recenzje / KOMENTARZE

Historia jednego wiersza: „Paralaksa w weekend”

Dawid Mateusz

Autorski komentarz Dawida Mateusza w ramach cyklu "Historia jednego wiersza", towarzyszący premierze książki Wybieganie z raju (2006–2012) Tomasza Pułki, wydanej w Biurze Literackim 10 lipca 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Paralaksa w weekend

Dzi­siaj przy­ci­na­łem z mat­ką wino­rośl,
byłem głod­ny, taja­łem na słoń­cu.
Mat­ka wybie­ra­ła pędy bez owo­ców,
zie­lo­ne, lek­kie. Łama­łem je, i sok lepił
moje pal­ce. Myłem ręce w sta­wie.

Mat­ka w słoń­cu wyglą­da jak rdza.
Patrzę na nią i widzę tyl­ko mgieł­kę dymu.
Jest w tym jakiś sprze­ciw, ale pełen
cia­ła.

Jest w tym jakiś sprze­ciw, na skó­rze,
pod skó­rą; dale­ko, wzdłuż tego co jadal­ne.

* * *

Kie­ruj się na wschód (6s, 64m), skręć w pra­wo,
jedź dalej do: Kal­wa­ria Zebrzy­dow­ska (8min, 6.9km),
skręć w lewo w: Dwor­co­wa (3min, 1.7km),
skręć w lewo w: DK52 (5min, 5km),
jedź dalej do: Suł­ko­wi­ce,
jedź do: DW955. Jesteś w: 32–440 Rud­nik.


 

Więc cał­kiem nie­da­le­ko nam do sie­bie, Toma­szu. Gdy­by spoj­rzeć na tę dro­gę z Two­jej per­spek­ty­wy, wyglą­da­ła­by nie­co ina­czej, cho­ciaż­by dla­te­go, że jechał­byś zgod­nie z prze­miesz­cza­ją­cym się na zachód słoń­cem, a ja jed­nak wbrew. Ta róż­ni­ca ewo­ku­je nie­co inny rodzaj obser­wo­wa­ne­go zała­ma­nia świa­tła, ale tak­że pew­ne zała­ma­nie cza­so­prze­strze­ni. Jaz­da zgod­nie z roz­kła­dem sło­necz­nym – ze wscho­du na zachód – przy­cho­dzi dużo bar­dziej swo­bod­nie i bez­bo­le­śnie od jaz­dy w odwrot­nym kie­run­ku. Ta dru­ga powo­du­je dziw­ny nie­po­kój i wra­że­nie nad­na­tu­ral­nie szyb­ko mija­ją­ce­go cza­su, gdzie tem­po jaz­dy przy­śpie­sza wska­zów­ki zega­ra – choć kie­dy dziś mówię „zegar”, już prze­cież nikt nie myśli o żad­nych wska­zów­kach. Podob­nie z tym przy­ci­na­niem wino­ro­śli w lip­co­wym słoń­cu, bo prze­cież te histo­rie z rodzi­ca­mi zawsze wyda­rza­ły się w lip­cu, na począt­ku waka­cji. Lipiec to dobry mie­siąc na wszel­kie pomył­ki, let­nie świa­tło sprzy­ja para­lak­sie, na któ­rą może­my sobie pozwo­lić – prze­cież nie­dłu­go zno­wu będzie chłod­niej, a wte­dy w koń­cu się ogar­nie­my i wró­ci­my do sie­bie, praw­da?

Gdy­by świa­tło pada­ło na tam­ten wiersz z innej stro­ny, mógł­by wyglą­dać na przy­kład tak:

Ligustr

Od kie­dy zamiesz­ka­łem w sta­cji wie­ży ciśnień,
wycho­dzę tyl­ko po to, aby przy­ciąć ligustr.

– Dosta­niesz po łapach – mówił ojciec – o mało
nie ucią­łeś pal­ca – seka­tor w jego dło­niach

lep­ki od żywi­cy, posłusz­ny i cichy jak mat­ka,

wyglą­dał znacz­nie lepiej. Ile już razy
dosta­łem po łapach za doty­ka­nie czy bra­nie
do sie­bie albo ust? Ile razy musia­łem

odno­sić, prze­pra­szać? Od kie­dy

zamiesz­ka­łem w sta­cji wie­ży ciśnień, dło­nie
mam peł­ne żywi­cy. – Jak skoń­czysz, odłóż na miej­sce
– uci­na mat­ka.

Trzy razy pyta­łem o nazwę tej rośli­ny.

* * *

(Nie­praw­da)

O autorze

Dawid Mateusz

Urodzony w 1986 roku. Publikował w licznych pismach zwartych i ulotnych. Podejmował wiele, mniej lub bardziej udanych inicjatyw kulturalnych. Jest autorem debiutanckiej Stacji wieży ciśnień (2016), która ukazała się nakładem Biura Literackiego. Mieszka w Krakowie.

Powiązania