recenzje / ESEJE

Być tym, czym się jest

Monika Glosowitz

Szkic Moniki Glosowitz o poezji Ilony Witkowskiej. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających antologię Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, która ukaże się w Biurze Literackim.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Cze­mu to wła­śnie poezja Ilo­ny Wit­kow­skiej jest jed­nym z naj­bar­dziej poru­sza­ją­cych, a jed­no­cze­śnie naj­skrom­niej­szych przed­się­wzięć lite­rac­kich dru­gie­go dzie­się­cio­le­cia? Jakie­mu wyzwa­niu Wit­kow­ska sta­wia czo­ła, z czym się mie­rzy i cze­go uda­je się jej unik­nąć? Wystrze­ga się naiw­nej, roman­ty­zo­wa­nej repre­zen­ta­cji wspól­no­ty róż­no­rod­nych pod­mio­tów: mniej­szo­ścio­wych i więk­szo­ścio­wych, ludz­kich i nie­ludz­kich, moc­nych i sła­bych, opraw­ców i ich ofiar (jak­kol­wiek byśmy je chcie­li nazwać), któ­re loko­wa­ła­by na rów­nych pozy­cjach, zacie­ra­jąc ich przy­wi­le­je i bra­ki. Pod­miot mówią­cy w tych wier­szach nie uda­je, że nie mówi za kogoś, w czy­imś imie­niu, kie­dy przyj­mu­je czy­jeś pozy­cje i naśla­du­je gło­sy, wyraź­nie sygna­li­zu­je, na czym pole­ga to uda­wa­nie. Dla­te­go też nie mam zamia­ru inter­pre­to­wać i uzu­peł­niać repre­zen­ta­cji wspa­nia­łej rze­czy­wi­sto­ści, ale pobież­nie zre­kon­stru­ować pro­ces poetyc­kich nego­cja­cji, w któ­rych dys­ku­to­wa­ne są jej warun­ki i moż­li­wo­ści. W ten spo­sób dopre­cy­zo­wa­ła­bym oksy­mo­ro­nicz­ne poję­cie „zaan­ga­żo­wa­nia w poraż­kę”, powtó­rzo­ne za Wal­de­ma­rem Joche­rem, któ­re sta­no­wi clou poetyc­kiej stra­te­gii Wit­kow­skiej. Prze­ko­nu­jąc nas, że „zaan­ga­żo­wać nale­ży się w poraż­kę”, poet­ka udo­wad­nia, że gest ten nie jest jed­nak poetyc­ką kapi­tu­la­cją, kolej­nym kupo­nem odci­na­nym od dys­kur­su o nie­wy­ra­żal­nym:

dziew­czy­na, któ­rą pod­glą­dam
nie poka­zu­je mi nic nowe­go
zaan­ga­żo­wać nale­ży się w poraż­kę.
w pro­ste czyn­no­ści bez ognia.
(gdy­bym zna­la­zła nit­kę, poszła­bym za nią, Aniu) [1]

Sama poet­ka, tłu­ma­cząc przy­wo­ła­ne sfor­mu­ło­wa­nie, dopo­wia­da, że jest to poezja zaan­ga­żo­wa­na w „małość i brak kon­tro­li” [2]. A zatem małość odnio­sła­bym do tere­nu i ska­li roz­po­znań, nato­miast brak kon­tro­li do wyeli­mi­no­wa­nia zbaw­czych ambi­cji deko­lo­ni­za­cji świa­ta, któ­re zbyt czę­sto sta­ją się powtó­rze­niem prak­tyk kolo­ni­za­tor­skich, inny­mi sło­wy, narzu­ca­nia innym wła­snej wizji wspa­nia­łej rze­czy­wi­sto­ści. Wit­kow­ska prze­ciw­sta­wia tę for­mu­łę nar­ra­cyj­ną innej: same­mu życiu. Naj­pierw umie­jęt­nie dema­sku­je prak­ty­ki mito­lo­gi­za­cji codzien­no­ści w wier­szu epos, w nie­zwy­kle krót­kiej reali­za­cji kon­fron­tu­jąc for­mę gatun­ku będą­ce­go pod­sta­wą suk­ce­su mitów boha­ter­skich z tema­ty­ką sys­te­mu ajen­cyj­ne­go sie­ci skle­pów Żab­ka w Pol­sce XXI wie­ku [3], uzy­sku­jąc efekt hero­iko­mi­zmu:

oto kró­lo­wi śni się nowe mia­sto.
miesz­ka w żab­ce, bez okien. budzi go alarm;
i‑uuu i‑uuu. o siód­mej.

w tej mito­lo­gii życie jest porząd­kiem.
(epos)

Jak pod­po­wia­dał Roland Bar­thes – sank­cją mitu nie jest praw­da i nic nie stoi na prze­szko­dzie, aby sta­no­wił on wiecz­ne ali­bi [4], ali­bi histo­rio­gra­ficz­ne, poli­tycz­ne, wresz­cie lite­rac­kie, odwra­ca­ją­ce uwa­gę od tre­ści sto­ją­cych za kate­go­rią życia i kie­ru­ją­ce tę uwa­gę w stro­nę róż­nie urzą­dzo­nej wspa­nia­łej rze­czy­wi­sto­ści.

Spójrz­my więc, czym jest i czym mia­ła­by być tytu­ło­wa wspa­nia­ła rze­czy­wi­stość, któ­ra nota­be­ne poja­wia się na okład­ce pro­jek­tu Pio­tra Zda­no­wi­cza w for­mie lustrza­ne­go odbi­cia. Jest ona iro­nicz­nym komen­ta­rzem do zasta­ne­go porząd­ku i pró­bą lite­rac­kiej rekon­struk­cji tego, co widzia­ne i doświad­cza­ne. Gdzie splen­dor wiel­kich nar­ra­cji opie­wa­ją­cych waż­ne wyda­rze­nia w dzie­jach ludz­ko­ści? Nie tu, „prze­szła tędy sza­rań­cza. dosko­na­ła. zwy­cię­ska” (zim­ne waka­cje). Prze­wod­nicz­ka pro­wa­dzi nas po tym sta­rym wspa­nia­łym świe­cie, przyj­mu­jąc mikro­per­spek­ty­wę i uka­zu­jąc nam nie­do­strze­gal­ne na ogół poru­sze­nia: „to się dzie­je w nocy. w ruchu. / ludzie śpią i wyglą­da­ją brzyd­ko. / eks­po­nu­ją sto­py. mają fał­dy” (nie mówię o sar­nach), nie­chcia­ne, abiek­tal­ne ludz­kie reszt­ki: „zna­la­złam w książ­ce obce wło­sy” (zaprzecz), wresz­cie wkra­cza w prze­strzeń nie­ludz­ką, zaj­mu­je pozy­cję zwie­rzę­cia, zamie­ra­jąc „w jało­wym waruj, choć nikt / nie wydał pole­ce­nia” (ze sce­ny macha­łam do cie­bie). Porząd­kiem nowej mito­lo­gii Wit­kow­ska czy­ni więc życie, pozba­wia­jąc je nar­ra­cyj­ne­go splen­do­ru, a więc dema­sku­jąc maszy­ne­rie napę­dza­ją­ce tytu­ło­wą wspa­nia­łą rze­czy­wi­stość. Powrót do życia ozna­czał­by zatem napi­sa­nie histo­rii na nowo, włą­cze­nie w dzie­je uczest­ni­ków, któ­rych obec­ność prze­mil­cza­no, dowar­to­ścio­wa­nie pra­cy tych, któ­rzy byli do tej pory nie­do­ce­nia­ni.

Wit­kow­ska pra­cu­je na poje­dyn­czych kadrach. Wyda­je się jed­nak, że nie jest jej inten­cją opo­wia­da­nie o tym, co widzi. Opo­wia­da nam raczej o tym, jak widzi i dla­cze­go aku­rat tak, w jaki spo­sób reje­stru­je świat i skąd ta per­spek­ty­wa. Roz­po­czy­na więc od zde­kon­stru­owa­nia, roz­bro­je­nia, pozba­wie­nia zasad­no­ści fun­da­men­tal­nych pytań o koniecz­ność. Nie ucie­ka­jąc się do natu­ra­li­stycz­nych wizji, przy­po­mi­na naj­pro­ściej, jak moż­na, że histo­rio­gra­fia nie pisze się sama. Zwra­ca uwa­gę na krót­ko­trwa­łą per­spek­ty­wę, któ­ra była­by tą per­spek­ty­wą pozba­wio­ną zapi­su w histo­rii, trwa­niem bez dźwię­ku: „doświad­czy­łeś kie­dyś krót­ko­trwa­łej śle­po­ty? / doświad­czy­łem w życiu wie­lu rze­czy i wszyst­kie były krót­ko­trwa­łe” (jak umrze­my to prze­ci­na­ją nasz dowód na pół). Bez kwi­ku („musi być kwik. o to głów­nie cho­dzi” – pisze dalej) nie ma dowo­du, bez dowo­du nie ma histo­rii, tyl­ko że „nie moż­na zejść ze sce­ny bo sce­na się krę­ci”. Tak jak sce­na będzie się krę­cić z nami czy bez nas, z nimi czy bez nich, tak histo­ria zosta­nie zapi­sa­na z nami czy bez nas, z nimi czy bez nich.

Aby ów kwik, krzyk: „ktoś wciąż krzy­czy, sły­szysz? czy to któ­reś z nas?” (zim­ne waka­cje) stał się sły­szal­ny, musi być rzecz jasna jak naj­gło­śniej­szy, stąd potrze­ba wspar­cia i róż­no­rod­nych alian­sów. Krzyk jest też prze­ja­wem emo­cjo­nal­nej posta­wy wobec świa­ta, a docho­dzą­cy z wie­lu gar­deł, bywa moto­rem wspól­ne­go dzia­ła­nia i zmia­ny. Rów­no­cze­sny krzyk w wier­szu eman­cy­pa­cyj­ny aspekt mocy u Maf­fe­so­le­go, w któ­rym Wit­kow­ska bez­po­śred­nio odno­si się do Cza­su ple­mion, sta­no­wi afek­tyw­ną reak­cję na pęk­nię­cie ostat­nie­go roba­ka. Nie znaj­dzie­my, zda­je się, w tym poetyc­kim obra­zie odpo­wie­dzi na pyta­nia socjo­lo­ga albo znaj­dzie­my ich zbyt wie­le. Z pew­no­ścią poet­ka zgo­dzi­ła­by się z tezą o koń­cu indy­wi­du­ali­zmu i poszu­ki­wa­niu nowych form wspól­no­to­wych, neo­ple­mien­nych, któ­rych powsta­nie prze­kra­cza­ło­by „gene­tycz­ną lojal­ność”, ale i nie opie­ra­ły­by się one jedy­nie na war­to­ściach ludycz­nych [5]. Pro­po­nu­je, jak sądzę, roz­wa­że­nie dwóch kom­ple­men­tar­nych wizji uwspól­no­to­wie­nia: jed­na z nich prze­kra­cza porzą­dek ludz­kie­go pokre­wień­stwa, dru­ga prze­kra­cza Dur­khe­imow­ską soli­dar­ność mecha­nicz­ną, a zatem róż­ni­ce etnicz­ne, spo­łecz­ne i eko­no­micz­ne, etc. Kie­dy więc Wit­kow­ska pyta: „kim jeste­śmy my?” (gniaz­do ze śli­ny i gli­ny, „Rita Baum” nr 36/lato 2015), zamy­ka­jąc tym pyta­niem anty­te­tycz­ne oświad­cze­nie doty­czą­ce wła­sno­ści tego, co znaj­du­je się „tu”: „tu nic nie jest moje / i wszyst­ko jest moje”, nie tyl­ko otwie­ra w poezji dys­ku­sję o nowym podzia­le sym­bo­licz­nej prze­strze­ni, ale przede wszyst­kim pro­po­nu­je, żeby ina­czej spoj­rzeć na układ spo­łecz­ny, któ­ry nie jest wyni­kiem sta­bil­nych pozy­cji, raz na zawsze usta­lo­nych na pod­sta­wie naj­wy­raź­niej­szych cech pod­mio­tów zwią­za­nych z ich pocho­dze­niem (rasa, naro­do­wość, etnia, płeć) czy z nada­niem (sta­tus spo­łecz­ny, kapi­tał eko­no­micz­ny i sym­bo­licz­ny).



[1] Wszyst­kie – za jed­nym wyjąt­kiem – cyto­wa­ne w tek­ście utwo­ry Ilo­ny Wit­kow­skiej pocho­dzą z jej debiu­tanc­kiej książ­ki Splen­di­da real­ta (WBPi­CAK, Poznań 2013).
[2] Wie­rzę w cha­os. Z Ilo­ną Wit­kow­ską roz­ma­wia Kuba Woj­tasz­czyk, http://www.kulturaupodstaw.pl/aktualnosci/942/wierze-w-chaos [dostęp: 22.02.2016].
[3] Zob. Żab­ka to kosz­mar. A na imię mu pol­ski kapi­ta­lizm. Z Joan­ną Jur­kie­wicz roz­ma­wia Jakub Dymek, „Dzien­nik Opi­nii” 2015, nr 167, http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/opinie/20150615/jurkiewicz-zabka-koszmar-na-imie-mu-polski-kapitalizm [dostęp: 25.02.2016].
[4] R. Bar­thes, Mit dzi­siaj, przeł. W. Błoń­ska, w: tegoż, Mit i znak. Ese­je, War­sza­wa 1970, s. 25–61.
[5] Zob. M. Maf­fe­so­li, Czas ple­mion. Schy­łek indy­wi­du­ali­zmu w spo­łe­czeń­stwach pono­wo­cze­snych, przeł. M. Bucholc, War­sza­wa 2008.

O autorze

Monika Glosowitz

ur. w 1986 r., badaczka literatury, krytyczka literacka. Pracuje jako adiunktka w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego. W 2019 r. wydała monografię Maszynerie afektywne. Literackie strategie emancypacji w najnowszej polskiej poezji kobiet. Wieloletnia redaktorka działu poetyckiego internetowego czasopisma „artPapier”, związana była również ze śląskimi „Opcjami”.  Koordynowała pracę Ośrodka Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem w 2018 r. w Rybniku. W latach 2018–2020 była przewodniczącą Rybnickiej Rady Kobiet.  

Powiązania