recenzje / IMPRESJE

Einstein poezji

Stanisław Srokowski

Esej Stanisława Srokowskiego towarzyszący premierze książki Dzieła zebrane, tom 2 Tymoteusza Karpowicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Kar­po­wicz wie­le cza­su i uwa­gi poświę­cał mło­dym poetom. Głów­nie mło­dym. Ale on nie był stan­dar­do­wym, urzę­du­ją­cym redak­to­rem. Kar­po­wicz był Mistrzem. Kre­ato­rem, Demiur­giem. Do nie­go się szło jak do Świą­ty­ni Sztu­ki. Wro­cław stał wte­dy sztu­ką awan­gar­do­wą. Tutaj poszu­ki­wa­no czę­sto naj­bar­dziej skraj­nych form wyra­zu. Sztu­ka się rady­ka­li­zo­wa­ła. Poezja wykra­cza­ła poza tra­dy­cyj­ny język. Sta­ni­sław Dróżdż ze swo­imi „poję­cio­kształ­ta­mi” wycho­dził dale­ko poza sło­wo, zbli­żał się do obsza­rów pla­sty­ki. Teatr Gro­tow­skie­go zde­cy­do­wa­nie odci­nał się od tra­dy­cji. Rodzi­ły się nowe idee w sztu­kach wizu­al­nych, zde­cy­do­wa­nie odrzu­ca­ją­ce zna­ne wzor­ce. Kar­po­wicz na polu poezji tak­że prze­kra­czał powszech­ne nor­my. Kto wie, jaki­mi dro­ga­mi poto­czył­by się roz­wój wier­sza, gdy­by nie ta wszech­ogar­nia­ją­ca we Wro­cła­wiu atmos­fe­ra bun­tu, rewo­lu­cji este­tycz­nej. Mło­dym poetom ten zryw arty­stycz­ny i ide­owy bar­dzo się podo­bał. Sprzy­jał mło­dzień­czej buń­czucz­no­ści, potrze­bie zwa­dy, spo­ru, dys­kur­su.

U Kar­po­wi­cza nie tyl­ko pobie­ra­ło się nauki, ale sta­wa­ło się w obli­czu Wiel­ko­ści, z któ­rą nale­ża­ło sobie radzić. By być kimś, trze­ba było tę Wiel­kość prze­zwy­cię­żać. Kar­po­wicz był tym, któ­ry wska­zy­wał dro­gi ku ory­gi­nal­no­ści. Nie zno­sił naśla­dow­nic­twa, manie­ry i wtór­no­ści. Żądał zaj­rze­nia w głąb wła­snej duszy, wynie­sie­nia na powierzch­nię ukry­tych skar­bów w posta­ci dotąd nie­zna­nej, uwol­nie­nia umy­słu od ogra­ni­czeń. Jeśli ktoś sobie z tym nie radził, Kar­po­wicz go odpy­chał. Sztu­ka, by zmie­niać życie, sama nie­ustan­nie musi się zmie­niać. Sama w sobie i z sobą musi być w nie­usta­ją­cym spo­rze. Kie­dyś powie­dział mi mniej wię­cej tak: „Mło­dzi poeci są dla mnie bar­dzo waż­ni, minu­ją pola poezji. Dzię­ki mło­dym nie popeł­niam błę­dów, jakie mógł­bym popeł­niać bez nich”. Cho­dzi­ło mu o to, że mło­dzi zabez­pie­cza­li go przed obsza­ra­mi pusty­mi i bez­war­to­ścio­wy­mi. Tam, gdzie szli dro­gą pomy­łek, on już nie wkra­czał. Mło­dzi byli dla nie­go tar­czą ochron­ną, a zara­zem nadzie­ją, dro­go­wska­zem war­to­ści. To oni sta­wa­li się ofia­ra­mi prze­ło­mu. To ich miny roz­ry­wa­ły. Kar­po­wicz był bez­względ­ny, ale i w bez­piecz­nym schro­nie. Nie tyl­ko uczył, jak być poetą, ale też czer­pał korzy­ści z mło­dych. Pra­gnął wpły­wać na ich losy. Kie­dy odrzu­cał, to ozna­cza­ło, że wiersz jest nie­doj­rza­ły albo nie puści go cen­zu­ra. Choć naj­czę­ściej wal­czył z cen­zu­rą. W osta­tecz­no­ści roz­kła­dał ręce i odsy­łał tekst. Mówił o tym wprost. Pod tym wzglę­dem był abso­lut­nie rze­tel­ny i uczci­wy. A co do cen­zu­ry, zwy­kle mawiał: „Zno­wu się przy­cze­pi­ła cen­zur­ka men­zur­ka”.

U Kar­po­wi­cza wiersz musi być jak zega­rek, wszyst­ko na swo­im miej­scu, a na doda­tek wszyst­ko peł­nią­ce wie­le funk­cji rów­no­cze­śnie. Naj­wyż­szą mia­rą poetyc­ką była ory­gi­nal­ność. „Odwró­co­ne świa­tło”, „Sło­je zadrzew­ne” to nie poje­dyn­cze obra­zy, to związ­ki filo­zo­ficz­no-poetyc­kie, wiel­kie struk­tu­ry este­tycz­ne. Przed wyjaz­dem za gra­ni­cę popro­sił panią Sey­mo­ur-Tuła­sie­wicz, by prze­tłu­ma­czy­ła na angiel­ski refe­ra­ty, jakie szy­ko­wał na zagra­nicz­ne semi­na­ria. Nie znał wte­dy dobrze angiel­skie­go. Pisar­ka, któ­ra zna­ła per­fek­cyj­nie angiel­ski, zro­bi­ła to szyb­ko. Póź­niej skar­ży­ła się, że gdy wyje­chał, zapo­mniał o niej.

To była jak­by nowa kosmo­go­nia w poezji. Kar­po­wicz doko­nał takiej rewo­lu­cji, od któ­rej trzesz­cza­ła gło­wa. To był szok este­tycz­ny, men­tal­ny, filo­zo­ficz­ny i poli­tycz­ny. Poli­tycz­ny, bo wokół pano­wa­ła jed­no­znacz­na ide­olo­gicz­na sza­rość i nuda, a on pro­po­no­wał świa­ty wie­lo­znacz­ne. Kie­dyś na spo­tka­niu z mło­dzie­żą w Legni­cy, tłu­ma­cząc, czym jest język, użył meta­fo­ry kija, opo­wia­da­jąc, że kij ma dwa koń­ce, a język wię­cej. Ilu­stro­wał to przy­kła­da­mi, w któ­rych gra­ma­ty­ka iskrzy­ła się wie­lo­znacz­no­ścią. Doda­wał do tego kija zda­nia: „Czym innym będzie, gdy powiem: ‘dam ci kija’, a czym innym: ‘dam ci kijem’ ”. Mło­dzież się bawi­ła. Ale chwy­ta­ła sens.

W teo­re­tycz­nych roz­wa­ża­niach doty­czą­cych poezji panu­je kil­ka mod­nych defi­ni­cji. Od Sło­wac­kie­go: „Cho­dzi mi o to, aby język gięt­ki / Powie­dział wszyst­ko, co pomy­śli gło­wa”, przez Nor­wi­da: „Odpo­wied­nie dać rze­czy sło­wo”, do Przy­bo­sia: „Naj­mniej słów”. A Kar­po­wicz prze­kra­cza tam­te doświad­cze­nia i powia­da: „Naj­wię­cej zna­czeń”.

Przy oka­zji dodam, że któ­re­goś dnia wyznał mi, iż Przy­boś się od nie­go odsu­nął, ponie­waż nie pora­dził sobie ze zro­zu­mie­niem jego sztu­ki sło­wa. I bez cie­nia cheł­pli­wo­ści uzu­peł­nił, że jego, Kar­po­wi­cza, nie rozu­mie tak­że Euro­pa, bowiem to, co uczy­nił z języ­kiem, nie znaj­du­je w Euro­pie ana­lo­gii. Prze­kro­czył wszyst­kie barie­ry lite­ra­tu­ry, zna­lazł się na polu głę­bo­kich meta­fi­zycz­nych docie­kań, samot­ny i bez żad­ne­go wspar­cia, choć być może brzmi to para­dok­sal­nie, ale to są fak­ty. Tak mówił. I mówił, że tłu­ma­cze euro­pej­scy nie dźwi­gną jego este­ty­ki.

Nie wcho­dząc w zawi­łą pro­ble­ma­ty­kę filo­zo­ficz­ną, her­me­neu­ty­kę i ana­li­zy języ­ka, trze­ba powie­dzieć, że Kar­po­wicz poszedł naj­da­lej. Jak­by wchło­nął wszyst­kie ist­nie­ją­ce defi­ni­cje i wypro­wa­dził z nich naj­dal­sze i naj­cel­niej­sze poetyc­ko i filo­zo­ficz­nie wnio­ski. Świat jest wie­lo­znacz­ny. Poezja nie może być inna.


Frag­ment książ­ki Joan­ny Roszak W czte­ry stro­ny naraz. Por­tre­ty Kar­po­wi­cza.

O autorze

Stanisław Srokowski

Poeta, prozaik, dramaturg, krytyk literacki, tłumacz, publicysta. Ukończył filologię polską w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu. Laureat wielu nagród, m.in. międzynarodowej nagrody Polcul w Australii, Nagrody Literackiej im. Stanisława Piętaka za powieści Przyjść, aby wołać i Fatum, Funduszu Literatury oraz nagród za sztuki teatralne. Członek Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich. Autor książki Skandalista Wojaczek (1999). Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania

Dyskusja: O „Wojaczku wielokrotnym”

dzwieki / DYSKUSJE Różni autorzy

Dys­ku­sja wokół książ­ki Sta­ni­sła­wa Bere­sia i Kata­rzy­ny Bato­ro­wicz-Woło­wiec Woja­czek wie­lo­krot­ny z udzia­łem Romu­al­da Cuda­ka, Bogu­sła­wa Kier­ca, Sta­ni­sła­wa Sro­kow­skie­go, Macie­ja M. Szcza­wiń­skie­go, Krzysz­tof Siw­czy­ka.

Więcej

Każde dzieło sztuki istnieje niejako podwójnie

recenzje / IMPRESJE Tymoteusz Karpowicz

Esej Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Dzie­ła zebra­ne, tom 2.

Więcej

Poza drzewa, poza języki

recenzje / IMPRESJE Jacek Gutorow

Esej Jac­ka Guto­ro­wa towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Dzie­ła zebra­ne, tom 2 Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza.

Więcej

Odwrócić odwrócone

recenzje / IMPRESJE Bianka Rolando

Esej Bian­ki Rolan­do o książ­ce Odwró­co­ne świa­tło Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza.

Więcej