Wbrew podstawowej intuicji polskiego czytelnika oraz strategicznym kierunkom polskiej polityki zagranicznej dostępność nowej literatury węgierskiej w przekładach na język polski pozostawia wiele do życzenia. Chociaż odwieczna, a od siedmiu lat nawet zadekretowana, przyjaźń między naszymi narodami zdawałaby się skłaniać do wytężonej pracy na polu tłumaczenia i wydawania literatury, a także do pogłębiania wzajemnego porozumienia – tym bardziej że legendarna trudność węgierskiego zniechęca potencjalnych zainteresowanych do prób lektury w oryginale – brak obecności znaczących węgierskich autorów współczesnych w świadomości polskich czytelników jest zastanawiający. Jakkolwiek by to świadczyło o jakości tej przyjaźni, o jej głębokości lub płytkości: o tym, że – jak woleliby optymiści – rozumiemy się bez słów lub – jak woleliby realiści – jednoczymy się pod prostymi symbolami urażonej narodowej dumy, najnowszy tom opowiadań Lajosa Grendela to z pewnością właściwy krok w kierunku poznania, kim jest nasz przyjaciel i, tym samym, kim jesteśmy my.
Poświęcenie hetmana to pierwsze w Polsce książkowe wydanie prozy Grendela, którego twórczość mieliśmy dotąd szansę znać jedynie z czasopism literackich, a którą jednym tchem wymienia się na Węgrzech obok twórczości takich sław jak Péter Esterházy czy Ádám Bodor, autorów chętnie tłumaczonych na polski. Otrzymujemy bogaty zbiór opowiadań napisanych głównie w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, tworzący dość spójną panoramę tematyczną, spiętą wyrazistym pisarskim stylem. Lajos Grendel jest słowackim Węgrem, mieszka w Bratysławie i status pisarza mniejszościowego znajduje odbicie w zebranych tutaj opowiadaniach, ale w żadnym wypadku nie urasta do rangi zasadniczego problemu; ma za to być może większy wpływ na losy literackiej sławy autora. Ambicje i talent autora wykraczają poza narracje tożsamościowe i Grendel śmiało wyrusza w poszukiwaniu pojęć podstawowych, czego doskonałym przykładem może być „Węgierskie opowiadanie z Czechosłowacji”, w którym autoironiczny wątek poszukiwań zaginionych wierszy „największego węgierskiego poety w Czechosłowacji” gładko, acz niespodziewanie, przechodzi w ogólne rozważania nad funkcją sztuki.
Dylematy związane z pojęciami podstawowymi, jak prawda czy dobro, nie przybierają jednak w prozie Grendela wymiaru czegoś, co w polskiej literaturze można by nazwać idiomem Herbertowskim. W opowiadaniach węgierskiego autora rozważania na ten temat, jak i udział bohaterów poszczególnych opowiadań w jakichś uniwersalnych uczuciach (chociażby miłość w „Pogańskiej apokalipsie”, „Poświęceniu hetmana” czy „Historii z lat pięćdziesiątych”), i ogólnie wszystko to, co tradycyjnie uznać można za wyznaczniki naszego człowieczeństwa, poprzez uwikłanie w historię (czasem tę wielką, czasem tę mniejszą, bardziej lokalną) doprowadza do groteskowych splotów, załamań i ślepych uliczek. Opowieści stają się absurdalne i surrealistyczne na wzór historii Europy Środkowej, gdzie rozgrywa się ich akcja. „Historia to koszmar, z którego próbuję się obudzić”, pisał Joyce; u Grendela „sen to zemsta na naszej zakrawającej na kpinę historii”.
Konwencja oniryzmu, z której węgierski prozaik chętnie korzysta, przywodzi polskiemu czytelnikowi na myśl Konwickiego, a szczególnie jego Sennik współczesny, choć eksperymenty narracyjne Grendela w ramach tej konwencji są dalej posunięte, co całkiem naturalne, jeżeli weźmiemy pod uwagę przynależność autorów do różnych generacji. Jeżeli u Konwickiego świat przedstawiony ujawnia fantasmagoryczną podszewkę, u Grendela jest on bardzo często ze snu utkany. W niektórych opowiadaniach („Luki w pamięci po snach erotycznych”, „Flora, czyli groza metropolii”, ale też wszystkie części „Wybryków oniryzmu”) czytelnik odnosi wrażenie, że przebudza się z jednego snu w coraz to głębsze poziomy snu następnego, jakby podążał borgesowskim labiryntem, by ostatecznie dojść do konstatacji, że, za słowami autora, „to sen, ale taki, z którego nie ma przebudzenia”. Łączy się to z nadrzędną strategią, którą odważę się tu nazwać „postmodernistyczną”. Oniryzm rozmywa status ontologiczny wydarzeń, bohaterów i przedmiotów w obrębie świata przedstawionego. Zawiesza dychotomię rzeczywistości i fikcji, i wygasza roszczenia dotyczące „prawdziwości”. Brzmi to jak pierwszy krok do piekła postmodernizmu.
A jednak Grendel nie porzuca kategorii prawdy tak łatwo. Postmodernizm jest w tej prozie nie tyle postawą autorską czy techniką pisarską – choć oczywiście można go i w tych wymiarach dostrzec – ile przede wszystkim jednym z jej zasadniczych tematów. Istotnie, opozycja rzeczywistości i fikcji w obrębie świata przedstawionego ma tutaj wyjątkową wagę i często stanowi podstawę, na której skonstruowane jest opowiadanie, a narracja łatwo przeskakuje z tego, co wydaje nam się rzeczywiste, w to, co uznajemy za fikcyjne, rozmywając granicę pomiędzy oboma porządkami. Klasyczny postmodernistyczny zabieg. A jednak, mimo tych dekonstrukcyjnych skłonności narracji, temat prawdy uporczywie powraca, czy to w przemyśleniach bohaterów, czy w komentarzach narratora, czy po prostu w wymowie ogólnej opowiadań. Jakaś prawda jest, tylko że „nie można jej wysłowić”, jak chce tego bohater „Luk w pamięci po snach erotycznych”, a tym bardziej nie można jej unieść (tytułowe opowiadanie „Poświęcenie hetmana”). To właśnie dylematy związane z naszą postmodernistyczną kondycją są jednym z zasadniczych problemów poruszanych w tym tomie opowiadań. Czy można więc nazwać Grendela postmodernistą? W pewnym sensie tak, chociaż jego dystans a czasem krytycyzm wobec postmodernizmu raczej nakazywałby nazwać go metamodernistą.
W jedynym wywiadzie z Grendelem dostępnym w języku polskim, który został przedrukowany w „Literaturze na Świecie”, autor przyznaje się do powinowactwa z realizmem rozumianym na swój, dość szeroki sposób – nie tylko jako konwencja, którą przecież rozpycha i rozbija groteską lub fantastyką, ale nade wszystko jako postawa poszukiwania relacji z rzeczywistością. Tak rozumiany realizm doskonale daje pogodzić się z wymienionymi dotąd właściwościami prozy Grendela. Jego pisarstwo wiernie przecież opowiada i wyraża charakter Europy Środkowej w określonym momencie dziejowym. Specyficzne poczucie absurdu, duszna senność środkowoeuropejskiego peryferium i wszechogarniająca tymczasowość. Brzmi znajomo? Nadal?