Sześć głosów o wierszach Jacka Gutorowa
recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzyKomentarze Zdzisława Jaskuły, Andrzeja Nowaka, Mieczysława Orskiego, Piotra Śliwińskiego, Adama Wiedemanna oraz Konrada Wojtyły.
WięcejRecenzja Mieczysława Orskiego z książki Wycieczka do muzeum Tadeusza Różewicza.
W najnowszym tomie prozy Tadeusz Różewicz zebrał swoje opowiadania z wielu lat – choć przede wszystkim z pierwszego dwudziestolecia swej twórczości – nadając im, czy raczej przypominając z dawnego wydania, dość prowokacyjny tytuł (mający spodziewane przez nieznających sprawy czytelników turystyczne zabarwienie), który wydawca konkretyzuje podtekstem zdjęcia zamieszczonego na okładce. Kiedy czytamy wybijające się na jej czarnym tle litery napisu (niedawno nb. nagłośnionego przez media po znanej kradzieży): Arbeit macht frei, wiemy już, że autor prowadzi swą podróż myślową do Auschwitz, a określenie „wycieczka” nabiera tu sarkastycznej wymowy, której sens podbija treść opowiadania. Jednak zastanawiała mnie w tym zbiorze dawniejszych utworów – które powinny znaleźć się w kanonie lektur współczesnego wykształconego czytelnika, a oczywiście w coraz mniejszym stopniu są w ogóle pamiętane – takich jak „Opadły liście z drzew”, „Nowa szkoła filozoficzna”, „W najpiękniejszym mieście świata”, „Na placówce dyplomatycznej”, „Śmierć w starych dekoracjach” – obecność krótkich, później napisanych miniatur, podsuwających klucz do rozumienia całości tomu i w ogóle do genezy, istoty, charakteru Różewiczowej myśli i kreacji estetycznej. Szczególnie dwóch: pomieszczonego pod koniec nowego wyboru tekstu „Strahovski kamieniołom” i zamykającego wybór „Bez odwołania”.
Pierwszy z tych utworów powstał na kanwie krótkiego a esencjonalnie i symbolicznie traktowanego wspomnienia z pobytu autora w Pradze i wizyty w jednym z najbardziej znanych kamieniołomów świata – tego, w którym w ostatniej scenie Procesu zostaje wykonany wyrok na Józefie K. Jeden z odłupanych i leżących na centralnym placu kamieni przypomina narratorowi mały ołtarz, a kiedy rozgląda się on po okolicy, dostrzega w dali budynek dawnych koszar – co skłania go do refleksji, że prości żołnierze, gdyby przypadkiem z okien dostrzegli to wykonane na mocy nieogłoszonego wyroku morderstwo, z pewnością nie mogliby pojąć, dlaczego niewinny człowiek został stracony. Oni, stwierdza narrator, przysięgali posłuszeństwo, wykonywali swój obowiązek. Wszyscy ubrani w jednakowe mundury stali w szeregu. To właśnie ich uratowało i zawsze ratuje przed sądem. Ta krótka jak błysk noża, eliptyczna pointa impresji z praskiego kamieniołomu kieruje bieg myśli ku jednej z głównych debat narracji „Nowej szkoły filozoficznej”, powstałej niedługo po wojnie. Ocalały z pożogi wojennej, zaangażowany w nią zbrojnie bohater mnoży dowody na to, że wszystkie składniki spajające gmach cywilizacji ludzkiej, wszystkie kodeksy wartości, wydoskonalone hierarchie norm etycznych ujawniły w niedawno minionej katastrofie wojennej swą wątłość, niewystarczalność i pragmatyczną niepewność – i że jednym z katalizatorów tej obłudnej iluzji naszego marnego dorobku jest „ratujący przed sądem” mundur. Adept nowej „szkoły filozoficznej”, który ma za sobą traumatyczne i ambiwalentne przeżycia partyzanta, zastanawia się, czy gdyby miał przed sobą w odległości stu metrów tłum ludzi i gdyby kazano mu tych ludzi wystrzelać, zrobiłby to – i dochodzi do wniosku, że nie miałby wątpliwości, musiałby zrobić, jeśli dostałby taki rozkaz: Wystarczyłoby mi, że polecenie wydał przełożony. Że ma na sobie mundur. Mnie się zdaje, że hitlerowcy byli mordercami, ale i my, ich ofiary, z oporem i bez własnej woli zamienialiśmy się w morderców Lotnicy, którzy wygniatali całe miasta, odznaczali się przecież wśród innych żołnierzy pewną elegancją i rycerskością. Przypominany wyrok na Józefie K. staje się w „Strachovskim kamieniołomie” przyczynkiem do debaty o umierającej „duszy świata”.
Druga krótka miniatura prozatorska, zatytułowana „Bez odwołania”, zamieszczona została na końcu i podbudowuje wymowę całego tomu o głębszy aspekt, o bardziej uniwersalny, a mniej historyczny, czyli odbiegający od tematu wojennego, wykład znowu całkiem „nowej szkoły filozoficznej”. Ponownie odwołuje się ona do Procesu i Kafki, którego patronat ideowy wyraża się na różne sposoby w wielu utworach Różewicza. Tyle że jest to patronat niekoniecznie wyniesiony na pułap paraboli, symbolu, metafory – gdzie zazwyczaj toczą się spory i dyskusje o sensie i kontekście Kafkowego przesłania – a postrzegany i pojmowany bardziej egzystencjalnie, dosłownie, realistycznie. Nie bez kozery narrator wspomnianej wyżej miniatury udaje się osobiście do miejsca kaźni Józefa K., który przecież nigdy nie istniał i który pewnie nigdy nie widział żadnego kamieniołomu (taką „wycieczkę” mógł odbyć ewentualnie sam F.K., autor Procesu, ale dla wymowy powieści nie miałoby to znaczenia). W wielu swoich utworach Różewicz punktował nie tyle symboliczną, ile właśnie konkretną, realistyczną miarę recepcji dzieła Kafkowego (np. w Pułapce, gdzie enigmatyczne aluzje i metafory Kafki zostają skonkretyzowane w malowanej realistycznymi narzędziami w dramacie wizji przyszłej wojny). W „Bez odwołania” przykłada tę miarę w dość przewrotny sposób do swojej – czyli Każdego – sytuacji: Jakże bezbarwnie i skromnie przedstawia się mój proces i wyrok śmierci, który noszę w kieszeni od osiemdziesięciu lat; ale to jest tylko życie, a nie literatura. Proces Józefa K., który zakończył się zaszlachtowaniem oskarżonego bez wyroku, miał – podkreśla narrator – teatralną oprawę i uruchomił wielką maszynerię towarzyszącego mu tlą historycznego, ideowego, ikonograficznego. Natomiast wyrok wydany w „Bez odwołania” dotyczy samotnego, żyjącego w swoim małym świecie codzienności osobnika, nam współczesnego i wsłuchanego w głosy autorytetów naszej doby. Tego Każdego, który wysłuchał w telewizji wypowiedzi pewnej wybitnej uczonej, agnostycznego autorytetu, i zrozumiał, z jakimi prawdami zostawia go dzisiaj wyspecjalizowana i decydująca o kształcie świata nauka: Głos pani profesor ozdobiony skrywanym śmiechem oznajmił, że wszystkie żywe istoty (w tym ludzie) są tylko futerałami do przenoszenia genów. Po spełnieniu swej misji są niepotrzebne i umierają.
Idea nekropolu zagarniającego w coraz większym stopniu cywilizację, śmierci zyskującej w trakcie rozwoju cywilizacji wielokrotne, wielopoziomowe przebicie – jest zasadniczym refrenem wątków myślowych i obrazowych twórczości Tadeusza Różewicza od jej początków. Stanowi jeden z fundamentów konstrukcji myślowej i pobudzające tworzywo wyobraźni autora „Wycieczki do muzeum”, „Nic w płaszczu Prospera” czy „Śmierci w starych dekoracjach”. Początkowo idea ta – jak widać w początkowych opowiadaniach omawianego tu tomu – rozpina się nad bezpośrednim doznaniem apokalipsy wojennej i dostrzeganym przez narratora, podkreślanym w powojennych utworach złem wśród nas samych; z czasem obrasta coraz to nową, szerszą, bardziej współczesną aktualizacją, obejmuje coraz rozleglejsze pola przeżywanej i ocenianej przez narratora realności. Doświadczyliśmy na polu totalitarnych zmagań i doświadczamy w trakcie rozwoju powojennej cywilizacji – kompromitacji, klęski tego, co zwano kulturą. Testament ideowy i spadek moralny pozostawiony przez poprzedników został na naszych oczach zanegowany i wydrwiony,- skuteczną bronią demonstrującą w utworach Różewicza ten upadek stała się ironia, a także szyderczy sarkazm, przewijający się m.in. w późniejszych opowiadaniach i dramatach autora „Śmierci w starych dekoracjach”.
Nową kodą, zamykającą w sposób bezwzględny, „bez odwołania”, bez teatru i jakiejkolwiek „maszynerii” ten wątek nekropolu jest konkluzja dopisanego w 2004 r. mini eseju zamykającego Wycieczkę do muzeum: …zostałem skazany na śmierć bez prawa apelacji (nikt nie skorzysta z prawa łaski), bo nie ma w moim procesie żadnego trybunału, sądu jawnego ani tajnego, jest futerał dla genów skazany przez urodzenie na śmierć i rozkład (…). Smutna melodyjka śmierci, którą wygrywam na organkach z milionami anonimowych ludzi, ledwo dochodzi do Tronu. Jednak my znajdźmy szczyptę nadziei w tym „ledwo”.
Urodzony w 1943 roku. Poeta, prozaik i krytyk literacki. Od 1972 roku jest redaktorem miesięcznika "Odra". Mieszka we Wrocławiu.
Komentarze Zdzisława Jaskuły, Andrzeja Nowaka, Mieczysława Orskiego, Piotra Śliwińskiego, Adama Wiedemanna oraz Konrada Wojtyły.
WięcejRecenzja Marcina Malczewskiego z książki Wycieczka do muzeum Tadeusza Różewicza.
Więcej