Autobiografia śmierci
nagrania / transPort Literacki Kacper Bartczak Kim Hyesoon Lynn SuhSpotkanie z udziałem Kim Hyesoon, Lynna Suh, Kacpra Bartczaka w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejRecenzja Kacpra Bartczaka, towarzysząca premierze książki Bagaż Jerzego Jarniewicza, wydanej w Biurze Literackim 6 marca 2023 roku.
Jarniewiczowi sporo uszło płazem. Zapuszczanie się w obszary, gdzie są zawiązywane sploty słowa, biografii, polityki, wiedzy – sploty, które u innych mogłyby się poplątać w duszące więzy – tutaj wydało na świat żywe, w całym paśmie żywotności, od przyjemności po cierpienie, ciało poezji. Jarniewiczowi sporo się udało. I nie chodzi o nagrody – bo polskie nagrody literackie mają nieraz życie zbyt „własne”. Chodzi więc o coś dalece ważniejszego. Jarniewiczowi udało się pokazać zdezorientowanej, miejscami muzealnej, miejscami rozczarowująco poprawnościowej, w innych rejonach poddanej zbyt wielu merkantylnym presjom kulturze literackiej, że nadmiar wiedzy, i to w dodatku opatrzonej mianem „profesorskiej”, jednak artyście się opłaca. Że „wiedza” może być formą prze-życia współczesnego świata, że w takim świecie może wejść w jak najbardziej świeże korelacje z substancją tworzenia.
Jarniewicz ma pewien temat zasadniczy. Jest nim splot języka i ciała, a dokładniej języka i pożądania, ale postawić sprawę w ten sposób, to oczywiście skazać ją natychmiast na niezrozumienie. Przede wszystkim, zanim był „splot”, najpierw zaistniało zderzenie, a z wyzwolonych przy jego okazji energii pojawił się, a raczej pojawiał, zmienny w czasie program poetycki, stale ewoluująca poetycka odpowiedź na również dynamiczny zestaw problemów. Chodziło więc o dogłębne rozumienie sytuacji „własnej”, rozumienie umożliwione przez wszechstronny program pisarski, w którym nie da się odróżnić wiedzy od talentu, pewnej zdolności do przedzierzgnięcia jej w twórczy impuls, bądź też, z innej perspektywy, takie rozumienie procesów zachodzących wokół literatury, które ten impuls będzie sycić, zamiast – co przecież się zdarza – go tłumić. Natychmiast było też jasne, że, nawet wbrew najskrytszym życzeniom lub instynktom, nic „własnego” nie ma i być nie może. Pisarstwo poetyckie Jarniewicza jest więc rodzajem odpowiedzi danej na pytanie o możliwość podmiotowości twórczej w labiryntalnym i labilnym świecie polskiego kapitalizmu, który, chciał nie chciał, jest też światem schyłkowej globalizacji.
Kształt, który z tej ewolucji wyłonił się na dzień dzisiejszy i chwilę obecną, nazwałbym próbą autokreacji postkonfesyjnej. Termin ten proponuję jako doraźną próbę oddania pewnej historii kryzysów – tyleż twórczych i bliskich poecie, ile natychmiast też nieosobowo politycznych, rozgrywających się w obrębie nakładających się na siebie obszarów zmian kulturowych i różnorodnej praktyki pisarskiej. Z tej wielości wyniknęła przede wszystkim świadomość warunków, w jakich można dziś sensownie uprawiać pisanie wierszy, pewna strategia wydobycia się z nich, by ustanowić warunek własny i na nim pisać. Jeśli swoim terminem chcę zasygnalizować, że pewien impuls konfesyjny, czy nieraz po prostu liryczny, Jarniewicz gdzieś w wierszach przechowuje i przemyca, to chodzi mi przede wszystkim o to, że impuls ten – konieczność autobiograficznego wglądu, a następnie skorelowania go z szalejącą „na zewnątrz” zmianą – sam okazał się wytworem zmiennych warunków. W pierwszej kolejności był on odpowiedzią na rozpoznanie kryzysu estetyczno-poznawczego, który dotyczył wielu poetów w latach dziewięćdziesiątych i później, a który wiąże się z napływem do Polski stylistyk zachodnich, powiązanych z wyzwaniem zupełnie nowych metodologii myślenia o poezji. Następnie zaś stał się też bodźcem do przemyślenia tradycyjnych odruchów autobiograficznych głęboko wbudowanych w klasyczną lirykę.
Stąd autokreacja, projekt przebywania w strefie negocjacji, program, który w historii literatury był rozgrywany bardzo różnie, z rozmaicie dozowanym dostępem do „ja”, program, do którego Jarniewicz w pewnej chwili postanowił się przyłączyć. A zatem – twórczość tego poety to wynik zmiennych napięć: między ciałem a językiem; między słynnym lirycznym „ja” – tym biednym stworzeniem, głęboko odurzonym własną przypadłością życiową – a z niesmakiem odkrytą, zadaną z „zewnątrz”, kulturową symulacją tegoż; między graalem autonomii chociażby, skoro autentyczność podmiotu okazała się bajką, a władzą wszechobecnego kulturowego podglądu, który jest też natychmiast kulturowym zapisem. Postkonfesyjna autokreacja Jarniewiczowa to próba rozegrania tych napięć, spożytkowania tego, co pozostaje jeszcze z tradycyjnej liryki konfesyjnej, przerzucenia jej na nowy teren, wygrania tego terenu, przede wszystkim dla wiersza, ale też, skoro autokreacja jest przekroczeniem klasycznego podziału na sztukę i życie, dla nowo zrodzonego „siebie”.
Zmienne napięcia stanowiące podłoże autokreacyjnej negocjacji same były odpowiedzią na zmienność warunków zewnętrznych. Pierwszą zmianę stanowiło wejście polskiej kultury literackiej w orbitę nowych poetyk i metodologii. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych miał miejsce potężny zwrot językowy, który przebiegał w dwóch nurtach. Jednym z nich było wejście niesłychanej różnorodności traktowania języka, różnorodności dalece przebijającej to, co proponowała Nowa Fala, przez poezje zachodnie, przede wszystkim anglosaskie, wejście umożliwione przez środowisko „Literatury na Świecie”, do którego Jarniewicz dołączył na stałe od 1995 roku. Giganci modernizmu (wśród nich kapitalnie znaczący dla autora Joyce), poeci nowojorscy, ale też uwielbiani przez Jarniewicza beatnicy – to pisarze zarówno sprowadzający język na ziemię, ku potoczności, zwyczajności oraz materialności, jak i poeci językowego nadmiaru. Nastąpiło wówczas niespotykane w historii literatury polskiej antagonistyczne zwarcie – spięcie zwyczajnego, materialnego, zawsze, jak wiemy dzięki Piotrowi Sommerowi, smakowitego detalu z żywiołem językowego nadmiaru, żywiołem, który, jak się później miało okazać, wprowadzał niepokojący ładunek nicujący. Wśród materiałów zaimportowanych na nasz teren to spięcie miało swoją reprezentację w parze O’Hara/Ashbery. Wystarczy wspomnieć historię dyskusji i sposobu przekładania tych poetów na język polski, by stwierdzić, jak wysoka była estetyczna, światopoglądowa i duchowa stawka tego zasilenia. Jarniewicz przebywał przecież w samym epicentrum tamtej erupcji – u samego źródła wybuchających wokół tego zjawiska dyskusji.
Jednak nowe poetyki wspierała też nowa filozofia, zmuszająca do rewizji właściwości podstawowego tworzywa poezji – języka. Chociaż boczenie się na dekonstrukcję – na potężny argument filozoficzny płynący z pism Derridy i de Mana – stało się ostatnio dość modne, to wkład dekonstrukcyjnego argumentu w rozwój poezji polskiej w dobie przemiany ustrojowej i później jest nie tylko niezaprzeczalny, ale też owocny.
Filozoficznie podbudowane, otwarte na wielość nowe poetyki miały więc efekt podwójny. Przede wszystkim sprowadziły poezję ku zwyczajności. Przy czym gest, znany już przecież w Polsce wcześniej, okazał się tylko jednym ruchem w bardziej skomplikowanej grze, która kazała przemyśleć „język” – zobaczyć go jako nieograniczony, niezakotwiczony, rozbuchany, a jednocześnie podszyty nicością żywioł p i s m a, zanim da się go usłyszeć jako zakorzenioną w namacalnym detalu codzienności m o w ę. Takie jednak postawienie sprawy – odsunięcie tego czegoś, co język miał nazywać, istnienie czego miał przecież pewnie wykazywać, na bliżej niedookreślony dystans – problematyzowało na skalę dotąd w polskiej literaturze nienotowaną tak zasadnicze kwestie jak źródło znaczenia, a zatem w ogóle kategorię znaczenia, a co za tym idzie tak uświęcone pojęcia, jak ulubiony przez tradycyjną lirykę autentyzm wypowiedzi oraz, na innym polu, ukochane przez tradycję liryczne podniosłości i świętości, czy to pojęte narodowo, czy metafizycznie.
Napływ treści demontujących całe wcześniejsze pola zagadnieniowe był więc obrazoburczy. Obrazoburcza była „teoria”, która te treści wnosiła; obrazoburcze były głęboko modernistyczne poetyki i nazwiska, które nagle zaczęły być czytane od nowa. Nie tylko Ashbery, O’Hara, Ginsberg, ale jakaś warstwa wcześniejsza – Mallarmé, Rimbaud, Proust, Kafka, Stevens, Stein, Roussel oraz, a z punktu widzenia Jarniewicza przede wszystkim, Joyce. Ów metodologiczny napór, wzmocniony otwarciem się na fundujący go w przeszłości eksperyment modernistyczny, miał dla Jarniewicza dwie zasadnicze konsekwencje. Pierwsza zaszła w osi teoretycznej i wpisywała się w typowe dla momentu dekonstrukcyjnego pytanie o referencję. Druga zaś, ściśle powiązana z pierwszą, dotyczyła lekcji, jaką literatura jako całość otrzymuje z również dekonstrukcyjnie rozpędzonej myśli o przekładzie.
Sama tylko oś teoretyczna już niosła w sobie konflikt. Z jednej strony zamiana „mowy” na „pismo” była w istocie zwróceniem uwagi na nieprzejrzystość i nieusuwalną retoryczność języka. Na jednym poziomie retoryczność ta może się realizować jako geniusz języka potocznego – stąd natychmiast ulubiony przez Sommera (oraz ukochanych przez niego Reznikoffa i O’Harę) i całkowicie zaabsorbowany przez Jarniewicza bodziec uważnego wsłuchiwania się w błysk potoczności. Z drugiej strony mamy jednak pojęcie nie tyle „języka”, ile językowego rozplenienia, tekstualnej produktywności, która wdziera się i przejmuje rzeczywistość.
Ta podwójność była wyzwalająca. Podwójny ruch – zejście w dół, ku rejestrom niższym, z towarzyszącym mu rozplenieniem sensów w warstwie niegdyś zarezerwowanej dla podniosłości i idei źródła – pozwala inaczej spojrzeć na zadania poezji. O tym przesunięciu tak pisał wcześniej Piotr Śliwiński: „Rejestrowane przesunięcie (się) liryki w głąb rzeczywistości, jednocześnie skutek i przyczyna wygaśnięcia zmitologizowanych i zmistyfikowanych poetyckich mocy”, to w efekcie „ograniczenie jej przywilejów filozoficznych i moralnych”[1]. Takie – jak pisze dalej Śliwiński – „inne ustawienie” relacji między światem a językiem jest też całkiem nowym podejściem do problemu „prawdy”, który napędzał, ale też ograniczał centralną polską tradycję poetycką. Nowe ustawienie pozwoliło Jarniewiczowi zidentyfikować stylistykę dla siebie całkowicie antagonistyczną – była nią poezja jako prowadzona na kolanach lub na koturnie eksploracja wielkich narracji, co na gruncie polskim oznaczało stawianie wiersza w roli bądź to zamiennika modlitwy, bądź elegii po niedostępnym absolucie. Tutaj głównymi antagonistami Jarniewicza byli ci poeci, którzy stale przesuwali wypowiedź poetycką w sferę p r a w d y, postrzeganej nieraz jako cisza uzyskana po zaaresztowania retoryki, albo ku elegijnej podniosłości pozostałej po ewakuowanym absolucie, jak u Adama Zagajewskiego, z którym spór prowadzony jest we wczesnym Dowodzie z tożsamości, bądź u Ryszarda Krynickiego. „I tu się z Krynickim rozchodzimy” – mówił Jarniewicz w dawnym wywiadzie przeprowadzonym przez Michała Larka – „bo [ostateczne pojednanie znaku ze znaczeniem] to dla mnie niemożliwy postulat. Język rozszedł się ze światem, a słowa nad miarę się rozpleniły”[2]. I dlatego mógł też powiedzieć: „Dekonstrukcja (…) przyniosła ze sobą poczucie szczególnego wyzwolenia. Od mimetyczności, od jednorodnego sensu, od ciągłości”[3].
Jarniewicz mówi tu o tym samym hauście świeżego powietrza, którego najpotężniejszą znaną mi egzemplifikacją jest Konwój. Opera Sosnowskiego. Tam uwolnienie przybiera postać oceaniczną, która topi nie tylko lokalny sens, ale też samą możliwość opowiedzenia świata po trajektorii spójnej i racjonalnej narracji, co stanowiło niezwykłe na naszym gruncie oderwanie poezji od obsesyjnych prób czytania ostatecznego sensu historii i postawienie jej w zamian zadania niesamowitego – na poły ironicznego, na poły przejmującego przyglądania się samej pracy różnicowania znaczeń, sensów, obrazów i pojęć.
A jednak owo oceaniczne podejście nie mogło być podejściem Jarniewicza. Lingwistyczne rozplenienie to przecież również praca nicości – nowo pojęty znak językowy zdawał się zastępować każdy desygnat, a praca różnicowania sensów mogła się okazać swoistym przejściem świata we własne widmo. Wiele wierszy we wczesnych tomach łódzkiego poety to badanie tego znikania. Co najważniejsze, w uzyskanej w ten sposób perspektywie rozpłynięciu ulegałby konkret najważniejszy, czyli adresat wypowiedzi, i to nie pojęty abstrakcyjnie czy zbiorowo „słuchacz”, ale ucieleśniony uczestnik rozmowy. Z taką utratą natomiast wiązałoby się również zamazanie, jeśli nie wygaszenie, dynamiki cielesnego pożądania. Tym samym Jarniewicz odkrywał w sobie pewien argument starszy od dekonstrukcji, metafizykę napięcia między słowem a ciałem, w której opowiadał się za tym drugim: „Gdybym miał odtworzyć własną kosmogonię, powiedziałbym, że na początku było ciało”[4]. Widzimy więc, jak skomplikowana jest sytuacja poety cielesności w warunkach przewrotu językowego: z jednej strony po derridiańsku afirmowane wydarzenie porzucenia idei wieży Babel i zróżnicowanie językowe działało na jego korzyść; z drugiej strony jednak dawało zbyt dużą przewagę słowu – nawet jeśli było to słowo pozbawione transcendentalnych prerogatyw i tekstualnie rozplenione – nad cielesnością.
Równowagę przywraca namysł nad przekładem. Podwójnie napędzany, bo oparty na dekonstrukcyjnym czytaniu modernizmu przewrót językowy stawia przekład – całą dyskusję nad nim, jego zagadnienie, pytanie o jego możliwość – w samym centrum literatury. Lekcja modernizmu nie musiała być wcale lekcją całkowitego i nieustannego nicowania. Punkt ciężkości mógł pojawić się raczej w zadaniu przyglądania się inności odnajdywanej wciąż od nowa w centrum tego, co własne. Krytycy starający się sprostać wyzwaniu Sosnowskiego – a zatem również wyzwaniu przychodzącemu ze strony tekstów Ashbery’ego, Roussela, na nowo czytanego Joyce’a – pisali o tym, jak przekłady tych autorów stają się później metodologicznym napędem tekstów pisanych po polsku, a zrodzona w ten sposób literacka polszczyzna jest już polszczyzną lepiej niż kiedykolwiek ustawioną na nasłuch obcości w sobie lub wręcz d o m a g a j ą c ą s i ę p r z e k ł a d u. W ten sposób pisała na przykład Joanna Orska o prozie poetyckiej Sosnowskiego, wskazując, że niemal w samym jej sercu działają zjawiska animowane w twórczo-przekładowym tyglu wytworzonym w czworokącie: Ashbery–Rimbaud–Roussel–Sosnowski, przy czym nazywała wyłaniającą się w ten sposób poetykę „grą tłumaczeniowo-tranzytywną”. Jarniewicz musiał przysłuchiwać się temu szumowi bardzo uważnie. W jego wydaniu migracja sensów, napięć i estetycznych możliwości odnajdywana w praktyce przekładu stała się pretekstem do traktowania literatury jako stałego poszukiwania spotkania z obcością; doświadczenie obcego języka na zawsze odmienia powrót do języka własnego – język poezji, słowo w poezji, jego tekstualne rozsianie zostają więc u tego poety zaprzęgnięte do zadania szukania rozmowy z obcym. A tym obcym jest przede wszystkim ciało i pożądanie. Cielesność jako pole wymykające się ustalonemu rozumieniu, jako lokum pożądania, poszukuje swojego języka – taka cielesność szuka go, umyka mu, stanowi dla niego wyzwanie, a zatem prowadzi do procesów analogicznych do tych, które występują przy przekładzie.
Takie odkrycie natomiast będzie u Jarniewicza przesunięciem liryczno-autobiograficznym – eksploracja pożądania w języku to przejście ku intymności oraz tematykom kojarzonym tradycyjnie z liryczną konstrukcją podmiotu oraz chwili. Oczywiście krytyka feministyczna przekonała nas już wiele lat temu, że działanie na styku języka i pożądania nie musi przebiegać w kontekście biograficznym, że, przeciwnie, może ona być odejściem od podmiotu intymnie-autobiograficznego. Z wielu jednak przyczyn Jarniewicz nie mógł, albo nie mógł i nie chciał, obierać tej ścieżki. Jest u tego poety aktywny imperatyw badania własnych uwikłań we wszystkie pola, które, jak dziś wiemy, fundują podmiot. U Jarniewicza, prócz centralności wygranego w językowych grach pożądania, są jeszcze kultura, całkowicie banalnie pojęta polityka – historyczny bagaż zwyczajnego człowieka, mężczyzny urodzonego w PRL‑u, którego apetyt na życie, jakże podsycany peerelowską tandetą, a zatem apetyt na obcość – bo w Polsce ludowej życie było zawsze „gdzie indziej” – trafił na taki, a nie inny czas historyczno-kulturowych przemian kraju. Dlatego dotarcie do splotu: język–cielesność–pożądanie nie mogło być u tego poety realizowane w oderwaniu od historii tego zwykłego, pojedynczo ujętego, banalnie autobiograficznego podmiotu empirycznego.
Z drugiej strony jednak, o czym Jarniewicz zawsze dobrze wiedział, niezweryfikowane podejście do podmiotu biograficznego w poezji owocuje tego rodzaju konfesją, która możliwa była tylko przez krótką chwilę, dawno temu. Jakkolwiek interesujące i powabne mogą być bowiem przygody owego banalnego podmiotu autobiograficznego, to zupełnie poza zasięgiem tradycyjnej konfesyjności leży oddanie stopnia, do jakiego podmiot ten został spreparowany przez przychodzący do niego z zewnątrz, a właściwie z gruntu go zapisujący skrypt podany przez kulturę, który jest też skryptem władzy. Mamy zatem kolejne napięcie – konieczność zbliżenia się do historii własnej przy jednoczesnej świadomości, że niemożliwe jest już takie dotarcie do siebie, które przebiega pod hasłem afirmowanego przez tradycyjny konfesjonalizm autentyzmu. Z tego drugiego węzła pochodzi program autokreacyjny.
Autokreacja poetycka, w przeciwieństwie do konfesji, daje pierwszeństwo samemu doświadczeniu wiersza – temu, czym biografia staje się w obróbce estetyczno-formalnej, temu, co z niej się, powiedzmy, rodzi w obrębie skomplikowanego aparatu wiersza. Można sobie wyobrazić autokreację w formie silnej, spod znaku Sosnowskiego, Stevensa, Roussela, Rimbauda – czyli nacechowaną modernistycznie (co zresztą prowadzi dziś, w epoce szaleństwa mówienia o sobie, do strategii niezbyt modnej, w której podmiot biograficzny pozostaje zostawiony gdzieś na odległym lądzie, któremu, jak choćby u Ashbery’ego, upodmiotowiony wiersz przygląda się nieraz z dobrotliwą ironią). Jak zostało już jednak powiedziane, ta ścieżka była przed Jarniewiczem zamknięta. Dlatego właśnie autokreację Jarniewiczową nazywam postkonfesyjną: jest to zabieg dystansujący poetę od typowej dla silnej autokreacji poetyckiej wiary w autonomię estetyczno-formalną aparatu wiersza, strategia każąca mu spożytkować autobiografię, ale inaczej niż w szaleńczo narcystycznym, ustawionym na autentyzm programie konfesyjnym. Tutaj autokreacja będzie stałym przyglądaniem się temu, jak intymność jest narażana na zafałszowanie. Istnieje bowiem coś, co intymność może skompromitować, zawłaszczyć, właśnie zafałszować. Tym czymś jest panoptyczne symulakrum środowiska, w którym funkcjonuje podmiot – technologicznie, medialnie, politycznie rozkręcony aparat trawiący dawne treści na ich współczesne podróbki, a przy tym jednocześnie jak najbardziej opresyjny, inwazyjny, represyjny, kontrolujący i niszczący.
Splot intymności, pożądania, miłości, ucieleśnionych i językowo osadzonych energii z przepoczwarzającym się aparatem władzy stał się tematem Jerzego Jarniewicza w okresie, którego zalążki znajdujemy w Oranżadzie, właściwy początek w Makijażu, a podsumowanie w obsypanym splendorami Mondo cane. Zadanie autokreacyjne polega na wygraniu sporu o pożądanie z aparatem władzy. W Oranżadzie odnajdujemy wiersz „Emo”:
Emo
Jesteś poetą lirycznym? pyta
i przeszywa go wzrokiem. Bezwstydnie.
Suka, chciałby jej odpowiedzieć
i wsadzić rękę w majtki.
Ale budzi się w innym czasie,
bez suk i zmotoryzowanych odwodów,
od których mokro robiło się na ulicy.
Lirycznym, kurwa, lirycznym.
Dziennikarka prowadzi wywiad z podmiotem na temat liryki. W tle toczy się jednak inny dialog – rozmówcy wyraźnie „lecą na siebie”. Która warstwa jest prawdziwsza: wywiad czy erotyczna gra? Medialność to przecież jedna z emanacji aparatu władzy. W „Emo” dobrze widać ryzykowny, ale niedający się usunąć splot pożądania i tego właśnie aparatu. Słowem zwornikiem jest „suka”. Katalizator erotyzmu w niższym rejestrze, słowo to przechowuje wspomnienie jawnej opresyjności władzy. I chociaż podmiot budzi się z tej fantazji „w innym czasie”, w którym przemoc bywa już mniej jawna, to rozumiemy, że chodzi tylko (i aż!) o zmianę technologii.
Chociaż świat polskiego kapitalizmu od początku jest u Jarniewicza rejestrowany jako karuzela symulakrycznej tandety, to jednak jego represyjność nie maleje. W autokreacyjnej strategii chodzi o wygranie sfery pożądania dla szans podmiotu, o takie przedostanie się do pokładów pożądania, takie ich aktywowanie, które przemieni je w nośnik pozwalający wymknąć się sfingowanym językom ku rekonstrukcji takich doznań jak miłość, rozkosz, piękno, ale także – w innych rejonach i może też w późniejszych tomach – czułość, przyjaźń, wrażliwość na ból innego.
Program ten nabiera rozpędu w Makijażu. Tom obfituje w wiersze miłosne, erotyczne, przy czym afekty te rozwijane są zawsze w nieusuwalnej przyległości narzeczy publicznych, nieustannie na jakiejś krawędzi, przy podwyższonym ryzyku wtargnięcia języków zafałszowanych w to, co już miało być osiągniętą konstrukcją. Miłość i erotyczne uniesienie przeciwstawiane są tu oszustwu napędzającemu polski dyskurs publiczny. Charakterystyczne środowisko tych wierszy znajdujemy na przykład w tekście „Samo południe”, gdzie „w śródmieściu swąd palonych opon/ ściera się z rykiem przenośnych syren/ i kołataniem do bram”, albo w „Tu jesteś”, gdzie dzieją się podobne sceny permanentnie konwulsyjnego spektaklu postpolitycznego: „Gwiżdże wiatr, a General Motors/ ogłasza bankructwo. Za nimi pójdą inni”. Co kiedyś było poluzowaniem desygnatów, później stało się rzeczywistością neoliberalnego oszustwa: „Z sufitu wzięte dane. Z głębokości/ powiew karczowanych słów”. Tam, gdzie u Sosnowskiego język wiersza dążyłby do oderwania się od spektaklu – gdzie odpowiedzią na manipulację byłaby fantasmagoria własna wiersza, kpiąca sobie z takich nazw jak General Motors – u Jarniewicza zachowują one realność rozkładu, po to by realna również mogła się stać gra kochanków poszukujących azylu wśród rozpadu. Związek kochanków to albo przebicie się do obrazoburczo odkrytego piękna, jak w wierszu „Z Ksiąg Królewskich”, gdzie „piękna jest żona bliźniego mego,/ piękna ławica ryb wokół kostek”, albo ostatni możliwy komunizm, jak w „Prostym wierszu o miłości”, popisowym kawałku Jarniewicza, nieodmiennie fetowanym oklaskami na wielu odczytach poetyckich. W najintensywniejszych warstwach tego programu dochodzi do pojawienia się nowego podmiotu – kochanka zrodzonego powtórnie w akcie spełnienia, który jest też oddaniem głosu kochance, jak na przykład w „Wierszu lotosowym”. Z pewnością takimi utworami Jarniewicz wchodzi na stałe do kanonu dyskusji o roli i przygodach płci w poezji polskiej.
Czy program autokreacyjny Jarniewicza kończy się „sukcesem”? Czym byłby taki sukces? Nasuwa się porównanie z Kawafisem. U Kawafisa Jarniewicz podpatrzył zdolność do wychwytywania detalu, który nie tylko pobudzi wyobrażenie pożądania lub rozkoszy, ale też pomoże przenieść chwilę rozkoszy w czasie, tak by stała się ona udziałem chwili obecnej. Bez popadania w klasyczny idealizm, stawiający sztukę wyżej od życia, Kawafis notuje pewną t r w a ł o ś ć dzieła poetyckiego, które zyskuje stałą obecność w samym życiu. Kawafis to niezwykła hybryda Platona z Nietzschem – idealizm piękna zostaje w tej poetyce wcielony do-słownie: żywy język wtapia idealną chwilę w pasmo, które trwa w czasie, ale jednocześnie, w jakimś sensie, „nie starzeje się”. W tym znaczeniu poetyka Kawafisa jest najpełniej zrealizowanym programem autokreacyjnym – w pewnym momencie nie da się odróżnić „życia” od poetycko uzyskanych „aktów”, które, choć chronologicznie wcześniejsze, zachowują współczesność i współtworzą każdą następną „chwilę obecną”.
Jarniewicz musi jednak sproblematyzować tę obecność. Jest to cena, jaką płaci za zbliżenie się – konieczne, jak już zauważyłem – do dewaluacji języków publicznych oraz do zawartej w ich proliferacji czynności aparatu władzy. Na poziomie opowieści cykl kolejnych tomów odnotowuje po prostu wygasanie romansu. Jednak ta narracja niesie w sobie inne odkrycie: taką głębię ingerencji aparatu – nadzorującego, prześwietlającego, szpiegującego, ewidencjonującego – o jakim nie śniło się modernistom, na przykład Kawafisowi. Ingerencja ta zaprowadzi Jarniewicza – w Pustych nocachi Mondo cane – do rewizji całego programu autokreacyjnego, która będzie też konfrontacją z pustką. Co najważniejsze – i najodważniejsze w tej poetyce – pustka jest nagle odkrywana na obszarze wcześniej należącym do cielesnego pożądania. Szczególnie w Mondo cane spod żądzy przeziera nicość. Czasem jest to czeluść wręcz metafizyczna, otchłań śmierci, ale Jarniewicz nie przesuwa się ku metafizyce. Ciekawsze jest odkrycie przenicowania żądzy właśnie przez stały udział aparatu władzy w cielesności. Wiersze w Mondo cane przypominają o wydaniu współczesnego ciała ludzkiego na wtargnięcie aparatu, który prześwietla, gromadzi dane, ewidencjonuje, a tym samym je denuncjuje i osłabia. Co wcześniej było dążeniem do komunikacji i miłosnego dotyku, rzednie i przeradza się często w czysty odruch, nagi ból. Zamiast dającego się twórczo spożytkować pożądania pozostaje stałe niespełnienie, uzależnienie. Spod miłosnego uniesienia przeziera polityczno-policyjne rekwizytorium: „szafa, w szafie/ podpisane lojalki, zeznania, biały proszek/ w saszetce”. Ten biały proszek to narkotyk, który władza zawsze może komuś podrzucić. Władza, w swoim wydaniu bioaktywnym, zarządza żądzą, reglamentuje ją, przemyca i zadaje. Taka myśl zaczyna wybrzmiewać w najważniejszych utworach Mondo cane, na przykład w „Wierszu z płaczącą posłanką”, gdzie imię ukochanej, które w tych wierszach jest przywoływane obsesyjnie jako znak nieobecności, musiało zostać kiedyś podsunięte: „Kto/ je zasiał? I kto nas potem, jaki agent,/ jakich służb specjalnych, na życie i na śmierć, uwiódł”? Aparat władzy – zasadniczo bezosobowy, pusty, właściwie już całkowicie mechaniczny – implantuje pustkę tam, gdzie u Kawafisa miała być sama żywotna treść odtworzonej żywotności.
Czy zatem porażka? W Mondo cane spojrzenie wychodzi poza „ja”. Widać ból innych, również ich poddanie systemowi władzy. Ta sama uwaga i zdolność do notowania szczegółu naświetla teraz postacie zupełnie podmiotowi obce, a jednak połączone z nim we wspólnocie słabości, zwyczajnie ludzkiego wystawienia na widok publiczny, obnażenia. Uwikłanie w pożądanie/żądzę jest też uwikłaniem w historię i politykę, co daje obraz większej wspólnoty.
Nie chcę przez to kończyć banałem i twierdzić, że Jarniewicz staje się poetą całkowicie już i zupełnie oddanym sprawie altruistycznego odejścia od indywidualnego „ja” na rzecz wspólnoty. Byłoby to twierdzenie zbyt koniunkturalne. Poeci mają prawo do swoich obsesji; twórczość z tych obsesji się bierze. Dlatego dopowiem, że autokreacja u Jarniewicza nie usuwa całkowicie konfesji. W późnych tomach pojawia się imperatyw autoanalizy, znajdują się tam wiersze zbliżone do konfesyjności w sposobie, w jaki źródeł konstrukcji podmiotu poszukuje się w klasycznym romansie rodzinnym. W szerszym rozrachunku jednak nawet ten bardzo osobisty, niemal freudowsko zbudowany podmiot staje się częścią większej panoramy ukazującej nasze powszechne uwikłanie i zależność od zapisu zewnętrznego, polityczno-historycznego, którego pochodzenie i cele pozostają dla nas całkowicie niejasne, a którego nieusuwalność da ostatecznie bagaż każdego życia indywidualnego. Program autokreacyjny Jarniewicza jest nieczysty, jednak jest to nieczystość przydająca mu pojemności i wnikliwości, na jaką nie stać żadnej koniunktury politycznej.
[1] P. Śliwiński, „Powtórzenia i powroty”, w: J. Jarniewicz, Wybór wiersza, wybór i posłowie P. Śliwiński, Poznań 2012, s. 142–143.
[2]„Te chwile, w których ciało rozsadza język” (z J. Jarniewiczem rozmawia M. Larek), w: Ślady i więzy: krytyczna topografia Jarniewicza, wybór i opracowanie Z. Jaskuła, Łódź 2008, s. 23.
[3] Tamże, s. 29.
[4] Tamże, s. 24.
Ur. w 1972 roku. Poeta, krytyk, tłumacz poezji, amerykanista. Wydał kilka tomów poetyckich, m.in. Wiersze organiczne (2015), za które był nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius oraz Nagrody Literackiej Nike, Pokarm suweren (2017), a także zbiór Naworadiowa (2019). Autor monografii o Johnie Ashberym (2006) oraz zbioru esejów o poezji i teorii Świat nie scalony (2009), za który otrzymał Nagrodę „Literatury na Świecie”. Tłumaczył wiersze Johna Ashbery’ego, Rae Armantrout, Charlesa Bernsteina i Petera Gizziego. Stypendysta Fundacji Fulbrighta (dwukrotny) i Fundacji im. T. Kościuszki. Wykłada literaturę amerykańską na Uniwersytecie Łódzkim. Mieszka w Łodzi.
Spotkanie z udziałem Kim Hyesoon, Lynna Suh, Kacpra Bartczaka w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejDwudziesty pierwszy odcinek z cyklu „Rozmowy na koniec” w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejCzytanie z książki Czas kompost Kacpra Bartczaka w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejRecenzja Kacpra Bartczaka towarzysząca premierze książki Autobiografia śmierci Kim Hyesoon w tłumaczeniu Ewy Suh, Lynna Suha i Katarzyny Szuster-Tardi, wydanej w Biurze Literackim 25 września 2023 roku.
WięcejRozmowa Anny Kałuży i Zuzanny Sali z Kacprem Bartczakiem, towarzysząca premierze książki Czas kompost Kacpra Bartczaka, wydanej w Biurze Literackim 28 sierpnia 2023 roku.
WięcejAutorski komentarz Kacpra Bartczaka, towarzyszący premierze książki Czas kompost, wydanej w Biurze Literackim 28 sierpnia 2023 roku.
WięcejGłos Kacpra Bartczaka w debacie „Czy próbujesz zmienić świat swoim pisaniem?”.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę czas kompost Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 28 sierpnia 2023 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę czas kompost Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 28 sierpnia 2023 roku.
WięcejOdpowiedzi Kacpra Bartczaka na pytania Tadeusza Sławka w „Kwestionariuszu 2022”.
WięcejCzytanie z książki Widoki wymazy z udziałem Kacpra Bartczaka w ramach festiwalu Stacja Literatura 26.
WięcejSiódmy odcinek z cyklu „Rozmowy na torach” w ramach festiwalu Stacja Literatura 26.
WięcejSpotkanie wokół książek „Najsłabszy opór” Addy Djørup i „Zegary w pokoju matki” Tanji Stupar-Trifunović z udziałem Addy Djørup, Tanji Stupar-Trifunović, Kacpra Bartczaka i Bogusławy Sochańskiej w ramach festiwalu Stacja Literatura 26.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Marka K.E. Baczewskiego, Kacpra Bartczaka, Jacka Dehnela i Macieja Roberta podczas Portu Wrocław 2006.
WięcejAutorski komentarz Kacpra Bartczaka w ramach cyklu „Historia jednego wiersza”, towarzyszący premierze książki Widoki wymazy, wydanej w Biurze Literackim 19 kwietnia 2021 roku.
WięcejRozmowa Krzysztofa Siwczyka z Kacprem Bartczakiem, towarzysząca premierze książki Widoki wymazy, wydanej w Biurze Literackim 19 kwietnia 2021 roku.
WięcejSpotkanie wokół książki Świat w ogniu Charlesa Bernsteina z udziałem Charlesa Bernsteina, Kacpra Bartczaka, Jerzego Jarniewicza i Joanny Roszak w ramach festiwalu Stacja Literatura 25.
WięcejFragment zapowiadający książkę Kacpra BartczakaWidoki wymazy, która ukaże się w Biurze Literackim 19 kwietnia 2021 roku.
WięcejGłos Kacpra Bartczaka w debacie „Nowe języki poezji”.
WięcejGłos Kacpra Bartczaka w debacie „Ludzie ze Stacji”.
WięcejRozmowa Kacpra Bartczaka z Charlesem Bernsteinem, towarzysząca wydaniu książki Charlesa Bernsteina Świat w ogniu: wiersze i przemowy, w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, która ukazała się w Biurze Literackim 7 września 2020 roku.
WięcejSzkic Kacpra Bartczaka, towarzyszący wydaniu książki Charlesa Bernsteina Świat w ogniu: wiersze i przemowy, w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, która ukazała się w Biurze Literackim 7 września 2020 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Charlesa Bernsteina Świat w ogniu: wiersze i przemowy, w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 7 września 2020 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Charlesa Bernsteina Świat w ogniu: wiersze i przemowy, w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 7 września 2020 roku.
WięcejSpotkanie z udziałem Ramiego Al-Aszeka, Fadiego Dżomara, Kacpra Bartczaka i Natalii Malek w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejCzytanie z książki Naworadiowa z udziałem Kacpra Bartczaka w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejSpotkanie wokół książki Ciemna materia z udziałem Rae Armantrout, Kacpra Bartczaka i Bartosza Krajki w ramach festiwalu Stacja Literatura 23.
WięcejRozmowa Zuzanny Sali z Kacprem Bartczakiem towarzysząca wydaniu książki Naworadiowa Kacpra Bartczaka, wydanej w Biurze Literackim 26 sierpnia 2019 roku.
WięcejAutorski komentarz Kacpra Bartczaka, towarzyszący wydaniu książki Naworadiowa, która ukazała się w Biurze Literackim 26 sierpnia 2019 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Naworadiowa Kacpra Bartczaka, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 26 sierpnia 2019 roku.
WięcejRozmowa z Rae Armantrout, towarzysząca premierze książki Ciemna materia Rae Armantrout w tłumaczeniu Kacpra Bartczaka, wydanej w Biurze Literackim 3 września 2018 roku.
WięcejEsej Kacpra Bartczaka dotyczący książki Ciemna materia Rae Armantrout, wydanej w Biurze Literackim 3 września 2018 roku.
WięcejSpotkanie autorskie w ramach festiwalu Stacja Literatura 22, w którym udział wzięli Asja Bakić, Charlotte Van den Broeck, Llŷr Gwyn Lewis i Kacper Bartczak.
WięcejSpotkanie autorskie w ramach festiwalu Stacja Literatura 22, w którym udział wzięli Kacper Bartczak, Martyna Buliżańska, Roman Honet, Szymon Słomczyński i Maciej Jakubowiak.
WięcejSpotkanie autorskie „Tribute to John Ashbery” w ramach festiwalu Stacja Literatura 22.
WięcejRozmowa Kacpra Bartczaka z Llŷr Gwyn Lewis. Prezentacja w ramach cyklu „Nowe głosy z Europy”.
WięcejRozmowa Kacpra Bartczaka z Charlotte Van den Broeck. Prezentacja w ramach cyklu „Nowe głosy z Europy”.
WięcejRozmowa Kacpra Bartczaka z Asją Bakić. Prezentacja w ramach cyklu Nowe głosy z Europy.
WięcejRozmowa Pawła Kaczmarskiego z Kacprem Bartczakiem, towarzysząca premierze książki Pokarm suweren, wydanej w Biurze Literackim 12 czerwca 2017 roku.
WięcejAutorski komentarz Kacpra Bartczaka do książki Pokarm suweren, wydanej w Biurze Literackim 12 czerwca 2017 roku.
WięcejWiersz zarejestrowany podczas spotkania „Odsiecz” z festiwalu Port Wrocław 2006.
WięcejFragment książki Pokarm suweren Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 12 czerwca 2017 roku.
WięcejFragment książki Pokarm suweren Kacpra Bartczaka, która ukaże się w Biurze Literackim 12 czerwca 2017 roku.
WięcejZapis ze spotkania autorskiego „Nowe głosy z Europy 2016: Poezja i Proza”, w którym udział wzięli Kacper Bartczak, Anja Golob, Juana Adcock oraz Árpád Kollár. Spotkanie odbyło się w ramach festiwalu literackiego Stacja Literatura 21.
WięcejKomentarz Kacpra Bartczaka do zestawu wierszy Julii Miki „Wiersze czyszczące”. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających almanach Połów. Poetyckie debiuty 2016, który ukaże się w Biurze Literackim.
WięcejWiersz pochodzi z książki Pokarm suweren Kacpra Bartczaka, która ukaże się w przyszłym roku w Biurze Literackim.
WięcejKomentarz Kacpra Bartczaka do zestawu wierszy Kuby Pszoniaka „Chyba na pewno”. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających almanach Połów. Poetyckie debiuty 2016, który ukaże się w Biurze Literackim.
WięcejKomentarz Kacpra Bartczaka do zestawu wierszy Bartka Zdunka „Sól z ziemi”. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających almanach Połów. Poetyckie debiuty 2016, który ukaże się w Biurze Literackim.
WięcejPremierowy zestaw wierszy Kacpra Bartczaka.
WięcejZ Anną Kałużą o książce Bumerang rozmawia Kacper Bartczak.
WięcejZ Kacprem Bartczakiem o książce Świat nie scalony. Estetyka, poetyka, pragmatyzm rozmawiają Paweł Kaczmarski i Jakub Skurtys.
WięcejGłos Kacpra Bartczaka w debacie „Poeci na nowy wiek”.
WięcejKomentarze Kacpra Bartczaka, Grzegorza Jankowicza, Edwarda Pasewicza, Justyny Sobolewskiej, Agnieszki Wolny-Hamkało.
WięcejKomentarze Kacpra Bartczaka, Anety Kamińskiej, Kamila Zająca i Rafała Wawrzyńczyka o książce Raj w obrazkach D.J. Enrighta.
WięcejZ Kacprem Bartczakiem rozmawia Kuba Mikurda.
WięcejRecenzja Kacpra Bartczaka z książki Dowód z tożsamości Jerzego Jarniewicza.
WięcejSzesnasty odcinek z cyklu „Rozmowy na koniec” w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejCzytanie z książki Bagaż z udziałem Jerzego Jarniewicza w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej, towarzysząca premierze książki Bagaż Jerzego Jarniewicza, wydanej w Biurze Literackim 6 marca 2023 roku.
WięcejRozmowa Artura Burszty z Jerzym Jarniewiczem, towarzysząca premierze książki Bagaż Jerzego Jarniewicza, wydanej w Biurze Literackim 6 marca 2023 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Bagaż Jerzego Jarniewicza, która ukaże się w Biurze Literackim 6 marca 2023 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Bagaż Jerzego Jarniewicza, która ukaże się w Biurze Literackim 6 marca 2023 roku.
WięcejRecenzja Łukasza Żurka, towarzysząca premierze książki Czas kompost Kacpra Bartczaka, wydanej w Biurze Literackim 28 sierpnia 2023 roku.
WięcejRecenzja Anny Kałuży towarzysząca premierze książki Widoki wymazy Kacpra Bartczaka, wydanej w Biurze Literackim 19 kwietnia 2021 roku.
WięcejRecenzja Pawła Kaczmarskiego z książki Świat nie scalony Kacpra Bartczaka.
WięcejRecenzja Jakuba Skurtysa z książki Świat nie scalony Kacpra Bartczaka.
Więcej