recenzje / ESEJE

Blade Runner 2023. O „państwach miastach i okolicach” Kamila Plicha

Joanna Mueller

Impresja Joanny Mueller na temat poezji Kamila Plicha, laureata 18. edycji Połowu poetyckiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Kra­jo­braz „państw miast i oko­lic” Kami­la Pli­cha przy­po­mi­na lej po apo­ka­lip­sie, w któ­rym jed­nak wciąż tli się (daw­ne? zmu­to­wa­ne? zna­ne? strasz­ne?) życie. Obraz to spe­cy­ficz­ny, odmien­ny od zwy­kle nam ser­wo­wa­nych czy to w fabu­łach scien­ce fic­tion, czy w poezji z nur­tu eko. U Pli­cha bar­dziej skrzy się biel, niż dymi pożo­ga, wię­cej tu antark­tycz­ne­go zmro­że­nia niż atmos­fe­ry gotu­ją­cej się wsku­tek glo­bal­ne­go ocie­ple­nia, wresz­cie – nawet sama kata­stro­fa jest roz­pi­sy­wa­na w rela­cjach nie tyle makro­ko­smicz­nych, ile intym­nych, pry­wat­nych, jak­by poste­mo­cjo­nal­nych.

Zary­zy­ku­ję tezę, że głów­ny temat wier­szy Pli­cha sta­no­wi nie tyle sygna­li­zo­wa­na w tytu­le prze­strzeń, ile kon­fron­tu­ją­cy się z nią pod­miot. A jest to pod­miot oca­la­ły po kata­stro­fie (czy może raczej: po wie­lo­ra­kich i róż­no­rod­nych kry­zy­sach, któ­re się na nią zło­ży­ły, a w któ­rych i my dziś funk­cjo­nu­je­my), defi­niu­ją­cy się na nowo w sytu­acji post­hu­ma­ni­stycz­nej, strą­co­ny z tro­nu antro­po­cen­try­zmu. Czło­wiek por­tre­to­wa­ny w tej poezji nie do koń­ca wie, czy jest andro­idem śnią­cym o elek­trycz­nych owcach („czło­wiek fir­ma otagował/ swój budy­nek logo (póki)// z okna widzę że owieczki/ mają ogo­ny że jed­na leży pod płotem/ w pło­cie z ogo­nem”), czy bla­de run­ne­rem pędzą­cym przez wymar­łe mia­sto z misją łow­cy. Tak czy owak ów wysa­dzo­ny z sio­dła pod­miot ner­wo­wo bada wła­sne cia­ło, reak­cje i emo­cje w obcych warun­kach. Tro­chę się nowym sobą dzi­wi, ale nawet zdu­mie­nie jest tu wyra­ża­ne w spo­sób wywa­żo­ny i zim­ny, tak jak­by auto­ana­li­zu­ją­cy się orga­nizm prze­jął cechy śro­do­wi­ska, któ­re – jak już wspo­mnia­łam – pora­ża chło­dem: „dzia­ła­nie zale­ży od organizmu/ a nasze orga­ni­zmy nie są już takie jak kie­dyś”, „ręce myłem lodem z coca coli/ co prze­szedł na zewnątrz”, „było się świe­żym mię­sem w zamra­żar­ce”.

Gdy­by iść tro­pem mar­twi­cze­go skost­nie­nia, moż­na by pew­nie sko­ja­rzyć te wier­sze z moty­wem zom­bich, któ­ry poja­wia się nie tyl­ko nagmin­nie w popkul­tu­rze, ale też – rzad­ko, lecz coraz czę­ściej – w naj­now­szej poezji (choć­by w debiu­tanc­kim tomie Patric­ka Leftwi­cha, któ­ry zresz­tą świet­nie było­by prze­czy­tać porów­naw­czo z wier­sza­mi Pli­cha). Jed­nak auto­ro­wi państw miast i oko­lic bliż­sze jest, jak myślę, uję­cie współ­cze­snej pod­mio­to­wo­ści w kate­go­riach hybry­dycz­no­ści, cybor­gicz­no­ści, po raz pierw­szy zde­fi­nio­wa­nej w Mani­fe­ście cybor­ga (1985) Don­ny Hara­way. Poeta nie tyl­ko na pozio­mie tkan­ko­wym ujaw­nia zmie­sza­nie tego, co auten­tycz­ne, z tym, co sztucz­ne, nie tyl­ko poka­zu­je zauto­ma­ty­zo­wa­ne, zme­cha­ni­zo­wa­ne reak­cje swo­ich cybor­gicz­nych (acz wciąż kru­chych i podat­nych na zra­nie­nie) pod­mio­tów na przy­god­ne zde­rze­nia ze zda­rze­nia­mi, ale też – podob­nie jak Hara­way – wydo­by­wa opi­sy­wa­ne isto­ty z przy­mu­su wszel­kiej binar­no­ści.

Nie­bi­nar­ne, post­ludz­kie hybry­dy Pli­cha są w cią­głym ruchu, któ­ry jed­nak jest odda­wa­ny w sty­li­sty­ce chłod­ne­go (zno­wu!) mini­ma­li­zmu i spo­wol­nie­nia, jak­by w slow motion. Ta noma­dycz­na ruchli­wość odtwa­rza­na w zwol­nio­nym tem­pie odby­wa się zarów­no w ska­li makro, czy­li pomię­dzy „pań­stwa­mi mia­sta­mi i oko­li­ca­mi” (tu war­to wspo­mnieć o emi­granc­kiej per­spek­ty­wie auto­ra, któ­ra daje mu kry­tycz­ny dystans na przy­kład wobec pol­sko­ści, ale też pozwa­la pod­jąć w wier­szach kwe­stie kla­sy i pra­cy), jak i w krę­gu zawę­żo­nym do intym­nych rela­cji, któ­re zwy­kle są przy­god­ne, efe­me­rycz­ne, naskór­ko­we, czę­sto roz­gry­wa­ją się mimo­cho­dem: w pocią­gu, w toa­le­cie, w knaj­pie. Kamil Plich jest mistrzow­ski w poety­ce zoo­mu optycz­ne­go – świet­nie maj­stru­je przy mode­lo­wa­niu kąta widze­nia, zmie­nia dłu­go­ści ogni­sko­we, raz ostro przy­bli­ża deta­le, raz roz­my­wa je w tło, a emo­cjo­nal­ne czy sek­su­al­ne rela­cje mię­dzy swo­imi pod­mio­ta­mi nie­kie­dy umiej­sca­wia w cen­trum, by po chwi­li bez­ce­re­mo­nial­nie przy­ciąć im kadr. Ta mecha­ni­ka poetyc­kich przy­bli­żeń i odda­leń dobrze cha­rak­te­ry­zu­je cza­so­prze­strzeń, w któ­rą wrzu­co­ne są andro­idy Pli­cha – świat, w któ­rym nie­ustan­nie tra­ci się prąd, ogrze­wa­nie, zasięg, pamięć, kon­takt, dotyk („pra­wie stra­ci­łem kar­tę pamię­ci two­je­go mózgu”), ale potem z nagła zno­wu odnaj­du­je się ratu­nek, choć­by w posta­ci cyfro­wych atrap („ale oka­za­ło się że/ jest jesz­cze ale­xa”), choć­by – w posta­ci wier­sza.

O autorze

Joanna Mueller

Urodzona w 1979 roku. Poetka, eseistka, redaktorka. Wydała tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007, nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), Wylinki (2010), intima thule (2015, nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i do Silesiusa), wspólnie z Joanną Łańcucką Waruj (2019, nominacje do Silesiusa i Nagrody im. W. Szymborskiej) oraz Hista & her sista (2021, nominacja do Silesiusa), dwie książki eseistyczne: Stratygrafie (2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i Powlekać rosnące(2013) oraz zbiór wierszy dla dzieci Piraci dobrej roboty (2017). Redaktorka książek: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009) (2009, razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską) oraz Warkoczami. Antologia nowej poezji (2016, wraz z Beatą Gulą i Sylwią Głuszak). Członkini grupy feministyczno-artystycznej Wspólny Pokój. Mieszka w Warszawie.

Powiązania