recenzje / IMPRESJE

Doświadczenie lektury, lektura eksperymentalna – Heidegger, Blanchot

Grzegorz Jankowicz

Esej Grzegorza Jankowicza towarzyszący premierze książki Tomasz Mroczny Szaleństwo dnia Maurice'a Blanchota.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Był bier­ny, urze­czo­ny i odsło­nię­ty.
M. Blan­chot, Tomasz Mrocz­ny

Rozu­mie­my wszyst­ko. Rozu­mie­jąc wszyst­ko (nie powierz­chow­nie,
ale praw­dzi­wie), odrzu­ca­my to, co nie jest czę­ścią poję­cia cało­ści.
M. Blan­chot, L’A­mi­tié

Heideg­ger bar­dzo dużo mówi o doświad­cze­niu – w róż­nych tek­stach, w róż­nych okre­sach, w róż­nych kon­tek­stach (naj­czę­ściej w nawią­za­niu do Ere­ignis). O lek­tu­rze nato­miast wypo­wia­da się spo­ra­dycz­nie, nawia­so­wo – przy oka­zji innych tema­tów i pro­ble­mów, któ­re wyda­ją mu się waż­niej­sze. Jeśli już pisze o czy­ta­niu, to zazwy­czaj w spo­sób nie­zwy­kle gno­micz­ny (jego krót­kie tek­sty na ten temat moż­na by okre­ślić mia­nem Ver­such, pamię­ta­jąc, że to zarów­no pró­ba, esej, jak rów­nież afo­ryzm, krót­ki tekst). Blan­chot prze­ciw­nie: o doświad­cze­niu nie mówi pra­wie wca­le (przy­naj­mniej nie wprost), nato­miast lek­tu­ra znaj­du­je się w samym cen­trum jego zain­te­re­so­wa­nia. Czy­ta­nie jest dla Blan­cho­ta punc­tum sapiens lite­ra­tu­ry, czyn­no­ścią, któ­ra wyzna­cza hory­zont lite­rac­kie­go doświad­cze­nia. W tym zesta­wie nazwisk to Blan­chot jest – przy­naj­mniej z pozo­ru – odpo­wie­dzial­ny za lek­tu­rę. Tak­że w tym sen­sie, że to on czy­ta Heideg­ge­ra, to on go komen­tu­je i zasi­la komen­ta­rze innych, to on odno­si się do Heideg­ge­ra w swo­ich tek­stach. Z dru­giej jed­nak stro­ny dzie­ło szwar­cwaldz­kie­go filo­zo­fa moż­na potrak­to­wać jako wni­kli­wą lek­tu­rę tek­stu kul­tu­ry (nie tyl­ko filo­zo­fii, ale wła­śnie kul­tu­ry rozu­mia­nej jako archi­wum przed­sta­wień wypro­du­ko­wa­nych przez zachod­nio­eu­ro­pej­ski umysł), a nie­zwy­kłe dzie­ło Blan­cho­ta odczy­tać jako wiel­ką medy­ta­cję nad doświad­cze­niem. Kie­dy tyl­ko porzu­ci­my usta­le­nia sta­ty­sty­ki, kie­dy tyl­ko prze­sta­nie­my racho­wać ilość komen­ta­rzy i odnie­sień do inte­re­su­ją­cych nas kate­go­rii i zagad­nień, wów­czas dostrze­że­my inny wymiar dzieł, któ­re wyda­wa­ły nam się zna­jo­me i oswo­jo­ne.

1. Mię­dzy doświad­cze­niem a eks­pe­ry­men­tem

Kate­go­ria doświad­cze­nia poja­wia się m. in. w kil­ku para­gra­fach Przy­czyn­ków do filo­zo­fii. Heideg­ger pró­bu­je w nich opi­sać róż­ni­cę pomię­dzy doświad­cze­niem a eks­pe­ry­men­tem. Te dwie kate­go­rie okre­śla­ją według nie­go dwa odmien­ne spo­so­by odno­sze­nia się do rze­czy­wi­sto­ści, a mówiąc pre­cy­zyj­niej: dwa rodza­je rela­cji mię­dzy pod­mio­tem a tym, co wobec nie­go zewnętrz­ne.

Heideg­ger – jak zwy­kle – zaczy­na od ana­li­zy seman­tycz­nej i ety­mo­lo­gicz­nej. Wybie­ra trzy łaciń­skie sło­wa, któ­rych zna­cze­nie pozwa­la mu zary­so­wać ramy współ­cze­sne­go rozu­mie­nia kate­go­rii doświad­cze­nia. Wspo­mnia­ne sło­wa to: expe­ri­ri, expe­rien­tia i expe­ri­men­tum1. Cza­sow­nik doświad­czać posia­da trzy zna­cze­nia:

1. Natra­fiać na coś, co się nastrę­cza; komuś nastrę­cza się coś, tra­fia go, co musi on przy­jąć; nastrę­cza­nie się cze­goś komuś. Nastrę­cza­ją­ce się, ob-cho­dzą­ce, pobu­dza­nie, wra­że­nie zmy­sło­we. Recep­tyw­ność, zmy­sło­wość i narzą­dy zmy­słów.

2. Pod­cho­dze­nie do cze­goś, roz­glą­da­nie się, śle­dze­nie, bada­nie, prze-mie­rza­nie.

3. Pod­cho­dze­nie do jako wy-pró­bo­wy­wa­nie [wła­śnie dla­te­go wspo­mnia­łem na począt­ku o Ver-such, któ­re ozna­cza wła­śnie wy-pró­bo­wy­wa­nie i w dal­szej czę­ści moje­go tek­stu ści­śle połą­czy się z eks­pe­ry­men­tem i lek­tu­rą eks­pe­ry­men­tal­ną], a nawet wypy­ty­wa­nie, czy wte­dy-gdy, jak-kie­dy2.

Róż­ni­ca pomię­dzy dru­gim i trze­cim zna­cze­niem jest jedy­nie róż­ni­cą ska­li, albo­wiem oby­dwie defi­ni­cje opi­su­ją ten sam model doświad­cze­nia, kon­cen­tru­jąc się wsze­la­ko na dwóch jego wymia­rach czy zakre­sach. Jak pisze Heideg­ger w komen­ta­rzu do powyż­szej ana­li­zy seman­tycz­nej: „W dru­gim i trze­cim przy­pad­ku zawsze coś poszu­ki­wa­ne­go w spo­sób mniej lub bar­dziej okre­ślo­ny. W przy­pad­ku dru­gim nie okre­ślo­ne, co mi się nastrę­cza, co zasta­ję bez swe­go współ­udzia­łu. W trze­cim przy­pad­ku: inge­ren­cja lub wyostrze­nie pod­cho­dze­nia, roz­kła­da­nie, powięk­sza­nie za pomo­cą pew­nych środ­ków, instru­ment, narzę­dzie, samo mate­rial­no-rze­czo­we„3. Wyostrze­nie i powięk­sze­nie osią­ga­ne są za pomo­cą narzę­dzi, instru­men­tów, apa­ra­tów nauko­wych, któ­re są nie­zbęd­ne do prze­pro­wa­dze­nia eks­pe­ry­men­tu. Jeśli mówię, że róż­ni­ca mię­dzy dru­gim i trze­cim zna­cze­niem cza­sow­ni­ka doświad­czać jest jedy­nie róż­ni­cą ska­li, to cho­dzi mi o to, że mamy tutaj do czy­nie­nia z dwo­ma eta­pa­mi bada­nia rze­czy­wi­sto­ści. Etap pierw­szy to bada­nie tego, co ist­nie­je bez współ­udzia­łu pod­mio­tu pozna­ją­ce­go, co nastrę­cza się samo jako obiekt pozna­nia i cze­go nie zmie­nia się w trak­cie eks­pe­ry­men­tu. Etap dru­gi to inge­ren­cja, czy­li obrób­ka obiek­tu – punk­to­wa obser­wa­cja i roz­kła­da­nie na ele­men­ty, któ­re w efek­cie bada­nia mogą przy­jąć cał­ko­wi­cie nową kon­fi­gu­ra­cję.

Pierw­sze z przy­wo­ła­nych przez Heideg­ge­ra zna­czeń przed­sta­wia pod­miot jako nie­mal cał­ko­wi­cie bier­ny i odsło­nię­ty, wy-sta­wio­ny na świat, wyeks­po­no­wa­ny. Coś mu się nastrę­cza, coś tra­fia w nie­go – jego doświad­cze­nie jest ska­za­ne na przy­god­ność, nie­okre­ślo­ność i nie­prze­wi­dy­wal­ność. Przed takim doświad­cze­niem nie spo­sób się obro­nić. Heideg­ger bar­dzo wyraź­nie powia­da, że „komuś nastrę­cza się coś, tra­fia go, co musi on przy­jąć”. Wymóg przy­ję­cia, koniecz­ność osta­tecz­nej otwar­to­ści na to, co przy­cho­dzi z zewnątrz, czy­nią z doświad­cza­ją­ce­go pod­miot cał­ko­wi­cie bez­bron­ny. Jest odsło­nię­ty, wysta­wio­ny na pokaz i na razy, któ­re mogą przyjść ze stro­ny świa­ta. W zasa­dzie w tym pierw­szym zna­cze­niu nie ma jesz­cze mowy o pod­mio­cie (przy­naj­mniej nie w nowo­żyt­nym zna­cze­niu tego sło­wa) i być może wła­śnie dla­te­go Heideg­ger posłu­gu­je się zaim­ka­mi nie­okre­ślo­ny­mi, pisząc, że coś nastrę­cza się komuś. Ten nie­u­kształ­to­wa­ny jesz­cze pod­miot, pro­to-pod­miot jest wysta­wio­ny na nie­bez­pie­czeń­stwo (łaciń­skie peri­cu­lum, któ­re sły­chać w expe­ri­ri i nie­miec­kie Gefahr opar­te na tym samym źró­dło­sło­wie, co Erfah­rung).

Nie trud­no się domy­ślić, że wła­śnie to zna­cze­nie cza­sow­ni­ka doświad­czać jest dla Heideg­ge­ra sen­sem źró­dło­wym i naj­istot­niej­szym. To w nim zawie­ra się defi­ni­cja doświad­cze­nia, któ­rą kul­tu­ra zachod­nio­eu­ro­pej­ska zaprze­pa­ści­ła, kie­dy w swo­im cen­trum umie­ści­ła meta­fi­zy­kę i jej pod­sta­wo­wy apa­rat pozna­nia, czy­li przed­sta­wie­nie, Vor­stel­lung. świat prze­mie­nio­ny w obraz, uję­ty w ramy repre­zen­ta­cji, zamknię­ty w przed­sta­wie­niu stał się przed­mio­tem inne­go rodza­ju doświad­cze­nia, stał się obiek­tem eks­pe­ry­men­tu.

Eks­pe­ry­ment pozwa­la na cał­ko­wi­tą neu­tra­li­za­cję nie­bez­pie­czeń­stwa. Dzię­ki warun­kom, w któ­rych jest prze­pro­wa­dza­ny, dzię­ki zasto­so­wa­nym instru­men­tom i dzię­ki pozy­cji pozna­ją­ce­go pod­mio­tu, expe­ri­men­tum odda­la zagro­że­nie przy­cho­dzą­ce z zewnątrz, ale też unie­moż­li­wia dostęp do świa­ta. Prze­strze­nią eks­pe­ry­men­tu jest labo­ra­to­rium, gdzie rze­czy­wi­stość zosta­je spro­wa­dzo­na do roli wycin­ka, prób­ki, exem­plum. Wypre­pa­ro­wa­na, roz­ło­żo­na na ele­men­ty, oświe­tlo­na, pod­da­na oglą­do­wi i obra­cho­wa­na, wymie­rzo­na i powięk­szo­na – taka jest rze­czy­wi­stość jako przed­miot eks­pe­ry­men­tu.

Przej­ście od doświad­cze­nia źró­dło­we­go do expe­ri­men­tum było moż­li­we, dzię­ki poja­wie­niu się – jak powia­da Heideg­ger – pew­no­ści Ja4 Potrzeb­ny był pod­miot, źró­dło przed­sta­wień, dys­po­nent świa­ta. Ale to nie wszyst­ko. Potrzeb­na była tak­że nauka, czy­li wytwo­rzo­ny przez pod­miot sys­tem repre­zen­ta­cji. Mówiąc o sto­sun­ku nauki do świa­ta, Heideg­ger posłu­gu­je się heglow­ską kate­go­rią Aus­set­zung, któ­ra ozna­cza zaj­mo­wa­nie miej­sca, wysta­wia­nie, ale tak­że prze­rwę. świat zosta­je usta­wio­ny w okre­ślo­nym miej­scu i prze­kształ­co­ny w przed­miot pozna­nia, zosta­je roze­rwa­ny na kawał­ki, któ­re następ­nie pod­da­wa­ne są bada­niu. Nauka, o któ­rej mówi tutaj Heideg­ger, to nie tyl­ko dys­cy­pli­ny przy­rod­ni­cze, z któ­ry­mi natu­ral­nie łączy­my dzia­łal­ność eks­pe­ry­men­tal­ną, ale każ­da dzie­dzi­na pro­du­ku­ją­ca obra­zy czy przed­sta­wie­nia, czy­li każ­da teo­ria. Tę ostat­nią szwar­cwaldz­ki filo­zof rozu­mie na spo­sób ety­mo­lo­gicz­ny – grec­kie the­ore­in zna­czy patrzeć, obser­wo­wać, gapić się, przy­glą­dać się cze­muś, a teo­ria to po pro­stu obraz.

Naprze­ciw­ko sie­bie sta­ją zatem dwa mode­le doświad­cze­nia. Eks­pe­ry­ment, któ­ry pod­po­rząd­ko­wu­je sobie rze­czy­wi­stość, i doświad­cze­nie źró­dło­we, któ­re na rze­czy­wi­stość się otwie­ra. Jak pisze autor Bycia i cza­su: „expe­ri­ri – tak w ogó­le prze­ciw­ko wszyst­kie­mu, co auto­ry­ta­tyw­nie oznaj­mio­ne i co w ogó­le nie da się poka­zać ani usta­wić w świe­tle„5. Źró­dło­wa for­ma doświad­cze­nia jest nie­do­stęp­na w labo­ra­to­rium, nie­moż­li­wa w roz­świe­tlo­nej pozna­niem prze­strze­ni eks­pe­ry­men­tu. Expe­rien­tia zosta­ła zaprze­pasz­czo­na i zapo­mnia­na, co było – Heideg­ger dixit – naj­więk­szym błę­dem zachod­nio­eu­ro­pej­skiej tra­dy­cji meta­fi­zycz­nej.

2. Doświad­cze­nie lek­tu­ry i lek­tu­ra eks­pe­ry­men­tal­na

1

Jeśli w miej­sce rze­czy­wi­sto­ści pod­sta­wi­my tekst, a w miej­sce heideg­ge­row­skie­go kogoś – czy­tel­ni­ka, wów­czas kate­go­rię doświad­cze­nia będzie moż­na powią­zać z czy­ta­niem. Zary­zy­ko­wał­bym nawet stwier­dze­nie, że lek­tu­ra powin­na być dla nie­miec­kie­go filo­zo­fa jed­ną z naj­waż­niej­szych form doświad­cze­nia, win­na sta­no­wić figu­rę źró­dło­we­go doświad­cze­nia świa­ta. Jeśli lite­ra­tu­ra, a w szcze­gól­no­ści poezja, jest miej­scem nasłu­chu Logo­su, jest sie­dzi­bą prze­ma­wia­ją­ce­go Bycia (zagłu­sza­ne­go przez zra­cjo­na­li­zo­wa­ną gada­ni­nę nauki i eks­pe­ry­men­tu), to czy­ta­nie sta­no­wi naj­prost­szy spo­sób na odno­wie­nie rela­cji ze świa­tem. Zada­niem czy­tel­ni­ka był­by nasłuch (lub lepiej: od-słuch) sło­wa, któ­re poja­wi­ło się u same­go począt­ku dzie­jów. Przy­tła­cza­ją­cy roz­gwar teo­rii zagłu­sza Logos, ale w sukurs przy­cho­dzi mu czy­tel­nik, ktoś nie­uzbro­jo­ny w teo­re­tycz­ne narzę­dzia, ktoś otwar­ty na nastrę­cza­ją­ce się Bycie. W ese­ju o Höl­der­li­nie autor Przy­czyn­ków powia­da tak oto:

Czło­wiek zacho­wu­je się tak, jak­by był twór­cą i wład­cą języ­ka, pod­czas gdy to język jest jego panem. Gdy ten sto­su­nek pano­wa­nia się odwra­ca, czło­wiek dopusz­cza się oso­bli­wej machi­na­cji. Język sta­je się środ­kiem wyra­zu. Jako wyraz [Aus­druck] język może zostać zde­gra­do­wa­ny do same­go tyl­ko środ­ka naci­sku [Druck]. (…) Wła­ści­wie [jed­nak] mówi język. Czło­wiek mówi dopie­ro i tyl­ko o tyle, o ile odpo­wia­da języ­ko­wi, słu­cha­jąc jego prze­mo­wy. Pośród wszyst­kich prze­mów, jakie my, ludzie, jeste­śmy zdol­ni wypo­wie­dzieć od sie­bie, język jest naj­więk­szą i wszę­dzie pierw­szą. Język pierw­szy, a potem ostat­ni wska­zu­je nam isto­tę rze­czy6.

I znów mamy dwa rodza­je rela­cji mię­dzy pod­mio­tem i czymś wobec nie­go zewnętrz­nym. Tym razem cho­dzi o czło­wie­ka i język, czy­tel­ni­ka i tekst. Prze­pis Heideg­ge­ra na dobrą lek­tu­rę jest pro­sty: to język musi prze­ma­wiać przez nas, to tekst musi nam się nastrę­czyć, to sło­wo musi tra­fić w nas. Jeśli język i tekst sta­ną się tyl­ko wyra­zem, lek­tu­ra prze­mie­ni się w eks­pe­ry­ment czy oso­bli­wą machi­na­cję. Maszy­na czy­ta­nia raz pusz­czo­na w ruch nie oszczę­dzi żad­nej linij­ki. Język zamie­ni się w śro­dek naci­sku, w narzę­dzie nakłu­wa­nia świa­ta (maszy­ną słu­żą­cą do tło­cze­nia wyro­ku śmier­ci – jak u Kaf­ki, albo matry­cą odci­ska­ją­cą się na powierzch­ni świa­ta – jak u Foucaul­ta), w narzę­dzie inge­ren­cji, w instru­ment słu­żą­cy do opa­no­wy­wa­nia rze­czy­wi­sto­ści. W rozu­mie­niu Heideg­ge­ra doświad­cze­nie lek­tu­ry jest pate­tycz­ne. Nie cho­dzi mi tyl­ko o styl, w jakim filo­zof mówi o czy­ta­niu i powin­no­ściach poezji, ale tak­że o nie­bez­pie­czeń­stwo, któ­re wią­że się z lek­tu­rą. Pathos, ból, jest czę­ścią doświad­cze­nia, tak­że – a może przede wszyst­kim – doświad­cze­nia lek­tu­ry. Praw­da Bycia uobec­ni się w czy­ta­niu tyl­ko wte­dy, gdy pozwo­li­my jej nastrę­czać się nam w trak­cie czy­ta­nia, gdy wysta­wi­my się na nią i przyj­mie­my ją bez­wa­run­ko­wo. Zada­nie czy­tel­ni­ka – w myśl tej for­mu­ły – nie pole­ga na ana­li­zie for­mal­nej tek­stu, lecz na nasłu­chi­wa­niu sło­wa, pod­słu­chi­wa­niu isto­ty rze­czy, któ­ra prze­ma­wia w języ­ku. Struk­tu­ral­na roz­biór­ka lite­ra­tu­ry jest zatem sztan­da­ro­wym przy­kła­dem lek­tu­ry eks­pe­ry­men­tal­nej. Nie ina­czej rzecz ma się w przy­pad­ku wykład­ni her­me­neu­tycz­nej czy feno­me­no­lo­gicz­nej. Wszę­dzie tam, gdzie czy­tel­nik przy­stę­pu­je do czy­ta­nia z okre­ślo­nym pro­gra­mem w gło­wie, gdzie poja­wia­ją się ana­li­tycz­ne narzę­dzia, gdzie poja­wia się teo­ria i – jak pisze Heideg­ger – okre­ślo­ny spo­sób sta­wia­nia pytań7, mamy do czy­nie­nia z lek­tu­ro­wym eks­pe­ry­men­tem.

2

Czas naj­wyż­szy oddać głos Blan­cho­to­wi. Co on ma nam do powie­dze­nia na temat lek­tu­ry? W jaki spo­sób ją defi­niu­je? Jakie zada­nia sta­wia przed czy­tel­ni­kiem?

Komen­ta­to­rzy pod­po­wia­da­ją nam, że w kwe­stii doświad­cze­nia i czy­ta­nia nie ma róż­ni­cy pomię­dzy Heideg­ge­rem i Blan­cho­tem. Co praw­da u Blan­cho­ta Logos nie obja­wia w tek­stach lite­rac­kich swo­jej peł­ni (raczej pro­wa­dzi oko czy­tel­ni­ka po śla­dach swo­je­go znik­nię­cia), jed­nak spoj­rze­nie poety – a tak­że spoj­rze­nie czy­tel­ni­ka – jest doświad­cze­niem fun­da­men­tal­nym i pierw­szym, doświad­cze­niem począt­ku. Według Blan­cho­ta tekst może być sie­dli­skiem wszel­kiej inno­ści i poje­dyn­czo­ści, przy­god­no­ści i jed­nost­ko­wo­ści. A inność (tutaj Blan­chot nie­mal cytu­je Heideg­ge­ra) wypły­wa z zewnątrz, jest stru­mie­niem try­ska­ją­cym z naj­bar­dziej pier­wot­nej ska­ły świa­ta. To, co inne, obja­wia­jąc się w tek­ście, nie pod­da­je się żad­nej wła­dzy. Ten, kto czy­ta nigdy nie opa­nu­je inno­ści. Lek­tu­ra jest doświad­cze­niem nie­moż­li­wo­ści, któ­rej żad­na wła­dza (czy to pod­mio­tu, czy to nauki) nie może ująć w sidła przed­sta­wie­nia. Tekst odpra­wia z kwit­kiem każ­de­go, kto pró­bu­je narzu­cić mu rygor eks­pe­ry­men­tu, kto – jak powia­da gdzieś Lévi­nas na mar­gi­ne­sie dzieł Blan­cho­ta – pra­gnie egze­ge­tycz­nej roz­ryw­ki. Ta ostat­nia jest dokład­nym odpo­wied­ni­kiem oso­bli­wej machi­na­cji, o któ­rej pisał Heideg­ger. Rela­cja mię­dzy czy­tel­ni­kiem a tek­stem zawsze ukła­da się z korzy­ścią dla tek­stu. Sto­su­nek pano­wa­nia nie zosta­je odwró­co­ny, a inność wymy­ka się eks­pe­ry­men­tal­ne­mu uchwy­to­wi. W prze­pięk­nym ese­ju zaty­tu­ło­wa­nym Doświad­cze­nie Lau­tréa­mon­ta Blan­chot tak oto opi­su­je pra­gnie­nia komen­ta­to­ra: „Chciał­by być czy­tel­ni­kiem, któ­ry jest nie­obec­ny w swo­jej lek­tu­rze, jest led­wie widocz­ną obec­no­ścią, naj­skrom­niej­szą i naj­bar­dziej zre­du­ko­wa­ną jak to tyl­ko moż­li­we, aż do punk­tu, w któ­rym stał­by się samą rze­czą powięk­szo­ną przez spoj­rze­nie, a nie okiem obce­go, któ­ry osą­dza, obli­cza, mie­rzy, defi­niu­je i wyrzu­ca to, co widzi„8. Dla Blan­cho­ta czy­ta­nie zawsze wią­że się z uprzed­mio­to­wie­niem czy­tel­ni­ka, z nie­mal maso­chi­stycz­nym poświę­ce­niem się tego, kto czy­ta. Wła­dza lite­ra­tu­ry jest nie­ogra­ni­czo­na, a doświad­cze­nie czy­ta­nia zawsze skry­wa moż­li­wość total­nej destruk­cji pod­mio­tu. O takiej lek­tu­rze opo­wia­da słyn­ny frag­ment z Toma­sza Mrocz­ne­go, któ­ry przy­to­czę w cało­ści:

Tomasz pozo­stał w swo­im poko­ju i czy­tał. Sie­dział z ręka­mi sple­cio­ny­mi na czo­le, wpie­ra­jąc kciu­ki w skó­rę u nasa­dy wło­sów, tak pochło­nię­ty lek­tu­rą, że nawet się nie poru­szał, kie­dy otwie­ra­no drzwi. Wcho­dzą­cy widzie­li jego książ­kę nie­zmien­nie otwar­tą na tych samych stro­nach i byli prze­ko­na­ni, że uda­je. On zaś czy­tał. Czy­tał z nie­zrów­na­ną uwa­gą i wni­kli­wo­ścią. Przy każ­dym zna­ku znaj­do­wał się w tej samej sytu­acji, co samiec modlisz­ki tuż przed pożar­ciem. Jed­no wpa­try­wa­ło się w dru­gie. Sło­wa wycho­dzą­ce z książ­ki, któ­ra nabie­ra­ła śmier­tel­nej mocy, sło­wa spo­koj­ne i bło­gie, przy­cią­ga­ły muska­ją­ce je spoj­rze­nie. Każ­de z nich, niczym na wpół przy­mknię­te oko, pozwa­la­ło wni­kać w sie­bie owe­mu nazbyt żywe­mu spoj­rze­niu, któ­re­go w innych oko­licz­no­ściach by nie znio­sło. Tomasz wśli­zgnął się zatem w te kory­ta­rze, podą­ża­jąc naprzód bez prze­szkód, aż do chwi­li, gdy dostrze­gło go wnę­trze sło­wa. Nie odczu­wał jesz­cze stra­chu, prze­ciw­nie, była to chwi­la nie­mal przy­jem­na, któ­rą miał­by ocho­tę prze­dłu­żyć. Jako czy­tel­nik wpa­try­wał się rado­śnie w tę małą iskier­kę życia, któ­rą bez wąt­pie­nia roz­bu­dził. Z przy­jem­no­ścią przy­glą­dał się oku, któ­re go widzia­ło. Jego przy­jem­ność sta­ła się wiel­ka. Tak wiel­ka, tak bez­li­to­sna, że dozna­wał jej z nie­ja­kim prze­ra­że­niem, a kie­dy się wypro­sto­wał, co za nie­zno­śna chwi­la, nie otrzy­mu­jąc od swe­go roz­mów­cy naj­mniej­sze­go zna­ku, dostrzegł całą dzi­wacz­ność sytu­acji, kie­dy zwy­kłe sło­wo obser­wo­wa­ło go niczym żywa isto­ta, i to nie jed­no sło­wo, wszyst­kie sło­wa zawar­te w tym jed­nym, wszyst­kie, któ­re mu towa­rzy­szy­ły i któ­re z kolei same zawie­ra­ły w sobie inne sło­wa, niczym zastęp anio­łów się­ga­ją­cy nie­skoń­czo­no­ści, aż po oko abso­lu­tu. Nie odry­wa­jąc się od tek­stu tak pil­nie strze­żo­ne­go, z całych sił sta­rał się nad sobą zapa­no­wać, upo­rczy­wie nie odwra­cał odeń oczu, wciąż jesz­cze mając się za wni­kli­we­go czy­tel­ni­ka, kie­dy oto sło­wa zawład­nę­ły nim i zaczę­ły w nim czy­tać. Wzię­ły go w posia­da­nie nad­zmy­sło­we ręce, zato­pi­ły się w nim zęby nabrzmia­łe soka­mi; całym swym żywym cia­łem wszedł w ano­ni­mo­wy kształt słów, nada­jąc im wła­sną sub­stan­cję, kształ­tu­jąc ich wza­jem­ne powią­za­nia, daro­wu­jąc sło­wu być wła­sny byt. Cały­mi godzi­na­mi trwał tak w bez­ru­chu, mając co pewien czas zamiast oczu sło­wo oczy: był bier­ny, urze­czo­ny i odsło­nię­ty. A nawet nie­co póź­niej, kie­dy już się pod­dał i wpa­tru­jąc się w książ­kę z odra­zą roz­po­znał same­go sie­bie pod posta­cią tek­stu, któ­ry czy­tał, jego oso­ba, wyzby­ta świa­do­mo­ści, zacho­wa­ła jesz­cze myśl, a sło­wo On i sło­wo Ja, przy­cup­nię­te na jego ramio­nach, zaczy­na­ły pro­wa­dzić wza­jem­ną rzeź, sło­wa mrocz­ne, dusze bez­cie­le­sne i anio­ły słów, któ­re głę­bo­ko weń zstę­po­wa­ły9.

Tomasz jest wni­kli­wym inter­pre­ta­to­rem – cał­ko­wi­cie sku­pio­nym na lek­tu­rze, odizo­lo­wa­nym od roz­gwa­ru świa­ta. Ktoś wcho­dzi i przy­glą­da się jego pra­cy, ale Tomasz nie zwra­ca na to uwa­gi. Tekst jest naj­waż­niej­szy – ta książ­ka, ta stro­na pokry­ta pismem i nic wię­cej. Boha­ter Blan­cho­ta godzi się na warun­ki, jakie dyk­tu­je tekst, godzi się na dyk­tat lite­ra­tu­ry. Od same­go począt­ku staw­ką jest jego życie – Blan­chot mówi, że Tomasz znaj­du­je się w podob­nej sytu­acji, co samiec modlisz­ki. Domy­śla­my się, że kie­dy tyl­ko zapłod­ni tekst zna­cze­niem, zosta­nie pożar­ty. Jego przy­dat­ność jest ogra­ni­czo­na, jego poświę­ce­nie nie­skoń­czo­ne. Tekst wcią­ga go do swo­je­go wnę­trza, uwo­dzi i mami, zasta­wia sidła, któ­re są dobrze widocz­ne, a mimo to Tomasz daje się zła­pać w pułap­kę. W labi­ryn­cie zdań cze­ka na nie­go oko tek­stu. Jeśli boha­ter miał na począt­ku nadzie­ję, że to on będzie depo­zy­ta­riu­szem sen­su, że to on zapa­nu­je nad tek­stem, to w tym momen­cie Heideg­ge­row­skie rela­cje wła­dzy zosta­ją usta­lo­ne raz na zawsze: czy­ta­ją­cy zmie­nia się w czy­ta­ne­go. Tekst zaczy­na czy­tać w czy­tel­ni­ku, któ­ry jest bier­ny, urze­czo­ny i odsło­nię­ty. Oto doświad­cze­nie lek­tu­ry w naj­czyst­szej posta­ci. Ale czy na pew­no?

Wymo­wa tego frag­men­tu wyda­je się jed­no­znacz­na i gdy­by Tomasz Mrocz­ny był jedy­ną wypo­wie­dzią Blan­cho­ta na temat czy­ta­nia, moż­na by uznać, że nie ma pil­niej­sze­go ucznia Heideg­ge­ra! Wszyst­kie pra­gnie­nia szwar­cwaldz­kie­go filo­zo­fa wzglę­dem źró­dło­we­go doświad­cze­nia zosta­ją speł­nio­ne. Pro­blem tyl­ko w tym, że Blan­chot bar­dzo wyraź­nie pod­kre­śla, że mamy tutaj do czy­nie­nia z pra­gnie­niem, z fan­ta­zma­tem, któ­ry stwo­rzy­li­śmy na uży­tek kul­tu­ry pogrą­żo­nej w roz­pa­czy po utra­cie świa­ta. To tyl­ko złu­dze­nie, chwi­lo­wa roz­kosz pod­sy­ca­na wyobraź­nią, któ­ra poszu­ku­je innych obra­zów, obra­zów inno­ści. W przy­wo­ły­wa­nym już szki­cu o Lau­tréa­mon­cie Blan­chot pisze, że owszem, czy­tel­nik pra­gnie zre­du­ko­wać swo­ją obec­ność, pod­dać się cał­ko­wi­cie temu, na co patrzy i co odkry­wa, ale to pra­gnie­nie nigdy nie zosta­nie zaspo­ko­jo­ne, albo­wiem efek­tem lek­tu­ry jest tekst (mniej­sza o to, czy zapi­sa­ny, czy nie), usta­na­wia­ją­cy „sta­bil­ny sys­tem enun­cja­cji, któ­rych zada­nie pole­ga na wie­czy­stym prze­cho­wa­niu (…) siły dzie­ła„10. Mówiąc ina­czej: nie da się uciec od eks­pe­ry­men­tu. Zawsze, gdy zaczy­na­my pisać o czy­ta­niu (albo po pro­stu inter­pre­to­wać lite­ra­tu­rę), zaczy­na­my tak­że eks­pe­ry­men­to­wać. Rady­kal­na wer­sja tego argu­men­tu brzmi tak oto: nie ma moż­li­wo­ści porzu­ce­nia eks­pe­ry­men­tu i powro­tu do źró­dło­we­go doświad­cze­nia. Nawet jeśli wpa­da­my na ślad źró­dła (jak to się czę­sto dzie­je u Blan­cho­ta), rychło oka­zu­je się, że ów trop pro­wa­dzi doni­kąd. W Byciu i cza­sie Mar­tin Heideg­ger pisze, że „To opar­te na zasły­sze­niu bycie-na-tro­pie – kto rze­czy­wi­ście ‘jest na tro­pie’ cze­goś, ten o tym nie mówi – jest naj­bar­dziej pod­stęp­nym spo­so­bem, w jaki dwu­znacz­ność pre­zen­tu­je moż­li­wo­ści jeste­stwa, by od razu zdu­sić ich moc„11. Pisarz (a według Blan­cho­ta każ­dy czy­tel­nik jest pisa­rzem) nie może zamilk­nąć. Kie­dy tyl­ko wpa­da na trop, od razu zaczy­na o tym mówić. I z miej­sca lądu­je w sidłach dwu­znacz­no­ści – z jed­nej stro­ny suge­ru­je, a cza­sem nawet (jak to jest w przy­pad­ku Heideg­ge­ra) postu­lu­je, koniecz­ność powro­tu do źró­dło­we­go doświad­cze­nia, z dru­giej – nie potra­fi uwol­nić się od meto­dy eks­pe­ry­men­tal­nej.

Ist­nie­je bar­dzo pięk­ne świa­dec­two tej dwu­znacz­no­ści. W jed­nym ze swo­ich gno­micz­nych frag­men­tów poświę­co­nych lek­tu­rze szwar­cwaldz­ki filo­zof odpo­wia­da na pyta­nie, co zna­czy czy­tać:

Tym, co w czy­ta­niu nas nie­sie i kie­ru­je jest zbie­ra­nie i sku­pia­nie. Zbie­ra­nie i sku­pia­nie nad czym? Nad tym, co napi­sa­ne, co w napi­sa­nym zosta­ło powie­dzia­ne. Auten­tycz­ne czy­ta­nie to zbie­ra­nie i sku­pia­nie nad tym, co – bez naszej wie­dzy – wezwa­ło już naszą isto­tę, bez wzglę­du na to, czy chce­my odpo­wie­dzieć na to wezwa­nie, czy je pomi­nąć12.

Mamy tu wszyst­kie wąt­ki, któ­re się do tej pory poja­wi­ły. Czy­tel­nik zbie­ra gło­sy roz­pro­szo­ne w tek­ście, by usły­szeć powia­da­nie Bycia. Został wezwa­ny i oto sta­wia się, by odpo­wie­dzieć na zew dobie­ga­ją­cy ze stro­ny tek­stu. W komen­ta­rzu do tej defi­ni­cji czy­ta­nia Michał Paweł Mar­kow­ski przy­wo­łu­je 35 para­graf z Bycia i cza­su, w któ­rym mowa o lek­tu­rze nie­au­ten­tycz­nej. Czy­ta­nie nie­au­ten­tycz­ne – czy­li, jak mówi filo­zof, powierzch­nio­we – pole­ga na przy­wią­zy­wa­niu zbyt dużej wagi do wie­lo­gło­so­wo­ści tek­stu, do gada­ni­ny (Gere­de), któ­ra nicze­go nie prze­ka­zu­je, nicze­go nie komu­ni­ku­je. Jeśli zanu­rzy­my się w odmę­tach języ­ka, jeśli pozwo­li­my języ­ko­wi nieść się w stro­nę tyleż nie­uchron­ne­go, co nie­po­ko­ją­ce­go mil­cze­nia, to w isto­cie nicze­go nie prze­czy­ta­my. Potrzeb­na jest pury­fi­ka­cja, oczysz­cze­nie tek­stu. Czy­tel­nik musi wypre­pa­ro­wać głos, w któ­rym usły­szy wia­do­mość wysła­ną przez Bycie. Jak doko­nać takiej pre­pa­ra­cji, uni­ka­jąc meto­dy eks­pe­ry­men­tal­nej? To pyta­nie filo­zof pozo­sta­wia bez odpo­wie­dzi. „Tyl­ko ja i Logos – pisze Mar­kow­ski. Nikt inny i nic inne­go pomię­dzy nami: oto jest sce­na auten­tycz­nej lek­tu­ry, któ­rą rzą­dzi wia­ra i zazdrość o wyłącz­ność„13. W wiej­skiej cha­cie w Todt­nau­berg nie było żad­ne­go doświad­cze­nia lek­tu­ry, o czym naj­le­piej świad­czy powta­rzal­ność i mono­to­nia Heideg­ge­row­skich egze­gez. Eks­pe­ry­ment szwar­cwaldz­kie­go filo­zo­fa, pro­wa­dzo­ny tra­dy­cyj­ny­mi środ­ka­mi, miał przy­nieść rewe­la­cyj­ne efek­ty. Blan­chot: „Komen­ta­tor cha­rak­te­ry­zu­je się nie­zrów­na­ną pasyw­no­ścią tego, kto czy­ta, i kon­tro­lo­wa­ną wol­no­ścią tego, kto pisze„14. Od tej dwu­znacz­no­ści nie ma uciecz­ki – odwrot­ną stro­ną doświad­cze­nia czy­ta­nia jest lek­tu­ra eks­pe­ry­men­tal­na.


Przy­pi­sy:
[1] Co cie­ka­we, Heideg­ger nie przy­wo­łu­je źró­dło­sło­wu grec­kie­go. Empi­ria funk­cjo­no­wa­ła w tych kon­tek­stach filo­zo­ficz­nych, któ­re dla Heideg­ge­ra były nie do przy­ję­cia.
[2] M. Heideg­ger, Przy­czyn­ki do filo­zo­fii, przeł. B. Baran, J. Mize­ra, przed­mo­wa J. Mize­ra, Kra­ków 1996, s. 154.
[3] Ibid.
[4] Ibid., s. 156.
[5] Ibid., s. 155.
[6] Idem, …poetyc­ko miesz­ka czło­wiek…, [w:] Odczy­ty i roz­pra­wy, przeł. J. Mize­ra, Kra­ków 2002, s. 167–168.
[7] M. Heideg­ger, Przy­czyn­ki do filo­zo­fii…, s.159.
[8] M. Blan­chot, The Expe­rien­ce of Lau­tréa­mont, [w:] idem, Lau­tréa­mont and Sade, przeł. S. Ken­dell i M. Ked­nell, Stan­ford 2004, s. 44.
[9] Idem, Tomasz Mrocz­ny, przeł. A. Wasi­lew­ska, w: idem, Tomasz mrocz­ny. Sza­leń­stwo dnia, przeł. A. Wasi­lew­ska, A. Sosnow­ski, Wro­cław 2009, s. 29–20.
[10] Idem, The Expe­rien­ce of Lau­tréa­mont, op.cit.
[11] M. Heideg­ger, Bycie i czas, przeł., przed­mo­wą i przyp. opa­trzył B. Baran, W‑wa 2004, s. 222.
[12] Idem, Co to zna­czy czy­tać?, [Cyt. za:] M. P. Mar­kow­ski, Wystę­pek. Ese­je o pisa­niu i czy­ta­niu, War­sza­wa 2001, s. 94.
[13] Ibid.
[14] M. Blan­chot, op. cit.

O autorze

Grzegorz Jankowicz

Urodzony w 1978 roku. Krytyk, filozof literatury i tłumacz. Redaktor serii krytycznoliterackiej „Punkt Krytyczny” czasopisma „Studium”. Wykładał literaturę polską na Uniwersytecie Indiana w Bloomington. Współpracownik Centre for Advanced Studies in the Humanities UJ. Prowadził audycję „Czytelnia” w TVP Kultura. Jest wiceprezesem i redaktorem w Fundacji Korporacja Ha!Art. Redaktor działu kultura „Tygodnika Powszechnego”. Juror Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”. Dyrektor wykonawczy Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada. Mieszka w Krakowie.

Powiązania

Nowy europejski kanon literacki: Rozcierki z ziemi, Moja mama wie, co się wyprawia w miastach, Real

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Spo­tka­nie z udzia­łem Char­lot­te Van Den Bro­eck, Rad­mi­li Petro­vić, Jana Škro­ba oraz Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Taxi

nagrania / transPort Literacki Andrzej Sosnowski Grzegorz Jankowicz Resina

Czy­ta­nie z książ­ki Taxi Andrze­ja Sosnow­skie­go z udzia­łem Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Rozmowy na koniec: odcinek 19 Grzegorz Jankowicz

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Dzie­więt­na­sty odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na koniec” w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Studium temperamentu

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Andrze­ja Sosnow­skie­go i Anny Wasi­lew­skiej pod­czas Por­tu Wro­cław 2009.

Więcej

Dokąd jedziemy?

recenzje / ESEJE Grzegorz Jankowicz

Frag­ment posło­wia Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza do książ­ki Taxi Andrze­ja Sosnow­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 maja 2023 roku.

Więcej

Nowy europejski kanon literacki: Kobalt, Księga rzeczy i Statua wolności

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Spo­tka­nie z udzia­łem Clau­diu Komar­ti­na, Ale­ša Šte­ge­ar, Mai Urban, Miło­sza Bie­drzyc­kie­go i Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 27. Muzy­ka Hubert Zemler.

Więcej

Czy próbujesz zmienić świat swoim pisaniem?

debaty / ankiety i podsumowania Artur Burszta Grzegorz Jankowicz

Wpro­wa­dze­nie do deba­ty „Czy pró­bu­jesz zmie­nić świat swo­im pisa­niem?” autor­stwa Artu­ra Bursz­ty i Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza.

Więcej

POETYCKA KSIĄŻKA TRZYDZIESTOLECIA: REKOMENDACJA NR 21

debaty / ankiety i podsumowania Grzegorz Jankowicz

Głos Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza w deba­cie „Poetyc­ka książ­ka trzy­dzie­sto­le­cia”.

Więcej

Dwadzieścia trzy słowa

recenzje / ESEJE Grzegorz Jankowicz

Szkic Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza towa­rzy­szą­cy wyda­niu anto­lo­gii 100 wier­szy wypi­sa­nych z języ­ka angiel­skie­go, w wybo­rze i prze­kła­dzie Jerze­go Jar­nie­wi­cza, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 24 wrze­śnia 2018 roku.

Więcej

Maść przeciw poezji

nagrania / między wierszami Bohdan Zadura Grzegorz Jankowicz Leszek Engelking

Pre­zen­ta­cja anto­lo­gii Lesz­ka Engel­kin­ga Maść prze­ciw poezji. Prze­kła­dy z poezji cze­skiej. Książ­kę komen­tu­ją Grze­gorz Jan­ko­wicz, Boh­dan Zadu­ra oraz tłu­macz. Wier­sze Jaro­sla­va Vrchlic­kie­go „Śpią­ca Pra­ga” i „Venus Ver­ti­cor­dia” we wła­snej aran­ża­cji muzycz­nej wyko­nu­je Sam­bor Dudziń­ski.

Więcej

Sam język

recenzje / IMPRESJE Grzegorz Jankowicz

Esej Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Sta­re śpiew­ki Andrze­ja Sosnow­skie­go.

Więcej

Powinność wiersza

recenzje / ESEJE Grzegorz Jankowicz

Recen­zja Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza z książ­ki Roz­biór­ka Mag­da­le­ny Rybak.

Więcej

Poetyka rygoru

recenzje / IMPRESJE Grzegorz Jankowicz

Esej Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Pozy­tyw­ki i marien­bad­ki (1987–2007) Andrze­ja Sosnow­skie­go.

 

Więcej

Ciężko utrzymać poziom, ale jeszcze trudniej wiarygodność poetycką

debaty / wydarzenia i inicjatywy Różni autorzy

Gło­sy Julii Fie­dor­czuk, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Paw­ła Kacz­mar­skie­go, Mate­usza Kotwi­cy, Mar­ty Kuchar­skiej i Mar­ci­na Sier­szyń­skie­go w deba­cie „Dożyn­ki 2008”.

Więcej

Skaczemy po górach, czyli rysowanie grubą kreską najważniejszych punktów odniesienia

debaty / ankiety i podsumowania Różni autorzy

Gło­sy Artu­ra Bursz­ty, Pio­tra Czer­niaw­skie­go, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Paw­ła Kacz­mar­skie­go, Ada­ma Popra­wy, Bar­to­sza Sadul­skie­go i Prze­my­sła­wa Wit­kow­skie­go w deba­cie „Bar­ba­rzyń­cy czy nie? Dwa­dzie­ścia lat po ‘prze­ło­mie’ ”.

Więcej

U boku dni

recenzje / ESEJE Grzegorz Jankowicz

Recen­zja Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza z książ­ki Dni i noce Pio­tra Som­me­ra.

Więcej

O gubionych

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Pio­tra Czer­niaw­skie­go, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Anny Kału­ży, Bogu­sła­wa Kier­ca, Karo­la Mali­szew­skie­go, Edwar­da Pase­wi­cza, Toma­sza Puł­ki, Justy­ny Sobo­lew­skiej i Kon­ra­da Woj­ty­ły.

Więcej

O Od pieśni do skowytu

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Edwar­da Pase­wi­cza, Tade­usza Pió­ro, Agniesz­ki Wol­ny-Ham­ka­ło.

Więcej

O Żółtym popołudniu

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Kac­pra Bart­cza­ka, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Edwar­da Pase­wi­cza, Justy­ny Sobo­lew­skiej, Agniesz­ki Wol­ny-Ham­ka­ło.

Więcej

O Antypodach

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Mariu­sza Grze­bal­skie­go, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Mar­ka K. E. Baczew­skie­go, Macie­ja Rober­ta, Łuka­sza Jaro­sza, Grze­go­rza Wysoc­kie­go oraz Macie­ja Woź­nia­ka do książ­ki Anty­po­dy Sła­wo­mi­ra Elsne­ra.

Więcej

O Osobnych przyjemnościach

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Grze­go­rza Cze­kań­skie­go, Justy­ny Sobo­lew­skiej oraz Rafa­ła Pra­sz­czał­ka.

Więcej

O Trapie

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Anny Kału­ży, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Ada­ma Zdro­dow­skie­go, Julii Szy­cho­wiak, Kami­la Zają­ca, Bar­to­sza Sadul­skie­go.

Więcej

O „Najryzykowniej”

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Dariu­sza Sośnic­kie­go, Justy­ny Sobo­lew­skiej, Julii Fie­dor­czuk, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza.

Więcej

O Po debiucie

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Agniesz­ki Wol­ny-Ham­ka­ło, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Bar­to­sza Sadul­skie­go, Prze­my­sła­wa Wit­kow­skie­go.

Więcej

O Na szali znaków

recenzje / NOTKI I OPINIE Dariusz Sośnicki Grzegorz Jankowicz

Komen­ta­rze Dariu­sza Sośnic­kie­go, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Ada­ma Zdro­dow­skie­go.

Więcej

O Po tęczy

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Jac­ka Guto­ro­wa, Paw­ła Mac­kie­wi­cza, Kuby Mikur­dy, Igi Nosz­czyk, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza.

Więcej

Szatnia systemu

recenzje / IMPRESJE Grzegorz Jankowicz

Recen­zja Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza z książ­ki Taxi Andrze­ja Sosnow­skie­go.

Więcej

Tomasz Mroczny

nagrania / złodzieje wierszy Maurice Blanchot

Frag­ment pocho­dzi z książ­ki Tomasz Mrocz­ny Sza­leń­stwo dnia. Klip zre­ali­zo­wa­ny w ramach kon­kur­su „Etiu­da z wier­szem” dla stu­den­tów wro­cław­skiej ASP.

Więcej

Blanchot: śmierć jako forma życia

recenzje / IMPRESJE Julia Fiedorczuk

Recen­zja Julii Fie­dor­czuk z książ­ki Tomasz Mrocz­ny. Sza­leń­stwo dnia Mau­ri­ce­’a Blan­cho­ta.

Więcej

Miłość i żądanie śmierci

recenzje / IMPRESJE Marcin Orliński

Recen­zja Mar­ci­na Orliń­skie­go z książ­ki Tomasz Mrocz­ny. Sza­leń­stwo dnia Mau­ri­ce­’a Blan­cho­ta.

Więcej