
Poezja na nowy wiek
nagrania / wydarzenia Różni autorzyDebata w Salonie Polityki wokół antologii Poeci na nowy wiek.
WięcejRecenzja Pawła Kaczmarskiego z książki Niepiosenki Mariusza Grzebalskiego.
W rzeczywistości takiej, jak widzi ją Mariusz Grzebalski, wystarczy jedno spojrzenie, mgnienie oka, by człowiek „cały stał się światłem”. Związki i następstwa są tu bowiem z tych najprostszych; słowa i obrazy zazębiają się, unikają złożonych łączeń i spojeń. Dystans między ludźmi, dniami i miejscami sam z siebie dąży do skrócenia, ściąga się do formy krótkich „i”, „oraz”, „więc”. Przełożona na literacką narrację, ta ekonomia języka nie staje się jednak ani na moment nadrzędna wobec projektu poetyckiego, przeciwnie – służy mu, rysując na nowo przestrzeń wiersza i rozwiązując szereg problemów, jakie w opinii wielu napotyka dziś polska poezja.
Mariusz Grzebalski jest wśród tych jej przedstawicieli, którzy najlepiej zdali sobie sprawę z ograni-czeń narzuconych autorowi przez materię wiersza – „problemowe” podejście do „niewystarczającego” nakładu słów zostało silnie podkreślone już w Negatywie czy Drugim dotknięciu. Dopiero jednak Niepiosenki odkrywają przed czytelnikiem rozwiązanie proponowane przez poznańskiego poetę – należy zredukować to, co poza wyobraźnią, co wymagane przez gramatykę i regułę przyczynowości, szukać jak najkrótszej drogi od obrazu do obrazu, od doświadczenia do doświadczenia. Lektura nowej książki Grzebalskiego przywołuje na myśl zanurzenie się w szerokim, porywistym strumieniu, w którym żadne słowo nie czeka, aż wybrzmi poprzednie, ale nakłada się na nie, chwyta jego ostatni ton i płynie dalej, pociągając za sobą kolejne:
Dziś przede wszystkim śmieci,
puste butelki, lęk, zmęczenie.
Jacyś ludzie dokądś jadą, jak każdego dnia -
wcale ich to nie bawi.
Na ostatnim piętrze kamienicy
znudzona dziewczyna
próbuje doprowadzić do orgazmu
pijanego mężczyznę.
Teraz ty, mówi do koleżanki,
wali się na fotel obok łóżka,
bierze do rąk gazetę,
przegląda program telewizyjny.
Ktoś inny nie może zasnąć,
zaparza kawę […]
(„Jacyś ludzie”)
Stąd może tytuł zbioru. Forma, jaką przybrała narracja w Niepiosenkach, wyklucza refreniczność, unika powtórzeń, jest skierowana nieustannie ku nowym, nieprzywołanym jeszcze znaczeniom. Autorowi udaje się jednak uniknąć chaosu, jego wiersze pozostają skupione i jasne.
Do takiego projektu poetyckiego przystaje doskonale tematyka, którą w Niepiosenkach zajmuje się Grzebalski. Interesuje go problem doświadczenia (pojmowanego również pozaliteracko); usiłuje odpowiedzieć na pytanie, na ile można zaufać własnym przeżyciom, czy są one w stanie oprzeć się rzeczowej, językowej krytyce dokonanej z pewnego dystansu. Osadza je w różnych myślowych kontekstach, rozciągając jak rodzaj elastycznej błony, uzyskując w efekcie jedynie cienką warstwę okrywającą nagą rzeczywistość, powłokę doskonałej przejrzystości i faktury. Doświadczenia należy poddać szczegółowemu i rzetelnemu egzaminowi, próbie użyteczności i wiarygodności, bo przecież:
Jak w życiu, nigdy nie widzisz całości, powiedziałaś,
mrużąc oczy przed halogenowym światłem.
(„Człowiek w bagażniku”)
W Niepiosenkach znaleźć można więc nie tylko powrót do fundamentalnego pytania filozoficznego, ale i punkt wiążący współczesne dążenia literackie z nurtami teoretyczno-krytycznymi – jest nim właśnie zagadnienie doświadczenia, badania doświadczeń i podstaw do stawiania kategorycznych sądów. Ten temat otwiera pole obrazom bardzo różnorodnym: „No i masz, wiotki mężczyzna okazał się nieładną dziewczyną. / W jej fiaciku rzęziło. A jednak, kiedy nałożyła perukę // i fioletową szminką podkreśliła usta, mimo męskich rysów / znalazł się chętny. Do rana piła z nimi wódkę z wazonu”.
Kategoryczne żądanie od językowej rzeczywistości wyraźnego świadectwa, ciągłe podkreślanie niepełności ludzkiego spojrzenia, niewiarygodności naszych domniemań i naturalnych poznawczych starań – to chyba najmocniej odróżnia nową książkę Grzebalskiego od poprzednich.
Z obrazem narracyjnego strumienia łączy się więc kolejny – wiersze układają się w rytm łapczywego, płytkiego oddechu, który pozwala żyć, ale boleśnie ujawnia konieczność zaczerpnięcia powietrza po raz kolejny i jeszcze niezliczoną ilość razy. Skoro spełnienie jest niemożliwe, a każde doświadczenie należy poddać próbie, nie pozostaje nic innego, jak zajmować się przypadkami. Cała reszta jest człowiekowi „podarowana”:
Tak, całe to legendarne życie, o którym wciąż
tyle się słyszy, dzieje się niechcący,
od przypadku do przypadku -
kaprys, nic więcej!
A jednak tyle podarowanego:
obiad w chińskiej knajpce,
orgazm na podłodze w pokoju biurowca,
kiedy na korytarzu szuranie tylu par butów
i głosy wirują w służbie prostodusznego handelku.
(„Myśli w windzie”)
Niepiosenki w tym kontekście to też „piosenki na nie”, nastawione krytycznie wobec doświadczenia języka i rzeczywistości.
Już po pierwszym odczytaniu książki Grzebalskiego warto skupić się na dwóch jej aspektach, widocznych dobrze dopiero w zestawieniu z pewnymi zjawiskami ogólnopoetyckimi.
Z problemowego pojmowania wiersza – jako zbioru pytań domagających się odpowiedzi, jako zagadki, która mimo wszystko chce być rozwiązana – wynika naturalny opór tej poezji przeciwko tradycyjnemu repertuarowi zarzutów o hermetyczność. Książka Mariusza Grzebalskiego jest kolejną – choćby po Filtrach Wiedemanna, Państwie P. Sośnickiego, Dniach i nocach Sommera, a nawet Lacrimosie Kobierskiego – z zeszło- i tegorocznych premier poetyckich, która z łatwością obronić się może przed oskarżeniem o nieczytelność i hermetyczny język. Zwiastuje to być może powolne przedawnienie jednego z najbardziej żywotnych do niedawna tematów krytycznoliterackich, zainicjowanych przez ostre słowa Jacka Podsiadły o niezrozumiałości współczesnej poezji („Tygodnik Powszechny”, 24/2000).
Po drugie wymowne wydaje się sformułowanie „matka dekonstrukcja” z wiersza „Zombi”. W Niepiosenkach doskonale widać, jak mocno podstawowe koncepcje teoretycznoliterackie zostały już (niezależnie od ironicznego tonu, jakim się o nich mówi) przyswojone przez współczesną poezję. Co więcej, tradycyjne pytania o rolę i status wiersza wydają się tracić w liryce rację bytu – przynajmniej zadawane wprost. Jeśli już pojawiają się, to nieliczne, oparte na szerszym kontekście i bardzo już uproszczone, sprowadzone w zasadzie do gry symbolami:
Czyżby czytanie wierszy,
szczególnie o tej porze (grudniowa szósta rano),
mogło coś zmienić albo wyjaśnić,
albo chociaż ustawić w innym świetle?
A potem odzywa się ktoś dawno niewidziany,
z kim nie było kontaktu przez te wszystkie lata,
pisze, że wciąż jeszcze tak wiele was łączy,
chociaż łączy was tylko to,
że jesteście w podobnym wieku i lubicie biegać.
(„Głuchy telefon”)
Nową książkę Mariusza Grzebalskiego można odczytywać w wielu ważnych perspektywach – jako wyraz najnowszych przemian w polskiej poezji, intrygujące studium doświadczenia, istotny zwrot w twórczości znanego autora. Przede wszystkim jednak to zbiór wspaniale naszkicowanych językowych obrazów, podanych na wyciągnięcie ręki, samych w sobie posiadających niezwykłą wartość. I chociaż cała książka spojona jest jednym rytmem, poszczególne wiersze wykraczają poza wspólną im linię, zachowują – jak zwykle u Grzebalskiego – odrębność i kompozycyjną samo-dzielność, domagają się indywidualnego odczytania. Każdy z nich sięga po zupełnie nowe pola semantyczne, nie poprzestaje na ukazaniu odmiennego obrazu tego samego zjawiska. Można powiedzieć, że Grzebalski w ramach jednej książki tworzy projekt poetycki i jednocześnie przekracza go, chociaż nie łamie. Pozwala po prostu współgrać znaczeniom jednostkowym i ogólnym, pojedynczym wierszom nadaje taką formę, jakiej się domagają ze względu na swe własne cechy. Stąd literackie bogactwo i potencjał Niepiosenek – ze współgrania (współ-niegrania?) wszystkiego, co w poezji ma swoje miejsce.
Urodzony w 1991 roku. Krytyk literacki, pisze głównie o poezji współczesnej. Redaktor działu recenzji książkowych w „Ricie Baum” oraz „8. Arkusza”, dodatku młodopoetyckiego do miesięcznika „Odra”. Współpracownik czasopisma naukowego „Praktyka Teoretyczna”. Mieszka we Wrocławiu.