recenzje / ESEJE

Blizny na słowach

Monika Balach

Recenzja Moniki Bolach z książki Wylinki, która ukazała się w marcu 2011 roku na łamach "Wyspy. Kwartalnik Literacki".

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Joan­na Muel­ler, jed­na z auto­rek „Mani­fe­stu neo­lin­gwi­stycz­ne­go” z 2002 roku przy­go­to­wa­ła dla czy­tel­ni­ka przy­jem­ne wyzwa­nie. To pierw­sze zda­nie mogło­by być naj­krót­szą recen­zją tomu Wylin­ki. Poet­ka zda­je się pozo­sta­wać wier­na dekla­ra­cji, by obna­żać język w swo­ich utwo­rach, by – jak czy­ta­my we wspo­mnia­nym mani­fe­ście – pozo­sta­wić go w krót­kich maj­tecz­kach. Czy­tel­ni­ka, któ­ry zaczy­na przy­go­dy języ­ko­we z tą poezją, ude­rzy nad­da­tek sen­sów, jakie pły­ną z fraz. Tu brzmie­nie jest brze­mien­ne w sens, by raz jesz­cze przy­wo­łać dekla­ra­cję neo­lin­gwi­stów. Świa­do­mość meto­dy, jaką kie­ru­je się poet­ka, poma­ga wnik­nąć w jej świat i odna­leźć w nim prze­strzeń dla sie­bie. Odkry­wa­my w tych wier­szach podej­ście do języ­ka, jako prze­strze­ni kre­acji rze­czy­wi­sto­ści wg wła­sne­go, osob­ne­go i indy­wi­du­al­ne­go klu­cza. Wie­lo­war­stwo­wy kolaż prze­strzen­ny – kli­sze zro­bio­ne z języ­ka, poszcze­gól­nych słów, nakła­da­ne są war­stwo­wo jed­na na dru­gą z naświe­tlo­nym tyl­ko frag­men­tem kon­wen­cjo­nal­ne­go zna­cze­nia. Wie­lość nało­żo­nych na sie­bie, nie­mal trans­pa­rent­nych, warstw kumu­lu­je w sobie sen­sy wyróż­nia­nych frag­men­tów, któ­re prze­two­rzo­ne przez czy­tel­ni­ka wybu­cha­ją „nadzna­cze­niem”, poten­cjal­no­ścią wie­lu prze­ka­zów.

Tak jak two­rzy się zna­cze­nie, tak two­rzy się w tym tomie „ja” pod­mio­tu. W wier­szu „oto­ja” toż­sa­mość poet­ki to zamęt powsta­ły z zabu­rze­nia sztucz­ne­go porząd­ku kata­lo­gi­zo­wa­ne­go i pogru­po­wa­ne­go ist­nie­nia. Ona to stos, jaki powstał ze zmie­sza­nej zawar­to­ści szu­flad, w któ­rych trzy­ma się rekwi­zy­ty budu­ją­ce nas samych. Powstał zamęt, zmą­co­no spo­kój, oba­lo­no sys­tem.

Nie ma tu jed­nak stra­chu, czy nega­cji tego sta­nu rze­czy. Jest spo­kój wyni­kły z peł­nej afir­ma­cji takiej oso­bo­wo­ści. Dzię­ki owe­mu prze­mie­sza­niu wszyst­kich moż­li­wych wspo­mnień, doświad­czeń, dzię­ki połą­cze­niu wie­lu języ­ków – spo­so­bów mówie­nia, wykre­ował się byt osob­ny, jedy­ny w swo­im rodza­ju – nie­po­wta­rzal­ne i naj­waż­niej­sze „ja” poet­ki.

Przy­wo­ła­na w „oto­ja” kon­dy­cja „dziec­ka-deszy­fran­ta” przed­sta­wio­na jest jako naj­lep­sza z moż­li­wych metod eks­plo­ro­wa­nia świa­ta. To rów­nież posta­wa, któ­ra poma­ga wśród szpar­ga­łów odnaj­do­wać coraz bar­dziej zna­czą­ce bły­ski prze­szło­ści. Tyl­ko ogrom cie­ka­wo­ści poznaw­czej, moc szcze­re­go zaan­ga­żo­wa­nia i nie­kry­tej chę­ci wnik­nię­cia w „taj­nię”, daje pew­ność trwa­nia w cią­głym dąże­niu do praw­dzi­we­go „ja” w auten­tycz­nym świe­cie. Siła pod­mio­tu tkwi w cią­głym ruchu ku istot­no­ści, sens bie­rze się z same­go jego poszu­ki­wa­nia. Zry­wa­nie oskór­ka dają­ce per­ma­nent­ną moż­li­wość odkry­cia kolej­nej praw­dy, aktu­al­ne­go na moment pew­ni­ka.

Pra­gnie­nie jaw­no­ści wzbi­ja się ponad dobro­wol­ność. Pod­miot zapew­ne eks­plo­ru­je wszyst­kie moż­li­we pokła­dy, by dać sobie moż­li­wość odkryć wsze­la­kich i jak naj­peł­niej­szych. Gwałt, któ­ry towa­rzy­szy bar­dziej bole­snym zna­kom z prze­szło­ści jest nie­mal nie­zau­wa­żal­nym ele­men­tem pro­ce­su. Nie jest on tak zna­czą­cy, by zatrzy­mać eks­plo­ro­wa­nie wła­sne­go „ja” – pozna­wa­nie wie­lo­ści wła­snych warstw, mno­go­ści moż­li­wych masek, któ­re moż­na dowol­nie taso­wać, zmie­niać i zdzie­rać.

Wylin­ki, to nie tyl­ko obdzie­ra­nie z masek, jakie nas two­rzą, to tak­że roz­kła­da­nie sie­bie na czyn­ni­ki pierw­sze dla świa­ta. To podróż podwój­na: w poprzek sie­bie (jeśli przy­jąć, że two­rzą nas maski – kolej­ne war­stwy, moż­li­we wcie­le­nia) i w poprzek sen­su sło­wa, zna­cze­nia nada­ne­go mu zwy­cza­jo­wo. Takie zna­cze­nie to wybór, choć zawsze świa­do­mie doko­na­ny – zapro­gra­mo­wa­ny dla nas w języ­ku, w któ­re­go wcho­dzi­my z pierw­szym sło­wem – zawsze zaska­ku­ją­cy, bo nigdy nie­da­ją­cy gwa­ran­cji sta­łe­go efek­tu aktu komu­ni­ka­cji z dru­gim.

Poet­ka nie potę­pia sys­te­mów i kon­wen­cji. Nie żału­je, że zdo­by­ła umie­jęt­ność ist­nie­nia w takim świe­cie. Jest to dla niej meto­da na dodat­ko­wy poziom poro­zu­mie­nia z czy­tel­ni­kiem. (Pierw­szy „natu­ral­ny” – odczy­ta­nie zwy­cza­jo­wych sen­sów słów i dru­gi – zaba­wa sys­te­mem, któ­ra w rezul­ta­cie pro­wa­dzi do powsta­nia dodat­ko­we­go prze­ka­zu). Dzię­ki temu ma moż­li­wość ini­cjo­wa­nia inte­lek­tu­al­nej gry, do któ­rej bez­wied­nie się przy­łą­cza­my. Zna­jo­mość kodu jest koniecz­na z obu stron, by moment mody­fi­ka­cji został wychwy­co­ny i na nowo zin­ter­pre­to­wa­ny.

Poet­ka jest świa­do­ma, że nigdy nie odej­dzie się od nador­ga­ni­za­cji. Ucie­ka­jąc od rygo­ry­stycz­nych zasad w stro­nę dowol­no­ści języ­ka dziec­ka, wyko­nu­je nie lada pra­cę – nie odnaj­dzie­my tam rado­sne­go i bez­tro­skie­go rzu­ca­nia się w nie­zna­ne w ufno­ści do czy­tel­ni­ka. Wyczu­je­my raczej zado­wo­le­nie wyni­ka­ją­ce z wie­dzy, że moż­na spa­dać w języ­ku, i w kon­tak­tach z ludź­mi, na róż­ne spo­so­by. Wychwy­tu­je­my pró­by prze­wro­tów, odchy­leń, któ­re wio­dą nas w róż­ne sfe­ry sen­su i odsła­nia­ją kolej­ne moż­li­we „ja” – pod­mio­tu (i auto­ra i czy­tel­ni­ka). Jed­nak te sen­sy, ich kom­bi­na­cje i kon­ta­mi­na­cje deszy­fru­je­my każ­dy na wła­sny spo­sób.

Owe róż­ne spo­so­by spa­da­nia obser­wo­wać może­my w utwo­rach, w któ­rych pod­mio­to­wość, a dookre­śla­jąc moc­niej – kobie­cość, przed­sta­wio­na jest w róż­nych odsło­nach. Śle­dzić może­my histo­rię wie­lu kobiet, któ­rych ist­nie­nie bie­rze się z tego same­go źró­dła – nar­ra­cji jed­ne­go pod­mio­tu. We „fra­gi­le, fra­gi­le” to kobie­ta – bli­zna, któ­ra łatwo zra­nić i któ­ra jesz­cze łatwiej się odro­dzi. Rada dla czy­tel­ni­ka jest nazbyt wymow­na: ty troszcz się o nią/a potem zma­sa­kruj. W „czar­nych obwód­kach” poja­wia się kobie­cość, jako zja­wi­sko, któ­re dopie­ro wejść ma w ludz­kie cia­ło. Ma w nim trwać zgod­nie z zasta­ny­mi zasa­da­mi, a gdy przyj­dzie ich kres, god­nie przy­jąć koniecz­ność odej­ścia. W „for­mat­ce” mamy wszyst­kie moż­li­we role, jakie odgry­wa i jed­no­cze­śnie ucie­le­śnia kobie­ta-mat­ka (a może każ­da kobie­ta?). Wresz­cie w „jesio­strach w jesion­kach” obser­wo­wać może­my moment ini­cja­cji, jakim jest macie­rzyń­stwo i prze­mia­na, któ­rą prze­cho­dzi kobie­ta. Swo­ista ini­cja­cja – wej­ście w świat dostęp­ny tyl­ko mat­kom, to jed­no­cze­śnie utra­ta przy­mio­tów, jakie do tej pory ja okre­śla­ły. Ta stra­ta nie jest obo­jęt­na dla toż­sa­mo­ści kobie­ty – czy­ta­my opis zna­czą­co pejo­ra­tyw­ny: co kobie­cy wzle­cia­ło – macie­rzyń­skim się gnie.

Prze­mia­na, któ­ra nad­cho­dzi jest dla mło­dej kobie­ty bole­sna – ona jesz­cze nie wie i nie wie­rzy, więc recy­tu­je swo­je bycie w świe­cie, tak jak zosta­ła nauczo­na: więc tre­nu­ją sumien­nie wyuczo­ną bezradność/ te żyją­ce skąd­inąd, skle­ro­tycz­nie i za. Trwa jesz­cze tro­chę przy swo­im prze­szłym wcie­le­niu – nie porzu­ca go bez­re­flek­syj­nie. Znać tu śla­dy żało­by.

W Wylin­kach wyda­rze­nia nie­opatrz­nie pomi­nię­te mogą stać się istot­nym punk­tem odnie­sie­nia dla zaist­nia­łej rze­czy­wi­sto­ści. Tak­że poten­cjo­nal­ność, któ­ra wzię­ła się z nie­za­ist­nie­nia cza­sem wywo­łu­je żal. Poczu­cie stra­ty jest dotkliw­sze, bo spo­wo­do­wa­ne zosta­ło przez nie­do­pa­trze­nie. Codzien­ne mija­nie, prze­ga­pia­nie dru­gie­go, sta­je się pod­sta­wą kon­sta­ta­cji apo­ka­lip­sy odby­wa­ją­cej się w zaci­szu wła­sne­go „ja”, gdzieś w kącie dnia, gdzie powo­li powsta­je uczu­cie nostal­gicz­nej tęsk­no­ty za „nie­wy­da­rze­niem”. Ta reflek­sja pły­nie z wier­sza „gre­at expec­ta­tion, gre­at depres­sion”:

prze­ga­pi­łam tyl­ko jed­ne­go,
nie­wie­le kobiet może to powie­dzieć,
cie­bie, jedy­ny…

To, co mogło się wyda­rzać, przy­ćmie­wa bla­skiem to, co rze­czy­wi­ście się dzie­je. Hie­rar­chia waż­no­ści zosta­ła odwró­co­na. Górę bie­rze melan­cho­lia. Jed­nak nie jest to for­ma osta­tecz­na i jedy­na. Pod­miot falu­je dalej, poja­wia­ją się kolej­ne odsło­ny.

Dąże­nie do nie­do­mknię­cia w jed­nej tyl­ko roli, uciecz­ka od zasty­gnię­cia w for­mie osta­tecz­nej to cecha tej poezji. W wier­szu „uśnij, zaśnij, uśmierz” poet­ka pole­ca: nie odpo­wia­daj – pozo­stań pyta­niem. Wła­śnie to zawie­sze­nie gło­su sta­no­wi pożą­da­ne wyj­ście z sytu­acji trwa­nia w świe­cie nie­zu­peł­nie wła­snym. Zna­czą­ce jest, w jak wie­lu miej­scach tomu prze­bi­ja obcość rze­czy­wi­sto­ści, któ­ra nie współ­gra z wnę­trzem pod­mio­tu. Choć­by w „neu­trum” pod­miot emo­cjo­nal­nie zamy­ka się na świat – tuli się do środ­ka wła­sne­go „ja”, a ota­cza­ją­ca rze­czy­wi­stość pęcz­nie­je, nara­sta – kie­ru­je się wła­snym ryt­mem.

Dyso­nans mię­dzy poet­ką a świa­tem bie­rze się z wia­ry w pra­wo do indy­wi­du­ali­zmu, do wła­sne­go, oso­bli­we­go pozna­wa­nia rze­czy­wi­sto­ści. Dla Muel­ler nasza mowa – język indy­wi­du­al­ny – to nasze poj­mo­wa­nie zabliź­nio­ne w świe­cie. To tyl­ko jed­na wśród innych spoj­rzeń na tę samą rze­czy­wi­stość. Wypu­kłość, jaką two­rzy nasze „ja” w świe­cie jest z kolei jed­na z wie­lu nie­do­sko­na­ło­ści powsta­łych na gład­kiej powierzch­ni cza­su. Wie­lość blizn two­rzy siat­kę poten­cjal­nych odbior­ców tych samych zda­rzeń, pod­mio­tów doświad­cza­ją­cych tych samych emo­cji, czy uczuć. Na tym opar­ta zosta­ła wia­ra w poro­zu­mie­nie ponad zwy­kłym sło­wem.

Kon­cep­ty i inte­lek­tu­al­ne pod­ło­że każ­de­go z tych wier­szy to tyl­ko jed­na z masek poezji. Wier­sze Joan­ny Muel­ler mówią do nas same. Tego tomu się nie czy­ta, on docie­ra do czy­tel­ni­ka poza kodem słow­nym – absor­bu­je się go całym sobą. Wbrew przy­ję­tym regu­łom, poprzez całe cia­ło – z gęsią skór­ką.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na łamach „Wyspy. Kwar­tal­nik Lite­rac­ki” (marzec 2011). Dzię­ku­je­my za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

Powiązania

Joanna Mueller: Wylinki

recenzje / ESEJE Anna Kałuża

Recen­zja Anny Kału­ży z książ­ki Wylin­ki Joan­ny Muel­ler.

Więcej

Linki pomocnicze

wywiady / o książce Joanna Mueller Monika Glosowitz

Z Joan­ną Muel­ler o książ­ce Wylin­ki roz­ma­wia Moni­ka Glo­so­witz.

Więcej

Wiersz w drodze – krymu mir, cry & crime

recenzje / KOMENTARZE Joanna Mueller

Autor­ski komen­tarz Joan­ny Muel­ler do wier­sza „kry­mu mir, cry & cri­me” z książ­ki Wylin­ki, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 18 listo­pa­da 2010 roku.

Więcej