Tomem opowiadań Poświęcenie hetmana spłacamy dług wobec pisarza, który ma już na swoim koncie poważny dorobek. Lajos Grendel (ur. 1948), zapewne najoryginalniejszy przedstawiciel współczesnej prozy węgierskiej powstającej na terenie Słowacji, jest autorem blisko trzydziestu powieści, zbiorów nowel i esejów, z których wiele przełożono już na języki obce.
Wcześniej w literaturze węgierskiej na Słowacji dominowała proza o charakterze wspomnieniowym, utrzymany w osobistym tonie zapis przeżyć i odczuć związanych z losem mniejszościowym. Choć Grendel nie ucieka od tej tematyki, ujmuje ją inaczej, jego utwory cechuje optyka obiektywizująca i, pomimo częstego prowadzenia narracji w pierwszej osobie, bezosobowy, chłodny dystans do przedstawianych postaci. Odróżnia go również skłonność do groteski, nawet absurdu, spojrzenie ironiczne (nade wszystko autoironiczne) i lekko sarkastyczny humor; czytelnika zaś ujmuje bogactwo językowe anegdotycznych, cokolwiek hrabalowskich opowieści, skomponowanych nielinearnie, ale posiadających zdyscyplinowaną strukturę. Jest to twórczość prawdziwie dwudziestowieczna i środkowoeuropejska, zarówno pod względem tematów, jak i motywów. Jej bohaterami są ludzie pozornie przeciętni, w gruncie rzeczy jednak dziwacy (każdy może się okazać osobnikiem dziwacznym), którzy pakują się w niemożliwe do rozwiązania, dramatyczne sytuacje: „Zazwyczaj człowiek zbyt późno uświadamia sobie, że wplątał się w kabałę i że w jednej chwili znalazł się na skraju przepaści”. Bohaterom zdarza się „wypaść z czasu jak z gondoli unoszącego się w powietrzu balonu”, wskutek czego ich codzienny kontakt ze światem ogranicza się „do zapewnienia minimum koniecznego do przeżycia”, ale nawet wówczas zachowują świadomość własnej tradycji kulturowej, znają jej przeszłość, kody i cały system odniesień, o czym świadczą nawet ich odruchowe reakcje – to jednak ich nie ratuje.
Tłem zamieszczonych w tomie opowiadań jest życie na ogół inteligenckich przedstawicieli drugiego i trzeciego pokolenia mniejszości węgierskiej w Słowacji, zaś miejscem akcji – albo małe miasteczko, którego pierwowzorem jest zapewne rodzinna Lewocza, albo Bratysława, z którą wiążą pisarza późniejsze lata. W obcym otoczeniu i wśród rozpadających się wartości mieszczańskich postaciom trudno zachować tradycje, które wobec zmian zachodzących na świecie nie dają już ani oparcia, ani schronienia. Jedna podjęta decyzja – i życie toczy się innym torem: „Gdybyśmy wtedy wyszli przez tę furtkę, nasze życie i tak byłoby przetrącone, tylko w innych miejscach mielibyśmy rany”. Początkowo zwyczajne, prędko jednak zmieniające charakter na dramatyczny wydarzenia konfrontują bohaterów z ich własnym ja i ukazują, kim w istocie są i jakie nieznane siły sprawcze nimi poruszają. Na dodatek w życiu bohaterów nieustannie nachodzą na siebie różne płaszczyzny czasu: przeszłości historycznej, rodzinnej, i teraźniejszości. Ale czas, stały bohater nowelistyki Grendela, jest wartością względną, którą autor traktuje swobodnie, jakby, razem z figurami swoich opowieści, uważał, że „nie jest procesem, lecz wciąż odnawiającym się okręgiem, nieprzerwaną gonitwą początku i końca”.
Grendel wypracował własną poetykę wplatania elementów fantastycznych i marzeń sennych do realistycznego opisu. I uprzedza o tym czytelnika, zarówno poprzez tytuły – „Wybryki oniryzmu”, „Niewinne sprawozdanie ze środka snu” – jak i rozsiane w tekście uwagi: „Odbiorca potrzebuje punktów zaczepienia, które co prawda nie pobudzają wyobraźni, ale utwierdzają go w złudnym przekonaniu, że czyta prawdziwą historię i z bezpiecznej odległości może śledzić wydarzenia, nie biorąc w nich udziału. Zwłaszcza epika sklecona z rekwizytów starego dobrego realizmu nie może obejść się bez różnych iluzjonistycznych trików”. Kafkowskie przemieszanie snu i jawy, wytworów fantazji bardzo ciekawie wtopionych w precyzyjny, realistyczny opis autor wyjaśnia krótko: „na granicy rzeczywistości i fikcji nie ma odprawy celnej ani paszportowej”. Nie ukrywa też szwów łączących obie te dziedziny, rozstawiając w tekście wyraźne znaki, ale kiedy indziej przewrotnie ostrzega: „Nie można bezkarnie przekraczać granicy rzeczywistości i fikcji”.
Obok podróży pociągiem powracającym motywem opowiadań jest sen. Albowiem „sen to rzeczywistość”. A nawet „sen to prawdziwsza rzeczywistość”. I nade wszystko: „sen to zemsta na naszej zakrawającej na kpinę historii”. Wiele wydarzeń dzieje się w nocy, która ukazuje, że sprawy w istocie mają inny sens, niż myślimy: „Ze snu szybko wyrwał mnie dziwny niepokój. Przez dłuższy czas, jak wielu innych, nazywałem to gorączką podróżną, dopóki pewnego dnia nie uświadomiłem sobie, że to jednak coś więcej, coś innego. Ucieczka spod bezpiecznej osłony domu, miłości i przyzwyczajeń w wysokie góry osamotnienia, gdzie czas rozrzedza powietrze, otępiałe zmysły wyostrzają się i przed człowiekem staje otworem droga do samopoznania”. Takie zdania uświadamiają nam, że niezależnie od wszelkiej nowoczesności, mieszania porządku snu i jawy, Grendel wpisuje się w długi szereg pisarzy rozważających zasadnicze problemy ludzkiej tożsamości i jej powiązań ze światem. Nie stawia niezadanych dotychczas pytań, intrygują go kwestie odwieczne: co to jest prawda? Rzeczywistość? Wolność? Jak działa na nas literatura? Czym ona właściwie jest i po co ją „przyjmujemy” jak lekarstwo? Co sprawa, że opowieść – również fałszywa – ma siłę sprawczą, stając się terytorium urzeczywistnienia pomysłów na inne życie? Ponieważ „tylko tak można poszerzyć granice skończoności i pokonać czas, który okrutnie obchodzi się ze wszystkim, co wychodzi z mroku przedistnienia, za cenę utraty doskonałości tkwiącej w niebycie”.
Najciekawszy wydaje mi się w tych opowiadaniach powracający motyw prawdy. Zarówno prawda, jak i sprawiedliwość są u Grendela pojęciami „nie z tej ziemi”, nieurzeczywistnialnymi ideami: „Sprawiedliwości staje się zadość, tylko że motywy postępowania obrońców prawdy i sama droga do prawdy są co najmniej tak samo brudne i krwawe jak kariera skompromitowanego dyrektora”. Nie tylko nie sposób jej urzeczywistnić – nie da się jej nawet nazwać: „To zagadka, niepojęta sprzeczność, złośliwość losu, że prawda rozmywa się albo w ogóle przestaje istnieć, kiedy się ją wypowie”. A nawet: „prawdy nie da się wysłowić. To, co wypowiedziane, przestaje być prawdą”. Tak mówi pisarz, który trudni się nieustannym wypowiadaniem.
Nie sposób też umiejscowić jej w czasie: „To, co człowiek uważa za prawdę, inaczej wygląda, kiedy zbliżamy się do śmierci, niż kiedy mamy dwadzieścia lat”. A w pewnej chwili autor podaje wręcz zaskakującą w swojej prostocie definicję: „Powiedzieć prawdę, to szczerze wyznać własne kłamstwa”.
Nie uzyskujemy odpowiedzi na pytanie, czy ogólne i uznane za wieczne ludzkie wartości i tradycyjne zasady moralne pomagają człowiekowi żyć i odnaleźć się w chaosie dzisiejszej rzeczywistości. Sytuacji, w których tradycja czy moralność staje bezradna naprzeciw rzeczywistości, Grendel nie rozwiązuje, pozostawia je do namysłu czytelnikowi. I dlatego Grendela lubi się czytać. Czytelnik jest uhonorowany zaproszeniem do współtworzenia opowieści, Grendel liczy na jego aktywność, a to daje prawdziwą satysfakcję z lektury.