
Okręt
debaty / ankiety i podsumowania Piotr SommerGłos Piotra Sommera w debacie „Kroniki osobiste”.
WięcejFragment posłowia Piotra Sommera do książki Raj w obrazkach D.J. Enrighta, która ukazała się nakładem Biura Literackiego w 2008 roku.
Wiersze D. J. Enrighta wydają mi się niepodrabialną miksturą wielu językowych, gatunkowych, kulturowych i jakich tam jeszcze cech i przymiotów, do których z uwagi na ich wzajemne powiązania wygodniej mi podchodzić nie od frontu, ale bokiem i ukosem. Tak właśnie, z ukosa i outsiderska, jego wiersze rezonują dziś w kontekście angielskim, i tak je też – osobno, mimo znajomych tonów – słyszę w kontekście współczesności polskiej (na ile można je sobie wyobrazić jako część współczesności polskiej). Kontekst polski przychodzi mi do głowy głównie dlatego – mnie też to zaskakuje – że patrzę dzisiaj na wiersze D. J. Enrighta nie tyle jak na przekłady, ile – strach przyznać – jak na wiersze polskie. Dzisiaj, wiele lat po tym, jak zacząłem skubać je przekładowo. Składniki obecne w jego języku dają się dziś rozpoznać już w rzeczach najwcześniejszych; sęk w tym, że żadna z owych rozpoznawalnych ingrediencji nie występuje na własną rękę, w stanie czystym. Na tym, jak mi się zdaje, D. J. Enright polega, że płynnie zbliża do siebie i kojarzy z sobą różne parafie. Porządki niby są odmienne – porządek konceptów poetyckich, impulsów językowych, postaw publiczno-politycznych, tematów, gatunków, i tak dalej – ale do siebie podłączone i współobecne.
(…)
Jakże go miano nie uznać w Anglii za outsidera? I może nic dziwnego w tym, że mając za pobratymców Brechta i Kawafisa, głównych patronów ostatnich dwóch, sprzed „bruLionowej”, formacji poetów polskich, Enright po polsku nie brzmi nieznajomo. Brzmi znajomo, ale inaczej. I wchodzi do języka jakoś umiejętnie, jakby go znał i wiedział, czego polszczyzna ma w nadmiarze, a co jej wychodzi gorzej albo rzadziej. Ale go nie znał i przecież „pod” język polski nic nie pisał. Niektóre cechy jego wiersza – ironia, sarkazm, sentencjonalność, sardoniczny humor, sympatia dla dykteryjki i anegdoty, niedopowiedzenie, upodobanie do satyry i dobroduszność, zmysł liryki i narracji jednocześnie, tematyka spraw publicznych, kwestie polityki i języka – kazałyby może oczekiwać, że naturalnym kształtem mówienia wierszem u Enrighta, podobnie jak w przypadku kilkorga jego wschodnioeuropejskich prawie-rówieśników, będzie przypowiastka. Enright istotnie wykazuje skłonność do parabolizacji. Lecz jeśli tę skłonność odnieść do najbardziej spopularyzowanego u nas „polskiego wzorca” paraboli, pełnych – „skończonych” – paraboli jest u niego bardzo mało. „Kwagga”? Bardziej anegdota i przestroga niż pouczenie, bliższa „pojedynczo” usposobionemu Holubowi niźli „zbiorowo-odpowiedzialnościowemu” Herbertowi, w dodatku pozbawiona nobilitującej figury konceptualnej czy też filozoficznej, którą zazwyczaj wpisuje w swój wiersz Szymborska. „Miłośnik zwierząt”? Konstrukt w tym sensie aparaboliczny, że – tak jak „Kwagga” – abstrahuje od budowy świata „równoległego”, świata alegorii, który by miał reprezentować nasz. Nierzadko to, co się na parabolę zapowiada, skręca gdzieś w bok, zanim się spełni; dostaje firmowy znak dystansu. Sygnał okaże się zwodniczy – wiersz, nim go skończymy czytać, zmieni kierunek i gatunek. „Przykra historia”? „Homo Felix”? „Zawiść”? „Ulubieńcy”? Wszystko – od tonu i konceptu po konstrukcję – lżejsze, mówione bardziej od niechcenia, bardziej zdystansowane, tym samym bardziej „mądrościowe” niż dydaktyczne.
(…)
Na koniec, bo chwilowo tyle tego będzie, jeszcze raz nieprzynależność. Znaczący wydaje mi się gest A. Alvareza, krytyka i antologisty, orędownika amerykańskich „poetów konfesyjnych” (którzy dlatego, jego zdaniem, piszą ładnie, że wewnętrznie cierpią), a także kilku Europejczyków tak zwanych wschodnich (którzy dlatego, jego zdaniem, piszą ładnie, że cierpią opresję), autora tezy o chorobie „układności” toczącej poetów brytyjskich (którzy nie cierpią). Nie było rzecz jasna powodu, by wiązać D. J. Enrighta z amerykańską „konfesyjnością”; Alvarez nie dosłyszał jednak ani jego intrygującej „wschodnioeuropejskości”, ani dystansu wobec idei wspólnoty estetycznej, do której go przypisywał. Poeci The Movement uosabiali według Alvareza jedną z przyczyn jego smętnej diagnozy. Chcąc dowieść, że w ich przypadku (acz wbrew ich opinii) można mówić o poetyce zbiorowej, Alvarez skompilował syntetyczny utwór złożony z fragmentów wierszy ośmiorga uczestników ugrupowania. Ów syntetycznie skonstruowany wiersz „pióra The Movement” nie zdołał zasymilować żadnego cytatu z jednego tylko poety zaliczanego w tamtych latach do The Movement – D. J. Enrighta.
(marzec 2003)
Jest m.in. autorem wierszy, przekładów wierszy, szkiców o wierszach. W ostatniej dekadzie opublikował m.in. książkę prozatorską Środki do pielęgnacji chmur (2024), zbiór wierszy Lata praktyki (2022), tom szkiców Kolekcja wiosenna (2020), poemat dydaktyczny Ładne rzeczy (2020), a z przekładów: antologię poezji amerykańskiej O krok od nich (2018, wyd. II rozszerzone), Tysiąc sztuk awangardowych Kennetha Kocha (2019) i powieść Charlesa Reznikoffa Muzykant (2024, wspólnie z Marcinem Szustrem). Ułożył i zredagował antologię szkiców o przekładzie O nich tutaj (2016), a tom Ucieczka w bok (2016, wyd. II rozszerzone) przynosi wybór opublikowanych z nim rozmów. We wznowieniach ukazały się także dwa tomy jego wcześniejszych szkiców o poezji: Smak detalu (2015) i Po stykach (2018, wyd. zmienione i rozszerzone). Tom Siedemdziesiąt siedem (2025) uwzględnia wiersze z jego wcześniejszych książek poetyckich. Jest laureatem m.in. Silesiusa (2010, 2023), Gdyni (2020) i Nagrody m.st. Warszawy (2022).