recenzje / ESEJE

Engelking w Eleusis

Grzegorz Kość

Recenzja Grzegorza Kościa z książki Wiersze, poematy i Pieśni Ezry Pounda.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Zaj­mu­jąc się prze­kła­dem poezji Poun­da od bez mała 30 lat, dłu­żej i wytrwa­lej niż kto­kol­wiek inny w Pol­sce, Leszek Engel­king przy­jął na sie­bie dużą odpo­wie­dzial­ność. Zro­zu­mie­nie, na czym pole­ga ta odpo­wie­dzial­ność jest klu­czem do twór­czo­ści poety. Zoba­czy­my wów­czas spój­ność zain­te­re­so­wań Poun­da w całej ich róż­no­rod­no­ści, o któ­rej Engel­king pisze w Posło­wiu. Oka­że się też, że prze­kła­dy Poun­da na współ­cze­sną pol­sz­czy­znę nie są, a przy­naj­mniej nie powin­ny być, w niczym gor­sze od ory­gi­na­łów bądź wtór­ne wobec nich. Wprost prze­ciw­nie, są im rów­no­waż­ne i w peł­ni auto­no­micz­ne. Wyra­ża­ją isto­tę poun­dow­skiej dzia­łal­no­ści i powta­rza­ją pro­ce­du­ry poety dla uzy­ska­nia tego same­go efek­tu (w ten spo­sób rolę tłu­ma­czeń poj­mo­wał sam Pound).

Pod koniec lat 90. tłu­ma­cząc „Ducha romań­skie­go” (Czy­tel­nik, 1999), Engel­king powtó­rzył za poetą jego słyn­ne cre­do: „Wie­rzę w swe­go rodza­ju sta­łą pod­sta­wę ludz­ko­ści, by tak rzec, wie­rzę, że mit grec­ki powstał, kie­dy ktoś prze­szedł­szy przez wspa­nia­łe doświad­cze­nie psy­chicz­ne, chciał prze­ka­zać je innym i stwier­dził, że musi się zasło­nić przed prze­śla­do­wa­nia­mi”. Tam­ten „nastrój” ukry­ty i prze­cho­wa­ny w mitach sta­ro­żyt­nych, któ­re są „jego obja­śnie­nia­mi,” jest-zda­niem Poun­da-zarze­wiem całej kul­tu­ry Zacho­du, zagro­żo­nym zapo­mnie­niem, izo­la­cją i wyga­śnię­ciem. Według poety, „żar” kry­ją­cy się w mitach musi być pie­lę­gno­wa­ny w kolej­nych epo­kach i wytwo­rach ludz­kiej kul­tu­ry.

Engel­king zatem wystę­pu­je w iden­tycz­nej roli, co Pound: jest kapła­nem eleu­zyj­skich miste­riów roz­da­ją­cym dobra Deme­ter. To swo­isty prze­wod­nik bądź kata­li­za­tor pro­duk­tyw­no­ści i kre­atyw­no­ści ludz­kiej. Wypeł­nia swój obo­wią­zek roz­dzie­la­nia plo­nów zie­mi, w tym też wyzwa­la­nia ludz­kie­go poten­cja­łu, w tem­pie natu­ral­nym i naj­bar­dziej efek­tyw­nym. Co naj­waż­niej­sze, jest nie­prze­jed­na­nym wro­giem Lichwy, gene­ru­ją­cej zarów­no sztucz­ne bogac­two-oce­any zło­ta, lite­rac­kie kote­rie-jak i wyspy eko­no­micz­nej, ducho­wej i inte­lek­tu­al­nej nędzy. Wystrze­ga się chci­wo­ści w opi­sach, fety­szy­za­cji języ­ka, języ­ko­wej obstruk­cji czy wstrzy­my­wa­nia, nad­mier­ne­go skry­wa­nia zna­cze­nia i ciu­ła­nia subiek­tyw­nych doznań na swo­im wła­snym kon­cie bez dzie­le­nia się nimi z czy­tel­ni­kiem. W tłu­ma­cze­niu Poun­da trze­ba szu­kać zło­te­go środ­ka mię­dzy pie­lę­gna­cją tra­dy­cji a ożyw­czą akcją tam, gdzie pamięć owe­go „doświad­cze­nia psy­chicz­ne­go” zale­d­wie się tli i wyga­sa pod kon­wen­cją for­my. Engel­king spra­wu­je nad tym doświad­cze­niem pie­czę w pol­skich wer­sjach wier­szy czter­na­sto­wiecz­nych tru­ba­du­rów pro­wan­sal­skich („Cino”), daje naszym poetom pre­cy­zję opi­su rze­czy­wi­sto­ści psy­cho­lo­gicz­nej w wyda­niu Erne­sta Dowso­na („Vila­nel­la: godzi­na psy­cho­lo­gii”), powie­rza kolej­nym poko­le­niom nad Wisłą stan ducha rzym­skie­go poety z I wie­ku Sek­stu­sa Pro­per­cju­sza.

Nie­mniej waż­ny jest świe­ży dobór i nowe sekwen­cjo­no­wa­nie wier­szy oraz dia­log z wcze­śniej­szy­mi tłu­ma­cza­mi: prze­kład Pie­śni I Engel­kin­ga przy­wo­dzi na myśl poprzed­nią wer­sję Sosnow­skie­go (w zbio­rze z 1996 roku wyda­nym pod jego redak­cją, obej­mu­ją­cym tłu­ma­cze­nia jego same­go, Engel­kin­ga, Kuby Kozła i Andrze­ja Szu­by.) Wte­dy po raz pierw­szy poczu­li­śmy pośpiech i eks­cy­ta­cję dru­ży­ny Ody­se­usza, któ­ra wresz­cie, po dwu­na­stu mie­sią­cach mogła opu­ścić wyspę Kir­ke z nową nadzie­ją na dotar­cie do domu: „I wnet poszli­śmy na okręt, / Kil nawy na fale, z brze­gu na zboż­ne morze, i / Maszt sta­wia­my i żagiel na ten czar­ny okręt”. Czas teraź­niej­szy w trze­cim wer­sie odzwier­cie­dlał krzą­ta­ni­nę i kaska­dę trud­nych, ale też przy­jem­nych mary­nar­skich zadań. By przy­wo­łać dra­ma­tur­gię tej chwi­li, Engel­king w pierw­szym wer­sie jesz­cze zwięk­sza tem­po rezy­gnu­jąc z cza­sow­ni­ków i ogra­ni­cza­jąc się jedy­nie do oko­licz­ni­ków akcji:

I wte­dy w dół-do okrę­tu,
Spu­ści­li­śmy kil na fale spie­nio­ne, na boskie morze i
Usta­wi­li­śmy maszt, i żagiel na kru­czym roz­pię­li kora­biu,

Nie cho­dzi tu o osąd, któ­re tłu­ma­cze­nie jest lep­sze-raczej o poka­za­nie, że sta­le potrzeb­ne są nowe środ­ki wyra­zu, by daw­ne doświad­cze­nie sta­ło się naszym udzia­łem. O ile morze, któ­re obja­wi­ło się żegla­rzom u Sosnow­skie­go było „zboż­ne”, u Engel­kin­ga jest już „boskie”. Mając w pamię­ci „zboż­ne,” „boskie” ude­rza nas nowo­ścią. Czu­je­my w tym przy­miot­ni­ku świe­żość owe­go poran­ka i ostrość obra­zu, któ­rych doświad­czy­ła dru­ży­na Ody­se­usza sto­ją­ca u pro­gu nowej przy­go­dy. Wznio­słość tych chwil i poru­sze­nie żegla­rzy docie­ra do nas we wzmian­ce o „żaglu na kru­czym roz­pię­tym kora­biu”; sil­ne bodź­ce, jakie na nich oddzia­ły­wa­ły da się posma­ko­wać usta­mi. Odczu­wa­my je w fan­ta­stycz­nej sekwen­cji sylab, powtó­rze­niach gło­ski „r” i urze­ka­ją­cej zmien­no­ści samo­gło­sek. By wskrze­sić „ducha romań­skie­go”, Engel­king w swo­im wła­snym ide­ogra­mie zesta­wia Pieśń Pierw­szą z Pią­tą. Słyn­ne „Tak więc:” zamy­ka­ją­ce Pieśń o wizy­cie Ody­se­usza w Hade­sie nie wpro­wa­dza nas zwy­cza­jo­wo do Brow­nin­ga w kolej­nej Pie­śni II, ale do Ham­da­nu. świe­żość tego zesta­wie­nia roz­bu­dza nas. Przy­wo­ły­wa­nie umar­łych przez Ody­se­usza, któ­rzy mają una­ocz­nić nie­wi­dzial­ną rze­czy­wi­stość jest zesta­wio­ne-teraz już nie przez Poun­da, ale Engelkinga‑z wizją irań­skiej metro­po­lii zbu­do­wa­nej na podo­bień­stwo świa­ta ide­al­ne­go, lecz dziś już cał­ko­wi­cie jało­wej i wyalie­no­wa­nej od ducho­wych źró­deł swo­jej daw­nej świet­no­ści.

Sam pro­ces publi­ka­cji wpi­su­je się w misję kapłań­stwa eleu­zyj­skie­go. Engel­king i Biu­ro Lite­rac­kie musie­li w duchu Poun­da uznać, że pole kul­tu­ro­we w Pol­sce potrze­bu­je kolej­ne­go impul­su, któ­ry je oczy­ści, odświe­ży i ponow­nie tchnie w nie ożyw­czą ener­gię. Pie­śni z 1996 roku trud­no dziś zdo­być, choć zapew­ne Inter­net mógł­by przyjść nam z pomo­cą (nawia­sem mówiąc, gdy­by nie algo­ryt­my kon­tro­lu­ją­ce wyni­ki wyszu­ki­wa­nia w Google i wstrzy­mu­ją­ce w ten spo­sób prze­pływ infor­ma­cji, Sieć mia­ła­by praw­dzi­wie poun­dow­ski cha­rak­ter). Według Poun­da misja utrzy­ma­nia kul­tu­ry w naj­wyż­szym stop­niu roz­ża­rze­nia, szcze­gól­nie takiej jak nasza, odle­głej od antycz­ne­go źró­dła i cał­ko­wi­cie opa­no­wa­nej przez siły z dan­tej­skie­go siód­me­go krę­gu, powin­na dyk­to­wać wszyst­kie szcze­gó­ły pro­ce­su pro­duk­cji książ­ki: gru­bość i jakość papie­ru (ma być trwa­ły, ale nie luk­su­so­wy, bo książ­ka pad­nie łupem kolek­cjo­ne­rów), wiel­kość czcion­ki decy­du­ją­cej o ilo­ści słów na stro­nie, a nawet sze­ro­kość bia­łych mar­gi­ne­sów (tak, by nie były dowo­dem mar­no­traw­stwa, a jed­no­cze­śnie mak­sy­mal­nie wspo­ma­ga­ły pro­ces czy­ta­nia i zachę­ca­ły do nie­ustan­nej aktyw­no­ści). Cena nowe­go tomu musi być, jak pod­kre­ślał guru poety eko­no­mi­sta Clif­ford Hugh Douglas, „uczci­wa” („just pri­ce”). Nie za niska: jego zakup ma być prze­cież istot­nym wyda­rze­niem w naszym życiu. Ma nadać zna­cze­nie i wznio­słość spo­rej ilo­ści pra­cy (koniecz­nej kre­atyw­nej) wyko­na­nej, by zgro­ma­dzić pie­nią­dze na ten cel. Z kolei zbyt wyso­ka cena spo­wo­do­wa­ła­by, że świa­tło Deme­ter będzie zale­gać w kar­to­nach i maga­zy­nach. Ponad­to trze­ba je bro­nić przed chci­wy­mi i mar­no­traw­ny­mi słu­ga­mi Lichwy, któ­rzy nie czy­ta­ją a wolą oglą­dać lub poka­zy­wać innym tyl­ko grzbiet książ­ki.

Powiązania

Błąd trubadura

recenzje / ESEJE Anna Arno

Recen­zja Anny Arno z książ­ki Wier­sze, poema­ty i Pie­śni Ezry Poun­da.

Więcej

Drzewo na opak? Kilka dań o jednym wierszu Pounda

recenzje / KOMENTARZE Michał Piętniewicz

Komen­tarz Micha­ła Pięt­nie­wi­cza do wier­sza „Drze­wo” Ezry Poun­da z książ­ki Wier­sze, poema­ty i Pie­śni wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 5 stycz­nia 2012 roku.

Więcej