recenzje / KOMENTARZE

Historia jednego wiersza: „Błąd w legendzie (wakacyjna przygoda)”

Kacper Bartczak

Autorski komentarz Kacpra Bartczaka, towarzyszący premierze książki Czas kompost, wydanej w Biurze Literackim 28 sierpnia 2023 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Poni­żej pre­zen­tu­ję histo­rię wier­sza „Błąd w legen­dzie (waka­cyj­na przy­go­da)”. Histo­ria, czy­li to, co się sta­ło, co się „wyda­rzy­ło”. Ale kie­dy? Przed wier­szem? Póź­niej? Czy moż­na zdać rela­cję z anty-zda­rzeń?

Wiersz pisa­ło mi się trud­no. Moż­li­we, że zaczą­łem spi­sy­wać coś już „w trak­cie”, czy­li w cza­sie pie­szej wyciecz­ki przez pola, mię­dzy Łeb­czem a Swa­rze­wem, latem 2021. Póź­niej poja­wi­ło się wie­le kolej­nych wer­sji. Jed­na z nich, frag­men­ta­rycz­na, zosta­ła opu­bli­ko­wa­na w „Odrze” (nr 1/2022). Inna poja­wi­ła się w dru­gim nume­rze inter­ne­to­we­go maga­zy­nu „Zakład”. Obie publi­ka­cje były dla mnie waż­ne (i rado­sne: to był debiut w obu przy­pad­kach). Obie nale­żą do histo­rii wier­sza i bar­dzo mi pomo­gły. Dzię­ku­ję redak­cjom. Redak­cje są waż­ne. „Dro­ga do osta­tecz­ne­go kształ­tu pra­cy poety nigdy nie jest jed­no­li­ta”, jak napi­sał ame­ry­kań­ski poeta Peter Giz­zi, komen­tu­jąc swo­ją pra­cę redak­cyj­ną nad kolej­nym tomem wier­szy zebra­nych Jac­ka Spi­ce­ra, „i zawsze towa­rzy­szy jej boga­te życie tek­stów oraz dys­kur­sów im towa­rzy­szą­cych”.

„Błąd w legen­dzie” to wiersz seryj­ny. For­mę tę pod­pa­trzy­łem, mię­dzy inny­mi, u wspo­mnia­ne­go Jac­ka Spi­ce­ra. W poniż­szej pró­bie wtór­ne­go dotar­cia do tam­tych wyda­rzeń zacho­wu­ję nume­ra­cję oraz pod­ty­tu­ły seg­men­tów serii przy­ję­te w tomie Czas kom­post.

1. pro­log: rosz­cze­nie
Waka­cje, czy­li uskok w cza­sie. Coś się dzie­je z cza­sem, ale trud­no to nazwać. Narzą­dy pra­cu­ją ina­czej. Obu­dził mnie dźwięk zra­sza­cza na pose­sji sąsia­da. Był to ogro­dzo­ny meta­lo­wą siat­ką kwa­drat wyro­słych na gli­nie suchych chwa­stów, któ­re pod­le­wał zra­szacz. Dźwięk był przy­jem­ny i cie­ka­wy, jed­no­cze­śnie suchy i mokry. Pozwo­lił mi dostrzec sufit. Sufit był bia­ły, ale moc­no nasy­co­ny, przy zało­mie man­sar­dy prze­cho­dził w fio­let. Zda­łem sobie spra­wę, że mam kosmyk wło­sów w ustach. Zaczą­łem się zasta­na­wiać, czy jest mój.

2. pol­ski post (uwa­ga o meto­dzie)
Pogo­da była dokład­nie taka, jakiej się spo­dzie­wa­li­śmy: nie dało się jej okre­ślić. Było chłod­no, ale dusz­no. Sza­ro, ale z prze­świ­ta­mi. Ktoś powie­dział, chodź­my tam, gdzie jest tro­chę mniej ludzi. Pod­je­cha­li­śmy do jed­nej z tych wio­sek, w któ­rych nic nie ma, i stwier­dzi­li­śmy, że nawet mapa nie może się zde­cy­do­wać, czy cho­dzi o zwy­kłą polną dro­gę, czy o ścież­kę rowe­ro­wą. Pro­jekt był taki, żeby iść od jed­ne­go punk­tu do kolej­ne­go. Pierw­szym punk­tem był cmen­tarz na skra­ju Łeb­cza. Przez płot widzia­łem ciem­no­brą­zo­we kamie­nie nagrob­ne z led­wie czy­tel­ny­mi nazwi­ska­mi „Dett­tlaf”, „Wit­t­brodt”, z data­mi z XIX w. Ruszy­li­śmy pie­szo po polnej dróż­ce, ozna­czo­nej jako ścież­ka rowe­ro­wa. Nikt nią nie szedł ani nie jechał. Począt­ko­wo była szu­tro­wa, póź­niej prze­szła w suchy sza­ry pył.

3. wład­ca much
Szli­śmy wśród pól żyta i rze­pa­ku. Cza­sem zda­rza­ło się pole zosta­wio­ne odło­giem. Było spo­ro chwa­stów oraz innych upraw, któ­rych nazw nie zna­łem. Na led­wie zary­so­wa­nym wznie­sie­niu kępa krze­wów zgro­ma­dzo­na wokół brzóz­ki. W środ­ku kru­cy­fiks z beto­nu zmie­sza­ne­go z drob­ny­mi kamy­ka­mi. W beton powbi­ja­no den­ka sło­ików. Kil­ka sta­rych, posza­rza­łych od pyłu sło­ików sta­ło na zie­mi przy kru­cy­fik­sie. Daw­no temu powsa­dza­no w nie sztucz­ne kwiat­ki. Wyszli­śmy z kępy i opa­dły nas gzy.

4. żni­wiarz gra­wi­ta­cji
Przy następ­nej kępie zro­bi­li­śmy postój. Mie­szan­ka orzesz­ków i rodzy­nek oraz woda. Zerwa­łem kłos, star­łem w dło­ni i zaczą­łem wysku­by­wać zia­ren­ka. Kłos utkwił mi w gar­dle, kie­dy wła­śnie chcia­łem powie­dzieć coś o tym, że mapa się nie spraw­dza. Byli­śmy tam, gdzie na mapie była dziu­ra wytwo­rzo­na w prze­tar­ciu papie­ru. Poło­ży­li­śmy się na ple­cach na bli­żej nie­okre­ślo­nej mie­szan­ce roślin­nej. Były mięk­kie i ład­ne tra­wy, ale tak­że osty i pokrzy­wy. Pomy­śla­łem, czy da się poczuć obrót Zie­mi?

5. odrzut pola
Prze­bu­dzi­łem się i popa­trzy­łem na pia­sek. Były w nim dro­bin­ki mine­ra­łów, mika. Przy­po­mnia­ły mi się den­ka sło­ików w beto­nie. Chcia­łem coś powie­dzieć, ale tyl­ko poru­szy­łem ręką, jak­bym mówił na migi.

6. mapa leci mi w rękach
Przy­po­mnia­łem sobie o tele­fo­nie. Nie było zasię­gu. W sumie mi ulży­ło. Popa­trzy­łem na jej sto­py. Były ład­nie opa­lo­ne. Ręce mia­łem wol­ne, bo byli­śmy poza zasię­giem. Póź­niej popa­trzy­łem w nie­bo. Na trud­nej do okre­śle­nia wyso­ko­ści gru­pa jaskó­łek bawi­ła się powie­trzem i prze­strze­nią. Ale zwrot­ność, pomy­śla­łem.

7. silos
W pew­nej odle­gło­ści od nas dostrze­gli­śmy duży, poma­lo­wa­ny na bia­ło silos z napi­sem „Oet­ker”. Przy­po­mniał mi o tam­tych sło­ikach. Stał cen­tral­nie w polu.

8. prze­kaz
Póź­niej nie mogłem prze­stać myśleć o tym, co się wyda­rzy­ło. Coś we mnie nie mogło prze­stać. Mate­rie weszły, ale nie były jasne ani jed­no­znacz­ne. Mate­rie mia­ły swo­je wła­sne „nie wiem”, „nie pamię­tam”, wła­sne sło­wa klu­cze, dys­kur­sy towa­rzy­szą­ce. Jak­by gra­wi­ta­cja mówi­ła. W Swa­rze­wie sta­ła buda z napi­sem „Mała astro­no­mia” (desz­cze i wia­try wypar­ły „g”). Mie­li tyl­ko cie­płe bez­al­ko­ho­lo­we i cie­płe Mon­ster Ener­gy. Nawet oran­ża­dy nie mie­li. Nie byłem pewien, czy chce mi się pić. I nie byłem pewien, co się zda­rzy­ło. Z kie­sze­ni ple­ca­ka wydo­by­łem plik kar­te­lu­szek, pozo­sta­łość po note­sie, i zaczą­łem gry­zmo­lić sło­wa klu­cze: „pył”, „czas”, „dłoń”, „sto­pa”, „wiecz­ność”, „sło­ik”, „laser”.

O autorze

Kacper Bartczak

Ur. w 1972 roku. Poeta, krytyk, tłumacz poezji, amerykanista. Wydał kilka tomów poetyckich, m.in. Wiersze organiczne (2015), za które był nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius oraz Nagrody Literackiej Nike, Pokarm suweren (2017), a także zbiór Naworadiowa (2019). Autor monografii o Johnie Ashberym (2006) oraz zbioru esejów o poezji i teorii Świat nie scalony (2009), za który otrzymał Nagrodę „Literatury na Świecie”. Tłumaczył wiersze Johna Ashbery’ego, Rae Armantrout, Charlesa Bernsteina i Petera Gizziego. Stypendysta Fundacji Fulbrighta (dwukrotny) i Fundacji im. T. Kościuszki. Wykłada literaturę amerykańską na Uniwersytecie Łódzkim. Mieszka w Łodzi.

Powiązania