recenzje / KOMENTARZE

Epika i epoka

Wojciech Browarny

Recenzja Wojciecha Browarnego towarzysząca premierze książki Proza, tom 2. Powieści Bohdana Zadury, wydanej w Biurze Literackim 24 kwietnia 2006 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

„Życie jest cie­kaw­sze niż książ­ki” – mówi boha­ter powie­ści Boh­da­na Zadu­ry, a pisarz zro­bił wszyst­ko, aby prak­tycz­nie potwier­dzić te sło­wa. Dru­gi tom jego pro­zy zawie­ra utwo­ry nie­cie­ka­we, nie­efek­tow­ne i męczą­ce, hoł­du­ją­ce raczej regu­łom życia niż opo­wie­ści. Zadu­ra nie usi­łu­je zaga­dać rze­czy­wi­sto­ści, zastą­pić jej lite­rac­ką namiast­ką, prze­ciw­nie – ze wszyst­kich pęk­nięć jego tek­stów upo­rczy­wie wyła­nia się real­ność. W bru­lio­no­wych, frag­men­ta­rycz­nych i zagma­twa­nych nar­ra­cjach jest jej wię­cej niż w naj­le­piej uło­żo­nych fabu­łach. Zadu­ra tak uło­żył swo­je powie­ści, że nie opo­wia­da­ją o życiu, lecz w świa­do­mo­ści powie­ścio­we­go „ja” utoż­sa­mia­ne są z samym życiem. Tro­chę to zawi­kła­ne, nie cho­dzi jed­nak o mno­że­nie para­dok­sów i wykon­cy­po­wa­nych kom­ple­men­tów pod adre­sem Zadu­ry, lecz o sfor­mu­ło­wa­nie takich pytań do jego pisar­stwa, któ­rych nie moż­na skwi­to­wać bana­ła­mi w rodza­ju: „gra z lite­ra­tu­rą” lub „poeta piszą­cy powie­ści”.

Wymyśl sobie bio­gra­fię

Wyzwa­niem dla pierw­szej powie­ści Zadu­ry jest „bio­gra­fia” w obu zna­cze­niach tego poję­cia. Lata spo­koj­ne­go słoń­ca (1968) w sen­sie gatun­ko­wym są powie­ścią o doj­rze­wa­niu, pod­po­rząd­ko­wa­ną per­spek­ty­wie opo­wia­da­ją­ce­go „ja”. Gdy­by Zadu­ra pod­dał się tej kon­wen­cji, wpi­sał­by się w sche­mat zbe­le­try­zo­wa­nej auto­bio­gra­fii. Tak się nie sta­ło. Bio­gra­fia w tej powie­ści zacho­wa­ła się – przy­naj­mniej szcząt­ko­wo, momen­tal­nie – w sta­dium przed­li­te­rac­kim. Prze­trwa­ła zatem w dru­gim, bar­dziej pier­wot­nym zna­cze­niu, któ­re okre­śla kom­po­zy­cję zda­rzeń i doznań skła­da­ją­cych się na wyobra­że­nie o życiu. W tym rozu­mie­niu każ­dy z nas dys­po­nu­je (posłu­gu­je się) auto­bio­gra­fią, nawet jeże­li nigdy nie zosta­ła zapi­sa­na, sfil­mo­wa­na lub opo­wie­dzia­na inne­mu. Nasze intym­ne nar­ra­cje są efek­tem pra­cy pamię­ci, zesta­wem przy­pad­ko­wych sko­ja­rzeń i świa­do­mie przy­wo­ła­nych wspo­mnień, ukła­dem obra­zów sie­bie, widzia­nych od wewnątrz lub uzy­ska­nych w rela­cjach spo­łecz­nych. Wewnętrz­ne auto­bio­gra­fie są tek­stem otwar­tym i nie­ustan­nie rein­ter­pre­to­wa­nym, uwi­kła­nym w sche­ma­ty nar­ra­cyj­ne i wobec nich kry­tycz­nym, roz­pię­tym pomię­dzy uję­cia­mi mode­lo­wy­mi a jed­nost­ko­wym i kon­kret­nym doświad­cze­niem.

Tak rozu­mia­na bio­gra­fia jest nasy­co­na fik­cją i dia­lo­giem. Ist­nie­je nie dla­te­go, że się zda­rzy­ła, zosta­ła prze­ży­ta, ale dla­te­go, że jest nie­zbęd­na do pod­mio­to­we­go dozna­wa­nia rze­czy­wi­sto­ści, któ­ra się sta­je, i świa­do­me­go korzy­sta­nia z tej, któ­ra już się sta­ła. Żywio­łem bio­gra­ficz­no­ści nie są zatem fak­ty, lecz two­ry pamię­ci i wyobraź­ni, dzię­ki któ­rym radzi­my sobie z fak­ta­mi. Wszyst­kie powie­ści Zadu­ry są tek­sta­mi dia­lo­go­wy­mi, zbu­do­wa­ny­mi z roz­mów posta­ci i ich kore­spon­den­cji, a zwłasz­cza z nar­ra­cji pro­wa­dzo­nych w dru­giej oso­bie, lecz skie­ro­wa­nych do boha­te­rów tych histo­rii, któ­rzy je prze­ży­wa­ją i opo­wia­da­ją. W tym miej­scu „ty” ozna­cza „ja” wysta­wio­ne na zewnątrz oso­by nar­ra­to­ra. Wewnątrz nar­ra­cji toczy się bowiem dia­log, anga­żu­ją­cy wszyst­kie skła­do­we pod­mio­tu tej opo­wie­ści: „ja” rekon­stru­owa­ne (egzy­sten­cjal­ne) i „ja” rela­cjo­nu­ją­ce to w tek­ście (lite­rac­kie) i „ja” kry­tycz­nie przy­glą­da­ją­ce się temu zaję­ciu (filo­zo­ficz­ne). Wpi­sa­ni w świa­do­mość pod­mio­tu roz­mów­cy nie potra­fią do koń­ca uzgod­nić ani kształ­tu, ani sen­su swo­jej opo­wie­ści, wyczer­pu­ją się nar­ra­cyj­nie zanim nabio­rą goto­wo­ści do opo­wie­dze­nia spój­nej i rozum­nej histo­rii, grzę­zną na oczach czy­tel­ni­ka w celo­wych auto­kre­acjach i nie­za­wi­nio­nych wybry­kach pobu­dzo­nej do wspo­mnień pamię­ci. „Jeśli nie masz bio­gra­fii, możesz ją sobie wymy­ślić” – pod­po­wia­da pisarz, ale jego boha­te­rom to się nie uda­je.

A żeby ci nie było zbyt łatwo

W dru­giej powie­ści Zadu­ry zma­ga­nia z „bio­gra­ficz­no­ścią” są wkal­ku­lo­wa­ne w poety­kę for­my epi­sto­lar­nej. Boha­te­ro­wie A żeby ci nie było żal (1971) kore­spon­du­jąc, podej­mu­ją tema­ty ofi­cjal­ne, poli­tycz­ne i lite­rac­kie, ale i wąt­ki oso­bi­ste, zwią­za­ne z doświad­cze­nia­mi dzie­ciń­stwa i rodzin­ne­go domu. W tych listach poja­wia­ją się pry­wat­ne zwie­rze­nia i opi­sy sytu­acji intym­nych, odsła­nia­ją się skry­te przed świa­tem moty­wa­cje i prze­ko­na­nia. Tego typu dia­lo­gicz­ność roz­wi­ja się nie tyl­ko pomię­dzy real­ny­mi (tj. fabu­lar­ny­mi) part­ne­ra­mi kore­spon­den­cji, ale rów­nież mię­dzy ich sta­nem wewnętrz­nym, a tym „ja”, któ­re ujaw­nia się w listach. Z tych wyznań i komen­ta­rzy do rze­czy­wi­sto­ści rośnie powieść, któ­rej nar­ra­to­rzy nie „opo­wia­da­ją o”, lecz zawsze „mówią do”: przy­ja­cie­la, men­to­ra, zna­nej oso­bi­sto­ści lub sie­bie.

Rela­cje oso­bo­we w utwo­rze Zadu­ry są znacz­nie waż­niej­sze niż związ­ki mię­dzy powie­ścio­wym „ja” a przed­sta­wio­nym świa­tem. Zamiast mime­sis – rozu­mia­nej jako przed­mio­to­we kon­stru­owa­nie rze­czy­wi­sto­ści w tek­ście – świa­tem w powie­ści Zadu­ry rzą­dzi reto­rycz­ność, któ­ra okre­śla sytu­ację posta­ci poro­zu­mie­wa­ją­cej się z inny­mi, wpły­wa­ją­cej na roz­mów­cę i kreu­ją­cej się we wła­snej wypo­wie­dzi. Taka inter­pre­ta­cja nasu­wa się sama, ale potwier­dza ją tak­że autor powie­ści w ese­istycz­nej dygre­sji na temat Cyce­ro­na. Oskar­ży­ciel­skie wystą­pie­nia wiel­kie­go mów­cy w rzym­skim sena­cie, skie­ro­wa­ne prze­ciw­ko spi­sku­ją­ce­mu Katy­li­nie, odpo­wia­da­ją nar­ra­cji „bez­przed­mio­to­wej” – zara­zem ofi­cjal­nej i oso­bi­stej, poli­tycz­nej i intym­nej, nasta­wio­nej na słu­cha­czy, ale adre­so­wa­nej tak­że do sie­bie: kon­su­la i oby­wa­te­la. Rela­cja z prze­bie­gu spi­sku jest w ustach Cyce­ro­na opo­wie­ścią o sobie samym – fan­to­mie spre­pa­ro­wa­nym na uży­tek mię­dzy­ludz­kiej komu­ni­ka­cji, per­swa­zji i socjo­tech­ni­ki – wypo­wie­dzia­ną w słow­ni­ku moral­no­ści repu­bli­kań­skiej. Jeste­śmy zdol­ni do snu­cia dłu­gich i skom­pli­ko­wa­nych nar­ra­cji – wyzna­je Zadu­ra – mówi­my wznio­sły­mi języ­ka­mi poli­ty­ki, reli­gii i sztu­ki, tyl­ko po to, aby nie­skrom­nie powie­dzieć parę słów o sobie. „Kto wie, czy nie­któ­rzy pisa­rze nie pod­ję­li tru­du napi­sa­nia opa­słych i zna­czą­cych tomów po to tyl­ko, by oca­lał jakiś jeden ich pry­wat­ny list […] i jeśli uda­ło im się stwo­rzyć coś zna­czą­ce­go, to może dla­te­go tyl­ko, że oży­wia­ła ich ta wła­śnie nadzie­ja?” (s. 97). Epi­sto­lar­na for­mu­ła tej powie­ści jest skraj­nie lite­rac­ka, kon­wen­cjo­nal­na, ale jed­no­cze­śnie bar­dziej auten­tycz­na (pier­wot­na) niż epic­ka opo­wieść, któ­ra odre­al­nia moty­wy poro­zu­mie­nia lub fabu­lar­nie je kamu­flu­je. W pro­zie Zadu­ry jest spo­ro szcze­lin, celo­wych nie­spój­no­ści, przez któ­re owe moty­wy prze­zie­ra­ją, a wymie­nia­ją­cy się lista­mi boha­te­ro­wie-nar­ra­to­rzy nie­ustan­nie pro­wo­ku­ją, żeby zapy­tać wprost: kto do kogo mówi i po co?

Epi­ka podejrz­li­wo­ści

Wyda­na po raz pierw­szy w 1997 roku Lit, ostat­nia na razie powieść Zadu­ry, spra­wia wra­że­nie kon­ty­nu­acji A żeby ci nie było żal. War­sza­wa w latach sześć­dzie­sią­tych, kawiar­nie i redak­cje, gru­pa tych samych pisa­rzy, stu­den­tów, dzia­ła­czy kul­tu­ral­nych itd. Co praw­da, kon­ty­nu­acja to raczej naskór­ko­wa, ogra­ni­czo­na do zary­sów świa­ta przed­sta­wio­ne­go, podej­rza­nie łatwa jak na wyma­ga­nia powie­ści Boh­da­na Zadu­ry. Gdy­by­śmy przy­sta­li na fabu­lar­ną cią­głość, wyszła­by z tego epi­zo­dycz­na histo­ria „poko­le­nia bez wła­ści­wo­ści” czy opo­wieść o war­szaw­skiej cyga­ne­rii z epo­ki Cyran­kie­wi­cza. Takiej inter­pre­ta­cji pisarz jed­nak zapo­biegł. W powie­ści śro­do­wi­sko­wej umie­ścił zbyt wie­le obcych skład­ni­ków, żeby moż­na było je zigno­ro­wać. Lit roz­po­czy­na się pro­spek­tem wydaw­ni­czym, któ­ry opi­su­je pro­jekt lite­rac­ki pod nazwą „Aryt­mia”, reali­zo­wa­ny dalej w samej powie­ści. Czę­ścią tego pro­jek­tu jest zryt­mi­zo­wa­na (nie-aryt­micz­na!) pro­za poetyc­ka i nar­ra­cja ujaw­nia­ją­ca „tre­ści wypar­te ze świa­do­mo­ści nar­ra­to­ra”. W zakoń­cze­niu poja­wia­ją się tak­że nie­wiel­kie scen­ki, cyta­ty z rze­czy­wi­sto­ści w sty­lu Bia­ło­szew­skie­go, utrzy­ma­ne w poety­ce pure­non­se­su. Jeże­li kon­ty­nu­acja w lite­ra­tu­rze ozna­cza powo­ła­nie się na roz­po­zna­wal­ne zasa­dy, to Lit kon­ty­nu­acją nie jest, albo też – podej­mu­je zbyt wie­le lite­rac­kich pro­jek­tów, aby moż­na było ją przy­pi­sać do jed­ne­go. Wszyst­ko, co mamy, to tyl­ko podej­rze­nia.

Od środ­ka roz­sa­dza­ją Lit wła­śnie owe podej­rze­nia, nie­do­mó­wie­nia, gesty nie­uf­no­ści i osob­no­ści. Doty­czy to zarów­no boha­te­rów, któ­rzy nie ufa­ją sobie wza­jem­nie, nie zna­ją emo­cji i prze­ko­nań ota­cza­ją­cych ich ludzi, jak i nar­ra­to­ra (nar­ra­to­rów), któ­ry nie są pew­ni swo­jej roli w tym tek­ście. Nigdy nie wia­do­mo, kie­dy mówią­ce „ja” opo­wia­da od sie­bie, a kie­dy prze­ma­wia w imie­niu pod­mio­tu cało­ści. A nawet jeśli uży­wa języ­ka meta­li­te­ra­tu­ry, nie może­my mieć pew­no­ści, z jakiej per­spek­ty­wy wydo­by­wa się ten głos. Czy to sło­wa autor­skie­go pod­mio­tu całej powie­ści, czy nar­ra­to­ra ulot­ki wydaw­ni­czej wpro­wa­dzo­nej do tek­stu, czy może lite­rac­kie­go kla­sy­ka? Nad ostat­nią powie­ścią Zadu­ry uno­si się zatem duch ese­ju: świa­do­mość gatun­ko­wej pogra­nicz­no­ści tej pro­zy upo­waż­nia auto­ra do tema­tycz­nej i sty­li­stycz­nej swo­bo­dy, któ­rą ogra­ni­cza jed­nak odpo­wie­dzial­ność za inte­lek­tu­al­ną i arty­stycz­ną jakość tek­stu – w znacz­nym stop­niu zależ­ną od (auto)krytycznych dys­po­zy­cji jego pod­mio­tu.

Czy­tel­nik szyb­ko dostrze­ga fakt, że nie jest w lep­szym poło­że­niu niż powie­ścio­we posta­ci. Mimo pod­po­wie­dzi auto­ra, a raczej z powo­du zbyt licz­nych i roz­bież­nych suge­stii z jego stro­ny, odbior­ca nie wła­da żad­nym goto­wym klu­czem do Lit, nie dosta­je hipo­te­zy cało­ści, nie może jej też łatwo skon­stru­ować. Jeże­li nie ma dosta­tecz­ne­go samo­za­par­cia, prze­ry­wa lek­tu­rę lub wer­tu­je stro­ny w poszu­ki­wa­niu bar­dziej epic­kiej „sub­stan­cji”, jeże­li mimo to czy­ta dalej, sta­je się podejrz­li­wy, doszu­ku­je się misty­fi­ka­cji, odno­si wra­że­nie total­nej dwu­znacz­no­ści powie­ścio­we­go świa­ta. Zadu­ra nie uwo­dzi swo­je­go czy­tel­ni­ka, prze­ciw­nie – wie­lo­krot­nie kom­pro­mi­tu­je jego inter­pre­ta­cyj­ne odru­chy i przy­zwy­cza­je­nia. Nie poma­ga „zaczy­tać się”, „zapo­mnieć o bożym świe­cie” lub „czy­tać jed­nych tchem”. Sło­wem – nie pozwa­la odbior­cy zapo­mnieć o jed­no­ra­zo­wo­ści sytu­acji każ­dej lek­tu­ry, nie dopusz­cza do zaprze­pasz­cze­nia czy­tel­ni­cze­go „ja”, któ­re jak zwy­kle chcia­ło­by się wygod­nie i nie­zo­bo­wią­zu­ją­co wymo­ścić w powie­ści. Lit nie moż­na gład­ko pochło­nąć, trze­ba się przez jej nar­ra­cję prze­dzie­rać, zacho­wu­jąc cią­gły dystans do fabu­lar­nej rze­czy­wi­sto­ści. Nie jest to tyl­ko lite­rac­ka gra. Zadu­ra potrze­bu­je nasze­go wyczu­le­nia na rekon­stru­owa­ną histo­rię. Węzło­wym pro­ble­mem powie­ści są wyda­rze­nia 1968 roku, ale nie poli­tycz­ne roz­gryw­ki ówcze­snej wła­dzy, lecz towa­rzy­szą­ca im men­tal­na atmos­fe­ra, ogar­nia­ją­ca tak świa­do­mość zbio­ro­wą, jak i jed­nost­ko­wą psy­che. Boha­te­ro­wie Lit gubią się w zawi­ło­ściach epo­ki „małej sta­bi­li­za­cji”, a zamy­ka­ją­cy deka­dę ostry kon­flikt spo­łecz­ny sta­wia przed nimi kolej­ne dyle­ma­ty. Psy­cho­lo­gicz­na inter­pre­ta­cja tej powie­ści jest nie­wy­ko­nal­na w sty­lu lek­tu­ry czy­ta­dła. Jeże­li cokol­wiek może­my zro­zu­mieć z ich prze­żyć, to tyl­ko poprzez dys­kom­fort nasze­go wła­sne­go „ja” – jak oni nie­pew­ne­go, podejrz­li­we­go i w grun­cie rze­czy samot­ne­go w chwi­lach moral­nych wybo­rów.

Koniec opo­wie­ści, począ­tek

Łącz­ne wyda­nie trzech powie­ści Zadu­ry nie zmie­nia oczy­wi­ście dorob­ku tego pisa­rza, ale przed dzi­siej­szym czy­tel­ni­kiem sta­wia nowe pro­ble­my. Fabu­ły tych utwo­rów nie two­rzą lite­rac­kie­go cyklu. Owszem, przy odro­bi­nie aro­gan­cji moż­na było­by je czy­tać w kon­wen­cji epic­kiej, ale tej lek­tu­rze towa­rzy­szy­ło­by poczu­cie nie­sto­sow­no­ści. Wol­no więc powie­dzieć, że powie­ści Zadu­ry, zło­żo­ne w książ­ko­wą całość, bar­dziej nawet – niż wte­dy, gdy były osob­ne – nie wyda­ją się lite­rac­ką cało­ścią. Niby te same posta­ci, a jed­nak ina­czej postrze­ga­ne przez róż­nych opo­wia­da­czy, zmie­nia­ją­cych się wraz z upły­wem cza­su bio­gra­ficz­ne­go i histo­rycz­ne­go. Jak­by te same oko­licz­no­ści, ale prze­fil­tro­wa­ne przez inną wraż­li­wość. Wresz­cie – nawet te same for­my nar­ra­cyj­ne (esej, pro­za poetyc­ka, list) ina­czej się zacho­wu­ją pod wpły­wem nowych wąt­pli­wo­ści opo­wia­da­ją­ce­go pod­mio­tu, grun­tow­nie prze­obra­ża­ją się pod ciśnie­niem jego wspo­mnień, zja­wia­ją­cych się w nie­ocze­ki­wa­nych kon­fi­gu­ra­cjach.

Powie­ści te nie two­rzą fabu­lar­ne­go kom­ple­tu, nie narzu­ca­ją żad­nej kolej­no­ści, nie pro­po­nu­ją jed­ne­go klu­cza lek­tu­ry. Nawet zapi­sa­ne w nich przy­go­dy opo­wia­da­ją­ce­go „ja” są histo­rią nie­kon­se­kwen­cji. Ba, pochwa­łą nie­kon­se­kwen­cji. Czło­wiek w powie­ściach Zadu­ry, osa­czo­ny przez poli­tycz­ne, lite­rac­kie czy bio­lo­gicz­ne porząd­ki tego świa­ta, jest sobą tyl­ko wte­dy, gdy bro­ni się przed utra­tą toż­sa­mo­ści. Wytwa­rza­jąc wła­sny porzą­dek nar­ra­cji, mie­rzy się z zagro­że­niem zewnętrz­nym, a jed­no­cze­śnie podej­rze­wa, że sam pro­du­ku­je sche­ma­ty i uprosz­cze­nia, któ­re zagra­ża­ją auten­ty­zmo­wi jego „ja”. Prze­ry­wa więc roz­po­czę­te opo­wie­ści, porzu­ca wąt­ki pamię­ci, odwra­ca się od poskła­da­nych wyobra­żeń na wła­sny temat. Wra­ca do począt­ku, do świa­ta przed swo­ją opo­wie­ścią, do cza­su dzie­ciń­stwa, rodzin­ne­go mia­sta i pierw­szych ksią­żek. Zno­wu opo­wia­da.

O autorze

Wojciech Browarny

Urodzony w 1970 roku. Historyk literatury nowoczesnej, profesor w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, kierownik Pracowni Literatury Polskiej po 1989 roku. Autor wielu książek, m.in. Tadeusz Różewicz i nowoczesna tożsamość (2013). Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania

Pociąg do egzystencjalizmu

recenzje / ESEJE Wojciech Browarny

Recen­zja Woj­cie­cha Bro­war­ne­go z książ­ki Psy pocią­go­we Fili­pa Zawa­dy.

Więcej

Głosy z marginesu

recenzje / ESEJE Wojciech Browarny

Recen­zja Woj­cie­cha Bro­war­ne­go z książ­ki Mar­gi­nes, ale… Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej