Pociąg do egzystencjalizmu
recenzje / ESEJE Wojciech BrowarnyRecenzja Wojciecha Browarnego z książki Psy pociągowe Filipa Zawady.
WięcejRecenzja Wojciecha Browarnego z książki Margines, ale... Tadeusza Różewicza.
Kup kota w worku z 2008 roku, mimo kilku prozatorskich pastiszy otwierających książkę, zalicza się raczej do poezji. Margines, ale… jest zatem drugim tomem prozy Tadeusza Różewicza wydanym przez Biuro Literackie. Opublikowana kilka miesięcy temu Wycieczka do muzeum, poza jednym niewielkim tekstem, zawiera utwory wcześniej drukowane w książkach. Nie polecam jej czytelnikom od dawna rozsmakowanym w prozie autora Śmierci w starych dekoracjach. Nie znajdą tutaj nic nowego. Biurowa Wycieczka do muzeum („Czytelnik” wydał pod tym tytułem opowiadania Różewicza w 1966 i 1972 r.) jest dobra na początek, pierwszy kontakt z pokaźną biblioteką Różewiczowskich narracji.
A jest co czytać. Jeżeli liczyć razem z debiutanckimi Echami leśnymi, Różewicz ogłosił kilkanaście zbiorów nowel i dłuższych opowiadań, reportaży, humoresek, esejów i notatek, które chociaż czasami bagatelizowane przez krytyków, a nawet autora, trafiły do kanonu polskiej literatury drugiej połowy XX w. Nie będzie to pełne wyliczenie, ale wypada przynajmniej wspomnieć o groteskowych, antysocrealistycznych Uśmiechach (1955), egzystencjalistycznym Przerwanym egzaminie (1960), sylwicznym Przygotowaniu do wieczoru autorskiego (1971) czy tomie Matka odchodzi (1999), najbardziej intymnym dziele pisarza. Każda z tych książek jest zarazem prototypowa i jednorazowa, trudna do podrobienia, stwarza kategorię literacką, ale sama się w niej nie mieści.
Margines, ale… pewnie nie odegra takiej roli. Z dwóch jednak powodów warto było ten zbiór opublikować, po pierwsze dlatego, że sporo w nim tekstów znanych tylko z czasopism lub dotąd niedrukowanych, po drugie, zebrane razem tworzą niebanalną, niejednoznaczną całość. Najbardziej spójna jest ich kompozycja historyczna, wynikająca z uporządkowania datowanych listów, szkiców i notatek. Nie ma chyba drugiej, pomijając wielotomowe Utwory zebrane, tak czasowo rozległej książki Różewicza. Można sobie wyobrazić – szukam dobrego porównania – długą, rozwijaną w czasie narrację, przecinającą się z dziejami literatury i życiorysem pisarza co najmniej w kilkudziesięciu punktach (tyle jest tekstów bez korespondencji) od lat czterdziestych do dwutysięcznych. Margines, ale… przy odrobinie imaginacyjnego wysiłku można czytać jako komentarz wybitnego autora do powojennego życia kulturalnego, zbiór notatek warsztatowych artysty parokrotnie „wymyślającego” literaturę na nowo, a także fragmentaryczną, różnogatunkową, ale konkretną autobiografię, sygnowaną nazwiskami, adresami i datami. A to wszystko w pigułce jednego tomu.
Margines, ale… to tytuł cyklu felietonów-notatek zamieszczanych we wrocławskiej „Odrze” w latach 1969–1976. Tytułując nim całą książkę, samorzutnie lub z inspiracji jej redaktora, pisarz nadaje zebranym w niej różnym tekstom charakter felietonu, przypisu czy (nie)dopowiedzenia półserio, a faktycznie stylistyczno-gatunkowy repertuar tej prozy jest znacznie bogatszy. Różewicz używa takich form narracyjnych i quasi-gatunków, jak „kartka z podróży”, list, okolicznościowy wykład i laudacja, szkic biograficzny, humoreska, nowelka i samodzielny fragment powieści, odpowiedź na ankietę, posłowie i komentarz krytycznoliteracki. Niełatwo się zgodzić na taki sposób lektury, który zacierałby te różnice. Trudno z drugiej strony nie zauważyć licznych związków między wątkami i problemami tekstów Marginesu, ale…, zapisków lub przemówień co prawda pierwotnie osobnych, lecz w zestawieniu stanowiących propozycję pewnej całości. Literacko-intelektualna tożsamość tego zbioru jest więc dwuznaczna, podobnie jak postać Przygotowania do wieczoru autorskiego czy innych książek Różewicza, łączącego poezję z narracjami fabularnymi i prozą metaliteracką, dyskursywną lub autobiograficzną, utwory własne i cudze. Na dobrą sprawę większość tekstów z Marginesu, ale… znajduje się na marginesie tomu, odstaje, kompozycyjnie lub stylistycznie nie wpasowuje się gładko w sugerowaną tytułem formułę felietonową.
Można to potraktować jako ostrzeżenie. „Głosów z marginesu” nie należy czytać jednym głosem. To, co było pisane półprywatnie, szkicowane nieoficjalnie – na przykład w momentach społecznych przesileń PRL‑u – odnosi się nie tylko do osobistego doświadczenia autora, ale i do pamięci zbiorowej dzisiejszej publiczności literackiej, pamięci nieuchronnie schematycznej, selektywnej i upolitycznionej. Na jej tle Margines, ale…, potraktowany jako autoryzowana po latach wypowiedź, traci sporo z dramatyzmu doraźnej i konkretnej, a przede wszystkim spontanicznej reakcji na rzeczywistość. Niedługo po Moczarowskiej nagonce na Żydów Różewicz napisał w liście do Pawła Mayewskiego, pisarza i tłumacza z Nowego Jorku: „Wielu ludzi w ostatnim czasie wyjechało z Polski – nie biorę im tego za złe – widocznie inaczej nie mogli. Ale nie mają prawa (nic) mówić, sądzić ludzi, którzy zostali i pracują. Nie wiem, jakie błędy popełniłem… ale i mnie nie mają prawa sądzić ci, co wyjechali, nie mają prawa oceniać tego, co ja tu piszę – u mnie we Wrocławiu – ja nie oceniam ich postępowania w Paryżu, Berlinie, Rzymie”, a w późniejszym o 30 lat Liście do umarłego: „1968, 1969… – to były trudne lata dla narodu, dla jego pisarzy… Nie zdaliśmy tego egzaminu. Takie jest moje zdanie do dnia dzisiejszego. Znaleźli się sprawiedliwi i zdrowi na umyśle… ale nieliczni”. Nie można tych słów, ot tak, zamknąć w jednej książce, nie zastanawiając się nad ich sztucznym sąsiedztwem, gdyż wtedy ułożyłyby się w zrytualizowany żal i mądrość po szkodzie, zdawkową eksplikację „błędów”, osobiste i zbiorowe, a nic nie kosztujące rozliczenie z przeszłością jakich wiele po dzisiejszych telewizjach i gazetach. Trzy listy z 1968 i 1970 roku, osobno i uważnie przeczytane, lepiej świadczą o moralnych dylematach i przerażeniu pisarza, poczuciu samotności i zagrożenia, którymi żył w tych latach. Notatki zebrane w Marginesie, ale… można publikować razem. Niektóre z nich trzeba jednak czytać oddzielnie, żeby nie zapoznać odpowiadającej im historycznej wyjątkowości.
Teksty składające się na Margines, ale… ukazywały się w około 20 czasopismach, m.in. w „Przekroju”, „Życiu Literackim”, „Płomyku”, „Dialogu”, „Odrze”, „Tygodniku Powszechnym”. Tytuły wymienionych pism świadczą, że autor tych szkiców, felietonów i listów znajdował się w głównym nurcie literackiego obiegu, a nie na marginesie. Nazwiska jego korespondentów, np. J. Przybosia, J. Zawieyskiego, K. Filipowicza, B. i K. Swinarskich, Z. Bieńkowskiego, J. Tuwima, T. Konwickiego, mówią same za siebie. Margines, ale… dopowiada wszakże „małe co nieco” do usytuowania poety wobec środowiska i życia intelektualnego epoki. Zdaniem niektórych powojennych literatów – i ku ich zdumieniu – Różewicz, osiadając na górnośląskiej prowincji, skazał się na prowincjonalizm. Nie wystarczy znajomość geografii literackiej PRL‑u, zorientowanej na takie ośrodki jak Warszawa i Kraków, aby ocenić wszystkie wymiary tego oddalenia. Margines, ale… można uznać za przewodnik po mentalnej przestrzeni Różewicza jako autora reportaży o Chinach (dopiero przygotowujących się do cywilizacyjnego skoku), twórcy gorzkiej, ponowoczesnej italienische Reise, dramaturga „strawionego” przez amerykańską popkulturę, znakomitego eseisty-czytelnika Goethego, Dostojewskiego, Rilkego, Kafki i in. Gdzie był w tym czasie Różewicz? Na marginesie? To znowu zabrzmi jak fraza z Kubusia Puchatka, ale im bardziej celebryci z kulturalnych stolic PRL‑u dziwili się gliwickim oddaleniom Różewicza, tym bardziej ujawniali prowincjonalizm nie jego stanowiska wobec literackiego światka, lecz własnego rozumku.
Urodzony w 1970 roku. Historyk literatury nowoczesnej, profesor w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, kierownik Pracowni Literatury Polskiej po 1989 roku. Autor wielu książek, m.in. Tadeusz Różewicz i nowoczesna tożsamość (2013). Mieszka we Wrocławiu.
Recenzja Wojciecha Browarnego z książki Psy pociągowe Filipa Zawady.
WięcejGłos Wojciecha Browarnego w debacie „Z Fortu do Portu”.
WięcejGłos Wojciecha Browarnego w debacie „Książka 2008”.
WięcejRecenzja Wojciecha Browarnego towarzysząca premierze książki Proza, tom 2. Powieści Bohdana Zadury, wydanej w Biurze Literackim 24 kwietnia 2006 roku.
WięcejRecenzja Olgi Szmidt z książki Margines, ale… Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Tadeusza Nyczka z książki Margines, ale… Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja z książki Margines, ale… Tadeusza Różewicza.
WięcejRecenzja Justyny Sobolewskiej z książki Margines ale… Tadeusza Różewicza, która ukazała się w 2011 roku na łamach „Polityki”.
Więcej