recenzje / IMPRESJE

Dramat jako sufler. Przypadek Tymoteusza Karpowicza

Joanna Roszak

Esej Joanny Roszak towarzyszący premierze piatego tomu Dzieł zebranych Tymoteusza Karpowicza, który ukazał się nakładem Biura Literackiego 13 kwietnia 2015 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Andrzej Fal­kie­wicz dowo­dził, że Tymo­te­usz Kar­po­wicz stwo­rzył teatr nie­moż­li­wy do poka­za­nia. Edward Bal­ce­rzan: że boha­te­ro­wie jego sztuk muszą roz­gry­wać wła­sną świa­do­mość na sce­nie. Dodaj­my: jego dra­ma­ty mogą też roz­gry­wać wła­sną świa­do­mość w świe­tle poezji.

Chi­ca­gow­ski pro­fe­sor i przy­ja­ciel Kar­po­wi­cza, Frank Kuja­win­ski, mówił o nim: „Nie­za­wod­ny w wyczu­ciu tra­gi­ko­micz­no­ści bytu”, a Kazi­mierz Braun doda­wał na temat jego twór­czo­ści dra­ma­tycz­nej: „Gdy­by […] poli­czyć wszyst­kie pre­zen­ta­cje sztuk teatral­nych i słu­cho­wisk Kar­po­wi­cza, oka­że się, że jest to nie­pro­por­cjo­nal­nie mało w sto­sun­ku do war­to­ści i moż­li­wo­ści jego dra­ma­tów. […] Oba­wiam się, że […] bywa­ją czy­ta­ne «na sta­rą modłę» i dla­te­go nie pobu­dza­ją do ożyw­czej reflek­sji. Nie wiem zresz­tą, kto dzi­siaj mógł­by je kon­ge­nial­nie zre­ali­zo­wać w teatrze. Anna Augu­sty­no­wicz? Piotr Cie­plak?” (cytu­ję za roz­mo­wa­mi z tomu W czte­ry stro­ny naraz).

W skład pierw­sze­go zbio­ru dra­ma­tów (pią­ty tom Dzieł zebra­nych wyda­wa­nych przez Biu­ro Lite­rac­kie) weszło dwa­na­ście utwo­rów z lat 1946–1971, poda­nych czy­tel­ni­ko­wi według daty powsta­nia: Wio­sen­na kan­ta­ta, ubra­ne w kostium histo­rycz­ny Upio­ry pia­stow­skie­go zam­ku, Zie­lo­ne ręka­wi­ce, Caver­nus (któ­ry zain­te­re­so­wał Jerze­go Gro­tow­skie­go), Czte­rech noc­nych stró­żów, Wra­ca­my póź­no do domu, Kie­dy ktoś zapu­ka, Wszę­dzie są stud­nie, Prze­rwa w podró­ży, Pią­ta stro­na świa­ta, Czło­wiek z para­so­lem, Noc jest tyl­ko wygna­nym dniem. Część z nich pomie­ścił wcze­śniej tom Dra­ma­tów zebra­nych (1975), inne zosta­ły zna­le­zio­ne wśród manu­skryp­tów w archi­wum poety.

Powtórz­my tytuł jed­ne­go z nich – wra­ca­ją póź­no do domu. Cze­ka­ją też na powrót do teatru. Andrzej Wit­kow­ski wysta­wiał nie­gdyś we Wro­cła­wiu Wszę­dzie są stud­nie, Dziw­ne­go pasa­że­ra, Zie­lo­ne ręka­wi­ce, Prze­rwę w podró­ży i Cha­ro­na od świ­tu do świ­tu, zaś Kazi­mierz Braun prze­niósł na sce­nę Kie­dy przy­cho­dzi anioł i Jego małą dziew­czyn­kę – dziś dra­ma­ta­mi auto­ra Roz­wią­zy­wa­nia prze­strze­ni zain­te­re­so­wa­ła się Wero­ni­ka Szcza­wiń­ska, któ­ra wysta­wi­ła we wro­cław­skim Teatrze Współ­cze­snym nie­pu­bli­ko­wa­ne­go dotąd Nie­wi­dzial­ne­go chłop­ca, któ­ry zapew­ne uka­że się w dru­gim tomie utwo­rów dra­ma­tycz­nych. Zresz­tą, wła­śnie na nie­go szcze­gól­nie cze­kać win­ni czy­tel­ni­cy wro­cław­sko-chi­ca­gow­skie­go auto­ra.

Twór­czość poetyc­ka Kar­po­wi­cza jest jak boha­ter dra­ma­tu Dziw­ny pasa­żer, któ­ry czu­je się skrę­po­wa­ny, gdy roz­ma­wia, sto­jąc w miej­scu, i dekla­ru­je: „nie jestem w sta­nie prze­żyć nicze­go w cało­ści”; nie­ustan­nie odczu­wa brak swo­jej lewej stro­ny (przy­po­mnij­my, jak zor­ga­ni­zo­wa­ne są jego tomy poetyc­kie). Kazi­mierz Braun mówił o prze­ro­ście myśle­nia posta­ci nad ich uczu­cia­mi, co może tak­że stać się komen­ta­rzem do wier­szy auto­ra Odwró­co­ne­go świa­tła, zaś Andrzej Fal­kie­wicz zauwa­żał, że jego boha­te­ro­wie są obda­rze­ni nad­mia­rem lub bra­kiem cze­goś, a tek­sty albo cha­osem, albo nad­ła­dem.

Zmie­rzam do tezy, że nie­cier­pli­wa poezja Kar­po­wi­cza może zna­leźć sufle­ra inter­pre­ta­cyj­ne­go w dra­ma­tach, dzię­ki nim sta­je się mniej głu­cha, one uła­twia­ją orien­to­wa­nie się w świe­cie poetyc­kim, mniej wyra­zi­sty jest w nich opór mate­rii, a bunt poety mniej napa­stli­wy. Tym zaś, któ­rzy szy­dzą z Kar­po­wi­czow­skie­go prze­in­te­lek­tu­ali­zo­wa­nia i prze­lin­gwi­zo­wa­nia, sze­rzej otwie­ra­ją one oczy na jego kom­pleks środ­ków, któ­re w poezji powiódł do głę­bo­kich prze­kształ­ceń i dez­orien­ta­cji. A więc jed­nak umiał zapro­wa­dzać ład i w ogra­ni­cze­niu poka­zy­wać mistrza. Jed­no­cze­śnie dra­ma­ty nie skry­wa­ją ani jego tęsk­no­ty do roz­gry­wa­nia pięk­nych zdań (tytuł Noc jest tyl­ko wygna­nym dniem), ani twór­cze­go sza­leń­stwa (pod­ty­tuł tego same­go utwo­ru: Sztu­ka kar­na­wa­ło­wa w czte­rech czę­ściach asy­me­trycz­nie przy­spie­szo­nych). Nie zde­tro­ni­zu­ją jego asy­me­trycz­nie przy­spie­szo­nej poezji, któ­rej żywot tek­sto­wy zda­je się o wie­le bogat­szy, nie zmie­nią jej sta­tu­su onto­lo­gicz­ne­go; mogą wsze­la­ko ją oświe­tlać, pozwa­la­ją się trak­to­wać jako wiel­kie lustro, słu­żą­ce do prze­glą­da­nia jej w nim, dostrze­że­nia jej mecha­ni­zmów. Nie nale­ży jed­nak ogra­ni­czać funk­cji utwo­rów sce­nicz­nych do tego rodza­ju poznaw­cze­go wek­to­ra w sys­te­ma­tycz­nych bada­niach nad twór­czo­ścią wią­za­ną, mają one wszak swój wła­sny kształt arty­stycz­ny. Rewers pro­po­no­wa­ne­go podej­ścia wyglą­da bowiem tak, że poezja może pod­su­nąć czy­tel­ni­kom dra­ma­tów Kar­po­wi­cza pomy­sły insce­ni­za­cyj­ne. Znaj­du­je­my się bowiem w krę­gu tych samych pytań, z któ­rych głów­ne doty­czy moż­li­wo­ści roz­sze­rze­nia mode­lu sztu­ki.

W Jego małej dziew­czyn­ce miesz­ka­ją­ca przy uli­cy Jasnej Oso­ba, Któ­rej Się Nie Podo­ba wypi­su­je listy do dyrek­to­ra fabry­ki hybry­dycz­nych zaba­wek; owa mała dziew­czyn­ka orga­ni­zu­je dla nie­go wie­lo­gło­so­we sean­se psy­cho­ana­li­tycz­ne, pod­czas któ­rych w ciem­no­ści dyrek­tor wyzna­je swo­je grze­chy. Pro­jek­to­wał on lal­kę z wszel­kiej tra­ge­dii, każ­da zabaw­ka powsta­je nie­ja­ko na pamiąt­kę zbrod­ni. Poezja jest nie­bez­piecz­ną zabaw­ką. Gdy czy­tam sło­wa czło­wie­ka z para­so­lem, tytu­ło­we­go boha­te­ra jed­ne­go z dra­ma­tów, tak­że nasu­wa­ją mi się sko­ja­rze­nia meta­te­ma­tycz­ne: „zosta­łem kon­struk­to­rem para­so­li. O, ten para­sol – to moje dziec­ko. Dziw­ny, praw­da? Jest tro­chę krzy­wy, ale ta asy­me­tria jest zamie­rzo­na”.

Kry­sty­na Miło­będz­ka pisa­ła: „Teatr (…) jest wła­sno­ścią dziec­ka, ale w jego zapi­sy­wa­nie bawi­ła się oso­ba doro­sła. Taka, któ­ra wie­rzy, że przed mową jest mowa obszer­niej­sza, że każ­de sło­wo umie sta­nąć na pod­ło­dze, a każ­da pił­ka jest rzu­co­nym sło­wem”, a jej wypo­wiedź spa­ja oba tomy Kar­po­wi­czow­skich utwo­rów dra­ma­tycz­nych: ów już nam dany, otwar­ty Wio­sen­ną kan­ta­tą („Oczy mi się jesz­cze kle-kle-kle-kle­ją”, „zapła­ci­łem za nie Kle-kle-kle­men­so­wi dwie­ście muszek” – mówi Bocian w sztu­ce, któ­rą z powo­dze­niem mogły­by wysta­wiać oddzia­ły wcze­snosz­kol­ne), i dru­gi, napraw­dę prze­ze mnie wycze­ki­wa­ny, z dwo­ma świet­ny­mi utwo­ra­mi: Dziw­nym pasa­że­rem i wresz­cie Jego małą dziew­czyn­ką. Bo dopie­ro wraz z wyda­niem kolej­ne­go tomu przyj­dzie czas ma dostrze­że­nie roz­mów z inny­mi tek­sta­mi sce­nicz­ny­mi – na pro­duk­tyw­ne zesta­wie­nia z Róże­wi­czem i Wyspiań­skim.

O autorze

Joanna Roszak

Urodziła się w 1981 roku. Poetka, badaczka. Pracuje jako profesor w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk oraz jako nauczycielka języka polskiego w jednej z poznańskich szkół. Współfundatorka i wiceprezeska Fundacji Józefa Rotblata. Ostatnio wydała: Miejsce i imię. Poeci niemieckojęzyczni żydowskiego pochodzenia, Słyszysz? Synagoga. Wychodząc spod poznańskiej synagogi przy Wronieckiej oraz Żuraw z origami. Opowieść o Józefie Rotblacie. Redaktorka wielu książek zbiorowych (poświęconych m.in. Ingeborg Bachmann, Paulowi Celanowi czy Fernandowi Pessoi). Autorka tomów poetyckich: lele, wewe, tego dnia. W Biurze Literackim opublikowała zbiory wierszy: przyszli niedokonani (2018) oraz ploso (2020), a dekadę temu – złożoną z wywiadów (m.in. z Edwardem Balcerzanem, Stanem Borysem, Krystyną Miłobędzką i Andrzejem Falkiewiczem, Ewą Sułkowską-Bierezin, Janem Stolarczykiem, Marianem Grześczakiem) – książkę W cztery strony naraz. Portrety Tymoteusza Karpowicza. Redagowała także tom esejów Tymoteusza Karpowicza, który ukazał się w 2019 roku we Wrocławiu.

Powiązania