Piękno mojej córki, tak uważam,
jest jedyną nadzieją
tego świata.
Trudno dziś kwestionować wpływ muzyki na nasze emocje. Muzyka uspokaja, poprawia nastrój, rozładowuje stres, a także stymuluje rozwój mózgu i układu nerwowego.
Słuchana w dzieciństwie pomaga budować połączenia w mózgu, ułatwiające późniejszą naukę języków i rozwój pamięci. Odpowiednia muzyka poprawia koncentrację, powoduje wzrost kreatywności, a także ułatwia naukę czytania i pisania. Poprzez muzykę bardzo wcześnie możemy stymulować rozwój zmysłów u dzieci, a przez to rozwijać ich wrodzone talenty – udowodniono bowiem, że muzyka barokowa wspomaga i przyspiesza proces przyswajania wiedzy.
Bach For My Baby to wyjątkowa płyta z kompozycjami Jana Sebastiana Bacha, stworzona specjalnie z myślą o najmłodszych. Na albumie znajdziemy między innymi Suitę Orkiestrową nr 3 (Air), Koncert na dwoje skrzypiec d‑moll (Vivace) czy Suitę na wiolonczelę nr 1, G‑dur (Preludium). Nad przekazaniem klasycznego wychowania czuwają największe gwiazdy EMI Classics: Piotr Anderszewski, Bob van Asperen, François-René Duchâble, Wolgang Gönnenwein, Sharon Isbin, Andrew Parrott, Maria Tipo i wielu innych1.
Gdyby w natłoku postnowoczesnej maligny nieuważny czytelnik wziął ów opis za recenzję Bach for my baby Justyny Bargielskiej – aż do ostatniego akapitu nie napotkałby szczególnych zgrzytów. Oto tomik o języku i pamięci, o czytaniu i pisaniu, kreatywny i koncentrujący w sobie czysty sensualizm przeżyć. Muzyka (wyższych, niższych) sfer. Ale wówczas owym baby musiałby być sam czytelnik. A wiadomo – każdy wystrzega się (starczego) zdziecinnienia jak może. Czyli nie.
Zatem: tytuł Bargielskiej – mało oryginalny. Podobnie temat – miłość. To samo z książkami okalającymi – Obsoletki są narracją macierzyńską, a Małe lisy to romansidło. Literatura kobieca, typowe. Tyle tylko że macierzyństwo najsilniej eksponuje uwieczniona utrata baby, a romansidłem kieruje nożownik Pajda w opowieści dla córeczek. Cięcie.
W nowym tomiku Bargielskiej rysuje się czasoprzestrzenna otchłań między granicznymi przeżyciami a językami ich wyrażania (się). Koniec jednego to początek drugiego, granica zdaje się nieprzekraczalna – „i jeśli cokolwiek czuję,/ weź mi to”. Ciało uniemożliwia oddech. Koniec języka to początek człowieka, czubek głowy to tylko wy-mówka. Mówienie połyka słowa, pociąga za sznurki, ale przez to pociąga za sobą ofiary – „Na początek/ postanawia spróbować nie podważać/ jego miłości, chociaż sama powiedziałaby to lepiej,/ aż któregoś dnia mówi mu: powiedziałabym to lepiej./ I wtedy odkrywa, że równie biegle jak mówić, / potrafi kroić zamrożone mięso”. Podskórne instynkty zakorzeniają się w języku, to tu dokonuje się konanie i kolejne stopnie degradacji – ćwiartowanie prostytutki, pływanie w jeziorze w czarnej sukni jak rodzaj rozanielonej foki, oddawanie się w lesie dzikim zwierzętom na pożarcie, zabicie dzieci i jeżdżenie z nimi po mieście, robienie użytku z maszyny, która miażdży, rozgniata i rozcina na pół, malowanie psa na olejno, nakrywanie pająka szklanką, spanie z trzema chłopakami naraz (w tym z jednym w głowie), zamiana stworzeń w budynki, odsłonięcie nagości bielejących kości, wreszcie ukrycie się za paltami niezapowiedzianych ludzi jako nienarodzone dziecko. Epistolograficzne, strzeliste jak katedra zwroty (Piękno Kobiety, Prawdziwe Poznanie, Wielki Temat, Kanapka) ożywają w barwny przepływ sentymentów zatraty, a popieprzona technologia, która zwycięża śmierć, miesza szyki. Medium literatury przechodzi na ekran mediów i nowych mediów, które już nie są drzwiami do domu, tylko modlitwą. „Naszą miłością jest odległość” – między ciałami, językami, ale i między ciałem a językiem – dystans zakrapiany zdradzeniem (za wiele). Bezkres zanurza się w odmętach kresów – „Rób to, co Bóg karze”, najlepiej Martwy Bóg, którym (się) jest. Pluralizm dyktuje mocne granice idiomu, bo skoro Chrystus zmartwychwstał, to dlaczego inni nie mogą się odradzać z popiołów jak feniks? Początek byczy z końcem – każdy pocałunek jest pierwszy, aż do ostatniego, który jest ostatnim, ale o tym wiadomo dopiero po fakcie (do tego czasu jest pierwszy). Kontakt staje się kontraktem – „i jeśli cokolwiek czuję,/ weź mi to opowiedz”. Mój początek to twój koniec („i tak nie ma/ ciebie beze mnie czy tam mnie bez ciebie”) – mój kres to twój kres, mój margines to twój margines. I na odwrót, bez końca, zamieniajmy się kończynami, szukajmy czterolistnej, na zawsze twoja.
Bach for my baby zatacza kręgi, w tę i z powrotem, wchodzi i wychodzi, wychodzi i wchodzi szybko przez wszystko. Nieustannie wewnątrz i na zewnątrz – siebie, jego, ciała, języka, świata, znaku, człowieka, widma, prawa, prawdy, błędu, sztuki (sztuczności), miłości. Podkręca napięcie między fizyczną bezpośredniością a komunikacyjnym (listownym, mailowym, telefonicznym) dystansem. Śle, kreśli kresy, utraty, zatraty. Gdzie tata? Nie ma Taty, jest bogini. Nie wierzy w kompromisy, przechodzi przez (za)kładki – moc nie truchleje, ona nie dzieli. Niech wygra melodię zwycięstwa bezgłowa Nike.
Bach Bargielskiej to przeciwieństwo Bacha dla najmłodszych – to dźwięk rozpryskiwanych na kawalątki słówek i dziecięcych główek. To stukot i stupor, upór czyhający w szafie. To wrzask i brzask, bo po każdej upojnej nocy następuje kac (oralny). Buch! Bach dojrzewa zbaby.
[1] Bach For My Baby (różni wykonawcy, CD, Parlophone Music Poland, 2007), za: Empik.com, http://www.empik.com/bach-for-my-baby,2761697,muzyka‑p?gclid=CLfKouCj_bkCFZMbtAod1g0A8A.