recenzje / IMPRESJE

Gottfried Benn: gen śmierci i gen rozkoszy

Paweł Paszek

Recenzja Pawła Paszka z książki Nigdy samotniej i inne wiersze (1912-1955) Gottfrieda Benna.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Roz­le­głe poszu­ki­wa­nie wyra­zu, genial­na myśl poetyc­ka, szorst­ki, docie­ra­ją­cy do krwi, pro­wa­dzą­cy do wstrzą­su język, wybit­na myśl teo­re­tycz­na, prak­ty­ka lekar­ska, z pew­no­ścią roz­kosz, sza­leń­stwo, gli­na ludz­ka i śmierć.

Pro­po­zy­cja Got­t­frie­da Ben­na, jed­ne­go z naj­wy­bit­niej­szych poetów nie­miec­kich, jest kom­plek­so­wa. Wyda­ny w tym roku przez Biu­ro Lite­rac­kie tom Nigdy samot­niej i inne wier­sze jest solid­nym wybo­rem z prze­kła­dów twór­czo­ści auto­ra na pol­skim ryn­ku lite­rac­kim zna­nym raczej sła­bo. Powo­dem tego jest nie­wiel­ka ilość publi­ka­cji Ben­na w języ­ku pol­skim. Wcze­śniej, w 1982 roku prze­kła­dy autor­stwa Krzysz­to­fa Kara­ska uka­za­ły się pod tytu­łem Poezje wybra­ne, w 1998 roku wyda­no wybit­ne dzie­ło ese­istycz­ne Ben­na Po nihi­li­zmie. Auto­ro­wi Kost­ni­cy poświę­co­no tak­że 5–6 numer „Lite­ra­tu­ry na Świe­cie” z 2006 roku i obec­nie Pań­stwo­wy Insty­tut Wydaw­ni­czy przy­go­to­wu­je tom pro­zy. Prócz wymie­nio­nych wydań zwar­tych i jed­ne­go nume­ru cza­so­pi­sma, spo­ra­dycz­nie publi­ko­wa­no prze­ło­żo­ne na pol­ski frag­men­ty twór­czo­ści pro­za­tor­skiej oraz wier­sze.

Reasu­mu­jąc, dro­ga pol­skie­go czy­tel­ni­ka do Ben­na była dość skom­pli­ko­wa­na, rów­nież przez wzgląd na czę­ste kla­sy­fi­ka­cje auto­ra Mózgów jako głów­ne­go przed­sta­wi­cie­la eks­pre­sjo­ni­zmu nie­miec­kie­go, mógł on przez to wyda­wać się dla nie­zna­ją­ce­go dobrze lite­ra­tu­ry nie­miec­kiej jako mało atrak­cyj­ny. Okre­śle­nie Got­t­frie­da Ben­na jako eks­pre­sjo­ni­sty bez uści­śle­nia i bez zwró­ce­nia uwa­gi na twór­czość po roku 1930, zda­ją być krzyw­dzą­ce. Nie mam tu na myśli jako­by twór­czość z lat 1912–1920 była nie­in­te­re­su­ją­ca lub arty­stycz­nie sła­ba, nic bar­dziej myl­ne­go. W zasa­dzie moż­na jesz­cze na wstę­pie napo­mknąć o róż­ni­cach w poję­ciach eks­pre­sjo­ni­zmu nie­miec­kie­go i pol­skie­go. Czy­tel­nik w Pol­sce, sły­sząc hasło „eks­pre­sjo­nizm” zaraz koja­rzy śro­do­wi­sko „Zdro­ju”, postu­la­ty filo­zo­ficz­no-naro­do­we itp., co też sądzę mogło wpły­wać na moż­li­wą nie­chęć. Nie­miec­ka sztu­ka cza­su eks­pre­sjo­ni­zmu to głów­nie pro­jek­ty arty­stycz­ne, w mniej­szym stop­niu filo­zo­ficz­ne, a jeśli, to doty­czy­ły raczej wewnętrz­nej este­ty­ki twór­czo­ści. Wra­ca­jąc jed­nak do Ben­na, rzecz ma się jesz­cze ina­czej.

Autor Po nihi­li­zmie od same­go począt­ku wytwo­rzył osob­ny idio­lekt. Nie­zwy­kle sil­ną i sta­now­czą dyk­cję wymo­wy poetyc­kiej. U nie­go wyglą­da to tak, jak­by lite­ra­tu­ra sta­no­wi­ła osob­ne wyda­rze­nie egzy­sten­cji, a póź­niej jesz­cze dalej – sta­wa­ła się osob­nym, auto­no­micz­nym bytem, imma­nent­ną kom­plet­no­ścią, cze­go wyra­zem miał być „wiersz abso­lut­ny”. Lite­ra­tu­ra ina­czej niż jej twór­ca, któ­ry nigdy nie będzie w sta­nie zdo­być sta­no­wi­ska „Ja” peł­ne­go, skoń­czo­ne­go, abso­lut­ne­go, mia­ła sta­wać się inte­gral­ną wewnętrz­nie mową, mają­cą moc inwi­gi­la­cji rejo­nów empi­rycz­nie nie­do­stęp­nych. Tyl­ko sztu­ka może być wal­ką z roz­pa­dem, szko­le­niem się, odnaj­dy­wa­niem, nie­ustan­nym star­ciem. Sam Benn wypo­wia­dał się, że wiersz jest „pró­bą arty­sty, któ­ry w obli­czu powszech­ne­go roz­pa­du tre­ści chce jako tre­ści doświad­czyć same­go sie­bie i z tego doświad­cze­nia stwo­rzyć styl”. Wypo­wie­dzi teo­re­tycz­ne Ben­na na wie­le lat sta­ły się kan­wą zachod­nie­go myśle­nia o poezji i sztu­ce. Sły­nął z genial­nych i inspi­ru­ją­cych, choć nie­zwy­kle rzad­kich, odczy­tów, uwiel­bia­ły go kobie­ty.

Począt­ko­wa faza twór­czo­ści przy­pa­dła na okres prak­ty­ki lekar­skiej, cze­go gło­śne echa znaj­du­je­my wła­śnie we wcze­snych wier­szach. Nim Benn roz­po­czął i skoń­czył z wyróż­nie­niem stu­dia bio­lo­gicz­ne i medycz­ne, stu­dio­wał jakiś czas filo­zo­fię i teo­lo­gię. Oddźwię­ki tych wszyst­kich jak­że róż­nych spo­so­bów rozu­mie­nia i odczu­wa­nia ist­nie­nia krzy­żu­ją się w tej twór­czo­ści. Sil­ny bio­lo­gizm, bru­tal­na cie­le­sność two­rzą dusz­ny i cięż­ki obraz poetyc­ki sal ope­ra­cyj­nych, pro­sek­to­riów; opi­sy noc­ne­go życia, moral­nej upa­dło­ści i wszel­kich pato­lo­gii spo­łecz­nych znaj­du­je­my wespół z żar­li­wym pra­gnie­niem ist­nie­nia, inte­lek­tu­al­ne­go oczysz­cze­nia. Tu natra­fia­my na wykro­cze­nia Ben­na prze­ciw ofi­cjal­nym dekre­tom eks­pre­sjo­ni­zmu. Wła­ści­wie mówią­cy u nie­go pod­miot balan­su­je mię­dzy mime­tycz­nym choć wzmoc­nio­nym oczy­wi­ście opi­sem ludz­kie­go cia­ła, a stric­te eks­pre­sją umy­słu. U Ben­na był nie­ustan­nie obec­ny raczej „mózg”, jak w cyklu wier­szy „Kost­ni­ca” czy w utwo­rze „Lekarz” ani­że­li fan­ta­zyj­na meta­fo­ra Tra­kla, inne­go wybit­ne­go poety z okre­su.

Nie trud­no sko­ja­rzyć tę poezję, szcze­gól­nie jej kie­ru­nek inte­lek­tu­al­ny (psy­cho­lo­gi­zu­ją­cy nurt myśli o „Ja” uwi­kła­nym w nie­świa­do­me zależ­no­ści) z wystą­pie­nia­mi Freu­da. To nie­co zasła­nia jej wyna­laz­ki spod zna­ku este­ty­ki twór­czo­ści, genial­no­ści kom­po­zy­cji i jej spo­so­bu, nie­zwy­kle pre­kur­sor­skich w tam­ten czas.

Benn prze­niósł do wier­sza spe­cja­li­stycz­ną ter­mi­no­lo­gię medycz­ną, two­rzył poezję z ele­men­ta­mi publi­cy­sty­ki, jego wier­sze głów­nie z okre­su póź­niej­sze­go są nie­po­wta­rzal­ny­mi kola­ża­mi wyobraź­ni. Inten­cjo­nal­nie nie­rów­nie we wewnętrz­nej struk­tu­rze, two­rzą wize­ru­nek nie­ustan­nie upo­mi­na­ją­ce­go się o głos języ­ka, któ­ry bar­dzo szyb­ko tra­ci na war­to­ści, na wła­snym zna­cze­niu. Stąd uznać moż­na Ben­na za pre­kur­so­ra nur­tów poezji pono­wo­cze­snej, jeśli tako­we stwier­dze­nie, pro­szę wyba­czyć, poza robo­czym uży­ciem, w ogó­le ist­nie­je.

Wie­lo­krot­nie oskar­ża­ny o cynizm, o nihi­lizm, bru­tal­nie ata­ko­wa­ny przez faszy­stów i komu­ni­stów, póź­niej rów­nież bar­dzo ostro osą­dza­ny za sym­pa­ty­zo­wa­nie z ruchem naro­do­wo­so­cja­li­stycz­nym Hitle­ra (co rze­czy­wi­ście mia­ło miej­sce przez bar­dzo krót­ki okres, po 1933 nastę­pu­je rady­kal­ny zwrot w myśli nie­miec­kie­go poety i odwrót od ide­olo­gii tota­li­zu­ją­cych) Got­t­fried Benn jest ide­al­nym przy­kła­dem jed­nost­ki doświad­cza­ją­cej histo­rii wręcz orga­nicz­nie. Tyleż razy był odsą­dza­ny od czci i wia­ry, co nagra­dza­ny i chwa­lo­ny, uzna­wa­ny za geniu­sza, że raczej moż­na uznać go za „poetę prze­klę­te­go”. Rów­nież życie oso­bi­ste było wypeł­nio­ne tra­ge­dia­mi taki­mi jak nie­ocze­ki­wa­na śmierć dwóch żon. Te wyda­rze­nia wstrzą­sa­ją wewnętrz­nie auto­rem „Noc­nej kawiar­ni”, pozo­sta­wia­ją wewnątrz śla­dy nie­za­tar­te do koń­ca życia.

Dzie­ło Got­t­frie­da Ben­na coraz czę­ściej przy­po­mi­na, jak kie­dyś o swej twór­czo­ści wyra­zi­ła się Mari­na Cwie­ta­je­wa „krzyk obra­żo­nej duszy”, z tym, że u Ben­na krzy­czy raczej dotknię­ty bólem mózg. Ból jest pora­ża­ją­cy, jest to ból nie­moż­li­wo­ści uzy­ska­nie pew­ne­go, solid­ne­go sie­bie. Ta nie­moż­ność od razu idzie w parze z pew­nym moral­nym obostrze­niem – mogę prze­cież mówić tyl­ko za sie­bie, tyl­ko za sie­bie, powta­rza Benn. Za sie­bie, któ­ry jed­nak umie­ra za każ­dym sło­wem wypo­wie­dzia­nym, bo sło­wo zosta­je samo, zawsze w zupeł­nej samot­no­ści. I kolej­na kwe­stia, że nie­unik­nio­na samot­ność sło­wa jest rów­nież samot­no­ścią nie­moż­li­we­go „Ja”. Ala sama samot­ność jest uchy­bie­niem, z któ­rym potrze­ba się upo­rać, przy­naj­mniej nie­ustan­nie usi­ło­wać to robić. Sztu­ka, poezja spod zna­ku wyso­kie­go arty­zmu być może jest w sta­nie tego doko­nać. Pisa­nie, któ­re mogło­by „roze­drzeć wła­sną isto­tę” było zamia­rem Ben­na. „Wiersz syn­te­tycz­ny” for­mu­ła poetyc­kiej mowy, któ­ra doko­ny­wa­ła­by chwi­lo­we­go sca­le­nia, momen­tal­ne­go zespo­le­nia roz­dar­te­go zna­cze­nia, roz­dar­te­go na sło­wo i rzecz. O takim sta­ra­niu świad­czy utwór „Syn­te­za”:

Mil­czą­ca noc. Mil­czą­cy dom.
Jam jed­nak z tych naj­cich­szych gwiazd,
Ja nawet jesz­cze wła­sny blask
wypę­dzam w wła­snej nocy głąb.

Wró­ci­łem mózgiem znów ku sobie
z jaski­ni, z nie­ba, z gno­ju staj­ni.
To nawet, co wciąż lgnie do kobiet.
to tyl­ko mrok ona­nii.

Ja toczę świat. Ja rzę­żę łup.
I w nagim szczę­ściu bro­dzę potem:
nie wtło­czy śmierć, nie wgni­je trup
mnie, mego Ja, w ten świat z powro­tem.

Samot­ność jako wewnętrz­na inte­gra­cja, jako spo­tka­nie dwu bie­gu­no­wej isto­ty czło­wie­ka – „genu śmier­ci i genu roz­ko­szy”, Tha­na­to­sa i Ero­sa, jest jedy­ną dro­gą poświad­cze­nia wła­sne­go życia w sztu­ce, wła­snej egzy­sten­cji instynk­tow­nie sta­ra­ją­cej się o prze­trwa­nie. Jed­nak doj­mu­ją­ce jest uczu­cie, któ­re wstrzą­sa świa­do­mo­ścią poj­mu­ją­cej, że prze­trwa­nie jest odry­wa­ne od losu jako legen­da, jako baśń. Stąd śmierć i roz­kosz, samot­ność i być może jakieś odna­le­zio­ne „My” – jed­nak cią­gle wszyst­ko zna­czy jesz­cze jeden gen, gen koń­ca. Ostat­nie wier­sze noszą zna­mio­na pogo­dze­nia się z nad­cho­dzą­cą śmier­cią, o któ­rej Benn wie­dział wcze­śniej, wykry­to bowiem u nie­go nowo­twór. Got­t­fried Benn umie­ra 7 lip­ca 1956 roku, pozo­sta­wia­jąc po sobie jed­no z naj­więk­szych dzieł liry­ki wie­ku XX.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na stro­nie Wywrota.pl. Dzię­ku­je­my za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

O autorze

Paweł Paszek

Urodzony w 1988 roku. Krytyk literacki. Asystent w Instytucie Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Śląskiego. Mieszka w Czechowicach-Dziedzicach.

Powiązania

Powiedzenie Ashbery’ego. O roz-czytywaniu siebie w „Trzech poematach” Johna Ashbery’ego.

recenzje / ESEJE Paweł Paszek

Recen­zja Paw­ła Pasz­ka z książ­ki Czte­ry poema­ty Joh­na Ash­be­ry­’e­go, któ­ra uka­za­ła się w por­ta­lu Wywrota.pl.

Więcej

Zapis i porozumienie

recenzje / ESEJE Paweł Paszek

Recen­zja Paw­ła Pasz­ka z książ­ki Błam (1985–2011) Mar­ci­na Sen­dec­kie­go, któ­ra uka­za­ła się w por­ta­lu Wywrota.pl.

Więcej

Osobne milczenie. Wobec Radości Grzegorza Kwiatkowskiego

recenzje / IMPRESJE Paweł Paszek

Esej Paw­ła Pasz­ka towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Rado­ści Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go.

Więcej

Laura (Riding) Jackson, czyli taki pościg za obecnością

recenzje / ESEJE Paweł Paszek

Recen­zja Paw­ła Pasz­ka z ksią­żek Koro­na dla Han­sa Ander­se­na i Obro­ty cudów Lau­ry Riding Jack­son, któ­ra uka­za­ła się 9 lip­ca 2012 roku na ser­wi­sie wywrota.pl.

Więcej

Rzeczy potrzebne do życia

recenzje / ESEJE Paweł Paszek

Recen­zja Paw­ła Pasz­ka z książ­ki Od kwiet­nia do kwiet­nia Micha­ela Lon­gleya.

Więcej

Hej, Farsz, Sendecki, Shall we?

recenzje / ESEJE Paweł Paszek

Recen­zja Paw­ła Pasz­ka z książ­ki Farsz Mar­ci­na Sen­dec­kie­go.

Więcej

Lekarz [przekład czyta Sława Lisiecka]

dzwieki / RECYTACJE Gottfried Benn

Wiersz z książ­ki Nigdy samot­nej i inne wier­sze (1912–1955), zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Got­t­fried Benn i Ber­tolt Brecht” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2012, czy­ta Sła­wa Lisiec­ka.

Więcej

Dynamika

dzwieki / RECYTACJE Gottfried Benn

Wiersz z książ­ki Nigdy samot­nej i inne wier­sze (1912–1955), zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Got­t­fried Benn i Ber­tolt Brecht” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2012. Prze­kład czy­ta Andrzej Kopac­ki.

Więcej

Benn na pięć głosów

recenzje / IMPRESJE Inez Okulska

Esej Inez Okul­skiej towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Nigdy samot­niej i inne wier­sze (1912–1955) Got­t­frie­da Ben­na.

Więcej

Wracając do Gottfrieda Benna

recenzje / ESEJE Anna Folta

Recen­zja Anny Fol­ty z książ­ki Nigdy samot­niej i inne wier­sze (1912–1955) Got­t­frie­da Ben­na.

Więcej

Samotność

recenzje / ESEJE Leszek Szaruga

Recen­zja Lesz­ka Sza­ru­gi z książ­ki Nigdy samot­niej i inne wier­sze (1912–1955) Got­t­frie­da Ben­na.

Więcej

Benna wiersz absolutny

recenzje / ESEJE Łukasz Kaczyński

Recen­zja Łuka­sza Kaczyń­skie­go z książ­ki Nigdy samot­niej i inne wier­sze (1912–1955) Got­t­frie­da Ben­na.

Więcej

Gottfried Benn: Ziemia woła

recenzje / ESEJE Julia Fiedorczuk

Recen­zja Julii Fie­dor­czuk z książ­ki Nigdy samot­niej i inne wier­sze Got­t­frie­da Ben­na.

Więcej

Samotność i wspólnota. Na marginesie Nigdy samotniej… Gottfrieda Benna

recenzje / ESEJE Marcin Jurzysta

Recen­zja Mar­ci­na Jurzy­sty z książ­ki Nigdy samot­niej i inne wier­sze Got­t­frie­da Ben­na.

Więcej