recenzje / KOMENTARZE

Ema

Michał Mytnik

Autorski komentarz Michała Mytnika, laureata 14. edycji „Połowu”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Ema

Jestem żywym para­dok­sem, a gdy
to piszę, ktoś zza ścia­ny z tele­wi­zo­ra pła­cze,
grzyb na mojej ścia­nie dmąć z płu­ca, bez prze­rwy
na rekla­my nowej blen­dy i jestem z tego cały zie­lo­ny.
Cza­sem lustru­ję sobie myśli jak Wene­cja i od mie­sią­ca
wyzna­ję zasa­dę pan­tha rhei jeśli cho­dzi o tekst i o używ­ki.
Sta­ny się maglą, tatu­aże ście­ra­ją wszyst­ko co widzę to pokaz,
zamro­żo­ny ruch ust przy sta­rej bram­ce na tak zwa­nym bojo.
A tak napraw­dę wciąż szu­kam pił­ki z tam­te­go mun­dia­lu.
Pamię­taj, kolor to czę­sto­tli­wość fal i może być odpływ.
ogni­skiem na kli­fach umyśl­nie chcą począć neu­ro­ny.
ich żony nosi­ły pilot­ki i to nie było faj­ne, pamię­taj,
albo zapo­mnij„, jestem też demen­cją.


Aku­rat myśla­łem o tek­ście Tyle­ra (the Cre­ato­ra) (oglą­da­łem przy tym mega dziw­ny hor­ror kla­sy B. Były tam demo­nicz­ne kar­tecz­ki, takie same, jaki­mi się wymie­nia­łem w pod­sta­wów­ce. No, a potem to już kla­sycz­ny sche­mat: jakaś rodzi­na, jakiś dom, jakieś sta­re kar­tecz­ki…), z któ­re­go mnie­ma­łem, że moż­na by wie­le wynieść, jed­nak nie był on zupeł­nie spój­ny po mojej wąt­pli­wej trans­la­cji. Wysze­dłem od fra­zy, któ­ra dla mnie brzmia­ła naj­le­piej, a poprze­dzi­łem ją tytu­łem przy­po­mi­na­ją­cym z nazwy maglą­cą sub­stan­cję, jak i skró­co­ne sie­ma do ostat­niej syla­by.

Aktu­al­nie miesz­kam na Łagiew­ni­kach, nigdy w sumie nie myśla­łem, że chcę miesz­kać na Łagiew­ni­kach, ale osie­dle jest cał­kiem okay. Pokój, któ­ry wynaj­mu­ję, jest w pół sute­re­ną czy wyso­ką piw­ni­cą, jak to mówi mój tata. W związ­ku z tym jest okrop­ny pro­blem z wil­go­cią, o czym nie wie­dzia­łem, wpro­wa­dza­jąc się w sierp­niu. Widzę pla­my na ubra­niach, mój sprzęt audio zaczął two­rzyć prze­ste­ry. Kie­dyś zauwa­ży­łem, że para­sol, któ­ry leżał w skrzyn­ce w kącie poko­ju, jest obro­śnię­ty grzy­bem, wręcz w kolo­rach. Jest dwu­dzie­sty dzień mie­sią­ca, a ja wciąż nie mam pie­nię­dzy za poprzed­ni. Mimo to prze­glą­dam ofer­ty „jedy­nek”. Ja napraw­dę szcze­rze czu­ję, jaką nar­ra­cję wpro­wa­dzam, ale na co dzień jest raczej lepiej, pogod­niej. Naj­dziw­niej było, gdy w nocy przez ścia­nę usły­sza­łem płacz dobie­ga­ją­cy z poko­ju nade mną. Pomo­gło mi się to zdy­stan­so­wać. Czu­ję się dość nud­ny w tej roz­pa­czy, ale mam już dość, idę na spa­cer, zapa­lić.

A i serio lubię poezję Tom­ka Puł­ki, ale nie jestem fana­ty­kiem. To był jeden z poetów, któ­rych czy­ta­łem na począt­ku mojej zajaw­ki poezją. Teraz mam wie­lu innych na gło­wie.
Awy­ko­nal­ne jest dla mnie zaśnię­cie bez gło­su. Zwy­kle w moich noc­nych play­li­stach są dziw­ne rze­czy. Przez ostat­nie 3 tygo­dnie, gdy się budzę, leci prze­słu­cha­nie w spra­wie Amber Gold i stąd przy­pa­łę­ta­ła mi się lustra­cja (w sen­sie jako sło­wo, ale też myśl). Prze­cież moż­li­we jest, że żad­na ze stron, pomię­dzy któ­ry­mi stoi wenec­kie lustro, czy­li dodat­ko­wy czyn­nik ‒ przej­rze­nie, ale rów­nież barie­ra ‒ płasz­czy­zna, nie ma bla­de­go poję­cia czy przy­glą­da się sobie, czy komuś. Nawet jeśli był­bym stro­ną i był­bym stro­ną prze­ko­na­ną, to cały czas nie wiem i dla­te­go pod­wa­żam, czy to, co widzę, to co robię, to ja, pod­miot czy faza. Mało przy­jem­ne.

Ana­li­zu­ję jaźń i jest dość roz­my­ta ‒ wła­śnie scho­dzę z leków. Czu­ję się tro­chę nie­pew­nie. Nie bio­rę od dwóch tygo­dni, przez to dość czę­sto (jak na mnie) piłem sam w miesz­ka­niu, w któ­rym rośnie grzyb. Tak napraw­dę sie­dzę sam, nie mam kon­tak­tu z grzy­bem, cho­ciaż może bym chciał. Myślę o tatu­ażu, ale ta myśl kłó­ci się z moją nie­chę­cią do wyda­wa­nia pie­nię­dzy lek­ką ręką. Za to jest dość przy­jem­na, moż­li­we, że myśle­nie o tatu­ażu cie­szy mnie bar­dziej niż jego posia­da­nie. Mógł­by to być różo­wy donut w jakimś kształ­cie ‒ mogą być lite­ry, mogą być cyfry, gdzieś na udzie, tak żeby nie było widać ‒ tro­chę się wsty­dzę, że to wszyst­ko takie wciąż nie­pew­ne. Kie­dyś chcia­łem mieć wyta­tu­owa­ną pił­kę o struk­tu­rze fule­re­nu. Nie wie­dzia­łem wte­dy nic o fule­re­nach, za to spo­ro o fut­bo­lu, a wie­czo­ry spę­dza­łem na lokal­nych boiskach z beto­nu czy suchej tra­wy. To było jesz­cze przed Orli­ka­mi. Za bram­ka­mi nie było sia­tek, po pił­kę bie­ga­łem w krza­ki, a dla­te­go to pamię­tam, że mia­łem potwor­ną aler­gię na tra­wy i wra­ca­łem z czer­wo­ny­mi ocza­mi albo cza­sem bez pił­ki, bo już nie dawa­łem rady.

Ambi­wa­lent­nie pod­cho­dzę do nie­któ­rych teo­rii mojej sio­stry. Dłu­go z nią miesz­ka­łem, mie­li­śmy ogród, gdzie czę­sto wycho­dzi­łem poczy­tać czy po pro­stu posie­dzieć. Mia­łem wte­dy zajaw­kę na robie­nie zdjęć nie­ba (na tele­fo­nie albu­my z drze­wa­mi rosną­cy­mi pozio­mo), podo­bał mi się szcze­gól­nie jego kolor, głę­bia i to, że codzien­nie tro­chę się róż­ni­ło. Cza­sa­mi woła­łem Moni­kę i z entu­zja­zmem wska­zy­wa­łem pal­cem w górę. Wte­dy ona z jesz­cze więk­szym tłu­ma­czy­ła mi, że to tyl­ko fala o odpo­wied­niej czę­sto­tli­wo­ści i coś z tego dalej wyni­ka­ło, ale stra­ci­łem wte­dy nastrój i już nie pamię­tam. Szcze­gól­nie lubię nie­bo nad morzem, coraz bar­dziej podo­ba­ją mi się ogni­ska i chcę to jakoś połą­czyć. Już jest coraz zim­niej, tak­że odło­żę to na póź­niej, ale łączy się to z myślą o zna­kach dym­nych, o kra­wę­dzi, na któ­rej dość trud­no mi kształ­to­wać myśli ‒ cały czas są sprzecz­ne, dym jest rwa­ny. Znów sły­szę płacz z tele­wi­zo­ra i zaczy­nam czy­tać o tele­wi­zji w sta­nach. Zasta­na­wiam się, jak dłu­go, tele­wi­zor był typo­wo męskim atry­bu­tem, kie­dy zaczę­ły wycho­dzić pierw­sze pro­gra­my dla kobiet i jak wte­dy wyglą­da­ła pro­por­cja pła­czu do strze­la­nin w tv. Jaki to był płacz? Kto pła­kał? Dla­cze­go? Two­rzę histo­rie, o któ­rych nawet nie chce mi się opo­wia­dać. Ktoś na górze zasnął, a ja cze­kam aż wsta­nie i wyłą­czy te jęki.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry, uzy­ska­nych z dopłat usta­no­wio­nych w grach obję­tych mono­po­lem pań­stwa, zgod­nie z art. 80 ust. 1 usta­wy z dnia 19 listo­pa­da 2009 r. o grach hazar­do­wych

O autorze

Michał Mytnik

ur. w 1997 r. w Tarnowie. Poeta, freeganin, redaktor pisma „Rzyrador”. Debiutował w „Stonerze Polskim”, publikował również w „Wakacie”, „Tlenie Literackim”, „Helikopterze”, „MULTImediach”. Członek Krakowskiej Szkoły Poezji im. A. Fredry. W marcu 2019 r. namalował wiersz na ścianach Otwartej Pracowni w ramach Wernisażu Jednego Wiersza. Studiuje inżynierię chemiczną na Politechnice Krakowskiej. Laureat 14. edycji „Połowu” Biura Literackiego. Uczy chemii. Mieszka w Krakowie.

Powiązania