recenzje / ESEJE

Genialny outsider

Agnieszka Jeżyk

Recenzja Agnieszki Jeżyk z książki W cztery strony naraz. Portrety Karpowicza Joanny Roszak, która ukazała się 5 lipca 2010 roku na stronie czytelnia.onet.pl.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

W czte­ry stro­ny naraz Joan­ny Roszak z całą pew­no­ścią nie roz­cza­ro­wu­je. To dosko­na­ła kon­tek­stu­ali­za­cja poezji, któ­ra skon­tek­stu­ali­zo­wać się w peł­ni nie pozwa­la, któ­rej zwią­zek z czy­tel­ni­kiem jest pro­ble­ma­tycz­ny, w któ­rej każ­de otwar­cie jest jed­no­cze­śnie obró­ce­niem się na pię­cie. Ale kto powie­dział, że tyl­ko lek­ka, łatwa i przy­jem­na lek­tu­ra może być satys­fak­cjo­nu­ją­ca?

To wła­śnie jemu Rafał Woja­czek zade­dy­ko­wał tom Nie­skoń­czo­na kru­cja­ta. Okre­ślił go wte­dy mia­nem Mistrza Mowy Pol­skiej. Kry­sty­na Miło­będz­ka mówi­ła o jego poezji jako o olśnie­niu. Zbi­gniew Her­bert pod­kre­ślał, że zbio­rem Odwró­co­ne świa­tło wysta­wił go na cięż­ką pró­bę. O tej samej książ­ce Cze­sław Miłosz napi­sze: „Nie byłem jedy­nym jego czy­tel­ni­kiem, któ­ry idąc z nim razem w jego wcze­snej fazie, musiał uczci­wie przy­znać, że następ­nej jego fazy i tomu Odwró­co­ne świa­tło nic a nic nie rozu­mie”. Filo­zof i teo­re­tyk kul­tu­ry Paweł Dybel usta­wił zaś to arcy­dzie­ło pol­skiej lite­ra­tu­ry w zna­mie­ni­tym kon­tek­ście twier­dząc, że tak, jak Vade-mecum Nor­wi­da czy Fin­ne­gans Wake Joy­ce­’a zosta­nie dopie­ro za jakiś czas odkry­te i doce­nio­ne.

Kim jest ten autor wzbu­dza­ją­cy zachwyt i zakło­po­ta­nie, dostar­cza­ją­cy nie­po­wta­rzal­nych lek­tu­ro­wych wra­żeń, ale i mylą­cy tro­py przed naj­bar­dziej nawet wyra­fi­no­wa­nym odbior­cą? Nazwać go wier­nym ogrod­ni­kiem słów lub alche­mi­kiem języ­ka, to uwię­zić go w cia­snym wnę­trzu for­my, któ­rej prze­cież zawsze się wymy­kał. W pią­tą rocz­ni­cę śmier­ci Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza Biu­ro Lite­rac­kie wyda­je książ­kę nie­zwy­kłą – zbiór roz­mów z przy­ja­ciół­mi, zna­jo­my­mi, stu­den­ta­mi, współ­pra­cow­ni­ka­mi poety prze­pro­wa­dzo­nych przez Joan­nę Roszak na mar­gi­ne­sie pisa­ne­go o auto­rze Trud­ne­go lasu dok­to­ra­tu. Czwar­ta zwią­za­na z Kar­po­wi­czem publi­ka­cja (po Małych cie­niach wiel­kich czar­no­księż­ni­ków, Mówi Kar­po­wicz i Pod­ziem­nym wnie­bo­wstą­pie­niu), zapo­wiedź dzie­się­cio­to­mo­wej serii dzieł zebra­nych arty­sty – taki wła­śnie chwyt rekla­mo­wy sto­su­je sam wydaw­ca. Czy jed­nak na tak skom­pli­ko­wa­ną i her­me­tycz­ną twór­czość zapo­mnia­ne­go nie­co poety wciąż jest zapo­trze­bo­wa­nie?

Poda­my sobie ręce zro­zu­mie­nia, albo kil­ka uwag o poezji nie­zro­zu­mia­łej

Nikt by się nie spo­dzie­wał takie­go obro­tu wyda­rzeń. Jest rok 1940. W sie­dzi­bie „Praw­dy Wileń­skiej” zja­wia się dzie­więt­na­sto­let­ni mło­dzie­niec. Po latach redak­tor gaze­ty – kry­tyk i poeta – Alek­san­der Mali­szew­ski napi­sze: „Dziś przy­szło do redak­cji pyza­te chło­pię ze wsi, oczy nie­bie­skie, per­ka­ty nos (…) bar­dzo nie­chęt­nie mówi o sobie; powo­li wydu­szam jed­nak, że dwa­dzie­ścia kil­ka kilo­me­trów szedł z tymi wier­sza­mi do moje­go biur­ka”. Kil­ka dekad póź­niej „pyza­te chło­pię” będzie wykła­dow­cą na Uni­ver­si­ty of Illio­is w Chi­ca­go, auto­rem sied­miu tomów wier­szy, czte­rech zbio­rów sztuk teatral­nych, lau­re­atem wie­lu nagród, redak­to­rem paru pism, byłym Wro­cła­wia­ni­nem, teraz emi­gran­tem, ogrod­ni­kiem ama­to­rem, wzo­rem dla całej rze­szy mniej lub bar­dziej uta­len­to­wa­nych poetów z nur­tu lin­gwi­stycz­ne­go. W udzia­le przy­pad­nie mu tak­że bie­da, wiecz­ne pro­ble­my z popa­da­ją­cym w ruinę domem, cięż­ka cho­ro­ba żony, alie­na­cja z polo­nij­ne­go śro­do­wi­ska, brak speł­nie­nia na uczel­ni. Sze­reg para­dok­sów kon­sty­tu­ują­cych od począt­ku życie Kar­po­wi­cza przy­czy­ni się do powsta­nia jed­ne­go z naj­cie­kaw­szych pol­skich języ­ków poetyc­kich w dwu­dzie­stym wie­ku.

Co wyróż­nia lirycz­ną dyk­cję auto­ra Kamien­nej muzy­ki? Co jed­no­cze­śnie spra­wia, że wodzi nas za nos, umie­jęt­nie zasta­wia reto­rycz­ne wny­ki, skon­den­so­wa­ne sie­ci słów, w któ­re wpa­da­my oszo­ło­mie­ni nie­zwy­kło­ścią hip­no­ty­zu­ją­ce­go nas gło­su, z któ­rych wydo­by­wa­my się pod koniec wier­sza wciąż zdez­o­rien­to­wa­ni i czę­sto bez szans na satys­fak­cję? W szki­cu „Poezja nie­moż­li­wa” Kar­po­wicz podał – za Car­lem Sand­bur­giem – dość oso­bli­wą defi­ni­cję poezji. Otóż porów­nał ją do dzien­ni­ka życia mor­skich zwie­rząt, któ­re cho­dzą po zie­mi, a chcia­ły­by latać. Absur­dal­ne? Być może, ale daj­my się temu absur­do­wi popro­wa­dzić za rękę i wte­dy oka­że się, że w nagro­dę spo­tka nas nie­ocze­ki­wa­ny sens. Wiersz nie ma opo­wia­dać o tym, co może­my spo­strzec, stwier­dzić i zapi­sać. Wymy­ka się temu, co oczy­wi­ste, dla­te­go zawsze wyda­je się nie na miej­scu, zawsze zbu­do­wa­ny jest na para­dok­sie. Wybór lite­rac­kich mistrzów, któ­re­go doko­ny­wał Kar­po­wicz, nie tyl­ko z per­spek­ty­wy este­ty­ki, ale i w swo­jej dzia­łal­no­ści badaw­czej, nie jest zatem szo­ku­ją­cy. Nor­wi­do­wi, Leśmia­no­wi i Przy­bo­sio­wi poświę­cił set­ki tysię­cy godzin: pisząc, wykła­da­jąc, orga­ni­zu­jąc wiel­kie kon­fe­ren­cje polo­ni­stycz­ne w USA. O auto­rze Napo­ju cie­ni­ste­go napi­sał dok­to­rat. Taka wła­śnie linia two­rze­nia była mu nie­zwy­kle bli­ska i wiel­ką iry­ta­cję wzbu­dza­ło w nim zamy­ka­nie wspo­mnia­nych lirycz­nych zja­wisk pod wspól­nym szyl­dem „poezja lin­gwi­stycz­na”. Czę­sto też musiał odpie­rać zarzu­ty o zbyt­ni her­me­tyzm i odwra­ca­nie się od czy­tel­ni­ka, a reflek­sje te pada­ły czę­sto ze stro­ny tych naj­więk­szych (Miłosz, Her­bert, Bal­ce­rzan). Sam o swo­jej poezji w tek­ście „Zmy­ślo­ny czło­wiek” napi­sze tak: „Nie przy­słu­chuj się mej mowie -/ jest tak­że zmyślona/ Doko­na­łem nie­zwy­kłe­go czynu:/ omi­ną­łem język ojczysty/ W wie­ży Babel/ wymie­ni­łem rzecz czarnoleską/ na syn­te­zę mowy”. Tek­sty Kar­po­wi­cza komu­ni­ku­ją inną rze­czy­wi­stość. Rze­czy­wi­stość, w któ­rej pod­mio­ta­mi są sło­wa, a tajem­ni­cze związ­ki mię­dzy nimi sta­ją się tema­tem, ryt­mem i isto­tą wier­sza.

Każ­de dzie­ło ist­nie­je nie­ja­ko podwój­nie. O zbio­rze W czte­ry stro­ny naraz Joan­ny Roszak

Jaki jest klucz do pro­po­zy­cji Joan­ny Roszak? Zanim posta­wię tezę, pozwól Czy­tel­ni­ku, że wró­cę do szki­cu „Każ­de dzie­ło sztu­ki ist­nie­je nie­ja­ko podwój­nie”. Autor W imię zna­cze­nia wycho­dzi w nim od stwier­dze­nia, że każ­dy arty­stycz­ny arte­fakt musi być stwo­rzo­ny po dwa­kroć: po raz pierw­szy, gdy zosta­je napi­sa­ny, nama­lo­wa­ny lub zbu­do­wa­ny, a po raz dru­gi, gdy zaczy­na funk­cjo­no­wać w świa­do­mo­ści odbior­ców. Kar­po­wicz przy­zna­je, że nie myśli o recep­cji. Ale też ten gest podwój­no­ści jest wpi­sa­ny zarów­no w jego życie i twór­czość, jak i zda­je się przy­świe­cać zbio­ro­wi W czte­ry stro­ny naraz. Tak, jak on – poeta funk­cjo­no­wał zara­zem w świat­ku nauko­wym, jak sama jego twór­czość roz­pi­sa­na była pomię­dzy wier­sze i dra­ma­ty, jak pró­bo­wał ist­nieć zarów­no w kon­tek­ście pol­skim, rów­no­cze­śnie zaś ame­ry­kań­skim, taką też stra­te­gię obie­ra poznań­ska lite­ra­tu­ro­znaw­czy­ni sta­ra­jąc się oddać owo kło­po­tli­we roz­dar­cie już w samej for­mie książ­ki.

W czte­ry stro­ny naraz z całą pew­no­ścią nie roz­cza­ro­wu­je. To dosko­na­ła kon­tek­stu­ali­za­cja poezji, któ­ra skon­tek­stu­ali­zo­wać się w peł­ni nie pozwa­la, któ­rej zwią­zek z czy­tel­ni­kiem jest pro­ble­ma­tycz­ny, w któ­rej każ­de otwar­cie jest jed­no­cze­śnie obró­ce­niem się na pię­cie. Ale kto powie­dział, że tyl­ko lek­ka, łatwa i przy­jem­na lek­tu­ra może być satys­fak­cjo­nu­ją­ca? O wysił­ku zwią­za­nym z czy­ta­niem Kar­po­wi­cza naj­traf­niej chy­ba pisze Sta­ni­sław Barań­czak: „To nie było tak czę­ste w awan­gar­dzie wodze­nie czy­tel­ni­ka za nos, wodze­nie nowa­tor­ską for­mą, pod któ­rą bar­dzo czę­sto nie kry­je się żad­na treść. Tu była treść i na wytrwa­łe­go czy­tel­ni­ka zawsze cze­ka­ła nagro­da”. Sobie i Tobie, Czy­tel­ni­ku, życzę tej szcze­gól­nej nagro­dy, któ­ra już nie­ba­wem – dzię­ki wzno­wie­niom kolej­nych tomów poety – poja­wi się w zasię­gu wzro­ku.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na stro­nie czytelnia.onet.pl. Dzię­ku­je­my za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

Powiązania

Świadek Vladimira Balli

recenzje / ESEJE Agnieszka Jeżyk

Recen­zja Agniesz­ki Jeżyk z książ­ki Świa­dek Vla­di­mi­ra Bal­li.

Więcej

Tarot poetycki, czyli krytycznoliteracka wróżba na piętnastolecie Biura Literackiego

debaty / ankiety i podsumowania Agnieszka Jeżyk

Głos Agniesz­ki Jeżyk w deba­cie „Poezja na nowy wiek”.

Więcej

Magdalenki od Karpowicza

recenzje / ESEJE Paweł Sarna

Recen­zja Paw­ła Sar­ny z książ­ki W czte­ry stro­ny naraz. Por­tre­ty Kar­po­wi­cza Joan­ny Roszak.

Więcej