recenzje / IMPRESJE

Ciało miesiąca

Maja Staśko

Esej Mai Staśko towarzyszący premierze książki Furia instynktu Janusza Styczenia.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

To tomik nie­ja­sny, podej­rza­ny. Zale­wa potęż­nym stru­mie­niem ero­tycz­nych fan­ta­zji, inten­syw­nie, do bólu. Czy­tel­nik dła­wi się nie­zro­zu­mia­łym sko­wy­tem fizycz­no­ści. Wni­ka w sam śro­dek rze­czy i mate­rii, w sam śro­dek cia­ła. Cia­ła nie­jed­no­rod­ne­go, cia­ła ludz­kie­go i cia­ła rze­czy, i cia­ła wyobra­żo­ne­go, i cia­ła papie­ro­we­go. Cia­ła wiją­ce­go się z roz­ko­szy i w przed­śmiert­nych kon­wul­sjach. Cia­ła kwit­ną­ce­go, krwa­wią­ce­go i gni­ją­ce­go. Ale prze­cież nie o cia­ło tu cho­dzi.

Cia­ło tu cho­dzi nie­prze­rwa­nie. Kobie­ta przez Czas kro­czy z fili­żan­ką kawy, a męż­czy­zna idzie. Mają cia­ło, któ­re życie bra­ło. Bra­ło i będzie bra­ło. Bo to wszyst­ko zawi­ła wyciecz­ka przez histo­rię cia­ła (zegar­ka) i jego postę­pu­ją­cej furii. Począ­tek Cza­su to praw­dzi­wy począ­tek roz­kwi­ta­nia instynk­tu. Dziew­czyn­ka czu­je w sobie pło­ną­cy nóż, a chło­piec chce zabić muchę na pier­siach nauczy­ciel­ki (któ­re za chwi­lę wylą­du­ją na kla­wi­szach for­te­pia­nu). Koniec Cza­su to roz­kła­da­nie nóg i cia­ła. Koniec, któ­re­go nie ma. Pomię­dzy – speł­nie­nie (ero­tycz­ne / ego­tycz­ne) i jego brak. Naro­dzi­ny i śmierć to zale­d­wie pur­pu­ro­we, pomarsz­czo­ne, wrzesz­czą­ce mię­so, któ­re potrze­bu­je bli­sko­ści. To wła­śnie czło­wiek (wte­dy, teraz i zaraz).

Czło­wiek to mate­ria, fak­tu­ra. Czło­wiek to wil­got­na fili­żan­ka ze śla­dem szmin­ki ocze­ku­ją­ca wypeł­nie­nia po brze­gi; to wiel­ka, ero­tycz­na lal­ka wdzie­wa­ją­ca poń­czo­chy; to upusz­czo­na chu­s­tecz­ka, któ­ra pozo­sta­wia ranę; to grzy­wa konia w coraz dłuż­szych wło­sach; to księ­życ, któ­ry wcho­dzi w noc; to mokre, roz­chy­lo­ne, roz­war­te, piesz­czą­ce się ręka­wa­mi sza­ty. I tyl­ko one mogą osią­gnąć ro(z)kosz. Czło­wiek jako czło­wiek – myślą­ca, świa­do­ma jed­nost­ka – nie będzie nigdy bra­ny (pod uwa­gę w tych kate­go­riach). Tyl­ko skó­ra, mate­ria, fak­tu­ra może dojść (do speł­nie­nia). Tyl­ko instynkt z jego nie­prze­mi­ja­ją­cą furią potra­fi zapew­nić ist­nie­nie. Przez Czas idą dwie, kon­kret­ne nogi ze sto­pa­mi na koń­cu, a nie rozu­mu­ją­cy Abso­lut. I to te dwie nogi pozo­sta­ną przy życiu po śmier­ci (cho­ciaż przez chwi­lę).

Brak tu uczuć. Tych wznio­słych, pięk­nych, wzru­sza­ją­cych. Brak tu sen­ty­men­tal­ne­go zasta­no­wie­nia nad nie­obli­czal­no­ścią ogar­nia­ją­cych z nagła i nie­spo­dzie­wa­nie afek­tów. Pisa­nie o uczu­ciach ule­gło wyczer­pa­niu. Pozo­sta­ło cia­ło. To cia­ło czu­je, a nie abs­trak­cyj­ne, szla­chet­ne „ja”. To cia­ło mną kie­ru­je – mną, któ­re z łatwo­ścią i bez zasta­no­wie­nia ule­ga wszel­kim jego impul­som. Jest dwo­je ludzi, jest nie­prze­rwa­nie, marzą o roman­tycz­nych, wszech­ogar­nia­ją­cych poru­sze­niach ser­ca, ale po chwi­li wil­got­ni odcho­dzą w dwóch róż­nych kie­run­kach. Do puste­go miesz­ka­nia. Po dro­dze pozwa­la­ją wejść w sie­bie jedy­nie płat­kom śnie­gu.

Pisa­nie o uczu­ciach ule­gło wyczer­pa­niu. To już tyl­ko pięk­ne sło­wa, pusty sche­mat z odpo­wied­nio zmie­nia­ny­mi imio­na­mi i odcie­niem wło­sów. A tu pięk­na nie ma. Pozo­sta­ło cia­ło z wła­ści­wym mu odcie­niem fre­ne­tycz­nym. I cia­ło tu zna­czy naj­wię­cej, bo jest gięt­kie, mięk­kie, mokre. Moż­na je ugnia­tać, kształ­to­wać. Prze­ży­cie ero­tycz­ne to prze­ży­cie inten­syw­nie i bole­śnie gra­nicz­ne, nad któ­rym nie moż­na zapa­no­wać. To cie­le­sne, ale prze­cież nie tyl­ko, kathar­sis. To wchła­nia­nie rze­czy­wi­sto­ści całym sobą, od koń­ca do koń­ca. To wcho­dze­nie w rze­czy­wi­stość całym sobą, od koń­ca do koń­ca. To ducho­we, meta­fi­zycz­ne spa­zmy. Bo prze­cież nie (tyl­ko) o cia­ło tu cho­dzi.

Sty­czeń wyzwo­lił się z ckli­we­go, wyzy­ski­wa­ne­go do gra­nic banal­no­ści sen­ty­men­ta­li­zmu i ujaw­nił mię­so rze­czy­wi­sto­ści – kon­wul­sje cia­ła po (ero­tycz­nym) speł­nie­niu. I poza tym, że to oni­rycz­ne, sur­re­ali­stycz­ne, peł­ne tajem­ni­cy, to po pro­stu – moc­ne. Jak skó­ra, któ­rą Sty­czeń prze­ci­na.

O autorze

Maja Staśko

Krytyczka literacka, doktorantka interdyscyplinarnych studiów w Instytucie Filologii Polskiej UAM. Współpracuje m.in. z „Ha!artem”, „Wakatem”, „Przerzutnią” i „EleWatorem”. Zajmuje się najnowszą poezją.

Powiązania