recenzje / IMPRESJE

Emeryt młodym

Bohdan Zadura

Esej Mai Staśko towarzyszący premierze książki Klasyk na luzie Bohdana Zadury.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Oto przed czy­tel­ni­kiem wyła­nia się praw­dzi­wy miesz­ka­niec Puław, czło­wiek iście sen­ty­men­tal­ny – nie­ba­nal­ny, lecz nie­ustan­nie wspo­mi­na­ją­cy. I to może dzi­wić. Poetyc­ko zaan­ga­żo­wa­ny spo­łecz­nie, a nawet poli­tycz­nie (cze­go jego młod­sze alter ego nie potra­fi­ło­by sobie wyba­czyć), w roz­mo­wie zby­wa wszel­kie aktu­al­no­ści mil­cze­niem lub krót­kim komen­ta­rzem. Zmie­nia się w poetę / roz­mów­cę wspo­mnień, Pro­ustow­skie­go poszu­ki­wa­cza stra­co­ne­go cza­su. Naj­chęt­niej opo­wia­da o począt­kach, o debiu­cie, o ówcze­snych poglą­dach na świat, o wła­snym mil­cze­niu, któ­re musiał prze­móc. Wie­le miej­sca poświę­ca kwe­stii wła­sne­go usto­sun­ko­wa­nia do Nowej Fali, a zatem do cza­sów debiu­tu (1968 r.) i afe­ry zwią­za­nej z Nie­uf­ny­mi i zadu­fa­ny­mi Barań­cza­ka. Aktu­al­ne prze­my­śle­nia kon­fron­tu­je z tymi, któ­re posia­dał jako oso­ba bar­dzo mło­da, nie­jed­no­krot­nie jako dziec­ko. Two­rzy barw­ny mit dzie­ciń­stwa i mło­do­ści. I tak było od począt­ku, od pierw­szych publi­ka­cji. Nie bez powo­du recen­zję debiu­tanc­kie­go tomi­ku opo­wia­dań – Lata spo­koj­ne­go słoń­ca – Wal­de­mar Cho­ło­dow­ski zaty­tu­ło­wał Mło­dy eme­ry­tem. I wedle życze­nia poety zbiór roz­mów moż­na by nazwać Eme­ryt mło­dym, ale w zna­cze­niu zaska­ku­ją­co prze­wrot­nym. Zadu­ra obec­ny wciąż wra­ca do Zadu­ry mło­de­go, świe­że­go, debiu­tu­ją­ce­go – do jego uczuć, lęków, obaw. Powta­rza zatem gest swo­je­go młod­sze­go odpo­wied­ni­ka, któ­ry nie opusz­cza jego roz­wa­żań. A tytu­łem tym w praw­dzi­wym jego zna­cze­niu (eme­ryt z pasją, ener­gią mło­de­go) z pew­no­ścią opa­trzyć moż­na recen­zję jed­ne­go z ostat­nich tomi­ków poetyc­kich Zadu­ry, choć­by Noc­ne­go życia.

Ale jest jesz­cze coś wię­cej, jest jesz­cze coś poza inte­re­su­ją­cym (bo nie­ocze­ki­wa­nym) uwi­kła­niem w czas. Jest jesz­cze ów słyn­ny, tytu­ło­wy luz, zaba­wa kon­wen­cja­mi, z któ­rą roz­mów­cy nie zawsze potra­fią sobie pora­dzić i któ­rą nie zawsze rozu­mie­ją. Zadu­ra nie trak­tu­je rze­czy­wi­sto­ści śmier­tel­nie poważ­nie, z bez­sprzecz­nie należ­nym jej pato­sem i jed­no­znacz­no­ścią. Z dystan­sem, z dużym poczu­ciem humo­ru opo­wia­da o decy­zjach mło­do­ści (zostać świę­tym czy arty­stą?), o sobie („Ja jestem chy­ba strasz­nie naiw­ny i głu­pi…”, s. 147), o wła­snych tek­stach („jeśli cho­dzi o wiersz Urwa­nie gło­wy, o tych sukach z nasze­go osie­dla, to nie będę utrzy­my­wał, że jest to wiel­ki wiersz, bo nie jest”, s. 158), wresz­cie o tym, co przed chwi­lą sam powie­dział (nie mógł się sku­pić, nie zro­zu­miał pyta­nia, ma zły nastrój, jest wku­rzo­ny, po pół­no­cy – to przy e‑mailu – gorzej funk­cjo­nu­je). Ale bez roz­strzy­ga­nia. Raz weso­ło, raz poważ­nie, a cza­sem i tak, i tak. Bo jego poezja to zaba­wa, nie tyl­ko zaba­wa i nie-zaba­wa. I tak w kół­ko. Zgry­wa­nie się, ale prze­cież cał­kiem natu­ral­ne. Zgry­wa­nie się na serio.

I kwe­stia chy­ba naj­istot­niej­sza dla lite­ra­tu­ro­znaw­ców (któ­rzy mimo wszyst­ko sta­no­wią zapew­ne więk­szość czy­tel­ni­ków tej książ­ki) – głę­bo­ka świa­do­mość warsz­ta­to­wa, poetyc­ka. Zadu­ra potra­fi bar­dzo spraw­nie roz­ma­wiać o pro­ble­mach towa­rzy­szą­cych pisa­niu i ich póź­niej­szej (w momen­cie two­rze­nia nigdy nie wia­do­mo, co powsta­nie) inter­pre­ta­cji. W spo­sób prze­my­śla­ny dys­ku­tu­je o wła­snej kla­sycz­no­ści, pier­wot­nym nie­za­an­ga­żo­wa­niu i auto­no­mii sztuk, póź­niej­szej nowo­fa­lo­wo­ści lub jej bra­ku, ash­be­ry­zmie, prze­wa­dze (choć prze­cież nie­cał­ko­wi­tej) słów nad zda­nia­mi, brzyd­kich wyra­zach (któ­re nie ist­nie­ją), bana­łach, pię­trach zna­czeń, przy­dat­no­ści poezji… „I tego typu komu­na­łów pew­nie mógł­bym rzu­cić jesz­cze spo­ro” (s. 209). Bawi się kry­tycz­no­li­te­rac­ką kon­wen­cją w mówie­niu o lite­ra­tu­rze, zwłasz­cza wła­snej; co jakiś czas bru­tal­nie odci­na się, dystan­su­je od powa­gi roz­wa­żań (nie reflek­sji, bo ma aler­gię na to sło­wo). Potra­fi roz­ma­wiać o wszyst­kim, bo nic nie jest tak złe, żeby tego cie­ka­wie nie roz­wi­nąć. Mówi o doświad­cze­niach epi­ste­mo­lo­gicz­nych, filo­zo­ficz­nych, egzy­sten­cjal­nych. Co jakiś czas zacią­ga się papie­ro­sem lub wypi­ja łyk swej słyn­nej pigwów­ki. Cza­sem mil­czy. Czę­sto się śmie­je.

O autorze

Bohdan Zadura

Ur. w 1945 r. Poeta, prozaik, tłumacz i krytyk literacki. W latach 2004-2020 redaktor naczelny „Twórczości”, od lat pozostaje związany z „Akcentem” i „Literaturą na Świecie”. Laureat licznych polskich i zagranicznych nagród, w tym: Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2011), Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. H. Skoworody (2014) oraz Nagrody im. C.K. Norwida (2015). W Biurze Literackim w latach 2005–2007 ukazały się jego dzieła zebrane, a w kolejnych latach publikował w oficynie następne premierowe książki, w tym w 2020 roku wybór wierszy Sekcja zabójstw. W 2018 r. został uhonorowany Silesiusem za całokształt twórczości.

Powiązania