
Powieść o nas
recenzje / ESEJE Filip ŁobodzińskiImpresja Filipa Łobodzińskiego na temat prozy Krystyny Czarneckiej, wyróżnionej w ramach projektu „Pracownie otwarte prozą 2023”.
WięcejKomentarz Filipa Łobodzińskiego towarzyszący wydaniu książki Salvadora Espriu Skóra byka, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 4 maja 2020 roku.
Mój psychoterapeuta – gdybym miał takiego na stałe – byłby dumny. Pokonałem lęk. Lęk miał na imię Salvador Espriu i paraliżował wszelkie moje dotychczasowe wahania, czy jestem w stanie go przekładać na polski.
Przekład pięknej literatury zawsze budzi we mnie odruch: a po co, skoro to tak dobrze brzmi w oryginale? Po co psuć, narażać oryginał na utarczki z naszymi spółgłoskami, z naszą nielogiczną fleksją, z popapraną składnią? Ale zaraz potem troll-traduktor podszeptuje: a właśnie po to – żeby sprawdzić, co by napisali ci wielcy obcojęzyczni twórcy, gdyby los kazał im od dzieciństwa mówić po polsku. Albo przynajmniej sprawdzić, jakie echo w tej zabawie w głuchy telefon dotrze do polskich czytelników i słuchaczy.
Ale i tak są w rzeczywistości dwa powody: 1) żeby wpuścić w polski krwiobieg jeszcze jeden głos (powód spiżowy); 2) żeby przemeblować sobie głowę i poćwiczyć wrażliwość (powód gimnastyczny, prosto z duchowej siłowni).
Salvador Espriu zaistniał na moim widnokręgu w czasach mchu i paproci, na pierwszym roku studiów na warszawskiej iberystyce. Na hasło rzucone przez Carlosa Marrodana, naszego pana od literaturoznawstwa, zaczęliśmy tłumaczyć XX-wieczną poezję hiszpańską. Carlos pomógł nam dokonać wyboru wierszy. Sam dołożył trzy wiersze Espriu, ponieważ my dopiero uczyliśmy się hiszpańskiego, o katalońskim nie było co marzyć. On zaś trochę kataloński już znał.
Owe trzy wiersze są w zbiorze Skóra byka i inne utwory – ale dziś już w moim przekładzie.
Kilka lat potem przełożyłem cztery króciutkie wiersze Espriu, z których bodaj jeden trafił nawet do „Literatury na Świecie”. Te wiersze też weszły w skład książki, którą wydaje dziś Biuro Literackie – ale w nowych, chyba dużo lepszych wersjach.
Skąd więc lęk, skoro oswajałem Espriu jeszcze w czasach późnej komuny? Ano stąd, że wtedy byłem młody i niefrasobliwy. Przekład traktowałem jako hobby, rodzaj fanaberii, której efektami mogę dzielić się ze znajomymi, a efekty te zasługują na ujawnienie, o ile „opowiadają” o tym, co jest w oryginale. Dopiero w kolejnej dekadzie, już w latach 90., kiedy zacząłem parać się przekładem literackim za pieniądze, zacząłem lawinowo nabierać świadomości i wrażliwości. I gdy wspomniana „Literatura na Świecie” bodaj w początkach XXI stulecia zaproponowała mi wybór i przekład kilkunastu wierszy – niespodzianka – Salvadora Espriu, odmówiłem. Powiedziałem, że tłumaczyłem kiedyś jego poezję, ale mało wiedziałem, a przekładanie piosenek Lluisa Llacha z katalońskiego jest jednak zajęciem obarczonym mniejszym ryzykiem. Że dobrze przekładać poezję oznacza dobrze wychwytywać aluzje kulturowe, poziomy stylistyczne, ewentualne stylizacje i cytaty, czyli całe spektrum DNA kulturowego. A ja na terenie katalońszczyzny jestem ledwie turystą. Lęk ujawnia swą wredną gębę.
Szybkie przewijanie do wiosny 2019. W Biurze Literackim zaczyna się wylęgać pomysł, by ukazała się pierwsza porządna antologia poezji katalońskiej po polsku. Padają różne nazwiska. Salvador Espriu od początku jest na podium. Właściwie tytułowa historia jednego przekładu powinna się zacząć tu, a sprowadzałaby się do wymiany mailowej między Arturem Bursztą, Olą Olszewską a mną. Te maile bowiem bardziej niż analiza samego procesu translatorskiego obrazuje, jak z wolna krystalizowała się decyzja, by była to monograficzna książka Espriu, poety rangi Kavafisa, Herberta, Eliota, późnego Staffa. Jak stopniowo traciłem kolejne oręże własnego lęku, próbując wymigać się od zadania, które wydawało się ponad siły. Jak wreszcie założyłem hełm Mambryna i ruszyłem jak Don Kichot naprawiać świat. Własny świat. Walczyć z lękiem o nazwie Espriu.
W drugim, krótkim akcie tej historii jednego przekładu były pojedyncze wiersze czy fragmenty poematów, przesyłane do redakcji – i redakcyjne reakcje.
Akt trzeci to moja długo wysiadywana decyzja, jak skomponować ten tom. Wiedziałem, że najsłynniejsze dzieło Espriu, czyli 54-częściowy poemat Skóra byka, powinien znaleźć się tam w całości. Potem wybierałem pojedyncze wiersze z innych tomów Espriu. I sekwencja olśnień – nie da się wyciąć ponumerowanych fragmentów fascynującego poematu Cmentarz Sinery, bo całość to zapis drogi, dojrzewania do śmierci. Zatem Cmentarz też w całości. A co z tymi króciakami, które przekładałem trzydzieści ileś lat temu? Wszystkie pochodziły z przejmującego zbioru Godziny. Wymagały retuszu lub solidnego remontu. Ale przecież w zbiorze Espriu sąsiadują z innymi równie fascynującymi. Kolejne medytacje o śmierci – niekiedy apollińskie, marmurowe, niekiedy dionizyjskie, zmysłowe. To może jeszcze ten… i ten… i jeszcze… I tak po polsku miałem już cały tom Godziny. I dwa wiersze spoza tych trzech cyklów. Miałem strukturę.
I akt finałowy, czwarty, czyli praca redakcyjna, owocne dyskusje z Joanną Mueller, które ostatecznie wypolerowały moją zbroję antylękową.
Język kataloński, podobnie jak angielski, jest dosyć ekonomiczny – ma dużo słów krótkich, lubi jamb. W polszczyźnie jamb wymaga kunsztu, by nie wpaść w koleinę drętwosłowia i przewidywalnych końcówek zaimkowych. Szczególnie gdy szermuje rymem. A Espriu czasem pisze wierszem wolnym, czasem jednak – jakże często – rymuje, i to dość dokładnie. Lubi cały wiersz zestroić tym samym asonansem. W jednym wierszu („XVIII”) posuwa się do zamachu na tłumacza: poza pierwszą i dziewiątą (ostatnią) zwrotką ustanawia w nim porządek wersyfikacyjny zdolny przyprawić o palpitacje – tworzy oktostychy, gdzie każdą parę wersów zestraja dokładny rym (męski!), przy czym w drugiej i trzeciej strofie to rymy oparte na samogłosce A, w czwartej E, w piątej I, w szóstej i siódmej O, zaś w ósmej U… Ma ktoś żyletkę? Bo myślę, czy by się nie pochlastać.
Takie swoiste kuglarstwo poetyckie to także przyrząd do ćwiczeń translatorskich. W pocie zwojów zyskałem kolejne antidotum. Wiersz może wydawać się tylko popisem formalnym, ale w kontekście całości ma swój swoisty sens.
Odrębnym zagadnieniem była materia tej poezji. I myślę, że dopiero dziś, gdy nie ma dnia, by coś mnie nie bolało, gdy muszę coś łykać, żeby nie czuć dolegliwości – mogłem naprawdę oswoić te medytacje o śmierci, jak Espriu nazywał swoją poezję. Zresztą nie tylko o śmierci. O wolności, o odpowiedzialności, o pamięci. Ile te słowa znaczą, dowiaduję się z wiekiem. Espriu pomógł mi doprecyzować niektóre moje domysły. Korzystając z jego słów, ponazywałem je po polsku i włożyłem do Skóry byka i innych utworów.
Dziś sam czuję, że stoję na arenie Sefarad i wywijam sztandarem. Czuję niekiedy oddech białookiego ślepca, słyszę szum wiatru w cyprysach i z tkliwością myślę o tej mojej tchórzliwej, starej, smutnej ziemi. „Mój Espriu” brzmi dla mnie przekonująco, jest jednorodny. Ile w nim Espriu, ile zaś Łobodzińskiego – nieważne. Przekładałem, pisałem tę książkę w hołdzie Katalończykowi i wierzę, że biblioteka Sinery będzie miała z niej pożytek.
Pokonałem lęk, panie doktorze.
Dofinansowano ze środków Instytutu Ramona Llulla.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych
Ur. w 1959 r. Iberysta, dziennikarz, muzyk i tłumacz z języków: angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, katalońskiego, portugalskiego oraz ladino. Laureat Nagrody Instytutu Cervantesa w Warszawie w 2005 r. za najlepszy przekład literacki. Przez lata pracował jako dziennikarz (TVP, Polsat News, Trójka, Inforadio, „Non Stop”, „Rock’n’Roll”, „Machina”, „Przekrój”, „Newsweek”), a obecnie współprowadzi program telewizyjny „Xięgarnia”. Współzałożyciel Zespołu Reprezentacyjnego (od 1983, sześć płyt) oraz dylan.pl (od 2014, jedna płyta), specjalizującego się w wykonywaniu przekładów piosenek Boba Dylana. W Biurze Literackim ukazały się przetłumaczone przez niego książki Dylana: Duszny kraj (2016) oraz Tarantula (2018), Patti Smith: Tańczę boso i Nie gódź się oraz Salvadora Espriu Skóra byka. Mieszka w Warszawie.