Nie ma mnie dla nikogo
Chcę mieć spokój w stresowych sytuacji natłoku
Jestem jak statek zadokowany w doku
Od półtora roku nikogo na widoku
Tylko dźwięki hip-hopu na dziewiątym piętrze w bloku
Tak między nami, sam na sam z płytami
Nikt mi nie da tego, co to właśnie da mi
Badam grunt pod stopami, gdzie mi, kurwa, z butami?
To jak Koontza szepty słyszane za uszami
Wciąż sami jak palec, co dobrze nie wróży
Obcy jak ósmy pasażer podróży
Milionami na przestrzeni Ziemi rozsiani
Obcują tu obcy wyobcowani ludzie
Co to ma być? Pytam, co to ma znaczyć?
Tego wrogom nie można wybaczyć
Niestety, wszystko ma swe priorytety
Vis-à-vis z drzwiami od pokoju do planety
Panie i panowie, są tacy, co stają na głowie
Tak jakby wszyscy byli w zmowie
Do czasu, aż sobie jeden z drugim uzmysłowi
Jacy oni wszyscy są małostkowi
Aż rzygać się chce… ten, kto to wie, kurwa
Życie upstrzone jak gołębim gównem bulwar
Zrobi tak jak ja, pójdzie własną drogą
Prócz cienia nie ma ze mną nikogo
Są teksty, które powracają do człowieka, jakby były na stałe przywiązane do określonych stanów i emocji. Tak mam chyba właśnie z tekstem „Nie ma mnie dla nikogo” z Kinematografii. Ileż to baterii zużyłem na przełomie XX i XXI wieku, gdy chodziłem po rodzinnym Elblągu, ze słuchawkami na uszach i kasetą Paktofoniki w walkmanie.
Potem, na pisemnej maturze z jęz. polskiego, zdawanej w 2002 roku, zacytowałem nawet fragment zwrotki Magika, a polonistka sprawdzająca później maturę zapytała mnie, czy to jakiś cytat z Szymborskiej.
Ten tekst został ze mną, gdy rozpocząłem studia w Toruniu, był ze mną w pokoju Domu Studenckiego nr 1, był w trakcie nocnych spacerów nad Wisłą i po Starym Mieście, był w trakcie godzin spędzonych w autobusach i pociągach wożących mnie po Polsce, m.in. do Instytutu Literackiego im. Rafała Wojaczka w Mikołowie, gdzie zawsze lubiłem i lubię wracać, czy w trakcie wielu miejskich włóczęg po Katowicach.
Został ze mną też, gdy studia się skończyły i zaczęła się ta czy inna praca – „w stresowych sytuacji natłoku”, za każdym razem, gdy „badałem grunt pod nogami” i, „chcąc mieć spokój”, uciekałem do takiej czy innej samotni, bez względu na to, czy była to mała kuchnia nocą w wynajętym mieszkaniu, kolejna poetycka eskapada czy kolejny wiersz.
Samotność w jej różnych wymiarach, zderzenie marzeń i tego, że „niestety wszystko ma swe priorytety”, mieszanka zwątpienia i chęci odwetu i „życie upstrzone jak gołębim gównem bulwar”, od którego czasem „aż rzygać się chce” – to wszystko znajduje się w tym jednym tekście, z którym może identyfikować się każdy, bo każdy czasem bywa sam na sam z własnym cieniem.