recenzje / ESEJE

Gniew i sample

Dawid Kujawa

Szkic Dawida Kujawy o krytycznej recepcji poezji Tomasza Bąka. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających antologię Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, która ukaże się w Biurze Literackim.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Tro­chę o książ­kach Tom­ka Bąka już napi­sa­no, nie da się jed­nak ukryć, że kry­tycz­ny odbiór Kana­dy nie miał zwy­kle zbyt głę­bo­kie­go cha­rak­te­ru, co na pewien czas usta­wi­ło głos poety w dość oso­bli­wych prze­strze­niach. Mam wra­że­nie, że po wyda­niu [beep] Gene­ra­tion sytu­acja wyglą­da już zgo­ła ina­czej; było­by napraw­dę miło, gdy­by kry­ty­cy zechcie­li dziś spoj­rzeć na Kana­dę przez pry­zmat tego, co ich zdol­niej­si kole­dzy zdą­ży­li napi­sać już o dru­giej książ­ce. Poni­żej na pod­sta­wie kil­ku kry­tycz­nych wypo­wie­dzi – wybór raczej przy­god­ny – spró­bu­ję pro­wi­zo­rycz­nie zre­kon­stru­ować linię odbio­ru tych wier­szy, aż do miej­sca, w któ­rym znaj­du­je­my się dzi­siaj. Nie ukry­wam, że miej­sce to cał­kiem mi się podo­ba.

Gdy ma się przed sobą sło­wa oznaj­mia­ją­ce, że tym, co na swo­ją „obro­nę” miał debiut Bąka (debiut musi się prze­cież bro­nić przed zarzu­ta­mi kon­ser­wa­tyw­nych kry­ty­ków, po to się go pisze, a jeśli ktoś jesz­cze o tym nie wie, wła­śnie infor­mu­ję), były – wzmóż­cie czuj­ność – „[d]owcipna zwię­złość nie­któ­rych sfor­mu­ło­wań” (?!) oraz „mani­fe­sta­cje odczuć escha­to­lo­gicz­nych” (Piotr Wik­tor Lor­kow­ski, „Topos” 2012, nr 6), na język przy­cho­dzą, przy­naj­mniej w moim przy­pad­ku, przede wszyst­kim roz­ma­ite trzy­li­te­ro­we anglo­ję­zycz­ne skró­ty (LOL, OMG, WTF). Piotr Wik­tor Lor­kow­ski, wyraź­nie prze­stra­szo­ny anar­chi­zu­ją­cym, jak to ujmu­je, cha­rak­te­rem wier­szy pocho­dzą­cych z Kana­dy, po wie­lu godzi­nach (nie jestem prze­ko­na­ny, czy taka wła­śnie jed­nost­ka cza­su obo­wią­zu­je na jego pla­ne­cie), któ­re zeszły mu na prze­gry­za­niu się przez tę męczą­cą, iry­tu­ją­cą poezję, odna­lazł wresz­cie upra­gnio­ny klucz, jaki pozwo­lił mu tro­chę Bąka polu­bić. Bo liry­ka spro­wa­dzo­na do zna­nej z histo­rii lite­ra­tu­ry matry­cy nie może być iry­tu­ją­ca, sta­je się po takim spro­wa­dze­niu przy­ja­zna, miła, poży­tecz­na i pozwa­la lepiej zro­zu­mieć świat (raz jesz­cze słu­żę czy­tel­ni­ko­wi infor­ma­cją). Do rze­czy jed­nak: Bąk upra­wia prze­cież lite­ra­tu­rę sowi­zdrzal­ską – że też wszy­scy nie wpa­dli­śmy na to wcze­śniej, ach, ta pro­sto­dusz­na, poucza­ją­ca mądrość Tom­ka, ukry­ta pod jego wul­gar­ny­mi pso­ta­mi.

Choć Anna Kału­ża poszła inną dro­gą (no, bez prze­sa­dy: Kału­ża idą­ca tą sama dro­gą co Lor­kow­ski? http://ksiazki.onet.pl/recenzje/recenzja-kanada-tomasz-bak/s540j), i u niej zabra­kło chy­ba isto­ty rze­czy: ter­min „poezja glo­bal­na”, jakim uję­ła twór­czość Bąka, wska­zu­je co praw­da na sze­ro­ki zakres wąt­ków, ale mówi nie­wie­le, w dodat­ku usta­wio­ny w towa­rzy­stwie meta­fo­ry mik­se­ra suge­ru­je mod­ne pisar­stwo będą­ce typo­wym, pozba­wio­nym dys­kur­syw­ne­go cha­rak­te­ru, jało­wym zle­pem komu­ni­ka­tów, zwy­czaj­nie afir­mu­ją­cym post­mo­der­ni­stycz­ne uwa­run­ko­wa­nia. Inny­mi sło­wy, badacz­ka przed­sta­wi­ła Kana­dę jako książ­kę, w któ­rej z nie­zwy­kłą wpra­wą sam­plu­je się wie­lo­ra­kie idio­my, ale jed­no­cze­śnie na sam­plo­wa­ny mate­riał spo­glą­da się z „post­hi­sto­rycz­ną świa­do­mo­ścią” – to dziw­ne i dla mnie, przy­znam, dość nie­zro­zu­mia­łe, że jed­no­cze­śnie Kału­ża dostrze­gła obec­ne tu zanu­rze­nie w pro­ble­mach współ­cze­sne­go świa­ta.

Odmien­ny jesz­cze punkt widze­nia przy­jął Rafał Róże­wicz, któ­ry sku­pił się w swo­ich obser­wa­cjach na podo­bień­stwie poezji Bąka i wcze­sne­go Kopy­ta – ten dru­gi zresz­tą, jako redak­tor Kana­dy, miał­bym według auto­ra Pro­duct pla­ce­ment zde­cy­do­wa­nie wpły­nąć na osta­tecz­ny kształt nagro­dzo­nej Sile­siu­sem książ­ki („Inter-” 2013, nr 1). Ile było tu inter­wen­cji Kopy­ta – to nie inte­re­su­je mnie wca­le i nie wyda­je mi się ani tro­chę zaj­mu­ją­ce. Zazna­czyć też muszę koniecz­nie, że tekst Róże­wi­cza nie jest wol­ny od prze­strze­lo­nych wnio­sków. Nie moż­na jed­nak odmó­wić auto­ro­wi cen­ne­go roz­po­zna­nia: roze­dr­ga­ny  pod­miot [yas­su], „szcze­pan wylu­zo­wa­ny tej ziom”, któ­ry myśli strzę­pa­mi popkul­tu­ry bez jed­no­znacz­ne­go opo­wia­da­nia się wobec jej pło­dzo­nych przez neo­li­be­ra­lizm owo­ców, w podob­nej odsło­nie wró­ci wła­śnie u Bąka – lewi­cu­ją­cy sznyt nie wymu­sza na poetach zaję­cia sztyw­ne­go, zupeł­nie jed­no­znacz­ne­go sta­no­wi­ska wobec świa­ta w obli­czu wszech­obec­ne­go kon­sump­cyj­ne­go pier­dol­ca, ale raczej każe im pamię­tać, że prze­ma­wia­ją oni pro­sto z wnę­trza uryn­ko­wio­nej do cna rze­czy­wi­sto­ści. Dalej u Róże­wi­cza jest bez sza­łu: odnaj­du­je ana­lo­gię, któ­ra napro­wa­dzić mogła­by go na naj­waż­niej­szy trop w kon­tek­ście arty­stycz­nej prak­ty­ki Bąka, ale porzu­ca go, bo bar­dziej inte­re­su­je go śro­do­wi­sko­wa sytu­acja – Kopyt, cią­gle ucho­dzą­cy w nie­któ­rych krę­gach za mło­de­go poetę, ma swo­ich zdol­nych uczniów.

Dru­ga książ­ka auto­ra z Toma­szo­wa Mazo­wiec­kie­go napro­wa­dza na isto­tę rze­czy w spo­sób bar­dziej czy­tel­ny, bo i jego dekla­ra­cje są zde­cy­do­wa­nie wyra­zist­sze, co zauwa­ża­ją wszy­scy łącz­nie z poetą (http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=296&artykul=5372): Kału­ża w swo­jej recen­zji („Dwu­ty­go­dnik” 2016, nr 4 http://www.dwutygodnik.com/artykul/6502-brnijmy–to-dalej.html) radzi sobie bez ana­lo­gii z wcze­snym Kopy­tem, ale wnio­ski wycią­ga jak naj­bar­dziej wła­ści­we – moc­no pod­kre­śla wymiar este­tycz­no-poli­tycz­ny wier­szy. Już nie wcho­dzi w grę spe­cy­ficz­ny kom­pro­mis mię­dzy arty­stycz­ną wygra­ną i ide­olo­gicz­nym prze­ka­zem, tak zwa­ne „zaan­ga­żo­wa­nie” nie jest tu już odbie­ra­ne jako wątek książ­ki, ale jako coś, co w oczy­wi­sty spo­sób orga­ni­zu­je tom. O ile Róże­wicz odno­to­wy­wał, że inspi­ra­cja Kopy­tem odbi­ja się na sty­lu i wymo­wie utwo­rów zawar­tych w Kana­dzie, o tyle kry­tycz­ka te dwie płasz­czy­zny ujmu­je wresz­cie jako nie­roz­dziel­ne; jed­no w mnie­ma­niu autor­ki Pod grą – pod czym i ja pod­pi­su­ję się z peł­nym prze­ko­na­niem – zawsze pod­szy­te jest dru­gim i to rzecz abso­lut­nie nie­unik­nio­na.

Nie zaska­ku­je mnie, że i Jakub Skur­tys w swo­jej wyczer­pu­ją­cej, wni­kli­wej recen­zji („Inter-” 2016, nr 2) podob­nie spo­glą­da na prze­pla­ta­ją­ce się idio­my poety:  „[…] mam taką nadzie­ję ‒ że tkwi jesz­cze w poezji zdol­ność uniesz­ko­dli­wia­nia, roz­bra­ja­nia prze­mo­cy, a nie tyl­ko bez­kre­sna, post­hi­sto­rycz­na gościn­ność języ­ków”. Bąk raczej prze­chwy­tu­je niż cytu­je, bo jego gęsty język – zgo­da, że w [beep] Gene­ra­tion nie­co mniej – nie jest pozba­wio­ny kry­tycz­nej inten­syw­no­ści, co łatwo może nam umknąć, gdy przy­zwy­cza­je­ni jeste­śmy do wier­szy-blen­de­rów. Cóż, zda­je się zatem, że dru­ga książ­ka auto­ra tra­fi­ła na znacz­nie bar­dziej przy­ja­zny grunt – głę­bo­ko liczę, że tym wła­śnie tro­pem pój­dzie­my, pisząc o kolej­nych wydaw­nic­twach poety.

O autorze

Dawid Kujawa

Doktor nauk humanistycznych, marksistowski krytyk literacki, redaktor. Ostatnio wspólnie z Jakubem Skurtysem i Rafałem Wawrzyńczykiem opracował wybór wierszy Jarosława Markiewicza Aaa!... (Wydawnictwo Convivo). Obecnie przygotowuje do druku tom Powrót możliwego, poświęcony polskiej poezji i krytyce 2000–2010 (Korporacja Ha!art). Mieszka w Katowicach, pracuje jako programista.

Powiązania