Antykwariat. Dom publiczny
dla K. M.
Co cię bardziej przeraża: poezja współczesna czy współczesna
kobieta? Siedzisz w tym zawodzie przynajmniej kilka lat za długo,
a od samego początku
masz wyrobione zdanie i masę uprzedzeń, które
najłatwiej podawać w kilogramach, ważyć
w słowach.
I za każdym razem zagłębiasz się w lekturze,
jakby była obowiązkowa; liczysz atrakcyjne figury
i mrugnięcia okiem.
Czy kiedyś się oswoisz? Czy następne wyjście
pozwoli ci raz na zawsze opuścić te miejsca,
istoty, rzeczy?
Szowinizm piszącego faceta wynika ze swego rodzaju utożsamiania poezji z kobietą. Krytyk w pewnym sensie traktuje poezję jak kobietę (a kobietę jak poezję – zależy, z jakim krytykiem mamy do czynienia), by dać się wciągnąć w cały szereg powiązań i komplikacji, niezależnie od gustu i tego, na ile (i czy w ogóle) można je zrozumieć. Obsesja jest ponadczasowa. Mierzenie sił na zamiary przychodzi z trudem, prowadzi do uproszczeń/przekłamań. Wyjścia zamieniają się w wejścia, puenty są prologami do następnych wędrówek, rosną znaki zapytania. Strach ma papiery publiczne.
W seksie szukasz formy czy treści?
dla P. O.
Jest słono i gorzko, wszystko się klei
jak wlepki podświadomości, tu byłem,
moim klubem jest 4x jeszcze jedna
bramka. Dociera się od środka, zmiękcza
sedno. Ostatni gwizdek, więc tramwaje
nie mogą odpędzić się od rąk, nie ma przystanków,
to nie droga krzyżowa, nikt ci nie włoży palca
w ranę.
I zaczyna się dramat, kto pokryje
resztę? Nie ma drobnych, same grube
ryby, w końcu to post-
modernizm – technologie i światopoglądy, które nie wymagają
myślenia? A czy nie zaspokaja cię sama
droga, od stadionu pod dom,
ten, w którym mieszkasz, masz upodobanie w obnażonych
schodach, lochach, gdzie nieraz traciłeś równowagę?
Wstań i zaobserwuj, kiedy pęka przestrzeń
z krzyżem w miejscu kosza na śmieci, trzepakiem na brudy,
na którym wisisz, wołany przez matkę. Miłość
to dyscyplina dla mistrzów świata, nie to co pchnięcie kuli
na orbicie (gol z wolnego), radość między punktami. Jest słodko,
wszystko rozmywa się, skrapla na szybach, tarczach,
zamienia w wino, ukryte pod szalikiem w spranych kolorach.
Gdy mowa o mistycznych przestrzeniach w środkach komunikacji miejskiej lub podmiejskiej, tramwaj zazwyczaj przegrywa z pociągiem. To niesprawiedliwe. W końcu tramwaj skupia w sobie magię wyobcowania pojazdu szynowego, a jednocześnie potrafi uszczknąć coś z niespokojnej atmosfery miasta, „przetrawić” jego centrum i obrzeża, wypluć drogę pod dom (gdzie „pod” jest treścią, „dom” – formą). Kibice to żarliwi wyznawcy, mają swoje dyscypliny i definicje, pęknięcia i posty (z myślnikami, bo przecież nie ma mowy o budowaniu, to co najwyżej nadbudowy lub dobudówki, bez projektów i pozwoleń). Nic się nie musi urodzić, choć nie wszystko jest pod kontrolą (gdzie tym razem to „pod” jest formą).