recenzje / KOMENTARZE

Historia jednego wiersza: „inferno clubbing”

Miłosz Fleszar

Autorski komentarz Miłosza Fleszara, laureata projektu „Połów. Poetyckie debiuty 2022”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

infer­no club­bing

tak jest we wnę­trzu srebr­nej kuli:
twar­de świa­tła, prze­szy­wa­ją­ce oczy,
zła­ma­ny w ręce pro­mień. widzia­łaś

kie­dyś mgła­wi­cę pod soczew­ką?
pier­ście­nie pla­net wokół ud jak hula hop?
pędzę za hory­zont, zde­rzeń tyle, że chło­nę

to cie­pło dosko­na­le czar­ne. gryź fale
wul­ka­nicz­na pla­żo, gdy syl­wet­ki wygię­te
w łuki i łuny pada­ją z ciał, zanim okrzep­nie krew,

zanim ruch okry­je rdza


Wiersz zaczą­łem pisać na kon­cer­cie wło­skiej artyst­ki, Cate­ri­ny Bar­bie­ri. Jej elek­tro­nicz­na muzy­ka połą­czo­na z nie­sa­mo­wi­tą opra­wą wizu­al­ną oka­za­ła się impul­sem do „naszki­co­wa­nia” pier­wot­nej wer­sji „infer­no club­bin­gu”. Atmos­fe­ra tego wyda­rze­nia wpra­wi­ła mnie w poczu­cie dry­fo­wa­nia po miej­scach o innym upły­wie cza­su.

Cięż­ko jest prze­ło­żyć na sło­wa nie­wer­bal­ne doświad­cze­nia, jaki­mi są sta­ny towa­rzy­szą­ce obco­wa­niu z pięk­nym i oso­bli­wym, ale wyją­łem tele­fon i zaczą­łem zapi­sy­wać napły­wa­ją­ce wraz z muzy­ką sko­ja­rze­nia, luź­nie powią­za­ne obra­zy, któ­re poja­wia­ły się w mojej gło­wie w trak­cie słu­cha­nia. Na tym wyrósł szkie­let tego wier­sza. Kli­mat kon­cer­tu Cate­ri­ny był nie­ziem­ski, a wraz z grą świa­teł mia­łem poczu­cie, jak­by przez salę prze­ta­cza­ły się licz­ne cia­ła nie­bie­skie, obło­ki gwiezd­ne­go pyłu, dys­ki akre­cyj­ne czar­nych dziur, eks­plo­zje super­no­wych. Stąd wzię­ła się astral­na meta­fo­ry­ka. Nawet pisząc ten tekst, słu­cham jej muzy­ki (z albu­mu), by uła­twić sobie rekon­struk­cję wyda­rzeń, odczuć. Swo­ją dro­gą pole­cam spraw­dze­nie tej pły­ty – nosi ona tytuł Spi­rit Exit, a na słu­chaw­kach leci wła­śnie „Can­tic­le of Cryo”. Może któ­ryś z utwo­rów przy odsłu­chu będzie rezo­no­wał z moim wier­szem.

Pier­wot­ny tytuł tek­stu – „ephe­me­ra” – pod­kra­dłem od nazwy festi­wa­lu muzycz­ne­go, w ramach któ­re­go odby­wał się wspo­mnia­ny kon­cert.


Suro­we fra­zy, pierw­sze sko­ja­rze­nia i obra­zy zapi­sa­ne w trak­cie kon­cer­tu

zli­zy­wać asfalt paru­ją­cym języ­kiem
z roz­ża­rzo­nej auto­stra­dy, ben­zy­ną
zna­czyć kobal­to­we oczy,

kawał­ku­jesz obło­ki cia­ła

okrę­ca­jąc wier­tło, poły­ka­jąc spi­ra­lę.

fio­le­to­we smu­gi

krew zaczę­ła w niej krzep­nąć
jej ruchy rdze­wie­ją,

jak­by grzę­zła w żela­ty­no­wej masie

zasty­ga jak winyl

osta­je bla­dą rzeź­bą
wbi­tą w wul­ka­nicz­ną pla­żę

syl­wet­ki wygię­te łuki
łuny pada­ją­ce z ust

wylo­go­wa­na z cia­ła

roz­cho­dzi się falą wokół ucha

noc peł­na ławic
w głę­bo­kim kap­tu­rze

śni­łem o zmarszcz­ce na dło­ni

drą­ży­łem doli­nę boso

pusty­nia mnie przy­tła­cza

otu­la pulch­nym pia­chem

nawra­ca na suche pod­nieb­ne

powierzch­ni


Pierw­szy szkie­let wier­sza i kil­ka form jego ewo­lu­cji

a więc to tak jest we wnę­trzu kuli
dys­ko­te­ko­wej: świa­tła twar­de jak
rave, lase­ry prze­szy­wa­ją­ce źre­ni­ce.

zła­ma­łem pro­mień w ręku, wyssa­łem
sok z nut. widzia­łeś kie­dyś mgła­wi­cę
pod soczew­ką? pier­ście­nie pla­net

wiją­ce się wokół ud jak hula hop?
peł­znę za hory­zont, zde­rzeń ciał
tyle, że chło­nę to cie­pło dosko­na­le

czar­ne. infer­no club­bing to jak
poły­ka­nie stro­bo­sko­pów, roto­wa­nie
w sil­ni­ku samo­lo­tu, paląc jazz na okrą­gło.

kaza­łaś ser­cu drżeć pod house, gryźć fale
w poło­wie


ephe­me­ra vol. 1

a więc to tak jest we wnę­trzu kuli
dys­ko­te­ko­wej: twar­de świa­tła
prze­szy­wa­ją­ce oczy, pro­mień
zła­ma­ny w ręku. widzia­łeś kie­dyś

mgła­wi­cę pod soczew­ką? pier­ście­nie
pla­net wiją­ce się wokół ud jak hula hop?
peł­znę za hory­zont, zde­rzeń tyle, że chło­nę
to cie­pło dosko­na­le czar­ne. infer­no club­bing

jak poły­ka­nie stro­bo­sko­pów, roto­wa­nie
w sil­ni­ku samo­lo­tu, paląc jazz z tęten­tem
ser­ca ala house lub tran­ce. gryź fale

wul­ka­nicz­na pla­żo, gdy syl­wet­ki wygię­te
łuki i łuny pada­ją­ce z cia­ła; zanim okrzep­nie
krew, zanim ruch okry­je rdza.


ephe­me­ra REDAKCJA 16:22

czy­li to tak jest we wnę­trzu kuli dys­ko­te­ko­wej:
twar­de świa­tła prze­szy­wa­ją­ce oczy, zła­ma­ny
w ręce pro­mień. widzia­łeś kie­dyś mgła­wi­cę

pod soczew­ką? pier­ście­nie pla­net wokół ud
jak hula hop? peł­znę za hory­zont, zde­rzeń tyle,
że chło­nę to cie­pło dosko­na­le czar­ne.

infer­no club­bing jak poły­ka­nie stro­bo­sko­pów,
roto­wa­nie w sil­ni­ku samo­lo­tu, paląc kro­ki.

gryź fale wul­ka­nicz­na pla­żo, gdy syl­wet­ki
wygię­te łuki i łuny pada­ją­ce z cia­ła; zanim
okrzep­nie krew, zanim ruch okry­je rdza.


Infer­no club­bing

czy­li to tak jest we wnę­trzu kuli dys­ko­te­ko­wej:
twar­de świa­tła prze­szy­wa­ją­ce oczy, zła­ma­ny
w ręce pro­mień. widzia­łeś kie­dyś mgła­wi­cę

pod soczew­ką? pier­ście­nie pla­net wokół ud
jak hula hop? peł­znę za hory­zont, zde­rzeń
tyle, że chło­nę to cie­pło dosko­na­le czar­ne.

gryź fale wul­ka­nicz­na pla­żo, gdy syl­wet­ki
wygię­te łuki i łuny pada­ją­ce z ciał; zanim
okrzep­nie krew, zanim ruch okry­je rdza.


Kil­ka szli­fów i oto docho­dzi­my do obec­nej for­my tek­stu

infer­no club­bing

tak jest we wnę­trzu srebr­nej kuli:
twar­de świa­tła, prze­szy­wa­ją­ce oczy,
zła­ma­ny w ręce pro­mień. widzia­łaś

kie­dyś mgła­wi­cę pod soczew­ką?
pier­ście­nie pla­net wokół ud jak hula hop?
pędzę za hory­zont, zde­rzeń tyle, że chło­nę

to cie­pło dosko­na­le czar­ne. gryź fale
wul­ka­nicz­na pla­żo, gdy syl­wet­ki wygię­te
w łuki i łuny pada­ją z ciał, zanim okrzep­nie krew,

zanim ruch okry­je rdza

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry – pań­stwo­we­go fun­du­szu celo­we­go.

 

O autorze

Miłosz Fleszar

Pisze wiersze (czasem także próbuje je tłumaczyć). Studiuje psychologię w Warszawie. Publikował w „Stronie Czynnej”, „Tlenie Literackim” i „Helikopterze”, był również nominowany do nagrody głównej w XVIII konkursie im. Jacka Bierezina. Lubi deszcz i mleko z miodem.

Powiązania