recenzje / KOMENTARZE

Do Chloris

Justyna Bargielska

Autorski komentarz Justyny Bargielskiej do wiersza Do Chloris, towarzyszący drugiemu wydaniu książki Bach for my baby.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Do Chloris

Jeśli to praw­da, Chlo­ris, że mnie kochasz,
to wybacz, ale kom­plet­nie nie wiem, co mam zro­bić
z taki­mi zagad­nie­nia­mi jak głód na świe­cie,
że papież nie pozwa­la Murzy­nom uży­wać
pre­zer­wa­tyw, że ekran w koń­cu gaśnie,
a gasnąc ujaw­nia, że nie jest drzwia­mi. Że foto­gra­fo­wie
zabi­ja­ją się z powo­du zdjęć, któ­re zro­bi­li.
Choć świa­tło było nie­sa­mo­wi­te, zabi­ja­ją się.

Jeśli to praw­da, Chlo­ris, że mnie kochasz,
to nie wiem nawet, co mam zro­bić z tym morzem,
któ­re roz­stę­pu­jąc się, poły­ka nie­sfor­ne psy,
przy­pad­ko­we dzie­ci, stat­ki z ich kapi­ta­na­mi,
mia­sta, kra­je, świa­ty. Pły­wam w tym morzu,
póki pły­nę do cie­bie, Chlo­ris. Jeśli mnie kochasz,
powiedz mi, co mam zro­bić,
gdy zro­zu­miem, że w nim pły­wam, a już cię nie kocham.

 


Ten wiersz to zgo­ła nie­uda­ny prze­kład wier­sza, któ­re­go auto­rem jest Théo­phi­le de Viau, a do któ­re­go po mniej wię­cej trzech wie­kach muzy­kę dopi­sał Rey­nal­do Hahn (dzię­ki temu posu­nię­ciu Hah­na pano­wie sta­li się, w nie­co orfe­uszo­wym try­bie, parą son­gw­ri­te­rów, przy któ­rych tan­dem Len­non-McCart­ney to dzie­ci są):

S’il est vrai, Chlo­ris, que tu m’a­imes,
Mais j’en­tends, que tu m’a­imes bien,
Je ne cro­is point que les rois memes
Aient un bon­heur pare­il au mien.
Que la mort sera­it impor­tu­ne
De venir chan­ger ma for­tu­ne
A la féli­ci­té des cieux!

Tout ce qu’on dit de l’am­bro­isie
Ne touche point ma fan­ta­isie
Au prix des grâces de tes yeux.

Oczy­wi­ście nie jest to prze­kład z języ­ka fran­cu­skie­go na język pol­ski, tyl­ko z języ­ka fran­cu­skie­go na język total­ne­go nie­do­sto­so­wa­nia.

Papież, poprzed­ni, pod­kre­ślał moral­ną i antro­po­lo­gicz­ną róż­ni­cę mię­dzy środ­ka­mi anty­kon­cep­cyj­ny­mi a posza­no­wa­niem natu­ral­nych ryt­mów płod­no­ści. Z wybo­ru ryt­mu natu­ral­ne­go wyni­ka akcep­ta­cja cyklu „oso­by, to jest kobie­ty”, czy­li, mówiąc krót­ko, posza­no­wa­nie i dia­log. Ale zagło­dzo­ne kobie­ty nie mie­siącz­ku­ją regu­lar­nie. Są takie spo­łecz­no­ści kato­lic­kie, w któ­rych posza­no­wa­nie ryt­mów natu­ral­nych oso­by, to jest kobie­ty, powin­no pole­gać w pierw­szym rzę­dzie na zapew­nie­niu jej trzech posił­ków dzien­nie. Z jed­nej stro­ny zga­dzam się, że reli­gia nie jest od tego, żeby się oglą­dać na to, co jest, a by sku­piać się na tym, co będzie. Z dru­giej stro­ny nie potra­fię się do tego dosto­so­wać.

Bo gdy­by o te trzy posił­ki zadba­no, foto­gra­fo­wie nie musie­li­by się zabi­jać. Nie mogę prze­stać podzi­wiać żół­tej domi­nan­ty zdję­cia Kevi­na Car­te­ra, tego, wia­do­mo, na któ­rym sęp cze­ka na śmierć dziec­ka. Ten kolor przy­po­mi­na mi kolor wło­sów Rober­ta Red­for­da w „Poże­gna­niu z Afry­ką”. Mam nadzie­ję, mimo wszyst­ko było­by to spra­wie­dli­we, gdy­by ten cudow­ny kolor był ostat­nią myślą, ostat­nią aktyw­no­ścią mózgu Kevi­na Car­te­ra, gdy rok po zro­bie­niu tego zdję­cia posta­no­wił się zabić. Pew­nie tak nie było i mię­dzy inny­mi rów­nież z tego powo­du, mimo, że oświe­tli­łam sobie sce­nę śmier­ci Car­te­ra swo­im wła­snym, rów­nie nie­sa­mo­wi­tym świa­tłem, nadal nie potra­fię się do niej dosto­so­wać.

Są takie kobie­ty, któ­re zaraz, jak tyl­ko się zesta­rze­ją, zaczy­na­ją prze­pły­wać róż­ne akwe­ny jako naj­star­sze kobie­ty, któ­re prze­pły­nę­ły ten akwen. Wyobra­żam sobie, że do nich nale­żę i za trzy­dzie­ści lat moje nazwi­sko będzie się wymie­niać razem z Susan Oldham, Pat Gal­lant-Cha­ret­te, czy Til­dą Swin­ton w „Cie­ka­wym przy­pad­ku Ben­ja­mi­na But­to­na”. Widzę to tak, że gdy już każ­da z nas prze­pły­nie, co ma do prze­pły­nię­cia, zbie­rze­my się w jakiejś zato­ce, jak wie­lo­ry­by i będzie­my roz­ma­wiać na tema­ty w rodza­ju: jak moż­li­wa jest miłość, któ­ra się koń­czy.

Gdyż co naj­mniej trzy­dzie­stu lat potrze­bu­ję, żeby się przy­go­to­wać do podob­ne­go pane­lu. I o tym z grub­sza jest ten wiersz.

O autorze

Justyna Bargielska

Urodzona w 1977 roku w Warszawie. Poetka, pisarka. Laureatka konkursu poetyckiego im. Rainera Marii Rilkego (2001) i nagrody specjalnej im. Jacka Bierezina (2002). Otrzymała dwa razy Nagrodę Literacką Gdynia (2010 i 2011). Mieszka w Warszawie.

Powiązania