Pociąg do egzystencjalizmu
recenzje / ESEJE Wojciech BrowarnyRecenzja Wojciecha Browarnego z książki Psy pociągowe Filipa Zawady.
WięcejRecenzja Wojciecha Browarnego towarzysząca premierze książki Proza, tom 2. Powieści Bohdana Zadury, wydanej w Biurze Literackim 24 kwietnia 2006 roku.
„Życie jest ciekawsze niż książki” – mówi bohater powieści Bohdana Zadury, a pisarz zrobił wszystko, aby praktycznie potwierdzić te słowa. Drugi tom jego prozy zawiera utwory nieciekawe, nieefektowne i męczące, hołdujące raczej regułom życia niż opowieści. Zadura nie usiłuje zagadać rzeczywistości, zastąpić jej literacką namiastką, przeciwnie – ze wszystkich pęknięć jego tekstów uporczywie wyłania się realność. W brulionowych, fragmentarycznych i zagmatwanych narracjach jest jej więcej niż w najlepiej ułożonych fabułach. Zadura tak ułożył swoje powieści, że nie opowiadają o życiu, lecz w świadomości powieściowego „ja” utożsamiane są z samym życiem. Trochę to zawikłane, nie chodzi jednak o mnożenie paradoksów i wykoncypowanych komplementów pod adresem Zadury, lecz o sformułowanie takich pytań do jego pisarstwa, których nie można skwitować banałami w rodzaju: „gra z literaturą” lub „poeta piszący powieści”.
Wymyśl sobie biografię
Wyzwaniem dla pierwszej powieści Zadury jest „biografia” w obu znaczeniach tego pojęcia. Lata spokojnego słońca (1968) w sensie gatunkowym są powieścią o dojrzewaniu, podporządkowaną perspektywie opowiadającego „ja”. Gdyby Zadura poddał się tej konwencji, wpisałby się w schemat zbeletryzowanej autobiografii. Tak się nie stało. Biografia w tej powieści zachowała się – przynajmniej szczątkowo, momentalnie – w stadium przedliterackim. Przetrwała zatem w drugim, bardziej pierwotnym znaczeniu, które określa kompozycję zdarzeń i doznań składających się na wyobrażenie o życiu. W tym rozumieniu każdy z nas dysponuje (posługuje się) autobiografią, nawet jeżeli nigdy nie została zapisana, sfilmowana lub opowiedziana innemu. Nasze intymne narracje są efektem pracy pamięci, zestawem przypadkowych skojarzeń i świadomie przywołanych wspomnień, układem obrazów siebie, widzianych od wewnątrz lub uzyskanych w relacjach społecznych. Wewnętrzne autobiografie są tekstem otwartym i nieustannie reinterpretowanym, uwikłanym w schematy narracyjne i wobec nich krytycznym, rozpiętym pomiędzy ujęciami modelowymi a jednostkowym i konkretnym doświadczeniem.
Tak rozumiana biografia jest nasycona fikcją i dialogiem. Istnieje nie dlatego, że się zdarzyła, została przeżyta, ale dlatego, że jest niezbędna do podmiotowego doznawania rzeczywistości, która się staje, i świadomego korzystania z tej, która już się stała. Żywiołem biograficzności nie są zatem fakty, lecz twory pamięci i wyobraźni, dzięki którym radzimy sobie z faktami. Wszystkie powieści Zadury są tekstami dialogowymi, zbudowanymi z rozmów postaci i ich korespondencji, a zwłaszcza z narracji prowadzonych w drugiej osobie, lecz skierowanych do bohaterów tych historii, którzy je przeżywają i opowiadają. W tym miejscu „ty” oznacza „ja” wystawione na zewnątrz osoby narratora. Wewnątrz narracji toczy się bowiem dialog, angażujący wszystkie składowe podmiotu tej opowieści: „ja” rekonstruowane (egzystencjalne) i „ja” relacjonujące to w tekście (literackie) i „ja” krytycznie przyglądające się temu zajęciu (filozoficzne). Wpisani w świadomość podmiotu rozmówcy nie potrafią do końca uzgodnić ani kształtu, ani sensu swojej opowieści, wyczerpują się narracyjnie zanim nabiorą gotowości do opowiedzenia spójnej i rozumnej historii, grzęzną na oczach czytelnika w celowych autokreacjach i niezawinionych wybrykach pobudzonej do wspomnień pamięci. „Jeśli nie masz biografii, możesz ją sobie wymyślić” – podpowiada pisarz, ale jego bohaterom to się nie udaje.
A żeby ci nie było zbyt łatwo
W drugiej powieści Zadury zmagania z „biograficznością” są wkalkulowane w poetykę formy epistolarnej. Bohaterowie A żeby ci nie było żal (1971) korespondując, podejmują tematy oficjalne, polityczne i literackie, ale i wątki osobiste, związane z doświadczeniami dzieciństwa i rodzinnego domu. W tych listach pojawiają się prywatne zwierzenia i opisy sytuacji intymnych, odsłaniają się skryte przed światem motywacje i przekonania. Tego typu dialogiczność rozwija się nie tylko pomiędzy realnymi (tj. fabularnymi) partnerami korespondencji, ale również między ich stanem wewnętrznym, a tym „ja”, które ujawnia się w listach. Z tych wyznań i komentarzy do rzeczywistości rośnie powieść, której narratorzy nie „opowiadają o”, lecz zawsze „mówią do”: przyjaciela, mentora, znanej osobistości lub siebie.
Relacje osobowe w utworze Zadury są znacznie ważniejsze niż związki między powieściowym „ja” a przedstawionym światem. Zamiast mimesis – rozumianej jako przedmiotowe konstruowanie rzeczywistości w tekście – światem w powieści Zadury rządzi retoryczność, która określa sytuację postaci porozumiewającej się z innymi, wpływającej na rozmówcę i kreującej się we własnej wypowiedzi. Taka interpretacja nasuwa się sama, ale potwierdza ją także autor powieści w eseistycznej dygresji na temat Cycerona. Oskarżycielskie wystąpienia wielkiego mówcy w rzymskim senacie, skierowane przeciwko spiskującemu Katylinie, odpowiadają narracji „bezprzedmiotowej” – zarazem oficjalnej i osobistej, politycznej i intymnej, nastawionej na słuchaczy, ale adresowanej także do siebie: konsula i obywatela. Relacja z przebiegu spisku jest w ustach Cycerona opowieścią o sobie samym – fantomie spreparowanym na użytek międzyludzkiej komunikacji, perswazji i socjotechniki – wypowiedzianą w słowniku moralności republikańskiej. Jesteśmy zdolni do snucia długich i skomplikowanych narracji – wyznaje Zadura – mówimy wzniosłymi językami polityki, religii i sztuki, tylko po to, aby nieskromnie powiedzieć parę słów o sobie. „Kto wie, czy niektórzy pisarze nie podjęli trudu napisania opasłych i znaczących tomów po to tylko, by ocalał jakiś jeden ich prywatny list […] i jeśli udało im się stworzyć coś znaczącego, to może dlatego tylko, że ożywiała ich ta właśnie nadzieja?” (s. 97). Epistolarna formuła tej powieści jest skrajnie literacka, konwencjonalna, ale jednocześnie bardziej autentyczna (pierwotna) niż epicka opowieść, która odrealnia motywy porozumienia lub fabularnie je kamufluje. W prozie Zadury jest sporo szczelin, celowych niespójności, przez które owe motywy przezierają, a wymieniający się listami bohaterowie-narratorzy nieustannie prowokują, żeby zapytać wprost: kto do kogo mówi i po co?
Epika podejrzliwości
Wydana po raz pierwszy w 1997 roku Lit, ostatnia na razie powieść Zadury, sprawia wrażenie kontynuacji A żeby ci nie było żal. Warszawa w latach sześćdziesiątych, kawiarnie i redakcje, grupa tych samych pisarzy, studentów, działaczy kulturalnych itd. Co prawda, kontynuacja to raczej naskórkowa, ograniczona do zarysów świata przedstawionego, podejrzanie łatwa jak na wymagania powieści Bohdana Zadury. Gdybyśmy przystali na fabularną ciągłość, wyszłaby z tego epizodyczna historia „pokolenia bez właściwości” czy opowieść o warszawskiej cyganerii z epoki Cyrankiewicza. Takiej interpretacji pisarz jednak zapobiegł. W powieści środowiskowej umieścił zbyt wiele obcych składników, żeby można było je zignorować. Lit rozpoczyna się prospektem wydawniczym, który opisuje projekt literacki pod nazwą „Arytmia”, realizowany dalej w samej powieści. Częścią tego projektu jest zrytmizowana (nie-arytmiczna!) proza poetycka i narracja ujawniająca „treści wyparte ze świadomości narratora”. W zakończeniu pojawiają się także niewielkie scenki, cytaty z rzeczywistości w stylu Białoszewskiego, utrzymane w poetyce purenonsesu. Jeżeli kontynuacja w literaturze oznacza powołanie się na rozpoznawalne zasady, to Lit kontynuacją nie jest, albo też – podejmuje zbyt wiele literackich projektów, aby można było ją przypisać do jednego. Wszystko, co mamy, to tylko podejrzenia.
Od środka rozsadzają Lit właśnie owe podejrzenia, niedomówienia, gesty nieufności i osobności. Dotyczy to zarówno bohaterów, którzy nie ufają sobie wzajemnie, nie znają emocji i przekonań otaczających ich ludzi, jak i narratora (narratorów), który nie są pewni swojej roli w tym tekście. Nigdy nie wiadomo, kiedy mówiące „ja” opowiada od siebie, a kiedy przemawia w imieniu podmiotu całości. A nawet jeśli używa języka metaliteratury, nie możemy mieć pewności, z jakiej perspektywy wydobywa się ten głos. Czy to słowa autorskiego podmiotu całej powieści, czy narratora ulotki wydawniczej wprowadzonej do tekstu, czy może literackiego klasyka? Nad ostatnią powieścią Zadury unosi się zatem duch eseju: świadomość gatunkowej pograniczności tej prozy upoważnia autora do tematycznej i stylistycznej swobody, którą ogranicza jednak odpowiedzialność za intelektualną i artystyczną jakość tekstu – w znacznym stopniu zależną od (auto)krytycznych dyspozycji jego podmiotu.
Czytelnik szybko dostrzega fakt, że nie jest w lepszym położeniu niż powieściowe postaci. Mimo podpowiedzi autora, a raczej z powodu zbyt licznych i rozbieżnych sugestii z jego strony, odbiorca nie włada żadnym gotowym kluczem do Lit, nie dostaje hipotezy całości, nie może jej też łatwo skonstruować. Jeżeli nie ma dostatecznego samozaparcia, przerywa lekturę lub wertuje strony w poszukiwaniu bardziej epickiej „substancji”, jeżeli mimo to czyta dalej, staje się podejrzliwy, doszukuje się mistyfikacji, odnosi wrażenie totalnej dwuznaczności powieściowego świata. Zadura nie uwodzi swojego czytelnika, przeciwnie – wielokrotnie kompromituje jego interpretacyjne odruchy i przyzwyczajenia. Nie pomaga „zaczytać się”, „zapomnieć o bożym świecie” lub „czytać jednych tchem”. Słowem – nie pozwala odbiorcy zapomnieć o jednorazowości sytuacji każdej lektury, nie dopuszcza do zaprzepaszczenia czytelniczego „ja”, które jak zwykle chciałoby się wygodnie i niezobowiązująco wymościć w powieści. Lit nie można gładko pochłonąć, trzeba się przez jej narrację przedzierać, zachowując ciągły dystans do fabularnej rzeczywistości. Nie jest to tylko literacka gra. Zadura potrzebuje naszego wyczulenia na rekonstruowaną historię. Węzłowym problemem powieści są wydarzenia 1968 roku, ale nie polityczne rozgrywki ówczesnej władzy, lecz towarzysząca im mentalna atmosfera, ogarniająca tak świadomość zbiorową, jak i jednostkową psyche. Bohaterowie Lit gubią się w zawiłościach epoki „małej stabilizacji”, a zamykający dekadę ostry konflikt społeczny stawia przed nimi kolejne dylematy. Psychologiczna interpretacja tej powieści jest niewykonalna w stylu lektury czytadła. Jeżeli cokolwiek możemy zrozumieć z ich przeżyć, to tylko poprzez dyskomfort naszego własnego „ja” – jak oni niepewnego, podejrzliwego i w gruncie rzeczy samotnego w chwilach moralnych wyborów.
Koniec opowieści, początek
Łączne wydanie trzech powieści Zadury nie zmienia oczywiście dorobku tego pisarza, ale przed dzisiejszym czytelnikiem stawia nowe problemy. Fabuły tych utworów nie tworzą literackiego cyklu. Owszem, przy odrobinie arogancji można byłoby je czytać w konwencji epickiej, ale tej lekturze towarzyszyłoby poczucie niestosowności. Wolno więc powiedzieć, że powieści Zadury, złożone w książkową całość, bardziej nawet – niż wtedy, gdy były osobne – nie wydają się literacką całością. Niby te same postaci, a jednak inaczej postrzegane przez różnych opowiadaczy, zmieniających się wraz z upływem czasu biograficznego i historycznego. Jakby te same okoliczności, ale przefiltrowane przez inną wrażliwość. Wreszcie – nawet te same formy narracyjne (esej, proza poetycka, list) inaczej się zachowują pod wpływem nowych wątpliwości opowiadającego podmiotu, gruntownie przeobrażają się pod ciśnieniem jego wspomnień, zjawiających się w nieoczekiwanych konfiguracjach.
Powieści te nie tworzą fabularnego kompletu, nie narzucają żadnej kolejności, nie proponują jednego klucza lektury. Nawet zapisane w nich przygody opowiadającego „ja” są historią niekonsekwencji. Ba, pochwałą niekonsekwencji. Człowiek w powieściach Zadury, osaczony przez polityczne, literackie czy biologiczne porządki tego świata, jest sobą tylko wtedy, gdy broni się przed utratą tożsamości. Wytwarzając własny porządek narracji, mierzy się z zagrożeniem zewnętrznym, a jednocześnie podejrzewa, że sam produkuje schematy i uproszczenia, które zagrażają autentyzmowi jego „ja”. Przerywa więc rozpoczęte opowieści, porzuca wątki pamięci, odwraca się od poskładanych wyobrażeń na własny temat. Wraca do początku, do świata przed swoją opowieścią, do czasu dzieciństwa, rodzinnego miasta i pierwszych książek. Znowu opowiada.
Urodzony w 1970 roku. Historyk literatury nowoczesnej, profesor w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, kierownik Pracowni Literatury Polskiej po 1989 roku. Autor wielu książek, m.in. Tadeusz Różewicz i nowoczesna tożsamość (2013). Mieszka we Wrocławiu.
Recenzja Wojciecha Browarnego z książki Psy pociągowe Filipa Zawady.
WięcejRecenzja Wojciecha Browarnego z książki Margines, ale… Tadeusza Różewicza.
WięcejGłos Wojciecha Browarnego w debacie „Z Fortu do Portu”.
WięcejGłos Wojciecha Browarnego w debacie „Książka 2008”.
Więcej