recenzje / ESEJE

Benzyną

Emilia Konwerska

Recenzja Emilii Konwerskiej z książki Radości Grzegorza Kwiatkowskiego, która ukazała się 1 marca w 2013 roku w serwisie Art Papier.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Grze­gorz Kwiat­kow­ski po raz czwar­ty dekon­stru­uje wiersz. Nada­je też dodat­ko­we zna­cze­nie emo­cjom, oglą­da je z nie­od­kry­tych, nie­zna­nych wcze­śniej stron. Tytu­ło­we „Rado­ści” w dość bez­po­śred­ni spo­sób wyni­ka­ją z cier­pie­nia. „Mia­łem sie­dem­na­ście lat kie­dy zaszlach­to­wa­łem pierw­szą świ­nię mia­łem bar­dzo sła­by wzrok ale uda­ło mi się!”. Mini­ma­li­stycz­na anty­po­ezja Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go zawie­ra cha­rak­te­ry­stycz­ne dla dzie­ciń­stwa połą­cze­nie naiw­no­ści z okru­cień­stwem. Geo­me­tria świa­ta Kwiat­kow­skie­go jest pro­sta: twój ból = mój uśmiech, two­ja śmierć = moje szczę­ście.

Tomik zawie­ra dwa­dzie­ścia dwa wier­sze, któ­rych for­ma ucie­ka od tra­dy­cyj­nych wyznacz­ni­ków liry­ki w stro­nę repor­ta­żu, wywia­du, pamięt­ni­ka. Kil­ku­wer­so­we histo­rie zaczy­na­ją się rów­nie nie­spo­dzie­wa­nie, jak się koń­czą. Ich boha­te­ro­wie to zamor­do­wa­ni Żydzi, zgwał­co­ne dziew­czyn­ki, spor­tow­cy ze stward­nie­niem roz­sia­nym. Autor odda­je głos tym, któ­rzy już nic niko­mu nie powie­dzą. Kobie­ta z Rwan­dy, żona Wil­lia­ma Blake’a, Fran­cis Bacon – wszy­scy opo­wia­da­ją swo­je histo­rie. Tytu­ły w for­mie nekro­lo­gów („Dora Dro­goj, ur. 1923 zm. 1941”) w zesta­wie­niu z oszczęd­ną for­mą, ogra­ni­cze­niem słów do mini­mum robią wra­że­nie jedy­nych tak napraw­dę waż­nych wyda­rzeń. Resz­ta jest tyl­ko przy­pi­sem. Kwiat­kow­ski ogra­ni­cza swo­ją poezję do seman­ty­ki, obie­ra ją z lite­rac­ko­ści, sta­wia przed nami nagie, bez­li­to­sne fak­ty: „odcię­to jej gło­wę tępą piłą / i nikt nie wie gdzie zosta­ła pocho­wa­na / gdy­by to było prze­ry­so­wa­nie / albo este­tycz­na zaba­wa / ale: odcię­to jej gło­wę tępą piłą / i nikt nie wie gdzie zosta­ła pocho­wa­na” („Dora Dro­goj…”).

Oka­zu­je się, że życie da się opo­wie­dzieć w kil­ku wer­sach, a wyrwa­ne z kon­tek­stu sło­wa sta­no­wią z jed­nej stro­ny tytuł wier­sza, z dru­giej są jak­by pod­su­mo­wa­niem życia, jego naj­waż­niej­szym momen­tem: wydarł, bez­piecz­na, ojciec, zna­łem. Kwiat­kow­ski przy­glą­da się wsi, jej histo­rii, pogro­mom, nik­ną­cym w natło­ku codzien­nych wyda­rzeń aktom prze­mo­cy. Bie­rze pod lupę moral­ność, nie­umie­jęt­ność doświad­cze­nia poczu­cia winy, brak zro­zu­mie­nia dla cier­pie­nia innych. Sąsiad zarżnął osiem­na­stu Żydów, a potem sta­wiał u nas piec, pode­rżnął gar­dło Żydów­ce, ale cięż­ko pra­co­wał w polu i opie­ko­wał się cho­rą mat­ką. Dobrzy ludzie – wspie­ra­ją się, zapo­mi­na­ją o prze­wi­nie­niach. Żydom, Cyga­nom i dia­błom wstęp wzbro­nio­ny. Gdy­by pol­ski anty­se­mi­tyzm był jedy­nym czy głów­nym tema­tem Rado­ści, łatwo było­by wpi­sać go w ten sam nurt co Pokło­sie, książ­ki Jana Toma­sza Gros­sa, a to bar­dzo ogra­ni­czy­ło­by pole inter­pre­ta­cji twór­czo­ści Kwiat­kow­skie­go. Autor sta­wia pol­skie pogro­my, histo­rie prze­śla­do­wań Żydów obok wie­lu innych aktów prze­mo­cy, co nada­je im dodat­ko­we zna­cze­nie. Mar­twe cia­ła miesz­kań­ców get­ta nie­wie­le się róż­nią od tych zja­da­nych przez psy w Rwan­dzie, od zde­chłych saren, ano­ni­mo­wych tru­pów zna­le­zio­nych w rze­ce. Zwło­ki zawsze wyglą­da­ją tak samo, bez wzglę­du na cię­żar histo­rycz­ny i sym­bo­licz­ne zna­cze­nie.

Śmierć u Kwiat­kow­skie­go pozba­wio­na jest pato­su, kon­tek­stu kul­tu­ro­we­go, war­to­ścio­wa­nia. „Wszy­scy są rów­ni wobec śmier­ci” – mówi jeden z boha­te­rów. Wła­śnie w tej spra­wie­dli­wo­ści znaj­du­ją satys­fak­cję, radość. Spra­wie­dli­wość poja­wia się, kie­dy ojciec, któ­ry gwał­cił cór­kę, tra­fia do wię­zie­nia, a ona ma pie­nią­dze na jedze­nie i nar­ko­ty­ki. Z wier­szy wyzie­ra prze­ra­ża­ją­ca mono­to­nia życia. Polo­wa­nia, kościół, śmierć. Pro­sto­ta zawar­ta we frag­men­tach wspo­mnień, opo­wie­ściach boha­te­rów zachwy­ca swo­ją bru­tal­no­ścią. „Jak możesz wie­rzyć w dobro i zło gdy ryby zja­da­ją wła­sne potom­stwo?”. Rela­cje rodzin­ne w „Rado­ściach” nazna­czo­ne są śmier­cią, ruty­ną, okru­cień­stwem i gwał­tem. Nie ma miej­sca na reflek­sję. Są fak­ty.

Grze­gorz Kwiat­kow­ski prze­pla­ta obra­zy śmier­ci zwie­rząt obra­za­mi ludz­kie­go cier­pie­nia. Nie znaj­dzie­my tutaj jed­nak zna­ne­go nam z poezji Róże­wi­cza ubo­le­wa­nia nad losem czło­wie­ka. Z Rado­ści wyklu­wa się pyta­nie: „Dla­cze­go mamy być gor­sze od zaję­cy?”. Dla­cze­go ma nad nami wisieć ety­ka, kul­tu­ra, filo­zo­fia? Fak­ty mówią same za sie­bie, a „Rado­ści” sta­wia­ją zło pod ścia­ną, nagie, czar­no na bia­łym, bez meta­for i innych barw­ni­ków rze­czy­wi­sto­ści. Odcię­to jej gło­wę tępą piłą.”


Recen­zja uka­za­ła się w ser­wi­sie Art Papier. Dzię­ku­je­my Autor­ce i Redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

Powiązania