Biała książka
recenzje / IMPRESJE Radosław KobierskiEsej Radosława Kobierskiego towarzyszący premierze książki Radości Grzegorza Kwiatkowskiego.
WięcejRecenzja Radosława Kobierskiego z książki Listopad nad Narwią Julii Fiedorczuk.
Brak koncepcji jest najlepszą rzeczą, jaka może się przytrafić krytykowi. Klucz do drzwi jest zubożeniem tajemnicy. Koncepcja analizy dzieła literackiego jest jego okrojeniem, absolutnym uprzedmiotowieniem, a przede wszystkim klęską krytyka. Wobec debiutanckiego tomu wierszy Julii Fiedorczuk Listopad nad Narwią odczuwam właśnie taki rodzaj niemożności. Wolałbym unikać tego, co należy do mojej władzy, a ściślej mówiąc, co jest pozorem mojej władzy.
Myślę, że najlepiej tę poezję scharakteryzował Adam Wiedemann. To „wyłanianie się konkretu z niejasnego odmętu”. Patronem, jeśli w ogóle o patronacie w przypadku skrystalizowanej już i oryginalnej poetyki można mówić, jest Andrzej Sosnowski.
Słowo „odmęt” z jasnych przyczyn zrywa kontakt między mną a Andrzejem Sosnowskim i Julią Fiedorczuk. Ale muszą przecież istnieć takie słowa. Naprowadzające. I słowo „odmęt”, jak i słowo „konkret” te warunki naprowadzalności spełniają zarówno w wypadku autora Sezonu na Helu, jak i Julii Fiedorczuk. Nieufność wobec języka, absolutne wyczulenie na fałsz i jego niekoherencje są dla tego języka błogosławieństwem.
Sama relacyjność czy też referencyjność może być niewystarczająca dla kogoś takiego jak Julia Fiedorczuk. Wszystko tu kryje się pod cienką taflą lodu. Powiedzieć, że symbolika nie jest referencyjna, to jest tak, jakby po cienkiej tafli lodu zacząć skakać bądź rozpalić na niej ogień. Mówimy samymi paradoksami. Jednym z nich jest niechęć do ukazywania nagości, a jednocześnie nieskończona potrzeba jej w y r a ż a n i a.
Problemem Julii Fiedorczuk jest czas. Pisząc o czasie, Julia Fiedorczuk wcale nie kokietuje specjalistów od tempus fugit spod znaku Prousta i Manna. To bardzo osobiste i dogłębne w swej samotności doświadczenie Julia Fiedorczuk przeżywa t e r a z, niejako na naszych oczach odbywa się jej pojedynczy dramat, i to dość wcześnie, co zauważam z jakąś niepojętą teraz dla niej solidarnością.
W każdym razie, można powiedzieć, zaczęło się, tak naprawdę dopiero teraz uświadamiamy sobie nieuchronność, choć ona przejawia się jeszcze na niewielkim obszarze, jej język dopiero zdradza ciekawość do ciała.
Patronatu Andrzeja Sosnowskiego dopatrywałbym się w specyficznej organizacji brzmieniowej, a szczególnie w „strukturze” metafory. Proszę porównać fragment poematu Cover: „Płynie wszystkimi żaglami kiedy rakiety na spadochronach jak śnieg / biorą noc pod meczet światła, kiedy unosi się daleka dłoń / i z metalicznym szumem obracają się działka na rewii krzyżowych ogni nad wzburzonym parkietem”, i drugą strofę z wiersza „Arizona Dream”: „Precyzja pojedynczego strzału / wpleciona w przypadkowość burzy / burgundowa estetyka samobójstwa / w elegii ku pamięci OHary” albo: „Nie tracę nadziei, że te twoje metonimiczne pociągi słów / poddadzą się kiedy pod presją mojego wytrwałego wzroku / jak obrazek „magiczne oko”, na którym ławica ryb / jest także twarzą Marylin Monroe”.
Myślę także o swoistej i zbiegającej się w tych dwóch przecież tak odmiennych doświadczeniach poetyckich delikatności, o pewnym otwarciu, czy też gościnności. To kolejny paradoks, bo właśnie Andrzejowi Sosnowskiemu zarzucano, że nie pozostawił w swoim projekcie miejsca dla czytelnika. Skazał go na wygnanie. Pomijam już fakt tkwiącego w takim stwierdzeniu absurdu (każdy akt werbalny jest przecież zakomunikowaniem czegoś komuś), chodzi mi jedynie o to, że być może (ja jestem tego pewien) poezja Andrzeja Sosnowskiego jak i wiersze Julii Fiedorczuk są właśnie dokładnym zaprzeczeniem koncepcji w y g n a n i a czytelnika, że one właśnie w najpełniejszy sposób realizują zasadę otwartości, że odpowiadają na głos, zapraszają „do środka”. Ten, który okazuje się być podróżnym, zawsze jest dla nich (co dzisiaj może się wydawać absolutnym szaleństwem) świętością. Gościnność jest rodzajem całkowitego zawierzenia i wyrazem zrozumienia pojęcia czasu. A ściślej mówiąc, jest rodzajem dramatu, w którym czas nie jest już pojęciem.
Nie bez znaczenia jest fakt, że pierwszy wiersz tego tomu jest aluzją do filmu Kusturicy Arizona Dream, że kończący go utwór nosi tytuł „A czasem”, że wreszcie tytuł książki odnosi się do „czasowego epizodu”. Proszę zwrócić uwagę zarówno na częstotliwość występowania wyrażenia czas (15 razy), jak i jego mniej lub bardziej odległych atrybutów, takich jak sen (25 razy), noc (20 razy) czy woda (heraklitejska rzeka, ale i morze, ocean, lód – 23 razy).
Jeśliby zastosować typową dla psychoterapii metodę skojarzeń, okazałoby się, że chodzi tu o pewną obsesję ciągłości (ale i jej braku), następstwa i sukcesji. Gdyby bohatera jeszcze trochę pomęczyć, wydusiłby z siebie wszystkie dręczące go czasowniki konstruujące metaforę (brodzić, wylewa się, rozlewa, tonie, zanurza, ścieka, wycieka, pływają, podlewał, nurkujesz, itd.).
Arizona Dream jest tutaj odniesieniem niebagatelnym (zresztą Julia Fiedorczuk odwołuje się do Kusturicy w kilku innych tekstach), zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie scenę puentującą film. Oko ryby przechodzi na drugą stronę, coś się zyskuje, coś traci. Traci się z pewnością ową drugą stronę, ale zyskuje inną perspektywę.
André Fossard pisał, że paradoksalnie (znów!) jedyną możliwością ocalenia młodości jest zakorzenienie w wieczności. Jak desperacko trzeba wierzyć, żeby to było pociechą. Bo, w końcu, czymże okazuje się być listopad nad Narwią, jeśli nie drwiną Narwi z listopada.
Urodzony w 1971 roku. Poeta, prozaik i krytyk. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Współtwórca grupy poetyckiej „Na Dziko”. Laureat nagrody TVP Kultura "Gwarancja Kultury" (2011). Nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia i Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus. Jego wiersze i proza tłumaczone były na czeski, węgierski, włoski i angielski. Mieszka w Chorzowie.
Esej Radosława Kobierskiego towarzyszący premierze książki Radości Grzegorza Kwiatkowskiego.
WięcejGłos Radosława Kobierskiego w debacie „Książka 2008”.
WięcejKomentarze Adama Wiedemanna, Mariana Stali, Artura Grabowskiego, Radosława Kobierskiego, Karola Maliszewskiego, Rafała Rżanego.
WięcejRecenzja Radosława Kobierskiego z książki Czysta ziemia (1988–2008) Dariusza Suski.
WięcejZapis całego spotkania autorskiego Julii Fiedorczuk i Anny Podczaszy podczas Portu Legnica 2000.
WięcejKomentarz Julii Fiedorczuk do książki Listopad nad Narwią, która ukazała się nakładem Biura Literackiego.
WięcejKomentarze Bartłomieja Majzla, Andrzeja Sosnowskiego, Adama Wiedemanna.
WięcejAutorski komentarz Julii Fiedorczuk do książki Listopad nad Narwią.
WięcejRecenzja Grzegorza Tomickiego z książki Listopad nad Narwią Julii Fiedorczuk. .
Więcej