recenzje / ESEJE

Bez odwołania

Mieczysław Orski

Recenzja Mieczysława Orskiego z książki Wycieczka do muzeum Tadeusza Różewicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

W naj­now­szym tomie pro­zy Tade­usz Róże­wicz zebrał swo­je opo­wia­da­nia z wie­lu lat – choć przede wszyst­kim z pierw­sze­go dwu­dzie­sto­le­cia swej twór­czo­ści – nada­jąc im, czy raczej przy­po­mi­na­jąc z daw­ne­go wyda­nia, dość pro­wo­ka­cyj­ny tytuł (mają­cy spo­dzie­wa­ne przez nie­zna­ją­cych spra­wy czy­tel­ni­ków tury­stycz­ne zabar­wie­nie), któ­ry wydaw­ca kon­kre­ty­zu­je pod­tek­stem zdję­cia zamiesz­czo­ne­go na okład­ce. Kie­dy czy­ta­my wybi­ja­ją­ce się na jej czar­nym tle lite­ry napi­su (nie­daw­no nb. nagło­śnio­ne­go przez media po zna­nej kra­dzie­ży): Arbe­it macht frei, wie­my już, że autor pro­wa­dzi swą podróż myślo­wą do Auschwitz, a okre­śle­nie „wyciecz­ka” nabie­ra tu sar­ka­stycz­nej wymo­wy, któ­rej sens pod­bi­ja treść opo­wia­da­nia. Jed­nak zasta­na­wia­ła mnie w tym zbio­rze daw­niej­szych utwo­rów – któ­re powin­ny zna­leźć się w kano­nie lek­tur współ­cze­sne­go wykształ­co­ne­go czy­tel­ni­ka, a oczy­wi­ście w coraz mniej­szym stop­niu są w ogó­le pamię­ta­ne – takich jak „Opa­dły liście z drzew”, „Nowa szko­ła filo­zo­ficz­na”, „W naj­pięk­niej­szym mie­ście świa­ta”, „Na pla­ców­ce dyplo­ma­tycz­nej”, „Śmierć w sta­rych deko­ra­cjach” – obec­ność krót­kich, póź­niej napi­sa­nych minia­tur, pod­su­wa­ją­cych klucz do rozu­mie­nia cało­ści tomu i w ogó­le do gene­zy, isto­ty, cha­rak­te­ru Róże­wi­czo­wej myśli i kre­acji este­tycz­nej. Szcze­gól­nie dwóch: pomiesz­czo­ne­go pod koniec nowe­go wybo­ru tek­stu „Stra­ho­vski kamie­nio­łom” i zamy­ka­ją­ce­go wybór „Bez odwo­ła­nia”.

Pierw­szy z tych utwo­rów powstał na kan­wie krót­kie­go a esen­cjo­nal­nie i sym­bo­licz­nie trak­to­wa­ne­go wspo­mnie­nia z poby­tu auto­ra w Pra­dze i wizy­ty w jed­nym z naj­bar­dziej zna­nych kamie­nio­ło­mów świa­ta – tego, w któ­rym w ostat­niej sce­nie Pro­ce­su zosta­je wyko­na­ny wyrok na Józe­fie K. Jeden z odłu­pa­nych i leżą­cych na cen­tral­nym pla­cu kamie­ni przy­po­mi­na nar­ra­to­ro­wi mały ołtarz, a kie­dy roz­glą­da się on po oko­li­cy, dostrze­ga w dali budy­nek daw­nych koszar – co skła­nia go do reflek­sji, że pro­ści żoł­nie­rze, gdy­by przy­pad­kiem z okien dostrze­gli to wyko­na­ne na mocy nie­ogło­szo­ne­go wyro­ku mor­der­stwo, z pew­no­ścią nie mogli­by pojąć, dla­cze­go nie­win­ny czło­wiek został stra­co­ny. Oni, stwier­dza nar­ra­tor, przy­się­ga­li posłu­szeń­stwo, wyko­ny­wa­li swój obo­wią­zek. Wszy­scy ubra­ni w jed­na­ko­we mun­du­ry sta­li w sze­re­gu. To wła­śnie ich ura­to­wa­ło i zawsze ratu­je przed sądem. Ta krót­ka jak błysk noża, elip­tycz­na poin­ta impre­sji z pra­skie­go kamie­nio­ło­mu kie­ru­je bieg myśli ku jed­nej z głów­nych debat nar­ra­cji „Nowej szko­ły filo­zo­ficz­nej”, powsta­łej nie­dłu­go po woj­nie. Oca­la­ły z pożo­gi wojen­nej, zaan­ga­żo­wa­ny w nią zbroj­nie boha­ter mno­ży dowo­dy na to, że wszyst­kie skład­ni­ki spa­ja­ją­ce gmach cywi­li­za­cji ludz­kiej, wszyst­kie kodek­sy war­to­ści, wydo­sko­na­lo­ne hie­rar­chie norm etycz­nych ujaw­ni­ły w nie­daw­no minio­nej kata­stro­fie wojen­nej swą wątłość, nie­wy­star­czal­ność i prag­ma­tycz­ną nie­pew­ność – i że jed­nym z kata­li­za­to­rów tej obłud­nej ilu­zji nasze­go mar­ne­go dorob­ku jest „ratu­ją­cy przed sądem” mun­dur. Adept nowej „szko­ły filo­zo­ficz­nej”, któ­ry ma za sobą trau­ma­tycz­ne i ambi­wa­lent­ne prze­ży­cia par­ty­zan­ta, zasta­na­wia się, czy gdy­by miał przed sobą w odle­gło­ści stu metrów tłum ludzi i gdy­by kaza­no mu tych ludzi wystrze­lać, zro­bił­by to – i docho­dzi do wnio­sku, że nie miał­by wąt­pli­wo­ści, musiał­by zro­bić, jeśli dostał­by taki roz­kaz: Wystar­czy­ło­by mi, że pole­ce­nie wydał prze­ło­żo­ny. Że ma na sobie mun­dur. Mnie się zda­je, że hitle­row­cy byli mor­der­ca­mi, ale i my, ich ofia­ry, z opo­rem i bez wła­snej woli zamie­nia­li­śmy się w mor­der­ców Lot­ni­cy, któ­rzy wygnia­ta­li całe mia­sta, odzna­cza­li się prze­cież wśród innych żoł­nie­rzy pew­ną ele­gan­cją i rycer­sko­ścią. Przy­po­mi­na­ny wyrok na Józe­fie K. sta­je się w „Stra­cho­vskim kamie­nio­ło­mie” przy­czyn­kiem do deba­ty o umie­ra­ją­cej „duszy świa­ta”.

Dru­ga krót­ka minia­tu­ra pro­za­tor­ska, zaty­tu­ło­wa­na „Bez odwo­ła­nia”, zamiesz­czo­na zosta­ła na koń­cu i pod­bu­do­wu­je wymo­wę całe­go tomu o głęb­szy aspekt, o bar­dziej uni­wer­sal­ny, a mniej histo­rycz­ny, czy­li odbie­ga­ją­cy od tema­tu wojen­ne­go, wykład zno­wu cał­kiem „nowej szko­ły filo­zo­ficz­nej”. Ponow­nie odwo­łu­je się ona do Pro­ce­su i Kaf­ki, któ­re­go patro­nat ide­owy wyra­ża się na róż­ne spo­so­by w wie­lu utwo­rach Róże­wi­cza. Tyle że jest to patro­nat nie­ko­niecz­nie wynie­sio­ny na pułap para­bo­li, sym­bo­lu, meta­fo­ry – gdzie zazwy­czaj toczą się spo­ry i dys­ku­sje o sen­sie i kon­tek­ście Kaf­ko­we­go prze­sła­nia – a postrze­ga­ny i poj­mo­wa­ny bar­dziej egzy­sten­cjal­nie, dosłow­nie, reali­stycz­nie. Nie bez koze­ry nar­ra­tor wspo­mnia­nej wyżej minia­tu­ry uda­je się oso­bi­ście do miej­sca kaź­ni Józe­fa K., któ­ry prze­cież nigdy nie ist­niał i któ­ry pew­nie nigdy nie widział żad­ne­go kamie­nio­ło­mu (taką „wyciecz­kę” mógł odbyć ewen­tu­al­nie sam F.K., autor Pro­ce­su, ale dla wymo­wy powie­ści nie mia­ło­by to zna­cze­nia). W wie­lu swo­ich utwo­rach Róże­wicz punk­to­wał nie tyle sym­bo­licz­ną, ile wła­śnie kon­kret­ną, reali­stycz­ną mia­rę recep­cji dzie­ła Kaf­ko­we­go (np. w Pułap­ce, gdzie enig­ma­tycz­ne alu­zje i meta­fo­ry Kaf­ki zosta­ją skon­kre­ty­zo­wa­ne w malo­wa­nej reali­stycz­ny­mi narzę­dzia­mi w dra­ma­cie wizji przy­szłej woj­ny). W „Bez odwo­ła­nia” przy­kła­da tę mia­rę w dość prze­wrot­ny spo­sób do swo­jej – czy­li Każ­de­go – sytu­acji: Jak­że bez­barw­nie i skrom­nie przed­sta­wia się mój pro­ces i wyrok śmier­ci, któ­ry noszę w kie­sze­ni od osiem­dzie­się­ciu lat; ale to jest tyl­ko życie, a nie lite­ra­tu­ra. Pro­ces Józe­fa K., któ­ry zakoń­czył się zaszlach­to­wa­niem oskar­żo­ne­go bez wyro­ku, miał – pod­kre­śla nar­ra­tor – teatral­ną opra­wę i uru­cho­mił wiel­ką maszy­ne­rię towa­rzy­szą­ce­go mu tlą histo­rycz­ne­go, ide­owe­go, iko­no­gra­ficz­ne­go. Nato­miast wyrok wyda­ny w „Bez odwo­ła­nia” doty­czy samot­ne­go, żyją­ce­go w swo­im małym świe­cie codzien­no­ści osob­ni­ka, nam współ­cze­sne­go i wsłu­cha­ne­go w gło­sy auto­ry­te­tów naszej doby. Tego Każ­de­go, któ­ry wysłu­chał w tele­wi­zji wypo­wie­dzi pew­nej wybit­nej uczo­nej, agno­stycz­ne­go auto­ry­te­tu, i zro­zu­miał, z jaki­mi praw­da­mi zosta­wia go dzi­siaj wyspe­cja­li­zo­wa­na i decy­du­ją­ca o kształ­cie świa­ta nauka: Głos pani pro­fe­sor ozdo­bio­ny skry­wa­nym śmie­chem oznaj­mił, że wszyst­kie żywe isto­ty (w tym ludzie) są tyl­ko fute­ra­ła­mi do prze­no­sze­nia genów. Po speł­nie­niu swej misji są nie­po­trzeb­ne i umie­ra­ją.

Idea nekro­po­lu zagar­nia­ją­ce­go w coraz więk­szym stop­niu cywi­li­za­cję, śmier­ci zysku­ją­cej w trak­cie roz­wo­ju cywi­li­za­cji wie­lo­krot­ne, wie­lo­po­zio­mo­we prze­bi­cie – jest zasad­ni­czym refre­nem wąt­ków myślo­wych i obra­zo­wych twór­czo­ści Tade­usza Róże­wi­cza od jej począt­ków. Sta­no­wi jeden z fun­da­men­tów kon­struk­cji myślo­wej i pobu­dza­ją­ce two­rzy­wo wyobraź­ni auto­ra „Wyciecz­ki do muzeum”, „Nic w płasz­czu Pro­spe­ra” czy „Śmier­ci w sta­rych deko­ra­cjach”. Począt­ko­wo idea ta – jak widać w począt­ko­wych opo­wia­da­niach oma­wia­ne­go tu tomu – roz­pi­na się nad bez­po­śred­nim dozna­niem apo­ka­lip­sy wojen­nej i dostrze­ga­nym przez nar­ra­to­ra, pod­kre­śla­nym w powo­jen­nych utwo­rach złem wśród nas samych; z cza­sem obra­sta coraz to nową, szer­szą, bar­dziej współ­cze­sną aktu­ali­za­cją, obej­mu­je coraz roz­le­glej­sze pola prze­ży­wa­nej i oce­nia­nej przez nar­ra­to­ra real­no­ści. Doświad­czy­li­śmy na polu tota­li­tar­nych zma­gań i doświad­cza­my w trak­cie roz­wo­ju powo­jen­nej cywi­li­za­cji – kom­pro­mi­ta­cji, klę­ski tego, co zwa­no kul­tu­rą. Testa­ment ide­owy i spa­dek moral­ny pozo­sta­wio­ny przez poprzed­ni­ków został na naszych oczach zane­go­wa­ny i wydrwio­ny,- sku­tecz­ną bro­nią demon­stru­ją­cą w utwo­rach Róże­wi­cza ten upa­dek sta­ła się iro­nia, a tak­że szy­der­czy sar­kazm, prze­wi­ja­ją­cy się m.in. w póź­niej­szych opo­wia­da­niach i dra­ma­tach auto­ra „Śmier­ci w sta­rych deko­ra­cjach”.

Nową kodą, zamy­ka­ją­cą w spo­sób bez­względ­ny, „bez odwo­ła­nia”, bez teatru i jakiej­kol­wiek „maszy­ne­rii” ten wątek nekro­po­lu jest kon­klu­zja dopi­sa­ne­go w 2004 r. mini ese­ju zamy­ka­ją­ce­go Wyciecz­kę do muzeum: …zosta­łem ska­za­ny na śmierć bez pra­wa ape­la­cji (nikt nie sko­rzy­sta z pra­wa łaski), bo nie ma w moim pro­ce­sie żad­ne­go try­bu­na­łu, sądu jaw­ne­go ani taj­ne­go, jest fute­rał dla genów ska­za­ny przez uro­dze­nie na śmierć i roz­kład (…). Smut­na melo­dyj­ka śmier­ci, któ­rą wygry­wam na organ­kach z milio­na­mi ano­ni­mo­wych ludzi, led­wo docho­dzi do Tro­nu. Jed­nak my znajdź­my szczyp­tę nadziei w tym „led­wo”.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na łamach „Prze­glą­du Powszech­ne­go” (nr 9 (1069) 2010). Dzię­ku­je­my za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

O autorze

Mieczysław Orski

Urodzony w 1943 roku. Poeta, prozaik i krytyk literacki. Od 1972 roku jest redaktorem miesięcznika "Odra". Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania

Sześć głosów o wierszach Jacka Gutorowa

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Zdzi­sła­wa Jasku­ły, Andrze­ja Nowa­ka, Mie­czy­sła­wa Orskie­go, Pio­tra Śli­wiń­skie­go, Ada­ma Wie­de­man­na oraz Kon­ra­da Woj­ty­ły.

Więcej

W teatrze wojny, w teatrze życia. Refleksje z lektury Wycieczki do muzeum

recenzje / ESEJE Marcin Malczewski

Recen­zja Mar­ci­na Mal­czew­skie­go z książ­ki Wyciecz­ka do muzeum Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej