recenzje / ESEJE

Elementy osnowy pajęczyny

Adam Poprawa

Recenzja Adama Poprawy książki Tarantula Boba Dylana w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, wydanej nakładem Biura Literackiego 15 stycznia 2018 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

„Wejdź w sfe­rę snu.

Po czym zacznij pisać pierw­szą lep­szą histo­rię, jaka ci przyj­dzie do gło­wy i napisz ze 20 stron. Potem prze­czy­taj.

Na tych 20 stro­nach znaj­dzie się może jed­na sce­na, kil­ka poje­dyn­czych zdań, jakaś meta­fo­ra, któ­re wyda­dzą ci się pod­nie­ca­ją­ce. Napisz więc wszyst­ko jesz­cze raz, sta­ra­jąc się aby te pod­nie­ca­ją­ce ele­men­ty sta­ły się osno­wą – i pisz, nie licząc się z rze­czy­wi­sto­ścią, dążąc tyl­ko do zaspo­ko­je­nia potrzeb two­jej wyobraź­ni.

Pod­czas tej powtór­nej redak­cji wyobraź­nia two­ja przyj­mie już pewien kie­ru­nek – i doj­dziesz do nowych sko­ja­rzeń, któ­re wyraź­niej okre­ślą teren dzia­ła­nia. Wów­czas napisz 20 stron dal­sze­go cią­gu, idąc wciąż po linii sko­ja­rzeń, szu­ka­jąc zawsze pier­wiast­ka pod­nie­ca­ją­ce­go – twór­cze­go – tajem­ni­cze­go – obja­wi­ciel­skie­go. Potem napisz wszyst­ko jesz­cze raz. Tak postę­pu­jąc ani się spo­strze­żesz, kie­dy wytwo­rzy ci się sze­reg scen klu­czo­wych, meta­for, sym­bo­li […] i uzy­skasz szyfr wła­ści­wy”.

Takie rady zapi­sał Gom­bro­wicz w Dzien­ni­ku 1953–1956; okre­ślił je wpraw­dzie mia­nem „recep­ty”, bar­dziej jed­nak mówił o wła­snej tech­ni­ce pisar­skiej niż udzie­lał wska­zó­wek innym piszą­cym. Jeśli wie­rzyć auto­ro­wi, w ten spo­sób powstał Trans-Atlan­tyk. Angiel­ski prze­kład pierw­sze­go tomu dia­riu­sza uka­zał się dopie­ro w roku 1988, tak że pra­cu­ją­cy nad Taran­tu­lą Bob Dylan raczej nie znał Gom­bro­wi­czow­skiej recep­ty, choć nie­wąt­pli­wie w sfe­rę snu wcho­dził, a i samo dzie­ło – o ile moż­na sądzić na pod­sta­wie zacho­wa­nych rela­cji – powsta­ło za kil­ko­ma podej­ścia­mi.

Zaczę­ło się w 1965 roku od dwóch long­play­ów, a dokład­nie od ich okła­dek. Otóż na tyl­nych stro­nach Brin­ging It All Back Home oraz High­way 61 Revi­si­ted opu­bli­ko­wał Dylan lite­rac­kie tek­sty podob­ne sty­lem do póź­niej­szej książ­ki. Sko­ro ist­nie­je Urfaust, to na obu pły­tach moż­na poznać Urta­ran­tu­lę. Tom miał się uka­zać w 1966 roku, nowo­jor­ski Mac­mil­lan (praw­dę powie­dziaw­szy, nie tyle dział redak­cyj­ny, ile han­dlo­wy) pra­co­wał na peł­nych obro­tach: były już goto­we przy­pin­ki i tor­by na zaku­py z rekla­mą Taran­tu­li. Dylan ode­brał szczot­ki z wydaw­nic­twa, w cią­gu dwóch tygo­dni miał nanieść  defi­ni­tyw­ne popraw­ki. W mię­dzy­cza­sie doszło jed­nak do słyn­nej moto­cy­klo­wej krak­sy. Domnie­my­wa­ją wpraw­dzie nie­któ­rzy, iż cały wypa­dek był misty­fi­ka­cją, mają­cą uwol­nić arty­stę od ogro­mu zobo­wią­zań, w każ­dym razie spra­wa (nie tyl­ko) książ­ki prze­su­nę­ła się na czas nie­okre­ślo­ny. Powie­la­ne kopie maszy­no­pi­su zaczę­ły nato­miast krą­żyć w sprze­da­ży nie­ofi­cjal­nej; jak widać Sta­ny Zjed­no­czo­ne też mia­ły swój dru­gi obieg.

Podej­ście same­go auto­ra do Taran­tu­li jawi się jako wię­cej niż jed­no­znacz­ne. Według Nige­la Wil­liam­so­na, któ­ry sta­wia kwe­stię już nazbyt skró­to­wo, „pro­blem pole­gał na tym, że cho­ciaż inte­lek­tu­al­ną próż­ność Dyla­na pocią­ga­ła idea napi­sa­nia książ­ki, tak napraw­dę mało miał do powie­dze­nia o czym­kol­wiek, o czym nie powie­dział­by lepiej w pio­sen­kach” (tłum A.P.). Elia­de miał się za pisa­rza, któ­re­go wykła­dy z reli­gio­znaw­stwa odry­wa­ją od (pisa­nia) powie­ści, tak że spra­wa jest poważ­na. Z dru­giej zaś stro­ny, mówiąc o swo­im dzie­le, potra­fił Dylan kpić w żywe oczy: „Ma tytuł Taran­tu­la i jest o pają­kach. To książ­ka o owa­dach. Napi­sa­łem ją w jakiś tydzień, w wol­nych chwi­lach. Ma trzy­sta sześć­dzie­siąt stron. A moja następ­na książ­ka to zbiór epi­ta­fiów” (tłum. A.P.). Tak zapo­wia­dał swo­ją książ­kę dzien­ni­ka­rzom i papa­raz­zim, któ­rzy 3 maja 1966 roku poja­wi­li się w lon­dyń­skim May­fa­ir Hotel; autor­ski anons prze­dru­ko­wa­ny został w „New Musi­cal Express”. Ale też, dwa lata póź­niej, opo­wia­dał już z mniej­szą pew­no­ścią sie­bie:

„Napi­sa­łem ten cały inte­res i wysła­łem do wydaw­cy, a jak mi przy­sła­li odbit­ki korek­tor­skie, to zdę­bia­łem, jakie bzdu­ry tam nawy­pi­sy­wa­łem, i chcia­łem wszyst­ko zmie­nić. […] Pro­blem tkwił w tym, że tam nie było żad­nej akcji. Zaczy­ty­wa­łem się tymi wszyst­ki­mi tan­det­ny­mi książ­ka­mi, gdzie było peł­no sek­su, napię­cia i róż­nych głu­pot” (tłum. Adam Sume­ra).

 Taran­tu­la ujrza­ła świa­tło dzien­ne w roku 1971, po dro­dze Dylan zdą­żył jesz­cze wydać kil­ka płyt, w tym zna­ko­mi­ty album John Wesley Har­ding, zaska­ku­ją­cy kon­se­kwent­nym coun­try long­play Nashvil­le Sky­li­ne oraz podwój­ny winyl Self Por­tra­it, któ­ry spo­wo­do­wał roz­dzie­ra­nie szat recep­cji. Od same­go począt­ku jest zresz­tą Dylan arty­stą nad­mia­ru; nie­ca­ły rok temu uka­za­ła się pły­ta Tri­pli­ca­te, trzy kolej­ne dys­ki z utwo­ra­mi z ame­ry­kań­skie­go śpiew­ni­ka. Kto by pomy­ślał w latach sześć­dzie­sią­tych, że twór­ca The Times They Are a‑Changin’ się­gnie po deka­dach po reper­tu­ar Sina­try… Im zaś wię­cej tytu­łów w biblio- i dys­ko­gra­fii pod­mio­to­wej, tym więk­sze ryzy­ko roz­rzu­tu. Jed­nak­że, wraz z upły­wem cza­su, miej­sce Taran­tu­li raczej się sta­bi­li­zu­je. Nie nale­ży wpraw­dzie do naj­czę­ściej komen­to­wa­nych Dyla­now­skich doko­nań, ale róż­ne cie­ka­we rze­czy na jej temat powie­dzia­no. Kry­ty­cy wska­zy­wa­li, tak­że dokład­niej, poprzed­ni­ków i źró­dła inspi­ra­cji, i nie­ko­niecz­nie były to – wbrew wyzna­niom auto­ra – książ­ki tan­det­ne. Pisa­no więc o beat­ni­kach, sur­re­ali­zmie, Rim­bau­dzie, ba! nawet o Joyce’owskim stru­mie­niu świa­do­mo­ści (oba­wiam się, że taka para­le­la mogła poja­wić się w gło­wach przede wszyst­kim tych, któ­rzy Ulis­se­sa nie czy­ta­li). Podej­rze­wa­no rów­nież, że autor wspo­ma­gał pro­ces twór­czy amfe­ta­mi­ną. W każ­dym razie czy­ta­nie Taran­tu­li zgod­nie z recep­tą Gom­bro­wi­cza (bo jest to rów­nież pomysł ana­li­tycz­ny) szyb­ko prze­ko­nu­je, że powra­ca­ją­ce moty­wy pocho­dzą z prze­róż­nych pozio­mów kul­tu­ry (nie tyl­ko) ame­ry­kań­skiej, i cała rzecz oka­zu­je się par excel­len­ce inter­tek­stu­al­na. W przy­go­to­wa­nym przez Fili­pa Łobo­dziń­skie­go wyda­niu pro­por­cje przy­pi­sów i tek­stu głów­ne­go zbli­ża­ją się do beenek, i bar­dzo dobrze.

Howard Sounes uznał Taran­tu­lę za „137 stron komen­ta­rza na okład­ce pły­ty Dyla­na, któ­rej nie ma” (tłum. A.P.), i raczej trud­no by było nie zauwa­żyć w tym lapi­dar­nym pod­su­mo­wa­niu iro­nii. Nie bra­ku­je prze­cież wyso­kich aksjo­lo­gii: Robin Wit­ting „pozo­sta­je w prze­ko­na­niu, iż jest to wspa­nia­łe, olśnie­wa­ją­ce dzie­ło, sie­ro­cy sonet wydzie­dzi­czo­ny przez auto­ra” (tłum. A.P.; „orphan sonnet”/ „sie­ro­cy sonet” są wyra­że­nia­mi z Taran­tu­li). Micha­el Gray, cytu­jąc tę opi­nię w swej świet­nej Ency­klo­pe­dii Boba Dyla­na, nie wahał się jed­nak uzu­peł­nić jej cokol­wiek kom­pli­ku­ją­cym komen­ta­rzem: „Na pew­no; zwa­żyw­szy, że Taran­tu­la pocho­dzi wła­śnie z cza­sów Dyla­na uzna­wa­nych przez wie­lu za naj­bar­dziej twór­cze […] – nie­zwy­kłe jest to, jak wie­lu spo­śród jego odbior­ców nie doce­ni­ło tej sie­ro­ty” (tłum. A.P.). Nie żeby reak­cja publicz­no­ści sta­no­wi­ła war­to­ściu­ją­cy argu­ment, wolał jed­nak Gray zacho­wać dystan­su­ją­cy niu­ans; kwe­stia jest zresz­tą cie­kaw­sza, gdyż takim sty­lem napi­sa­ne zosta­ło hasło ency­klo­pe­dycz­ne.

U Dyla­na i u Łobo­dziń­skie­go tekst jest dla oka i dla ucha. Pro­za Taran­tu­li oraz jej par­tie dzie­lo­ne na wer­sy cha­rak­te­ry­zu­ją się dużą ryt­micz­no­ścią (uszy­ma duszy sły­szę naj­czę­ściej Sub­ter­ra­ne­an Home­sick Blu­es jako coś w rodza­ju dźwię­ko­wej prze­strze­ni odnie­sie­nia), peł­no tu współ­brz­mień i ali­te­ra­cji. Audial­ne wra­że­nia  wspo­ma­ga­ne są poja­wia­ją­cy­mi się w dru­ku uko­śni­ka­mi (za pomo­cą któ­rych ozna­cza się prze­cież deli­mi­ta­cję w zapi­sie cią­głym), nie­kon­wen­cjo­nal­ną orto­gra­fią (nazwy wła­sne od małej lite­ry) oraz czę­stym uży­wa­niem zna­ku &. Nie pomniej­szam oczy­wi­ście pra­cy tłu­ma­cza, gdy ktoś jed­nak tak prze­ko­nu­ją­co radzi sobie z wyko­ny­wa­niem pio­se­nek Dyla­na, podo­ła i Taran­tu­li.

Gwo­li histo­rycz­no­li­te­rac­kiej ści­sło­ści odno­to­wać war­to, że pierw­szym pol­skim podej­ściem do Taran­tu­li jest kil­ka stron prze­kła­du Juli­ty Wro­niak (póź­niej Wro­niak-Mir­ko­wicz), opu­bli­ko­wa­nych w „Nowym Wyra­zie” 1976, nr 6, tak więc pięć lat po uka­za­niu się książ­ki Dyla­na, wca­le wcze­śnie jak na ówcze­sne realia. Tłu­macz­ka przed­sta­wi­ła zestaw zło­żo­ny z róż­nych frag­men­tów. Jej wer­sja i po latach brzmi cał­kiem dobrze, na oko zaś pod jed­nym wzglę­dem jest ory­gi­nal­niej­sza od tek­stu tłu­ma­czo­ne­go: zamiast zna­ku &, Wro­niak kon­se­kwent­nie zasto­so­wa­ła plu­sy +, i to tro­chę więk­sze.

Jedy­na wąt­pli­wość, jaką miał­bym pod adre­sem świet­nej robo­ty Łobo­dziń­skie­go, doty­czy stra­te­gii oswa­ja­nia: od cza­su do cza­su mia­no­wi­cie zastę­pu­je tłu­macz deta­le ory­gi­na­łu ele­men­ta­mi wzię­ty­mi z kul­tu­ry pol­skiej. Ni stąd, ni zowąd poja­wia się zatem „Frank zwa­ny Kimo­no”; owszem, w przy­pi­sie spo­koj­nie moż­na prze­czy­tać, że w ory­gi­na­le jest Peetie Whe­at­straw, ame­ry­kań­ski blu­esman, po co jed­nak było tu cią­gnąć Fron­czew­skie­go? Tym bar­dziej że dla młod­szych czy­tel­ni­ków przy­dał­by się przy­pis do przy­pi­su, wyja­śnia­ją­cy, kto to taki Fra­nek Kimo­no. A to już było­by prze­sa­dą.

Albo w innym miej­scu w ory­gi­na­le „Love­town so pathe­tic”, u Łobo­dziń­skie­go zaś „Lubie­wo tak żało­sne”. I żeby już nie było wąt­pli­wo­ści: boha­ter Dyla­na tak w tym frag­men­cie przed­sta­wia mat­kę: „you know her name’s Art”, a w pol­skiej wer­sji: „wie pan, ma na imię Micha­łek”. Tłu­macz prze­su­nął tu zresz­tą ory­gi­nal­ną homo­ni­mię na inna parę rze­czow­ni­ków, pomię­dzy „Lubie­wem” a „Michał­kiem” odda­jąc „all art” jako „michał­ki”. W porząd­ku, art – Art.; michał­ki – Micha­łek, w obu też przy­pad­kach zakwe­stio­no­wa­nie toż­sa­mo­ści płcio­wej. Co wię­cej, Love­town to tytuł angiel­skie­go prze­kła­du powie­ści Wit­kow­skie­go, poja­wia się więc coś w rodza­ju trans­la­tor­skie­go tam i z powro­tem, tyl­ko po co nobi­li­to­wać pew­ną figu­rę pol­skie­go życia lite­rac­kie­go, w naj­lep­szym wypad­ku dru­go­rzęd­ną?

Jasne, stra­te­gia oswa­ja­nia jest świa­do­mym wybo­rem tłu­ma­cza, tym bar­dziej w wypad­ku Taran­tu­li, gdzie Kimo­no i Lubie­wo są skład­ni­ka­mi komi­zmu, o któ­ry jak naj­bar­dziej cho­dzi w ory­gi­na­le. Zgła­szam tyl­ko swo­je – nie tyle wolał­bym nie, ile wolał­bym ina­czej.

Na któ­rejś prze­cież stro­nie polo­ni­zo­wa­nie spro­wa­dzi­ło tłu­ma­cza na manow­ce. Ory­gi­nal­ny „inno­cent coon” (nie­win­ny czar­nuch; pro­szę pamię­tać, że mówi­my o lite­ra­tu­rze) został prze­ło­żo­ny jako „nie­win­ny kun­ta­kin­te”, ze sto­sow­nym wyja­śnie­niem w przy­pi­sie: „Kun­ta­kin­te – pejo­ra­tyw­ne okre­śle­nie czar­no­skó­re­go. Sło­wo pocho­dzi od imie­nia Kun­ta Kin­te, nie­wol­ni­ka porwa­ne­go z Gam­bii, głów­ne­go boha­te­ra powie­ści Korze­nie – saga ame­ry­kań­skiej rodzi­ny Ale­xan­dra Haleya (1921–1992) i popu­lar­ne­go seria­lu tele­wi­zyj­ne­go”. Łobo­dziń­ski ponie­kąd więc reame­ry­ka­ni­zu­je Dyla­na, i to ana­chro­nicz­nie: wspo­mnia­na powieść uka­za­ła się w 1976, serial zaś po raz pierw­szy wyemi­to­wa­no rok póź­niej, w trak­cie pisa­nia Taran­tu­li. Dylan nijak więc nie mógł znać The Roots. Jasne, nie mógł też znać Fron­czew­skie­go ani Lubie­wa, nie­mniej…

Gdy­bym jed­nak nie był tak nie­chęt­ny oswa­ja­ją­cym mody­fi­ka­cjom, nie doświad­czył­bym pew­nej moc­nej nie­spo­dzian­ki. W tłu­ma­cze­niu zatem: „pod­że­ga­cze wojen­ni wykra­dli nam całą odrę nie­miec­ką”. Oho­ho, to musi być wkład wła­sny tłu­ma­cza, bo nie­moż­li­we, żeby Dylan aż tak paro­dio­wał peere­low­ską pro­pa­gan­dę gra­ją­cą stra­sza­kiem nie­miec­kim i Zie­mia­mi Odzy­ska­ny­mi. Tym­cza­sem w ory­gi­na­le nie­mal­że dokład­nie to samo: „the war­mon­gers have sto­len all our ger­man measles”. Jasne, „measles” ozna­cza cho­ro­bę, nie rze­kę.

Takie wyła­py­wa­nie nie­spo­dzia­nek, radość z napo­tka­nych frag­men­tów wyda­ją się nie­złą meto­dą na pozna­wa­nie Taran­tu­li. A pod­czas dru­giej lek­tu­ry tych inten­syw­nych miejsc, zawdzię­cza­nych maestrii języ­ko­wej Dyla­na i Łobo­dziń­skie­go, na pew­no przy­bę­dzie. Potem prze­czy­taj wszyst­ko jesz­cze raz. Aż dziw­ne, że w trze­cim tomie Gom­bro­wi­czow­skie­go Dzien­ni­ka, obej­mu­ją­cym lata 1961–1966, a nawet w suple­men­cie 1967–1969, nie ma nic o oma­wia­nym ame­ry­kań­skim auto­rze. Bodaj pierw­szym pol­skim pisa­rzem, u któ­re­go moż­na zna­leźć wzmian­kę o Dyla­nie, oka­zał się nato­miast Miłosz, ale to już inna opo­wieść.

O autorze

Adam Poprawa

(ur. 1959) – filolog, krytyk literacki i muzyczny, edytor, pisarz. Wydał m.in. monografię Kultura i egzystencja w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza (Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1999), zbiór szkiców Formy i afirmacje (Universitas, Kraków 2003), tomy prozatorskie Walce wolne, walce szybkie (WBPiCAK, Poznań 2009), Kobyłka apokalipsy (WBPiCAK, Poznań 2014), zbiór Szykista. Felietony po kulturze (WBPiCAK, Poznań 2020). Przetłumaczył Epifanie Jamesa Joyce’a (Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2016). Przygotował poprawioną (odcenzurowaną i uzupełnioną) edycję Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego (PIW, Warszawa 2014). Opracował poszerzone wydanie Języka poetyckiego Mirona Białoszewskiego (Ossolineum, Wrocław 2016) oraz tom Odbiorca ubezwłasnowolniony. Teksty o kulturze masowej i popularnej Stanisława Barańczaka (Ossolineum, Wrocław 2017). Jest felietonistą „Nowych Książek”.

Powiązania

Zahaczyła się chwila

recenzje / ESEJE Adam Poprawa

Recen­zja Ada­ma Popra­wy towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Z dnia robię noc Miro­na Bia­ło­szew­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 4 kwiet­nia 2022.

Więcej

Drugi, a dokładnie czwarty Dylan Łobodzińskiego

recenzje / ESEJE Adam Poprawa

Recen­zja Ada­ma Popra­wy towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Prze­kra­czam Rubi­kon Boba Dyla­na w tłu­ma­cze­niu Fili­pa Łobo­dziń­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 18 paź­dzier­ni­ka 2021 roku.

Więcej

W owalu cyklonu, w oku stadionu

recenzje / ESEJE Adam Poprawa

Recen­zja Ada­ma Popra­wy, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Puste try­bu­ny, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 14 czerw­ca 2021 roku.

Więcej

John Lennon ścichapęk

wywiady / o książce Adam Poprawa Filip Łobodziński

Roz­mo­wa Ada­ma Popra­wy z Fili­pem Łobo­dziń­skim, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Joh­na Len­no­na Prze­stwo­rzo­ne rze­czy, w tłu­ma­cze­niu Fili­pa Łobo­dziń­skie­go, któ­rą uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 30 listo­pa­da 2020 roku.

Więcej

Poetycka książka trzydziestolecia: nominacja nr 2

debaty / ankiety i podsumowania Adam Poprawa

Głos Ada­ma Popra­wy w deba­cie „Poetyc­ka książ­ka trzy­dzie­sto­le­cia”.

Więcej

Poezja z nagrodami: Po sobie

recenzje / KOMENTARZE Adam Poprawa

Adam Popra­wa, juror Nagro­dy Poetyc­kiej Sile­sius, odpo­wia­da na pyta­nia w ankie­cie doty­czą­cej książ­ki Po sobie Julii Szy­cho­wiak, wyda­nej w for­mie elek­tro­nicz­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 30 maja 2018 roku. Książ­ka uka­zu­je się w ramach akcji „Poezja z nagro­da­mi”.

Więcej

Wysokie morza

recenzje / ESEJE Adam Poprawa

Recen­zja Ada­ma Popra­wy książ­ki Puste noce Jerze­go Jar­nie­wi­cza, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 4 grud­nia 2017 roku.

Więcej

Emilia próbuje, ale nie pojmuje

felietony / cykle PISARZY Adam Poprawa

13 odci­nek cyklu „Nie­po­gu­bio­ne afek­ty” autor­stwa Ada­ma Popra­wy.

Więcej

Prosty liryk

wywiady / o książce Adam Poprawa Marcin Sendecki

Roz­mo­wa Ada­ma Popra­wy z Mar­ci­nem Sen­dec­kim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki W, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 27 grud­nia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 3 lip­ca 2017 roku.

Więcej

Przemyt mroku

recenzje / ESEJE Adam Poprawa

Recen­zja Ada­ma Popra­wy z książ­ki wizyj­na Mar­ty­ny Buli­żań­skiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 26 czerw­ca 2017 roku.

Więcej

Pieśni naiwności i dopieszczenia

felietony / cykle PISARZY Adam Poprawa

12 odci­nek cyklu „Nie­po­gu­bio­ne afek­ty” autor­stwa Ada­ma Popra­wy.

Więcej

Historia spóźnionego tytułu

recenzje / KOMENTARZE Adam Poprawa

Autor­ski komen­tarz Ada­ma Popra­wy do prze­kła­du Epi­fa­nii Jame­sa Joyce’a, wyda­nych w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 23 sierp­nia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 27 mar­ca 2017 roku.

Więcej

Debiut po debiucie

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nia autor­skie „Debiut po debiu­cie” z udzia­łem Ada­ma Popra­wy, Tade­usza Dąbrow­skie­go, Bron­ki Nowic­kiej i Arka­diu­sza Żychliń­skie­go w ramach festi­wa­lu lite­rac­kie­go Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21.

Więcej

Profesja afektowanej skromności

felietony / cykle PISARZY Adam Poprawa

11 odci­nek cyklu „Nie­po­gu­bio­ne afek­ty” autor­stwa Ada­ma Popra­wy.

Więcej

Przyziemna metafizyka

wywiady / o książce Adam Poprawa Jerzy Jarniewicz

Roz­mo­wa Jerze­go Jar­nie­wi­cza z Ada­mem Popra­wą, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Epi­fa­nie Jame­sa Joyce’a, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 sierp­nia 2016 roku.

Więcej

Niedomknięte arcydzieło

recenzje / ESEJE Adam Poprawa

Frag­ment posło­wia do książ­ki Por­tret arty­sty w wie­ku mło­dzień­czym Jame­sa Joyce’a, wyda­nej w prze­kła­dzie Jerze­go Jar­nie­wi­cza w Biu­rze Lite­rac­kim 30 maja 2016 roku.

Więcej

Czekając na żonę porucznika Columbo

felietony / cykle PISARZY Adam Poprawa

6 odci­nek cyklu „Nie­po­gu­bio­ne afek­ty” autor­stwa Ada­ma Popra­wy.

Więcej

Uroić łezkę w specyficznym klimacie

felietony / cykle PISARZY Adam Poprawa

5 odci­nek cyklu „Nie­po­gu­bio­ne afek­ty” autor­stwa Ada­ma Popra­wy.

Więcej

Kochanka Norwida

recenzje / IMPRESJE Adam Poprawa

Szkic Ada­ma Popra­wy towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Kochan­ka Nor­wi­da Euge­niu­sza Tka­czy­szyn-Dyc­kie­go.

Więcej

Wiersze mieszkalne W. H. Audena

recenzje / ESEJE Adam Poprawa

Recen­zja Ada­ma Popra­wy z książ­ki W podzię­ko­wa­niu za sie­dli­sko W.H. Aude­na.

Więcej

Definiując poezje

recenzje / IMPRESJE Adam Poprawa

Esej Ada­ma Popra­wy towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki zbie­ra­ne, gubio­ne (1960–2010) Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Pięć tez o Tadeuszu Piórze

recenzje / ESEJE Adam Poprawa

Recen­zja Adam Popra­wy z książ­ki O dwa kro­ki stąd Tade­usza Pió­ry.

Więcej

Gdzie indziej jest teraz

recenzje / ESEJE Adam Poprawa

Recen­zja Ada­ma Popra­wy z książ­ki Zapi­sy roz­mów Pio­tra Som­me­ra.

Więcej

Raczej się zbarbaryzowało, ogólnie

debaty / ankiety i podsumowania Adam Poprawa

Głos Ada­ma Popra­wy w deba­cie „Bar­ba­rzyń­cy czy nie? Dwa­dzie­ścia lat po ‘prze­ło­mie’ ”.

Więcej

Skaczemy po górach, czyli rysowanie grubą kreską najważniejszych punktów odniesienia

debaty / ankiety i podsumowania Różni autorzy

Gło­sy Artu­ra Bursz­ty, Pio­tra Czer­niaw­skie­go, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Paw­ła Kacz­mar­skie­go, Ada­ma Popra­wy, Bar­to­sza Sadul­skie­go i Prze­my­sła­wa Wit­kow­skie­go w deba­cie „Bar­ba­rzyń­cy czy nie? Dwa­dzie­ścia lat po ‘prze­ło­mie’ ”.

Więcej

Okienne lustra Piotra Sommera

recenzje / ESEJE Adam Poprawa

Recen­zja Ada­ma Popra­wy z książ­ki O krok od nich Pio­tra Som­me­ra.

Więcej

Y=

recenzje / IMPRESJE Adam Poprawa

Recen­zja Ada­ma Popra­wy z książ­ki nauka cho­dze­nia / gehen ler­nen Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej

Polarną nocą i po drugiej stronie lustra

wywiady / o książce Dawid Mateusz Filip Łobodziński

Roz­mo­wa Dawi­da Mate­usza z Fili­pem Łobo­dziń­skim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Taran­tu­la Boba Dyla­na w prze­kła­dzie Fili­pa Łobo­dziń­skie­go, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 15 stycz­nia 2018 roku.

Więcej

Tarantula (2)

utwory / zapowiedzi książek Bob Dylan Filip Łobodziński

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Taran­tu­la Boba Dyla­na, w prze­kła­dzie Fili­pa Łobo­dziń­skie­go, któ­ra uka­że się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 8 stycz­nia 2018 roku.

Więcej

Tarantula (1)

utwory / zapowiedzi książek Bob Dylan Filip Łobodziński

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Taran­tu­la Boba Dyla­na, w prze­kła­dzie Fili­pa Łobo­dziń­skie­go, któ­ra uka­że się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 8 stycz­nia 2018 roku.

Więcej