdaniem „I think it’s very casual”. I proszę, oto historia.
Odjedź z kolorem w pięknym stylu
(To prawie jak wtedy.) Kończy się bajka,
a jakiś niefrasobliwy pracownik wytwórni
bajek zapomina o wyświetleniu napisów
pożegnalnych. Kreowane w takich chwilach
sytuacje nadają się do późniejszego
wykorzystywania. Tymczasem ty zostałeś
przyłapany i musisz szybko zdać relację
z wszelkich zmian na nieboskłonie. A
tych, co wydaje się aż nazbyt oczywiste,
było ostatnimi czasy mnóstwo. (Przestań,
zostaw.) Odłóż to na inne, równie ciekawe,
pory roku. (Dlaczego nie?) Przecież
i tak nie będziesz miał niczego bardziej
efektywnego nad to, co aktualnie posiadasz.
Kilka akordów przeboju jeszcze nie czyni.
(Może więc tu tkwi ukrywający się przez
cały ten czas uciekinier z nieskończonej bajki?
To jest zapewne odpowiedź, choć i inne
drobiazgi mogłyby nią być. Nie zmienia to
jednak twojego zapatrywania na tę i na wiele
innych spraw.) To jak? Ty pójdziesz w lewo,
ja wybiorę autobus?
Ten, który wybrał autobus, oczywiście odjechał w pięknym stylu.