recenzje / ESEJE

Henry Green Kochając

Adam Kraszewski

Recenzja Adama Kraszewskiego z książki Henry’ego Greena Kochając, która ukazała się na stronie natemat.pl.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Gre­en poka­zu­je nam w krzy­wym zwier­cia­dle spo­łe­czeń­stwo angiel­skie sprzed kil­ku­dzie­się­ciu lat. Peł­ne fobii, uprze­dzeń i sztyw­ne­go zhie­rar­chi­zo­wa­nia nawet w naj­mniej­szych spo­łecz­no­ściach.

Zamek w Eire. Gdzieś dale­ko toczy się woj­na i towa­rzy­szą­ce jej bom­bar­do­wa­nia, któ­re miesz­kań­cy zam­ku zna­ją jedy­nie z radio­wych i pra­so­wych donie­sień. Tu panu­je spo­kój, a jedy­nym zagro­że­niem, rze­czy­wi­stym lub wydu­ma­nym, jest IRA. Posa­da na zam­ku jest więc dobro­dziej­stwem losu. Neu­tral­ność Irlan­dii ozna­cza bez­pie­czeń­stwo nie tyl­ko od nie­miec­kich bomb, ale i od powo­ła­nia do służ­by woj­sko­wej. Ale i w tej spo­łecz­no­ści toczy się cicha wal­ka.

Naszą opo­wieść otwie­ra swo­ista wymia­na kadro­wa. Oto umie­ra sta­ry kamer­dy­ner, a jego miej­sce zaj­mu­je lokaj. Z posa­dą kamer­dy­ne­ra zwią­za­ne są licz­ne przy­wi­le­je, z któ­rych świe­żo awan­so­wa­ny Raun­ce chce korzy­stać, a to budzi sprze­ciw, a nawet gniew, jego współ­pra­cow­ni­ków. Jedy­ną bro­nią Raun­ce są dwa, pozo­sta­wio­ne przez jego zmar­łe­go poprzed­ni­ka, note­sy. Note­sy te są kopal­nią wie­dzy o funk­cjo­no­wa­niu zam­ku, jego buchal­te­rii i drob­nych sła­bost­kach gości. Ale czy jest to broń wystar­cza­ją­ca do utrzy­ma­nia się na zam­ku i zdo­by­cia wdzię­ków mło­dziut­kiej poko­jów­ki? Wszak naj­więk­szym zagro­że­niem jest roz­trze­pa­na wła­ści­ciel­ka zam­ku, któ­ra co rusz gubi cen­ną biżu­te­rię. Czy Raun­ce zdo­bę­dzie wdzię­ki pięk­nej Rosie i czy wytrzy­ma pre­sję nowej posa­dy? Tego dowie­my się się­ga­jąc po książ­kę Henry‘ego Gre­ena.

Sam Hen­ry Gre­en nazy­wa­ny jest mia­nem „pisa­rza dla pisa­rzy”. Styl pisa­nia Gre­ena nazy­wa­ny jest enig­ma­tycz­nym i skie­ro­wa­nym do wąskie­go gro­na odbior­ców, jed­nak­że według mojej oce­ny tajem­ni­ca Gre­ena tkwi zupeł­nie w czymś innym. Gre­en rela­cjo­nu­je opi­sy­wa­ne przez sie­bie wyda­rze­nia w taki spo­sób, że nie tyl­ko nie narzu­ca czy­tel­ni­ko­wi swo­jej oce­ny posta­ci, ale też znie­chę­ca go do opo­wie­dze­nia się po stro­nie któ­rej­kol­wiek z nich. Czy­taj, przyj­mij do wia­do­mo­ści, ale nie wchodź w jaką­kol­wiek z ról, zda­je się nam prze­ka­zy­wać Autor. Takie posta­wie­nie spra­wy musi szo­ko­wać czy­tel­ni­ka, dla­te­go lek­tu­ra tej książ­ki odpo­wia­dać będzie raczej wyro­bio­ne­mu czy­tel­ni­ko­wi, któ­ry chce delek­to­wać się wspa­nia­łym języ­kiem.

A nie­prze­ko­na­nym do Gre­ena zacy­tu­ję sło­wa kamer­dy­ne­ra, któ­re zain­spi­ro­wa­ły pisa­rza do napi­sa­nia tej książ­ki. Kamer­dy­ner ten na pyta­nie, co lubi naj­bar­dziej, odpo­wie­dział : „Leżeć na łóż­ku w let­ni pora­nek, przy otwar­tym oknie sły­szeć kościel­ne dzwo­ny, jedząc posma­ro­wa­ną masłem grzan­kę pach­ną­cy­mi cipą pal­ca­mi”.


Recen­zja uka­za­ła się na stro­nie natemat.pl. Dzię­ku­je­my Auto­ro­wi za zgo­dę na prze­druk.

O autorze

Adam Kraszewski

Ekonomista z zawodu, a mól książkowy z wyboru.

Powiązania