1.
„Czternaście postaci – pisze Krystyna Rodowska w szkicu „Arbitralnie i prowizorycznie”, będącym posłowiem antologii Na szali znaków – czternaście bardzo różnych poetyk. Ale tylko kilka z nich nie wykazuje rewolucyjnych zapędów w stosunku do języka.” Czternaście postaci, czternaście poetyk, a jednak, jak pisze Krystyna Rodowska w innym miejscu tego samego tekstu: „W ożywionym życiu literackim i poetyckim Francji, na której terenie wychodzi około dwustu pism poświęconych wyłącznie publikowaniu poezji i towarzyszącej jej refleksji krytycznej, gdzie w kilku dużych miastach, nie tylko w Paryżu, sprawnie funkcjonują Domy Poezji, powołane do życia jeszcze przez socjalistycznego ministra kultury Jacka Langa, nie ma, na moje wyczucie, aury sprzyjającej narodzinom wielkiej legendy poetyckiej jakiegoś jednego „guru”, który przyćmiłby wszystkich pozostałych.” Być może zmarły nie tak dawno Francis Ponge, dodaje antologistka, Ponge, którego twórczość wciąż zmusza badaczy „owadzich nogów” do myślenia i komentowania i którego wiersze w „Na szali znaków” nie przez przypadek umieszczone zostały na samym początku, był ostatnim tego typu „guru”. Ci, co zostali, ci, którzy żyją i tworzą obecnie – już nie są. Co nie znaczy, że nie ma wśród nich osobowości naprawdę intrygujących.
2.
A jeśli piszą, to dlaczego piszą? Każdy ma inną odpowiedź. Philippe Jaccottet w poetyckiej prozie pt. „Czereśnia”, w pierwszym akapicie tej prozy tak pisze: „Przychodzi mi czasem na myśl, że jeżeli wciąż jeszcze piszę, to chyba przede wszystkim dlatego, aby pozbierać mniej lub bardziej rozświetlone i przekonywujące cząstki tej radości, która – chciałoby się w to wierzyć – wybuchła w nas kiedyś, dawno temu, niczym gwiazda wewnętrzna i rozproszyła się w nas jak pył.” Inaczej Jacques Dupin, którego cykl kilkuzdaniowych fragmentów poświęcony został zagadnieniu pisania (klasyczny przykład pisania o pisaniu). Oto, co stwierdza – poetycko – Jacques Dupin: „Pisanie wystawia na próbę, krystalizuje czas mego lenistwa. Pisanie narusza i nadwyręża moją kondycję człowieka wydanego śmierci; wbrew wszelkim oczekiwaniom rośnie trawa, między moimi nogami, między zębami, przez szczeliny w kamieniach uciekają litery, przez rumowiska czasu, przez wyrok z zawieszeniem…” I jeszcze inaczej – dobitniej i żartobliwie – w „[Pisać między mackami tej tysiącletniej tarantuli]”: „Pisać między mackami tej tysiącletniej tarantuli, być jej księgowym i kochankiem, uniżonym czyścibutem jej włochatych botków”. Podobnie autotematyczną refleksję na temat twórczości („istoty poezji”) odnajdą miłośnicy tego typu literatury w tekście Jean-Michel Maulpoix ze zbioru „Domaine public”: „Poezja stawia opór jak ściana / Poezja jest sytuacją bez wyjścia / Poezja jest sportem wyczynowym / (…) / Poezja czyni z miłości użytek publiczny / (…) / Poezja wyraża to co jest. Poezja nie poprzestaje na tym co jest. / Poezja nosi stringi / (…) / Poezja mówi ciemnym językiem który zmierza do objaśnienia go. / (…) / Poezja, ilekroć język chce sięgnąć oczywistości. / Umysł robi salto mortale w języku. / Drzwi się nie zamykają”. Ale – na szczęście – nie tylko pisanie o pisaniu bawi poetów francuskich. Choć trzeba przyznać, że nieco im jednak zaszkodziło to przejście na terytorium laboratorium języka, o jakim wspomina Rodowska, dla której jednakże niesprawiedliwymi zdają się być „raz po raz powtarzane po naszym zmarłym nobliście zarzuty, że nic się w niej interesującego nie dzieje”. W niej, tj. we współczesnej poezji francuskiej dzieje się – i to sporo. Wciąż pisze Michel Deguy, poeta znany czytelnikom pism Edwarda Stachury, z którym się przyjaźnił. Wiersz Deguy bywa prosty, ale też niczego mu nie brakuje. Proszę posłuchać takiego na przykład utworu: „Miłość jest silniejsza niż śmierć mówicie / Lecz życie jest silniejsze niż miłość / Obojętność silniejsza niż życie – Życie / Moje lub twoje czy też jakoś nasze / Składa się na jedną sekwencję metamorfoz / (Neotenik zmienia się w tytana seksu / Jeszcze później w łysego brzuchacza gnijącego jak bóg) / I co miesiąc kąpiele z prysznicem w Lecie / Żałoby na wysoki połysk, kruche renesanse, amnezje / I niemy starzec zaczajony w nas już od dawna / Bezboleśnie wciąż żyje na cmentarzach dzieci”. Pisze też zaprzyjaźniony z antologistką Bernard Noël, w którego tekstach pobrzmiewają zarówno odkrycia współczesnej filozofii jak psychoanalizy. Żeby się o tym przekonać, wystarczy wziąć choćby taki fragment poetyckiej prozy „[Zrodzony z dziury]”: „Zrodzony z dziury. Zbudowany wokół dziury. Jestem konstrukcja pustki. Teraz moje tak jest zawsze pustką po moim nie. Mogę się wywrócić na drugą stronę jak rękawiczka. Musi być w tym jakaś odwieczna równowartość, w której prawa strona nie oznacza lewej. Rana symetrii. Dam ci serce w zamian za wątrobę.” Pisze też Jacques Roubaud, autor, który w utworach eksperymentalnych zachwyca zapewne jedynie ekstremalnie pogubionych krytyków literackich i takich też czytelników, przy tym jednak potrafi on pisać też tak, jak w dramatycznej, poruszającej poezjo-prozie pt. „Pornografia”: „Czy wspomnienie może być pornograficzne? // Gdybyż pornografia mogła nie być aktem publicznym, obywać się bez osób trzecich, jako że wspomnienia nie można zapisać, pokazać, wypowiedzieć; jest się w nim, ale bez podglądaczy. // Nie jestem nekrofilem, nie pożądam twojego trupa, nie wiem, co to takiego, zobaczyłem cię martwą, nie widziałem trupa. // A jednak Cię pragnę. // Te wspomnienia są najmroczniejsze ze wszystkich. // Zadają straszliwy gwałt zasadzie rzeczywistości. // W biały dzień rzucam się w odmęty. // Ty poruszasz się, słyszę twój oddech. // A przecież cisza jest absolutna.”
3.
O tradycji tych czternastu poetyk dałoby się pewnie powiedzieć niejedno. Faktem zdecydowanie jednak najistotniejszym wydaje się być jednak to, iż na najpoważniejszego mistrza większości poetów francuskich prezentowanych w Na szali znaków wyrósł nie kto inny jak Mallarmé. Jak pisze w posłowiu Rodowska: „Nawet u poetyckiej anarchistki Liliane Giraudon, wymiatającej z języka swoich ostatnich tekstów podmiot i interpunkcję, rozwalającej składnię, uprawiającej ‘mieszaniny cudzołożne’ prozy, dziennika z podróży, wiersza, korespondencji prywatnej, fotografii, z wiarą w fantomatyczną ‘poezję przyszłości’, pojawia się gdzieś w tle ‘ten stary Fiut Mallarmé, zawsze on’.” I to prawda – a nie tylko w tle tekstów Giraudon wyczuwalna jest obecność autora Rzutu kośćmi, jego maksymalnie wyśrubowanych norm dotyczących tekstu poetyckiego, jego kosmicznych, porażających po dziś dzień ambicji stworzenia Księgi totalnej. Ci poeci, którzy nieco schodzą na ziemię mogą przy tym pisać, jak choćby Jean-Michel Maulpoix: „Nigdzie nie znajdziesz stosownego nieba / Ani ziemi co czeka na twoje kości / Ani ciała które cię wyzwoli / Ani duszy w którą mógłbyś się ubrać / Żyjesz w szczelinie / Między garstka prochu a bogami / Włożyłeś palce między drzwi / Twój krzyk nie obudzi nikogo”. Tak, mistrzem i „guru” pozostawać może niedosiężny mistrz Mallarmé, jednak bliżej, wciąż silnie obecni i oddziaływujący pozostają Rimbaud, Apollinaire, Eluard, René Char. (Na marginesie dodam: najtrudniej o współczesnego Baudelaire’a. Może dałoby się tak potraktować Houellebecq’a, lecz nie pojawił się on ze swoimi poezjami w antologii.)
4.
A zatem, czym jest i czym nie jest Na szali znaków Krystyny Rodowskiej? Nie jest, co sama autorka wyboru podkreśla, jakimś skończonym obrazem współczesnej poezji francuskiej. Nie jest, bo być nie może, skoro nie tylko że wciąż pojawiają się nowe nazwiska, ale też ci, których Rodowska w swoim wyborze uwzględniła, to w większości autorzy, których twórczość ulega wciąż jeszcze zmianom, ewoluuje, oni sami „są w ruchu, a wszelka próba interpretacyjnego przyszpilenia tego, co piszą i jak piszą, tak naprawdę może być jedynie rekonesansem arbitralnym i prowizorycznym.” I – dodaje Rodowska – nie może być inaczej, „skoro wciąż rozbrzmiewa zaczepne, nagłaśniane także poza granicami Francji i nie tracące nic ze swojej aktualności pytanie Michela Deguy: ‘Po co nam poezja?’.” Antologia Rodowskiej jest natomiast – i ona sama ma tego znaczną świadomość – książką upominającą się o estetykę inną niż dominująca, czyli – pisze o tym Krystyna Rodowska wprost w „Słowie wstępnym” do Na szali znaków – inną niż oferowana przez współczesną poezję amerykańską, zwłaszcza spod znaku tzw. „nowojorczyków”. A ponieważ coraz wyraźniej daje się odczuć znużenie kolejnymi rodzimymi eksperymentatorami, wzorującymi się bezkrytycznie na Ashberym, Matthewsie, O’Harze, czy Schuylerze, przyjemnie jest – wcale nie taki błahy argument – sięgnąć po teksty inne, z innych pozycji i w innym klimacie duchowym pisane. To oferuje Na szali znaków, antologia, w której znaleźli się – by wymienić ich dla porządku: Pierre Alfieri, Marie-Claire Bancquart, Michel Deguy, Jacques Dupin, Jean-Pierre Faye, Liliane Giraudon, Emmanuel Hocquard, Philippe Jaccottet, Jean-Michel Maulpoix, Henri Menschonic, Bernard Noël, Francis Ponge, Claude Roy.
5.
Philippe Jaccottet, „[Mało obchodzi mnie początek świata]”: „Mało obchodzi mnie początek świata // teraz poruszają się liście / teraz widzę to drzewo ogromne / którego kory zranionej dotykam // I światło w gałęziach / błyszczy od łez”.
Tekst opublikowany po raz pierwszy na stronie www.literaturajestsexy.pl. Dziękujemy Autorowi za udostępnienie materiału.