recenzje / ESEJE

Dialog ze wszystkimi

Alicja Piechucka

Recenzja Alicji Piechuckiej z książki Prześwity Jorie Graham.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Jeśli się zgu­bisz,
wróć do ostat­nie­go
zapa­mię­ta­ne­go miej­sca,
w któ­rym fabu­ła
mia­ła sens, i czy­taj
od tego
momen­tu.

Taką oto prag­ma­tycz­ną radę czy­tel­nik bie­dzący się z lek­tu­rą Kie­dy umie­ram Faulk­ne­ra może zna­leźć na ofi­cjal­nej stro­nie słyn­nej dzien­ni­kar­ki Oprah Win­frey.

Choć wytraw­nym egze­ge­tom literatu­ry wska­zów­ka ta może się wydać nie­co uprasz­cza­ją­ca, moż­na by ją – po pew­nych mody­fi­ka­cjach – zasto­so­wać do twórczo­ści Jorie Gra­ham, rodacz­ki Faulk­ne­ra i au­torki tuzi­na tomi­ków poetyc­kich, za spra­wą któ­rych, poczy­na­jąc od debiu­tu (1977), wypra­co­wa­ła sobie moc­ną pozy­cję na ame­rykańskiej sce­nie lite­rac­kiej. Podsumowu­jąc poezję Gra­ham, David Baker napi­sał, że „nie przy­cho­dzi [mu] do gło­wy żaden inny współ­cze­sny poeta ame­ry­kań­ski, któ­ry sto­sowałby i ujaw­niał cały mecha­nizm narra­cji, for­my, stra­te­gicz­nych docie­kań w spo­sób peł­niej­szy niż ona – w każ­dym razie żaden inny poeta, któ­re­go da się czy­tać – i któ­ry był­by w sta­nie w spo­sób tak owoc­ny i zachę­ca­ją­cy przed­sta­wiać róż­ne syste­my filo­zo­ficz­ne, nauko­we i histo­rycz­ne”.

„Jeśli kto­kol­wiek – kon­klu­du­je Baker – po­trafi połą­czyć cha­otycz­ne pola współczesne­go dys­kur­su, myślę, że tym kimś jest Jorie Gra­ham”.

Za tą ele­ganc­ką lite­rac­ką wizy­tów­ką kry­je się twór­czość rze­czy­wi­ście ambit­na i impo­nu­ją­ca, choć zara­zem – a może wła­śnie dla­tego – czę­sto trud­na w odbio­rze i sta­wia­ją­ca czy­tel­ni­ko­wi wyso­kie wyma­ga­nia. Poezję Gra­ham „da się czy­tać”, ale jest to lek­tu­ra wie­lo­krot­na, czę­sto zbi­ja­ją­ca z tro­pu, jed­nocześnie zaś dają­ca poczu­cie satys­fak­cji, wyni­ka­ją­ce nie tyle ze speł­nie­nia czytelni­czego obo­wiąz­ku, ile z tego, co amerykań­ska poet­ka ma do zaofe­ro­wa­nia na pozio­mie arty­stycz­nym i inte­lek­tu­al­nym.

Uro­dzo­na w 1950 roku w Nowym Jor­ku, Gra­ham mia­ła kosmo­po­li­tycz­ne dzie­ciństwo. Miesz­ka­ła i cho­dzi­ła do szko­ły we Wło­szech i Fran­cji, opa­no­wa­ła też języ­ki obu tych kra­jów. Stu­dio­wa­ła mię­dzy inny­mi filo­zo­fię na pary­skiej Sorbo­nie, a obec­nie jest pro­fe­so­rem reto­ry­ki na Uni­wer­sy­te­cie Harvar­da. Lite­rac­ką reno­mę, jaką cie­szy się poet­ka, potwier­dza­ją otrzy­mane przez nią wyróż­nie­nia, w tym pre­sti­żo­wa Nagro­da Pulit­ze­ra za The Dre­am of the Uni­fied Field, wybór wier­szy obej­mu­ją­cy lata 1974–1994. Pol­ski jest jed­nym z pię­ciu języ­ków, na któ­re prze­tłu­ma­czo­no poezję Gra­ham. Na zbiór Prze­świ­ty skła­da­ją się wybra­ne utwo­ry, pocho­dzą­ce ze wszyst­kich tomi­ków wyda­nych od roku 1980 do 2012, w prze­kła­dzie Ewy Chru­ściel i Miło­sza Bie­drzyc­kie­go.

Jako „mistrzy­nię świa­ta w mio­ta­niu wiel­ki­mi pyta­nia­mi”, któ­ra „podej­mu­je ni mniej, ni wię­cej, tyl­ko dia­log ze wszyst­kim”, okre­ślił Gra­ham kry­tyk Calvin Bedient. Spek­trum te­matyczne utwo­rów zawar­tych w pol­sko­ję­zycz­nym wyda­niu jest istot­nie sze­ro­kie: od filo­zofii i meta­fi­zy­ki poprzez sztu­kę i mito­lo­gię do miło­ści i rela­cji mię­dzy­ludz­kich. Wszyst­ko to pod­szy­te skom­pli­ko­wa­ną poetyc­ką reflek­sją na temat per­cep­cji, uwa­ża­nej za kwe­stię u Gra­ham klu­czo­wą, jak też reflek­sją nad języ­kiem, a więc – pośred­nio choć­by – nad rolą poezji. Do tego bogac­twa zagad­nień docho­dzi jesz­cze jed­no, wszech­obec­ne w całym zbio­rze: natu­ra, któ­ra inte­re­su­je poet­kę we wszyst­kich wła­ści­wie wymia­rach. Choć w odnie­sieniu do twór­czo­ści Gra­ham czę­sto pada­ją przy­miot­ni­ki „filo­zo­ficz­na” czy „abs­trak­cyj­na”, autor­ka nie poprze­sta­je na inte­lek­tu­al­nej lub este­tycz­nej kon­tem­pla­cji. W wier­szach pisa­nych już w bie­żą­cym stu­le­ciu, a więc po 11 wrze­śnia, ame­ry­kań­ska poet­ka ujaw­nia się jako zaan­ga­żo­wa­na komen­ta­tor­ka współ­cze­snej rze­czy­wi­sto­ści poli­tycz­nej i oso­ba, któ­rej umi­łowanie przy­ro­dy prze­kła­da się na świa­do­mość eko­lo­gicz­ną.

Wśród utwo­rów zawar­tych w pol­sko­ję­zycz­nym wybo­rze nie bra­ku­je takich, któ­re uza­sadniają zali­cze­nie Gra­ham do „poetów her­me­tycz­nych”, jak chce ame­ry­kań­ski lite­ra­tu­ro­znaw­ca – i tak­że poeta – James Lon­gen­bach, utwo­rów, któ­re w naj­lep­szym razie wy­magają od czy­tel­ni­ka filo­zo­ficz­nej eru­dy­cji, a w naj­gor­szym ska­zu­ją go na inte­lek­tu­al­ną kapi­tu­la­cję. Na inter­fejs stro­ny inter­ne­to­wej poet­ki skła­da­ją się – oprócz jej imie­nia, na­zwiska i nazw poszcze­gól­nych zakła­dek – krop­ki, prze­cin­ki, nawia­sy i myśl­ni­ki lewi­tu­ją­ce na sza­ro-gra­fi­to­wym tle, upodob­nio­nym przez nie­sfor­ne zna­ki prze­stan­ko­we do roz­gwieżdżonego nie­ba. To oczy­wi­ście alu­zja do spo­ty­ka­nej w wie­lu wier­szach tej autor­ki nie­orto­dok­syj­nej inter­punk­cji, przy­wo­dzą­cej na myśl zarów­no Emi­ly Dic­kin­son, naj­większą ame­ry­kań­ską poet­kę i dzie­więt­na­sto­wiecz­ną pre­kur­sor­kę poezji nowoczes­nej, wymie­nia­ną wśród twór­ców, któ­rzy w zna­czą­cym stop­niu wpły­nę­li na Gra­ham, jak i eks­pe­ry­men­ty par excel­len­ce post­mo­der­ni­stycz­ne. Do arbi­tral­ne­go uży­cia zna­ków inter­punkcyjnych docho­dzą elip­sy i apo­sjo­pe­zy: nie­peł­ne lub urwa­ne kon­struk­cje skła­dnio­we i wyra­że­nia. W tkan­kę poezji wkra­da się zatem nie­kom­plet­ność, brak, któ­ry nie zawsze daje się odczy­tać z kon­tek­stu, a tak­że nie­do­po­wie­dze­nie i mil­cze­nie, któ­re są jednocześ­nie symp­to­mem kapi­tu­la­cji i obiet­ni­cą moż­li­wo­ści. Tego rodza­ju zabie­gi sta­no­wią o wie­loznaczności i otwar­to­ści, będąc zara­zem wizu­al­nym i syn­tak­tycz­nym emble­ma­tem nie­wiadomej, nie­od­łącz­nie zwią­za­nej z tre­ścia­mi filo­zo­ficz­ny­mi i meta­fi­zycz­ny­mi, rów­nież z wpi­sa­ny­mi w nowo­cze­sność – i pono­wo­cze­sność – nie­pew­no­ścią i bez­rad­no­ścią.

Poezja Gra­ham czę­sto każe czy­tel­ni­ko­wi obco­wać z tym, co nie­uchwyt­ne, nie­moż­li­we do okre­śle­nia, prze­no­si go – nie­mal wbrew jego woli – w sfe­rę impon­de­ra­bi­liów. Poet­ka potra­fi nadać obra­zom natu­ry i echom codzien­no­ści filo­zo­ficz­ną głę­bię, spla­ta­jąc to, co, zda­wa­ło­by się, zna­my dobrze z bez­po­śred­nie­go doświad­cze­nia, z roz­wa­ża­nia­mi egzy­stencjalnymi, onto­lo­gicz­ny­mi, meta­fi­zycz­ny­mi. Pod­miot lirycz­ny jej utwo­rów odda­je się reflek­sji nad ist­nie­niem rze­czy i isto­tą rze­czy, jak w wier­szu „Impre­sjo­nizm”, w któ­rym oka­zuje się, że „Sed­nem spra­wy nie jest ani życie ani śmierć./ Sed­nem jest coś inne­go”. Gra­ham zada­je pyta­nia o sens świa­ta i ludz­kie­go ist­nie­nia, o kon­dy­cję współ­cze­sne­go człowie­ka, któ­re­go kra­jo­braz wewnętrz­ny sub­tel­nie uka­zu­je w swo­jej twór­czo­ści. Strzęp­ki myśli, okru­chy życia, cha­os ist­nie­nia i pró­by uchwy­ce­nia tego wszyst­kie­go skła­da­ją się na mate­rię jej wier­szy. Two­rzy poezję będą­cą mapą świa­do­mo­ści, mapą świa­ta, mapą życia; poe­zję momen­ta­mi nie­zwy­kle trud­ną, wręcz nie­moż­li­wą do spa­ra­fra­zo­wa­nia, ale ude­rza­ją­cą odbior­cę jako bar­dzo praw­dzi­wa, opar­ta na traf­nych spo­strze­że­niach, ade­kwat­na do jego wła­snych doświad­czeń. Son­du­jąc cia­ło, duszę, myśl – swo­je i nasze – Gra­ham prze­wier­ca się do głę­bi świa­do­mo­ści, wni­ka w isto­tę pro­ce­su inte­lek­tu­al­ne­go i prze­ni­ka do wnę­trza życia. Jej wier­sze napie­ra­ją na czy­tel­ni­ka, bom­bar­du­ją go, męczą, cza­sem nawet zniechę­cają, ale nie tra­cą przy tym nic ze swo­jej praw­dzi­wo­ści i świe­żo­ści. Są świa­dec­twem inten­sywnego odczu­wa­nia wła­sne­go jeste­stwa, zapi­sem życia i stru­mie­nia myśli.

Obok utwo­rów her­me­tycz­nych, któ­re nasu­wa­ją trud­no­ści inter­pre­ta­cyj­ne i do któ­rych czy­tel­nik „prze­bi­ja” się z mozo­łem, by dopie­ro z cza­sem je doce­nić, znaj­dzie­my w Prze­świ­tach wier­sze urze­ka­ją­ce „od pierw­sze­go czy­ta­nia”. Nale­ży do nich „Pię­ta”, pora­żająco pięk­nie i sub­tel­nie odda­ją­ca miste­rium pasji. Zachwy­ca­ją­ca jest też ekfra­za „Przy ‘Zmar­twych­wsta­niu ciał’ Luki Signo­rel­le­go”, poetyc­ka trans­po­zy­cja rene­san­so­we­go fre­sku z kate­dry w Orvie­to:

Popatrz, jak się spie­szą,
żeby wejść
w swo­je cia­ła,
te duchy.
Czy cia­ło jest lep­sze,
że aż tak
im spiesz­no?

Gra­ham poru­sza, wte­dy gdy pisze o tym, co pięk­ne i wznio­słe, i wte­dy gdy ujaw­nia współ­cze­sne lęki. W „Stu­dium tajem­ni­cy” pa­dają sło­wa: „może jakaś masa­kra”, a dalej: „Zie­mia zmniej­szy­ła się/ i ska­czą po niej/ ostat­ni z ludzi”. Ame­ry­kań­ska poet­ka, an­tycypująca eko­lo­gicz­ne kata­stro­fy, wspo­minająca o „zani­ka­ją­cym tle­nie, któ­rym się żywi­my”, jawi się jako sumie­nie świa­ta, uświa­da­mia­ją­ce ludz­ko­ści to, cze­go nie wi­dzi: „wiem,/ że zako­pu­ją odpa­dy, że potrwa/ to set­ki milio­nów lat, w górach”. Jej poezja nazna­czo­na jest umi­ło­wa­niem pięk­na sztu­ki i pięk­na natu­ry, ale tak­że stra­chem przed woj­ną i prze­mo­cą: „bo umie­my tyl­ko za­bijać”. W wier­szu zaty­tu­ło­wa­nym „Guan­tána­mo” Jorie Gra­ham zasta­na­wia się nad war­to­ścia­mi taki­mi jak spra­wie­dli­wość i hu­manitaryzm, nad rela­cją oby­wa­tel – pań­stwo, nad „tym, co uczyniono/ w two­im imie­niu”, nad losem „two­ich więź­niów, kiedy/ trafiają/ do two­je­go ośrod­ka odosob­nie­nia”. Wytraw­na użyt­kow­nicz­ka wer­bal­ne­go me­dium myśli w tym kon­tek­ście o manipula­cjach, dla któ­rych polem jest język: „wyda­wałoby się, że sło­wa są wszyst­kim, a potem/ praw­ni­cy je unie­waż­nia­ją”. Świa­do­mość zagro­żeń, jakie kry­je w sobie współ­cze­sność, pro­wa­dzi do roz­pacz­li­wej proś­by: „Ocal wo­lę życia, ocal sedno/ czło­wie­czeń­stwa”.

Przy­ro­da, orga­nicz­nie i sen­su­ali­stycz­nie odczu­wa­na, sta­no­wią­ca punkt wyj­ścia roz­ważań filo­zo­ficz­nych czy meta­fi­zycz­nych, wyda­je się tak­że anti­do­tum na zło ludzkie­go świa­ta, od któ­re­go zgieł­ku i sza­leń­stwa poet­ka pró­bu­je się odciąć: „Drut telegra­ficzny to ciem­ność – natych­mia­sto­we połą­czenie/ to ciemność,/ traj­ko­ta­ją­ca nędza”. Nawet tu jed­nak nie­uchron­na jest świado­mość ogra­ni­czeń: w wier­szu „Cisza” potrze­bie współ­ist­nie­nia z natu­rą („Moja doli­na jest,/ moim doty­kiem, zmy­słem, pra­wem, mo­ją/ gle­bą, doznaniem/ mojej pierwszej/ oso­by”) towa­rzy­szy prze­ko­na­nie, że jest się w jej świe­cie intru­zem. Histe­ria „Raju”, któ­ry na innym fre­sku z Orvie­to przed­sta­wił Signo­rel­li, to dzi­siaj „wer­sja zmie­nio­na”, bo „teraz/włamujemy się do Ogro­du”.


Recen­zja zosta­ła opu­bli­ko­wa­na w mie­sięcz­ni­ku „Nowe Książ­ki” 2013, nr 9, s. 17–18. Dzię­ku­je­my autor­ce i redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

Powiązania

Po drugiej stronie rzeki

recenzje / ESEJE Alicja Piechucka

Recen­zja Ali­cji Pie­chuc­kiej z książ­ki Hotel de Dre­am Edmun­da Whi­te­’a, któ­ra uka­za­ła się w sierp­niu 2012 roku na łamach Nowych Ksią­żek.

Więcej

Opowieści (nie) z tego kraju

recenzje / ESEJE Alicja Piechucka

Recen­zja Ali­cji Pie­chuc­kiej z książ­ki Język przy­szło­ści Lau­rie Ander­son.

Więcej

Wpatrywać się w szczyt

recenzje / ESEJE Tomasz Fijałkowski

Recen­zja Toma­sza Fijał­kow­skie­go z książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Dwanaście notatek o Jorie Graham

recenzje / ESEJE Michał Szymański

Recen­zja Micha­ła Szy­mań­skie­go z książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Wersy kłębią się jak płotki

recenzje / ESEJE Ewa Chruściel

Recen­zja Ewy Chru­ściel z książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Koczowniczość znaczeń i wykopalisk. Kilka refleksji o poezji Jorie Graham

recenzje / IMPRESJE Ewa Chruściel

Esej Ewy Chru­ściel towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Na granicy poznania, zawsze pomiędzy

recenzje / IMPRESJE Ewa Chruściel

Esej Ewy Chru­ściel towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej