„ciężko jest wracać / do ziemi / po takim / długim życiu // ciężko jest nie kochać ludzi / i ciężko kochać”, czyli czy możliwa jest poezja nieugięta i czym jest myślenie o upadku świata w obliczu poezji otwartej na nieskończoność.
Były Wiersze ostatnie Czesława Miłosza i Wystarczy Wisławy Szymborskiej, zaś teraz przychodzi pora na ostatni głos Tadeusza Różewicza (1921–2014), jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy XX wieku, geniusza myśli o człowieczeństwie i miejscu człowieka w świecie targanym licznymi konfliktami. W niniejszym tomie, złożonym przez redaktora, znalazły się wiersze uprzednio opublikowane w czasopismach i kilka z tych najintymniejszych, których powściągliwy i skromny poeta nie ważył się opublikować.
Przy pierwszym zetknięciu z Ostatnią wolnością zwraca naszą uwagę zdominowanie ostatniej fazy twórczości Tadeusza Różewicza przez tendencje, których nadrzędnym celem jest jeszcze bardziej trwałe i niezauważalne zintegrowanie ze sobą dwóch sfer: rozwarstwionej rzeczywistości oraz wyobraźni będącej w stanie „urealnić” paranoidalne scenariusze przeszłości. Co znaczące, poeta niezwykle rzadko mówi tutaj o czasie, który właśnie na jego oczach mija. O wiele częściej bowiem skłania podmioty swych wierszy do zatrzymania się, popadnięcia w swego rodzaju hibernację, mającej w jego przekonaniu najwyraziściej uwidocznić wszelkie dowody na to, że świat już się skończył, lecz z niewiadomych przyczyn nadal jest się w stanie rozpadać i znów może tworzyć fikcję zasłaniającą prawdę o naszym wariancie czasoprzestrzeni. W świetle tego quasi-końca warto również wspomnieć o tym, jak Tadeusz Różewicz po latach odnosi się do komentarzy wielu czytelników swojej poezji, którzy nade wszystko dostrzegali u niego osoby wypowiadające się o świecie po nietzscheańskiej „śmierci Boga”. Jak się okazuje, o wiele bliższe są mu stwierdzenia, zgodnie z którymi Bóg „teoretycznie” istnieje, jednak udało mu się gdzieś „zapodziać” w meandrach naszej nic nieznaczącej codzienności, dlatego dla niego sedno funkcjonowania jako artysty w świecie tkwi w tym, by go wiecznie poszukiwać, walczyć o niego i nie skusić się niewiele obiecującą wizją świata zdominowanego przez zło. Frapujące jest, że Ostatnia wolność przynosi w tej materii kolejne dookreślenie – kwintesencją myślenia o Bogu w twórczości Różewicza jest świadomość konieczności skonfrontowania się z tysiącami dzieł innych, którzy przed nim podejmowali tego rodzaju rozważania, bo słowa ocierające się o ponadzmysłowość mają dla niego najwyższą wartość poznawczą.
Lawirowanie pomiędzy wyobrażeniami, przekonaniami, wiedzą i tym, co przewidywane, ma swe odbicie także w refleksjach metapoetyckich – Tadeusz Różewicz w Ostatniej wolności traktuje poezję jako coś, co stanowi odbicie świata, zaś rolą poety jest się w niej przejrzeć jak w lustrze, dostrzec to, co najistotniejsze, poszerzyć uzyskany obraz o swój autonomiczny głos i to wszystko przepracować za pomocą pamięci destylującej sens. Cały ten proces jest jednak zawsze implikowany przez ciekawość względem tego, co niemożliwe do objęcia umysłem, więc tworzenie przypomina o wiele bardziej statyczne trwanie lub cierpliwe oczekiwanie na iluminację, niż usilne chwytanie poszczególnych impresji i łączenie ich w coś przypominającego samowarunkującą się wypowiedź. Nieocenioną pomocą w tym są uczucia, a szczególnie ich najszlachetniejsza odmiana – miłość, u Różewicza obecna dzięki uwielbianej przez niego żonie, która w poetyckim świecie wykreowanym przez swojego męża istnieje jako ta, której udało się przejrzeć rzeczywistość, zajrzeć pod jej podszewkę, rozszczepić składające się na nią elementy, a nawet tak doskonale ją zrozumieć, że aż upodobniła logikę nią rządzącą do składni swych myśli. Wydaje się, że to właśnie jej wrażliwości autor Kartoteki zawdzięcza brak jakiejkolwiek „pozy” i przejrzystość swej frazy, rzecz jasna celowo prezentującej się jako taka, której istotę przy każdym kolejnym odczytaniu coraz trudniej uchwycić. I tutaj pojawia się ów motyw „końca”. Różewicz za każdym razem, gdy mówi o osobie sobie bliskiej, zdaje się wyrażać myśl, że filozoficzne przekonanie o tym, iż człowiek umiera całe życie, nie jest jakąś wydumaną i czysto abstrakcyjną konkluzją filozofii egzystencjalnej, lecz ma swe odniesienie w swego rodzaju problemie czasowości istnienia, ściśle powiązanym z psychologią człowieka, w której na pierwszym miejscu sytuuje się zdolność do przywiązywania. Zrozumiałe jest to jeżeli uzmysłowimy sobie, że żyjąc wciąż obcujemy ze śmiercią i nie jest ona tylko czymś, do czego należy się przyzwyczaić, ponieważ obserwując odejście jakiegoś istnienia z tego świata, niezwykle ważne jest uświadomienie sobie, że my sami stajemy się właśnie „ubożsi” o doświadczenia tego przeszłego już bytu, który wciąż jest realnie obecny w naszych myślach. Stąd poeta dostrzega bardzo ciekawe zjawisko – coś u niego odchodzi, lecz jednak ciągle trwa. Jeżeli komuś, kto właśnie umiera, Tadeusz Różewicz coś zawdzięcza, to ten człowiek znajduje się w pewnego rodzaju zawieszeniu i staje się nieśmiertelny, bo ma nieskończone odzwierciedlenie w wytworach myśli kolejnych istot obcujących z poezją. I nie jest to oczywiście przywilej, z którego mogą korzystać tylko artyści, choć to tylko oni mogą bez żadnych ograniczeń zespolić swoją osobowość z kimś, kto percypuje świat w pokrewnych mu kategoriach.
Ostatnia wolność, stanowiąca niestety podsumowanie czegoś tak genialnego jak twórczość Tadeusza Różewicza, stanowi także pewnego rodzaju „przewodnik” dla tych, którzy przeczytawszy jego całą twórczość, teraz zetkną się z tym tomem jako książką inicjującą niesamowitą ilość pytań i jako zawoalowaną odpowiedzią na wiele dotychczasowych odczytań tego dorobku. Tadeusz Różewicz zdaje się tutaj ostrzegać czytelników współczesnej polskiej poezji przed zbytnim uleganiem temu, co najwyrazistsze, gdyż w obecnych warunkach idee, które chce zobrazować poeta, w konsekwencji aktu lektury coraz bardziej się rozmijają z tym, co odbiorcy chcieliby odnaleźć w utworach. Dlatego w Ostatniej wolności autor Kartoteki apeluje o rozwagę i podążanie jedynie za tymi tendencjami, które są właściwe tylko tym, którzy są świadomi konieczności zwrócenia uwagi na specyfikę indywidualnego głosu artysty i intensywność jego poszukiwań. Świat w optyce Tadeusza Różewicza jawi się zatem jako organizm daleki od schematyczności, bo opierający swe istnienie na chorobliwej relatywności „form” i nieprzerwanym ingerowaniu w podatną na zniszczenie „powierzchnię materii”, co znajduje swe odzwierciedlenie w pomieszaniu zmysłów – tutaj nie jest ważne, czym się obserwuje lub w jaki konkretny sposób przechodzi się z poziomu przesłanek do transparentnych wniosków, lecz kluczowa jest tu ostateczna konkluzja, czyli elementy niedostrzegalne zmysłami i to, co niegdyś będzie mogło zaświadczyć o naszym istnieniu.
Ostatnia wolność przynosi interesującą zmianę względem poprzednich tomów poety, w których zdawał się skupiać na obrazach podawanych przez wyostrzone w danym momencie zmysły. Tutaj zaś o wiele więcej miejsca zajmują refleksje teoretyczne na ten temat, co pokazuje, że Tadeuszowi Różewiczowi w tej materii jest bardzo blisko do Arystotelesa i zainicjowanego przez niego sensualizmu, gdyż w tej poezji bardzo widoczne jest zdeterminowanie wszystkich wariantów oglądu świata przez kompozycje spostrzeżeń, które kreowane są w oparciu o „sprawdzanie” rzeczywistości i wnikliwe przypatrywanie się swoim wrażeniom zmysłowym. Stąd synestezja nie jest tutaj obecna jako coś, co ma na celu transponować różne czynniki pomiędzy poszczególnymi zmysłami, gdyż w sferze percypowania poeta o wiele bardziej przypomina kogoś, kogo można by określić mianem humanistycznego naukowca, który jest świadom faktu, że każde wrażenie, znajdujące się w jego mentalności dzięki któremuś ze zmysłów, jest w jakiś nieokreślony sposób także wytworem pracy innych receptorów, a nie tylko jego bezpośredniego nadawcy. Jeżeli zatem przyjąć, że słowa z jednego z opublikowanych tutaj wierszy mogą odnosić się także do samego poety: „dotyk potwierdzał świat realny / i był wysuniętym w rzeczywistość / narzędziem (ramieniem)”, to ujawnia się wzruszająca intymność tych wierszy, gdyż w istocie czytając Ostatnią wolność obcujemy z dziełem będącym idealnym odbiciem świata Tadeusza Różewicza. Na próżno jednak szukać w tym wszystkim nadziei – wizja, jaka jest prezentowana przez ten tom, nie tyle jest dekadencka, co daje do zrozumienia, że wrażliwość i wyczulenie na cierpienie w obecnej chwili jest czymś co najmniej anachronicznym, a poezja XXI wieku nie jest w stanie wyekstrahować jakichś ich zamienników, gdyż na szczęście nadal tkwi w swoich ideałach. Dlatego zamiast tego odnaleźć tutaj można syntagmy celowo zawieszone pomiędzy opozycyjnymi sferami znaczeń, wiersze pełne rozpaczy nad skonwencjonalizowaniem myślenia o człowieku i frazy emanujące przerażeniem wywołanym przez działania tych, którzy bez żadnej odpowiedzialności przypisują pojęcia umiejscowione na samym szczycie hierarchii estetycznej czemuś, co jest zupełnie pozbawione jakiejkolwiek etycznej nadbudowy.
Chociaż w przypadku tak genialnych tomów jak Ostatnia wolność każdy z nas odczyta w nim coś innego, to nie sposób oprzeć się przekonaniu, że główne skrzypce odgrywa tutaj zastanawianie się nad tym, co po nas pozostanie, skoro wcześniejsze industrialne zachłyśnięcie się „pączkowaniem rośnięciem rozkwitaniem” zaczyna teraz przeradzać się w niedostrzeganie wszechobecnego „rozpływania się”. Tadeusz Różewicz wyraża tutaj bowiem swe przekonanie, że zachwyt nad pięknem może mieć miejsce tylko wtedy, gdy jego przedmiotem jest coś, co choć na chwilę jest w stanie trwać w bezruchu, bo w przeciwnym razie, wobec niepowstrzymywanej zmienności, cały sens ulega tak katastrofalnemu rozmyciu, że nawet ktoś nadludzko utalentowany nie będzie mógł uchwycić jego sedna. I tutaj owo dostrzeżenie końca ma swój wydźwięk, ponieważ Ostatnia wolność, na przykład jeżeli chodzi o architekturę, czyli „sztukę / z kamienia myśli i uczuć”, stara się uchwycić fakt, że jakiekolwiek odbiegnięcie w ramach wytworów naszej współczesnej cywilizacji od ideałów harmonii, współistnienia przeciwieństw i kultu równowagi, będzie także rzutowało na te dzieła, które same w sobie już są idealne, stąd należy mieć świadomość, że zmiana we wzorcach obecnych jest tożsama z wprowadzeniem rażących uproszczeń do tego, co stanowi fundament naszej kultury. Tym samym Ostatnia wolność mówi o mijającym czasie jako o tym, co akurat wydaje się być czymś błahym, podatnym na liczne uproszczenia i sprowadzanym przez wielu do absurdalnych paradygmatów, zaś czas już naprawdę przeszły traktuje się tu jako coś godnego podziwu przez wzgląd na możliwość zrozumienia dzięki niemu tych, którym zawdzięcza się tak wiele. Ten tom prezentuje zatem Tadeusza Różewicza jako artystę uczciwego, świadomego ograniczeń i śmiało korzystającego ze swoich umiejętności. To zaś ma swe odzwierciedlenie w komentarzu poety do stwierdzenia, że „wszystko jest poezją”. W jego przekonaniu tkwi w tym pierwiastek prawdy, lecz tylko wtedy, gdy mówiąc to mamy na myśli poezję „dobrą” i wyjątkową, czyli kierującą się pewnymi wartościami i znacząco odległą od nieracjonalnych rozgraniczeń:
Każde dzieło sztuki jest aniołem
każdy obraz jest milczącą myślą
każdy obraz jest wstrzymanym oddechem
jest otwarciem na nieskończoność
która zaczyna się zaraz pod powierzchnią
obrazu – powierzchnia krajobrazu uwodzi
Ostatnia wolność przedstawia Tadeusza Różewicza, który nieco zdaje się odchodzić od poetyki milczenia, jakby chciał wyrazić swój sprzeciw wobec wszechogarniającej wszystko prostoty i bezmyślności. Nie zmienia to jednak faktu, że aż do ostatniej chwili dzielnie bronił swej prywatnej „wolności milczenia”, co uwidacznia poczyniony tutaj znaczący rozbrat pomiędzy sztuką i życiem, których integracja w jego świecie możliwa jest tylko za pomocą wieloznaczności fraz. Choć tak wiele mówi tutaj o zmienności, przeobrażeniach ideałów i sprowadzaniu cywilizacji do zupełnie obcych jej idei. Z tego wszystkiego z kolei zdaje się emanować niesamowita wiara w poezję, która efemeryczne impresje przekształca w zachwycającą jedność. Z pewnością przeważająca większość czytelników tego tomu będzie poszukiwać w nim odpowiedzi na pytanie: „Jak żyć po śmierci tak genialnego poety?”, jednak poza tym trzeba mieć świadomość, że to nie wanitatywność i cykliczność materii są w Ostatniej wolności najistotniejsze. Znacznie ważniejsze od tego jest bowiem odnalezienie Tadeusza Różewicza jak najbliższym sobie, bo był to jeden z tych nielicznych poetów, którzy nie tyle bezgranicznie otwierali się na świat i jego obrazy, lecz nade wszystko wciąż mieli w pamięci przekonanie o tym, że pisze się przede wszystkim dla kogoś. Stąd ten tom to wzruszający wyraz niepewności względem tego, co czeka poetę po śmierci, skoro on tak bardzo przywiązał się do tego wszystkiego, co poetyckie, a zatem ulotne.
Recenzja ukazała się na stronie Biblioteka Młodego Człowieka. Dziękujemy Autorowi za zgodę na przedruk.