Mój ulubiony rozdział z książki Viola i Niebieski to „Palety”. Jest to chyba zarazem najtrudniejsza część tej historii, jeśli chce się zachować zarówno jasność przekazu, jak i delikatność. W tym rozdziale staram się wyjaśnić tylko pozornie trudny trudną koncept: bycie mężczyzną czy bycie kobietą nie jest tak początkowym punktem w konstruowaniu naszej indywidualności jak zwykliśmy myśleć. Nie jest nawet najważniejszym punktem. Dlaczego? Ponieważ bycie kobietą lub bycie mężczyzną wiąże się z tym, co wybrało dla nas życie. Natomiast stawanie się kobietą czy stawanie się mężczyzną odnosi się do tego, co sami codziennie dla siebie wybieramy, malując swoje życie wszystkimi kolorami, jakich potrzebujemy. Ten rozdział jest być może sercem książki, punktem, w którym jednoznacznie widać, jak ważne jest rozmawianie o tym, jak wiele stereotypów narosło wokół płci, by zarówno dzieci, jak i rodzice byli świadomi siły wzorców kulturowych związanych ze sposobami przedstawiania mężczyzn i kobiet, ponieważ to właśnie one stają się potem „szufladkami” i „klatkami”, wpływającymi na relacje społeczne oraz te damsko-męskie. Wypunktowanie, nazwanie stereotypów związanych z płcią jest sposobem na zapobieganie zjawiskom takim jak przemoc, nierówność i asymetria w związkach partnerskich i wprowadzanie w to miejsce kultury wzajemnego szacunku i wolności; ponieważ, jak tata Violi przypomina swojej córeczce: „Wszyscy zawieramy w sobie trochę Różu i trochę Niebieskiego, trochę tego, co męskie, i trochę tego, co żeńskie. Dlatego dziewczynki i chłopcy mogą się wyróżniać zarówno duchem walki, jak i zmysłem poetyckim, stanowczością i delikatnością, odwagą i cierpliwością, siłą i łagodnością, i wszystkim tym, co możemy w sobie pomieścić, i nikt nie będzie nam mówił, co jest tak, a co nie tak”.
Palety
Viola i tata wychodzą ze sklepu.
Słońce znajduje się teraz niżej, niebo przybrało Czerwoną barwę, długie wspólne popołudnie wkrótce dobiegnie końca. Nadszedł czas, by udać się z powrotem do domu, wyruszyć w stronę Zjazdu Strachu. Kiedy przemierza się go na odwrót, to zmienia nazwę na Podjazd Śmierci.
Tata ściska w dłoni Biały worek z nawozem dla begonii, w drugiej ręce trzyma Żółtą torbę z sadzonką papryko-pomidora. Viola postanowiła, że zasadzą go w ogrodzie.
Odpychając się na hulajnodze, Viola ciągle patrzy na torbę ze swoją roślinką, która kołysze się niesiona przez tatę. Przychodzi jej do głowy pytanie i nie może się powstrzymać, żeby go nie zadać.
– Tato, czyli po prostu boimy się tego, że wszyscy się różnimy?
– Nie, Violu – odpowiada tata. – Boimy się tego, że wszyscy jesteśmy jedyni w swoim rodzaju.
– Jak kolory, które są nieskończone, prawda?
– Tak. Ale największy strach odczuwa się przed tym, że się nie jest takim, jakby tego chcieli inni. Każą nam myśleć, że jeśli nie trafimy do odpowiedniej skrzyni, to nie będą nas kochać. Czasem również my, rodzice, zachowujemy się tak wobec naszych dzieci, wiesz o tym?
– Wobec dzieci?
– Tak. Może nie robimy tego umyślnie, ale my, mamusie i tatusiowie, czasem marzymy o tym, żeby nasze dzieci były takie, a nie inne. Łudzimy się, że będą do nas podobne. I może się tak zdarzyć, że dzieci, dorastając, będą się czuły, jakby raniły rodziców, tylko dlatego, że są inne niż życzyliby sobie tego ich mamy i tatusiowie.
Viola z tatą stają przed Podjazdem Śmierci, dziewczynka schodzi z hulajnogi i zaczyna ją pchać ręcznie. I tak pod górę nie da się rozwinąć szybkości.
– Tato, jestem bardziej podobna do ciebie czy do mamy?
– Nie jesteś podobna do nikogo, Violu. Pewnie, coś tam ode mnie czy od mamy przejęłaś, ale koniec końców jesteś podobna tylko do siebie samej.
– A ty z mamą będziecie zadowoleni, nawet jeśli nie spełnię waszych marzeń?
Tata patrzy na swoją córkę. Zatrzymuje się. Potem klęka tuż przy niej, jak wcześniej przy sadzonce w sklepie.
– Violu, wiesz dlaczego masz tak na imię? – pyta.
– Tak, czyli jak?
– Dlaczego masz imię oznaczające nazwę koloru?
– Bo jesteś malarzem, tatusiu?
– Trochę tak. Ale nie tylko dlatego.
– Bo to imię podobało się tobie i mamie?
– To też. Ale czy wiesz, dlaczego nam się podobało?
– Nie.
– Bo Fiolet, kiedy miesza się kolory na palecie, otrzymuje się z połączenia Różu i Niebieskiego.
– Jak to? – pyta z niedowierzaniem Viola. – Naprawdę?
– W stu procentach. Przysięgam. Jeśli chcesz, to po powrocie do domu razem to sprawdzimy.
– Czyli ja jestem Różem i Niebieskim naraz?
– Tak – odpowiada tata. – Ale w gruncie rzeczy wszyscy tacy jesteśmy.
– Wszyscy?
– Tak, Violu – potwierdza tata. – Wszyscy zawieramy w sobie trochę Różu i trochę Niebieskiego, trochę tego, co męskie, i trochę tego, co żeńskie. Dlatego dziewczynki i chłopcy mogą się wyróżniać zarówno duchem walki, jak i zmysłem poetyckim, stanowczością i delikatnością, odwagą i cierpliwością, siłą i łagodnością, i wszystkim tym, co możemy w sobie pomieścić, i nikt nie będzie nam mówił, co jest tak, a co nie tak. Bo żaden z tych odcieni nie jest tylko męski czy tylko żeński.
– I nie jest tylko tatusiów albo tylko mam?
– Tak właśnie.
– Tato, to po co w ogóle jest się dziewczynką lub chłopcem?
– Po to, żeby mieć jakiś start, Violu. Jak teraz przed tym wzniesieniem, które dzieli nas od domu.
– Mówisz o Podjeździe Śmierci?
– W tym sensie mówiłbym raczej o Podjeździe Życia. Stawanie się tym, czym jesteśmy, oznacza dotarcie na szczyt albo do poziomu, na którym czujemy się jak w domu. Bo bycie chłopcem lub dziewczynką łączy się z tym, co życie wybrało dla nas, podczas gdy stawanie się kobietą i mężczyzną wiąże się z tym, co sami codziennie wybieramy dla naszego życia, używając wszystkich możliwych kolorów.
– Jak wtedy, gdy malujesz obraz, zgadza się?
– Tak, właśnie tak. W tworzeniu obrazu nie liczy się to, od jakiego koloru zaczniesz, ale ilu barw potrzebujesz.
– Tato, na moim obrazie chciałabym, żeby była też moja roślinka i ty, i mama, i dziadek, i hulajnoga, i Marco, a także nasz ogród. I siła, i łagodność naraz – wylicza Viola. – Ale bez skrzyni do kwiatów, w porządku?
Tata wybucha głośnym śmiechem.
– W porządku, Violu – mówi. – Obraz jest twój, obejdzie się bez skrzyni.
Viola też wybucha śmiechem i razem rozpoczynają wspinaczkę pod górę.
Wtedy dziewczynka zauważa Czerwoną kropkę, która mknie w ich stronę z całą prędkością, w dół Zjazdu Strachu. Po chwili widzi ją już wyraźniej, nie ma żadnych wątpliwości, to Czerwona hulajnoga, którą zna doskonale.
– Tato, to Marco! – krzyczy. – Dlatego nie było go na rynku, pojechał do nas w odwiedziny.
– To na co czekasz, Violu? Leć mu na spotkanie, już!
Viola zaczyna mocno pchać pod górę swoją hulajnogę, sprawia jej to wiele trudu, ale dziewczynka się nie poddaje, tymczasem Marco zaczął już hamować, bo zbliża się do zakrętu.
Tata patrzy na tych dwoje dzieci, zmierzających w górę i w dół, żeby się spotkać, niczym dwa kolory na palecie malarza, i nie może opędzić się od myśli, że to naprawdę niezwykły widok.