recenzje / ESEJE

Bartek Zdunek i jego melodyjne geodezje

Kacper Bartczak

Komentarz Kacpra Bartczaka do zestawu wierszy Bartka Zdunka „Sól z ziemi”. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających almanach Połów. Poetyckie debiuty 2016, który ukaże się w Biurze Literackim.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Wier­sze są po to, żeby sobie radzić. Odda­ni na pastwę tzw. „świa­ta zewnętrz­ne­go” – poj­mo­wa­ne­go jako język, poli­ty­ka, inni, Inny, prze­strzeń fizycz­na – ludzie muszą sobie jakoś sie­bie udo­wod­nić, jakoś się na tych obsza­rach odna­leźć, jako byty, two­ry, orga­ni­zmy w mia­rę jed­nak, mimo wszyst­ko, osob­ne. Wier­sze są narzę­dziem nie­zbęd­nym przy tej czyn­no­ści. Uży­wa ich każ­dy, choć nie każ­dy zda­je sobie z tego spra­wę. (O tych dru­gich nale­ża­ło­by wła­ści­wie powie­dzieć, że to wiersz uży­wa ich.)

Wśród tych, któ­rzy rozu­mie­ją, że wier­sze są ich jedy­ną szan­są, wyróż­nij­my robo­czo dwa pod­ga­tun­ki. Pierw­si to kaska­de­rzy, żar­liw­cy, któ­rzy czczą swe narzę­dzie odda­jąc mu się w cało­ści. Ci trak­tu­ją wiersz jako zasób nie­wy­czer­py­wal­ny, nie­zmier­ny. Nie oba­wia­ją się o nie­go. Dru­dzy to pie­czo­ło­wi­ci mier­ni­czy same­go narzę­dzia. Bar­tek Zdu­nek nale­ży do tej dru­giej rodzi­ny.

Zdu­nek to neo­fi­ta ostroż­ny i wywa­żo­ny. Jego wej­ście w pole dzia­ła­nia poetyc­kie­go usta­la wła­sną higie­nę, wła­sne para­me­try. Jego wier­sze to czę­sto mia­ro­we, samo­zw­rot­ne, przy­glą­da­ją­ce się sobie, logicz­nie skon­stru­owa­ne prób­ni­ki. Jak każ­de kawał­ki języ­ko­we zasłu­gu­ją­ce na mia­no wier­sza, łączą one grę wyobraź­ni, języ­ka i bodź­ców pocho­dzą­cych z prze­strze­ni zewnętrz­nej, fizycz­nej. Jed­no­cze­śnie jed­nak, utwo­ry Zdun­ka sta­ra­ją się też uzy­skać wgląd we wła­sną meto­dę two­rze­nia takich połą­czeń.  Są ostroż­ne – pro­po­nu­ją stwier­dze­nia, kon­struk­cje, ale zaraz pod­da­ją je testo­wi jakie­goś kontr­py­ta­nia. Czer­pią z ener­gii nie­skrę­po­wa­ne­go fan­ta­zjo­wa­nia, sur­re­ali­stycz­ne­go prze­lo­tu ponad bana­łem, a jed­no­cze­śnie cały czas śle­dzą tra­jek­to­rie tych lotów.

Cza­sem daje to efekt bar­dzo zdy­scy­pli­no­wa­ne­go ćwi­cze­nia języ­ko­we­go i para-logicz­ne­go. Docie­ka­nia takie są zarów­no filo­zo­ficz­ne jak i poetyc­kie. Wyzna­cza­ją one wła­sny teren, kre­ślą wła­sną prze­strzeń. Wyła­nia­ją­cy się w ten spo­sób obszar wyka­zu­je źró­dło­we prze­ni­ka­nie się filo­zo­fii i poezji. Tak ma się spra­wa z utwo­rem „Czy­ta­łem kie­dyś Wit­t­gen­ste­ina” (pre­zen­to­wa­nym w BIBLio­te­ce) i z „Lek­cją geo­me­trii” (utwór wej­dzie do więk­szej pre­zen­ta­cji w „Alma­na­chu” tego­rocz­ne­go „Poło­wu”). Jed­na z przy­jem­no­ści obco­wa­nia z tymi minia­tu­ra­mi pole­ga na przy­glą­da­niu się, jak wyła­nia­ją­ce się w nich „praw­dy” obda­rzo­ne są świa­do­mo­ścią wła­snej sztucz­no­ści i przy­god­no­ści swo­ich umiej­sco­wień.

Jed­nak Zdu­nek to rów­nież pio­sen­karz. W innych jego utwo­rach, tem­pe­ra­ment badaw­czy ustę­pu­je miej­sca melo­dii, żwa­wej nośno­ści este­tycz­nej, ryt­mo­wi, pere­gry­na­cji luna­ty­ka, flȃneu­ra. Taki spa­cer wyła­nia się natu­ral­nie z ryt­micz­nych przejść w wier­szu zaty­tu­ło­wa­nym „Nosisz T‑Shirt po Las­se z Ber­gen”. Absurd – jeśli nadać mu kształt, pozwo­lić mu oddać wła­sną zasa­dę – prze­ka­że swój sens, coś pod­po­wie. Bła­hość pio­sen­ki jest tyl­ko pozor­na – jej zaska­ku­ją­ca dys­cy­pli­na wpro­wa­dza tro­chę świa­tła w trud każ­de­go poran­ka. Nie wiem kim jest „Las­se z Ber­gen”, ale nie muszę tego wie­dzieć. Jak duch poja­wia się on w wier­szu w coraz to nowych odsło­nach. Może to jest duch, któ­ry zna się na zimie, na zimie w mie­ście i potra­fi przez to mia­sto pro­wa­dzić.

Ćwi­cze­nia takie mają też tę dodat­ko­wą zale­tę, iż pozwa­la­ją one ich adep­to­wi zoba­czyć się w świe­tle kunsz­tow­nie skon­stru­owa­nych dystan­sów. Zysku­je on w ten spo­sób dostęp, jak­że zdro­wy, jak­że dziś wszyst­kim potrzeb­ny, do wła­snych ogra­ni­czeń i wła­snej przy­pad­ko­wo­ści. Tak dzie­je się w pre­zen­to­wa­nych w biBLio­te­ce „Drob­nych inte­re­sach” i „Soli z zie­mi”. Tego typu auto­por­tre­ty są uważ­ne i otwar­te. W ich auto­iro­nicz­nym świe­tle wyła­nia się sub­tel­ny i zło­żo­ny obraz tej umow­nej „zewnętrz­no­ści”, zawsze już prze­cież impli­ko­wa­nej w każ­dym samo-oglą­dzie.

O autorze

Kacper Bartczak

Ur. w 1972 roku. Poeta, krytyk, tłumacz poezji, amerykanista. Wydał kilka tomów poetyckich, m.in. Wiersze organiczne (2015), za które był nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius oraz Nagrody Literackiej Nike, Pokarm suweren (2017), a także zbiór Naworadiowa (2019). Autor monografii o Johnie Ashberym (2006) oraz zbioru esejów o poezji i teorii Świat nie scalony (2009), za który otrzymał Nagrodę „Literatury na Świecie”. Tłumaczył wiersze Johna Ashbery’ego, Rae Armantrout, Charlesa Bernsteina i Petera Gizziego. Stypendysta Fundacji Fulbrighta (dwukrotny) i Fundacji im. T. Kościuszki. Wykłada literaturę amerykańską na Uniwersytecie Łódzkim. Mieszka w Łodzi.

Powiązania