recenzje / ESEJE

Czechosłowacki spleen

Joanna Roś

Recenzja Joanny Roś towarzysząca premierze książki Lajosa Grendela Dzwony Einsteina, wydanej w tłumaczeniu Miłosza Waligórskiego w Biurze Literackim 18 kwietnia 2016 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Powieść Dzwo­ny Ein­ste­ina Lajo­sa Gren­de­la, węgier­skie­go pisa­rza żyją­ce­go na Sło­wa­cji, nie­zwy­kle gorz­ka paro­dia Cze­cho­sło­wa­cji epo­ki socja­li­zmu, nie jest rela­cją z uciecz­ki od rze­czy­wi­sto­ści w nostal­gicz­ny powrót do wcze­śniej­szej epo­ki, nie jest tak­że lite­rac­ką gawę­dą o mło­do­ści, doda­ją­cej skrzy­deł pta­kom zamknię­tym w naj­cia­śniej­szej klat­ce. Car Piotr (jeśli już posłu­żyć się jed­nym z jego pseu­do­ni­mów), boha­ter Dzwo­nów Ein­ste­ina, obda­rzo­ny został wpraw­dzie patro­nem w posta­ci Nie­do­ści­gnio­ne­go Ja, ale to stróż cokol­wiek zasmu­ca­ją­cy, z ten­den­cją do snu­cia „życio­wych”, cierp­kich mora­łów. Dale­ko mu cho­ciaż­by do pomoc­ni­ka-anio­ła, jakim dys­po­no­wał Mar­tin Vrána z powie­ści Któ­rę­dy szedł anioł Jana Bala­bána. Anioł był zapy­zia­ły i ubło­co­ny, ale jego skle­jo­ne od bru­du skrzy­dła wypeł­nia­ła poezja. Boha­ter Gren­de­la nie tęsk­ni do „baśnio­wych” świa­tów, utoż­sa­mia­nych z Zacho­dem, ani nie wyle­wa wspo­mnień o jego mitycz­nych enkla­wach, któ­re mło­dzi oby­wa­te­le „demo­lu­dów” wita­li jak pojaz­dy kosmicz­ne z innych pla­net. Nikt nie wpro­wa­dza go też w życie, któ­re jest „gdzie indziej”, z dala od kra­ju nad Wełta­wą. Nie, nie spo­tka­my tutaj żad­nej, pięk­nej i ete­rycz­nej kobie­ty, jak w Mada­me Anto­nie­go Libe­ry, któ­ra deli­kat­ną dło­nią ubra­ną w pary­ską ręka­wicz­kę wrę­czy­ła­by boha­te­ro­wi fla­kon z zapa­cha­mi nie­do­stęp­nych rajów. Car Piotr z Dzwo­nów Ein­ste­ina nie edu­ku­je nas sen­ty­men­tal­nie, rela­cjo­nu­jąc swo­je życie. Jego świa­ta nie zapeł­nia­ją popa­da­ją­cy w szla­chet­ną roz­pacz czy­tel­ni­cy Czło­wie­ka zbun­to­wa­ne­go – wprost prze­ciw­nie, tu „Sha­ke­spe­are trą­ci mysz­ką, Molier wyda­je się być pre­ten­sjo­nal­ny, nato­miast Ibsen sta­no­wi typo­wy wytwór kapi­ta­li­stycz­nej mora­li­sty­ki”.

Dzie­siąt­ki pol­skich boha­te­rów, któ­rzy idą w śla­dy Clemence’a z Camu­sow­skie­go Upad­ku, cho­ciaż powta­rza­ją, że wie­dzą, jak łatwo „wiel­ka spo­wiedź” może prze­stać być „wyzna­niem grze­chów” i prze­kształ­cić się „w kata­log żalów”, osta­tecz­nie topią się w nich po same uszy. Car Piotr z powie­ści Gren­de­la, prze­ciw­nie – niby w wol­nych chwi­lach pie­lę­gnu­je pre­ten­sje do świa­ta, pre­ten­sje do histo­rii i do innych ludzi, ale też zbyt dobrze wie, że z fak­tów, któ­re są jego udzia­łem, nic nie wyni­ka i tyle. Gdy jeden porzą­dek ustę­pu­je, poja­wia się nowy, jesz­cze bar­dziej cha­otycz­ny, z nowy­mi ide­olo­gia­mi i ukła­da­mi. W koń­cu i do Cara Pio­tra musia­ła przyjść reflek­sja, że logicz­ny porzą­dek nie ist­nie­je – wie­rzą w nie­go tyl­ko naiw­nia­cy i sza­leń­cy. Ten zupeł­nie nie­oczy­wi­sty czło­wiek ucie­le­śnia zupeł­nie nie­chwy­ta­ją­cą za ser­ce for­mę deka­den­cji. Budu­je „nowy porzą­dek” jako czło­nek par­tii, aby zaraz błą­kać się po ide­owych roz­dro­żach, tra­cić więź z przo­du­ją­cy­mi, socja­li­stycz­ny­mi siła­mi naro­du. Tyle że przy­czy­ny tych śle­pych wędró­wek nie tkwią, jak powie­dzie­li­by jego wro­go­wie, „w rewi­zjo­ni­stycz­nych i bur­żu­azyj­nych ten­den­cjach poli­tycz­nych”.

Car Piotr wydał mi się pokor­nym try­bi­kiem sys­te­mu, a zara­zem nie­mal­że mędr­cem-egzy­sten­cja­li­stą. Wyobra­żam sobie, że gdy­by został pisa­rzem, z pew­no­ścią mark­si­stow­scy kry­ty­cy wyra­ża­li­by dez­apro­ba­tę i obrzy­dze­nie dla bez­na­mięt­ne­go sty­lu, jakim mówi o życiu i świe­cie, i jego lite­ra­tu­rę okrzyk­nę­li­by „apo­lo­gią nie­wia­ry i bez­si­ły w czło­wie­ka i jego dro­gę dzie­jo­wą, oczer­nia­ją­cą socre­alizm i ide­ali­zu­ją­cą jego wro­gów”. Mogli­by­śmy stwo­rzyć małą anto­lo­gię „zło­tych myśli” Cara Pio­tra, jako że Gren­del nie­raz obda­rza swo­je­go boha­te­ra nie­zwy­kłą jasno­ścią dyle­ma­tu moral­ne­go i afo­ry­stycz­ną cel­no­ścią wypo­wie­dzi („naj­więk­szym skar­bem w życiu czło­wie­ka jest nie­wie­dza, a cią­głe pra­gnie­nie cze­goś wię­cej to igra­nie z ogniem pie­kieł”).

Przed laty tu i tam w pra­sie moż­na było natknąć się na obwiesz­cze­nie, że dłu­gie wło­sy noszo­ne przez męż­czyzn wyni­ka­ją z powierz­chow­ne­go przy­swa­ja­nia sobie anty­pań­stwo­wych prą­dów. Dłu­gie, prze­rze­dza­ją­ce się wło­sy Cara Pio­tra są być może jedy­nym na świe­cie dowo­dem na traf­ność tego sądu. To tro­chę nihi­li­sta, ale nie w sty­lu Sartre’a – sła­bo wie­rzy w to, że czło­wiek jest tym, czym sam się uczy­ni, że sam sobie wybie­ra dro­gę, po któ­rej kro­czy. Nawet jego dusza mora­li­sty nie odczu­wa potrze­by budze­nia ludz­kich sumień. Zresz­tą Sar­tre mógł­by co naj­wy­żej pozaz­dro­ścić Pio­tro­wi świa­do­mo­ści absur­du świa­ta, któ­ry w cze­cho­sło­wac­kim sple­enie ma swo­ją abso­lut­nie rze­czy­wi­stą gene­alo­gię. Nie trze­ba być w żaden spo­sób dotknię­tym egzy­sten­cja­li­zmem, żeby spo­ty­kać sys­te­ma­tycz­nie pra­cow­ni­ce szwal­ni noszą­ce w kie­sze­niach far­tu­chów pisto­le­ty, czy wysy­pu­ją­cych się z kla­tek scho­do­wych Eski­mo­sów odzia­nych w skó­ry z niedź­wie­dzia polar­ne­go. Nie wspo­mi­na­jąc już o tym, że zapi­sa­nie 788 stron Bytu i nico­ści. Zary­su onto­lo­gii feno­me­no­lo­gicz­nej to wprost „małe miki” w porów­na­niu do opa­no­wa­nia do per­fek­cji sztu­ki robie­nia zawsze wszyst­kie­go na odwrót („myśl jed­no, mów dru­gie, w prze­ciw­nym razie skoń­czysz w wię­zie­niu”).

Przy­pusz­czam, że pol­scy czy­tel­ni­cy pod­czas lek­tu­ry Dzwo­nów Ein­ste­ina będą wyła­wiać z pamię­ci nazwi­ska pol­skich boha­te­rów, w rodza­ju tych, któ­rym, jak Caro­wi Pio­tro­wi, w budo­wa­niu nowe­go porząd­ku przy­pa­dła nie­wdzięcz­na rola spe­ców od wszyst­kie­go, a ponie­waż nie umie­li nicze­go, dawa­li z sie­bie wszyst­ko, two­rząc z pozo­sta­ły­mi towa­rzy­sza­mi „napraw­dę zgra­ny zespół”. Wpraw­dzie Jan Pisz­czyk, boha­ter kul­to­we­go pol­skie­go fil­mu, w zupeł­nie innych oko­licz­no­ściach poli­tycz­nych jed­no­cze­śnie zamy­kał pochód jed­nej orga­ni­za­cji i kro­czył na cze­le pocho­du dru­giej, ale w nie mniej­szym stop­niu niż Car Piotr ścią­gał na sie­bie nie­na­wiść tych po dwóch stro­nach bary­ka­dy, i mógł pochwa­lić się wca­le nie więk­szym zezo­wa­tym szczę­ściem wypi­sa­nym na twa­rzy. Wszel­kie zabie­gi porów­naw­cze  z pew­no­ścią zabio­rą boha­te­rom Gren­de­la ich odręb­ne­go i led­wie wyczu­wal­ne­go ducha, dla­te­go poprze­sta­nę na reflek­sji, że Pisz­czyk, jak Car Piotr prze­ży­wa­ją­cy wciąż absur­dal­ne wzlo­ty i upad­ki, hołu­bio­ny i ata­ko­wa­ny, bez wąt­pie­nia mógł­by oświad­czyć za przy­ja­cie­lem z Cze­cho­sło­wa­cji: „Bez zasta­no­wie­nia zgło­si­łem więc akces do gru­py «my», wszak­że lepiej trzy­mać z wygra­ny­mi. «Oni» zaś na razie niech dadzą mi spo­kój. Póź­niej, kie­dy już ucich­ną spo­ry, usią­dę z nimi przy ogni­sku, usma­ży­my sobie sło­nin­kę i wszyst­ko im wyja­śnię”. Z pew­no­ścią boha­te­ro­wi powie­ści Gren­de­la mogli­by­śmy zadać te same pyta­nia, co boha­te­ro­wi abso­lut­nej kla­sy­ki pol­skiej kine­ma­to­gra­fii. Czy są pano­wie opor­tu­ni­sta­mi, bie­gły­mi w sztu­ce dry­fo­wa­nia z wia­trem histo­rii? Czy tyl­ko wiecz­ny­mi pechow­ca­mi, któ­rzy nigdy nie mogą czuć się u sie­bie?

Zja­wi­sko „ubaj­ko­wie­nia” obra­zu real­ne­go socja­li­zmu póki co nie ustę­pu­je. Wciąż sły­szy­my o „miło­śni­kach PRL‑u” pene­tru­ją­cych schro­ny w Nowej Hucie i zaka­mar­ki Kina Świa­to­wid. Zda­rza­ją się i tacy, któ­rym nie wystar­cza emble­ma­ty­zo­wa­nie peere­low­skiej rze­czy­wi­sto­ści na kar­tach lite­ra­tu­ry – kupu­ją fia­ta 126p, wynaj­mu­ją miesz­ka­nie w blo­ku z wiel­kiej pły­ty, do poko­ju wsta­wia­ją meblo­ścian­ki i zapusz­cza­ją wąsy. Jeże­li żywot­ność tema­ty­ki socja­li­zmu okra­szo­nej sen­ty­men­tem (i lune­tą z medu­zą) wkrót­ce się wyczer­pie, książ­ka Gren­de­la będzie mia­ła szan­sę odro­bi­nę spro­wa­dzić na zie­mię zna­ją­cych socja­lizm wyłącz­nie z lek­cji histo­rii. Bo co się sta­nie, jeśli posta­ci i wyda­rze­nia z Dzwo­nów Ein­ste­ina nie­ocze­ki­wa­nie znaj­dą się w świe­cie mło­dych ludzi, kolek­cjo­nu­ją­cych cyta­ty z Misia i Rej­su, i fascy­nu­ją­cych się archi­tek­tu­rą „sta­li­now­skie­go baro­ku”? Otóż ich wyma­rzo­ną podróż tra­ban­tem po Nowej Hucie prze­rwie pie­lę­gniar­ka z dru­ta­mi i prze­wo­da­mi w ręku, któ­rą, jak boha­ter Gren­de­la, na próż­no będą prze­ko­ny­wać, że nie są sta­cją trans­for­ma­to­ro­wą; prze­wod­nicz­ka wyciecz­ki sen­ty­men­tal­nej będzie zawo­dzi­ła pod nosem pio­sen­ki ludo­we, opro­wa­dza­jąc zwie­dza­ją­cych po klat­kach scho­do­wych owia­nych kurzym smro­dem, wgry­za­ją­cym się głę­bo­ko w ubra­nia i w skó­rę. Bez wąt­pie­nia ści­ska­ją­cy w dło­niach bile­ty do Muzeum PRL‑u prę­dzej wylą­du­ją na dłu­giej roz­mo­wie z trau­ma­to­lo­giem niż w kinie na kolej­nym fil­mie o „naj­we­sel­szym bara­ku w obo­zie”. Kurzy smród prze­ni­ka­ją­cy cze­cho­sło­wac­kie mia­stecz­ko nie ma nic wspól­ne­go z nostal­gicz­ną pol­ską Gąską Bal­bin­ką.

Lite­ra­tu­rę Gren­de­la cze­kał pierw­szy poważ­ny „egza­min” w Pol­sce w wyjąt­ko­wym momen­cie – kie­dy Pola­cy wchło­nę­li już wie­le obra­zów lite­rac­kich o okre­sie, gdy pyta­nia o sens ist­nie­nia, o odpo­wie­dzial­ność, o war­to­ści zastę­po­wa­ło się kodek­sem powin­no­ści spo­łecz­nych. Czy­tel­nik histo­rii Cara Pio­tra mógł­by obu­rzyć się, że nie jest psy­chia­trą ani spo­wied­ni­kiem, wstać i bez sło­wa opu­ścić jego biu­ro, wypeł­nio­ne sło­ika­mi z naklej­ka­mi przed­sta­wia­ją­ce tru­pie czasz­ki. Ale Gren­del cięż­kie tema­ty poda­je w spo­sób przy­stęp­ny, nie dopusz­cza do tego, aby czy­tel­nik budo­wał men­tal­ne ścia­ny. Cho­ciaż moż­na ubo­le­wać, że powieść Dzwo­ny Ein­ste­ina dotar­ła do Pol­ski z dwu­dzie­sto­kil­ku­let­nim opóź­nie­niem, co może mie­szać szy­ki w oce­nie war­to­ści i odkryw­czo­ści utwo­ru, z pew­no­ścią wno­si ona inte­re­su­ją­cy por­tret schył­ko­wo-socja­li­stycz­ne­go pechow­ca – malo­wa­ny apa­tią bez depre­sji i bez­rad­no­ścią bez ciem­nej tona­cji.

belka_2

O autorze

Joanna Roś

Urodzona w 1989 roku. Studentka Interdyscyplinarnych Humanistycznych Studiów Doktoranckich na Uniwersytecie Warszawskim. Publikowała m.in. w "Analizie i Egzystencji", "Nowym Filomacie", "Polisemii". Mieszka w Warszawie.

Powiązania

W boazeryjnym entourage’u

wywiady / o książce Joanna Roś Miłosz Waligórski

Roz­mo­wa Joan­ny Roś z Miło­szem Wali­gór­skim, tłu­ma­czem książ­ki Dzwo­ny Ein­ste­ina Lajo­sa Gren­de­la, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 18 kwiet­nia 2016 roku.

Więcej

Kochanka Norwida

recenzje / ESEJE Joanna Roś

Recen­zja Joan­ny Roś z książ­ki Kochan­ka Nor­wi­da Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Geografie, Giovanni Catelli

recenzje / ESEJE Joanna Roś

Recen­zja Joan­ny Roś z książ­ki Geo­gra­fie Gio­van­nie­go Catel­le­go, któ­ra uka­za­ła się w 2014 roku w por­ta­lu Stro­na Tytu­ło­wa.

Więcej

Poświęcenie hetmana, Lajos Grendel

recenzje / ESEJE Joanna Roś

Recen­zja Joan­ny Roś z książ­ki Poświę­ce­nie Het­ma­na Lajo­sa Gren­de­la, któ­ra uka­za­ła się w 2014 roku w por­ta­lu Stro­na Tytu­ło­wa.

Więcej

Literatura w teatrze: ta chwila Andrzeja Falkiewicza

recenzje / ESEJE Joanna Roś

Recen­zja Joan­ny Roś z książ­ki ta chwi­la Andrze­ja Fal­kie­wi­cza.

Więcej

Przestrzenie (nie)rzeczywiste Lajosa Grendela

recenzje / ESEJE Emilia Gałczyńska

Recen­zja Emi­lii Gał­czyń­skiej z książ­ki Dzwo­ny Ein­ste­ina Lajo­sa Gren­de­la w prze­kła­dzie Miło­sza Wali­gór­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 18 kwiet­nia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 5 czerw­ca 2017 roku.

Więcej

Absurdystan, pięć minut później

recenzje / ESEJE Anna Balcerowska

Recen­zja Anny Bal­ce­ro­wicz z książ­ki Dzwo­ny Ein­ste­ina Lajo­sa Gren­de­la w prze­kła­dzie Miło­sza Wali­gór­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 18 kwiet­nia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 5 czerw­ca 2017 roku.

Więcej

Powieść w odcinkach: Dzwony Einsteina

dzwieki / AUDYCJE Lajos Grendel

Frag­men­ty powie­ści Dzwo­ny Ein­ste­ina, zare­je­stro­wa­ne pod­czas audy­cji w Radiu Wro­cław Kul­tu­ra. Czy­ta Bar­tosz Woź­ny.

Więcej

W boazeryjnym entourage’u

wywiady / o książce Joanna Roś Miłosz Waligórski

Roz­mo­wa Joan­ny Roś z Miło­szem Wali­gór­skim, tłu­ma­czem książ­ki Dzwo­ny Ein­ste­ina Lajo­sa Gren­de­la, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 18 kwiet­nia 2016 roku.

Więcej

Jak ciężko być sobą jeżeli nie chcesz być idiotą

recenzje / ESEJE Radosław Wiśniewski

Recen­zja Rado­sła­wa Wiśniew­skie­go towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Lajo­sa Gren­de­la Dzwo­ny Ein­ste­ina, wyda­nej w tłu­ma­cze­niu Miło­sza Wali­gór­skie­go w Biu­rze Lite­rac­kim 18 kwiet­nia 2016 roku.

Więcej

Pokrętna rewolucja

recenzje / KOMENTARZE Lajos Grendel

Autor­ski komen­tarz Lajo­sa Gren­de­la towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Dzwo­ny Ein­ste­ina, wyda­nej w prze­kła­dzie Miło­sza Wali­gór­skie­go w Biu­rze Lite­rac­kim 18 kwiet­nia 2016 roku.

Więcej

Koniec błogiej nieświadomości [fragment]

utwory / zapowiedzi książek Lajos Grendel

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Lajo­sa Gren­de­la Dzwo­ny Ein­ste­ina, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Miło­sza Wali­gór­skie­go w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Tajemnice szwalni (fragment)

utwory / zapowiedzi książek Lajos Grendel

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Lajo­sa Gren­de­la Dzwo­ny Ein­ste­ina, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Miło­sza Wali­gór­skie­go w Biu­rze Lite­rac­kim 18 kwiet­nia 2016 roku.

Więcej

Spotkania z niedoścignionym Ja (fragment)

utwory / zapowiedzi książek Lajos Grendel

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Lajo­sa Gren­de­la Dzwo­ny Ein­ste­ina, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Miło­sza Wali­gór­skie­go w Biu­rze Lite­rac­kim 18 kwiet­nia 2016 roku.

Więcej