recenzje / KOMENTARZE

Historia naturalna: wiadro z wodą, czyli sposób na tygrysy Pere Caldersa

Anna Sawicka

Komentarz Anny Sawickiej, towarzyszący wydaniu książki Kroniki ukrytej prawdy Pere Caldersa, w tłumaczeniu Anny Sawickiej, wydanej w Biurze Literackim 15 lipca 2019 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Histo­ria natu­ral­na

Każ­dy w mia­rę oczy­ta­ny czło­wiek wie, że w stre­fie tro­pi­kal­nej są wspa­nia­łe mia­sta, któ­re w niczym nie ustę­pu­ją praw­dzi­wym mia­stom Zacho­du. Zanim jed­nak sam się wypo­wiesz, czy­tel­ni­ku, na ten temat, powi­nie­neś zapo­znać się z nim dokład­niej. Przed­sta­wię pew­ne zna­ne mi fak­ty, pozwa­la­ją­ce zoba­czyć ten pro­blem w innym świe­tle.

Kie­dyś, nie pamię­tam już dokład­nie, z jakie­go powo­du, poczu­łem się bar­dzo zmę­czo­ny i posta­no­wi­łem zamiesz­kać w tro­pi­kach, w mie­ście zbu­do­wa­nym z ame­ry­kań­skim roz­ma­chem: na jezd­ni asfalt, na każ­dym skrzy­żo­wa­niu świa­tła i poli­cjan­ci, a do tego były jesz­cze dla miesz­kań­ców i przy­jezd­nych tram­wa­je jeż­dżą­ce według roz­kła­du jaz­dy i boga­ty asor­ty­ment posług reli­gij­nych.

Wyna­ją­łem nowo­cze­sne miesz­ka­nie, z żela­za i beto­nu, z urzą­dze­nia­mi sani­tar­ny­mi z naj­now­sze­go kata­lo­gu bar­dzo zna­nej (jak zapew­niał gospo­darz) fir­my. Mogło mi tam być dobrze. Ale skąd!

Pierw­sze­go dnia ze wszyst­kich kątów zaczę­ły wypeł­zać owa­dy. Śle­dzi­ły mnie, okrą­ża­ły i cze­ka­ły, aż pój­dę spać, żeby mnie zaata­ko­wać. Mając do dys­po­zy­cji cały arse­nał środ­ków ofe­ro­wa­nych miesz­kań­com przez nowo­cze­sny prze­mysł nie musia­łem się nimi przej­mo­wać. Tak mi się wyda­wa­ło.

Nie­ste­ty, naza­jutrz poja­wi­ło się jakieś robac­two, któ­re trze­ba było roz­dep­ty­wać, zaraz potem szczu­ry, następ­nie tro­pi­kal­ne gry­zo­nie śpie­wa­ją­ce nocą, skor­pio­ny, groź­na mime­ola-alleu­qu­is, któ­ra odgry­za dzie­ciom uszy, a z bra­ku dzie­ci zada­wa­la się doro­sły­mi, bia­łe ter­mi­ty i Bóg wie jesz­cze co.

Mia­łem wra­że­nie, że jestem intru­zem we wła­snym miesz­ka­niu, co mogłem cza­sa­mi wyczy­tać w oczach tych istot, kie­dy obrzu­ca­ły mnie peł­ny­mi wyrzu­tu spoj­rze­nia­mi. Wia­do­mo jed­nak, że my, Euro­pej­czy­cy, nie cofa­my się przed niczym, dąży­my do swe­go i mamy bojo­wy tem­pe­ra­ment. Tacy jeste­śmy! Zde­cy­do­wa­łem się wydać roba­lom woj­nę i od rana do wie­czo­ra sta­wia­łem im czo­ło. Z koł­kiem w ręce kry­łem się po kątach, śle­dząc każ­dy ruch żywe­go inwen­ta­rza.

Aż pew­ne­go dnia zasko­czył mnie tygrys w kuch­ni. To było we śro­dę. Poczu­łem się głę­bo­ko ura­żo­ny. Nie, tego już było za wie­le.

Prze­ska­ku­jąc po czte­ry stop­nie zbie­głem na por­tier­nię.
‑W mojej kuch­ni jest tygrys! – zawo­ła­łem.
‑Już? ‑zdzi­wi­ła się dozor­czy­ni-. Wcze­śnie się w tym roku zaczy­na…
‑Ach, tak?
‑Tak – odpo­wie­dzia­ła. Na począt­ku pory desz­czo­wej sami­ce szu­ka­ją schro­nie­nia w miesz­ka­niach, żeby się oko­cić. Jeśli nie będzie pan jej prze­szka­dzał, nic panu nie zro­bi. Naj­le­piej niech pan na nią nie zwra­ca uwa­gi, tyl­ko pro­szę przy­pad­kiem na nią nie nadep­nąć. Te bestie są miłe w obej­ściu, jeśli się je dobrze trak­tu­je.
‑Ach, tak?
‑Tak. Kło­pot z nimi tyl­ko w chwi­li roz­wią­za­nia. Ale kie­dy pan zauwa­ży, że już czas, może się wypro­wa­dzić na kil­ka dni do hote­lu. Gospo­darz obni­ży panu czynsz, żeby zre­kom­pen­so­wać dodat­ko­wy wyda­tek.

Wra­ca­łem do miesz­ka­nia ze spusz­czo­ną gło­wą, pełen naj­gor­szych prze­czuć. Byłem już wyso­ko na scho­dach, kie­dy dozor­czy­ni zawo­ła­ła:
‑Zapo­mnia­łam panu powie­dzieć, żeby przy­go­to­wał pan dla niej lego­wi­sko ze sło­my w kuch­ni i ‑koniecz­nie!- zawsze miał w pogo­to­wiu wia­dro z czy­stą wodą.


 

„Kie­dyś, nie pamię­tam już dokład­nie z jakie­go powo­du, posta­no­wi­łem zamiesz­kać w tro­pi­kach […]”

Żeby dostrzec zawar­tą w tym zda­niu ukry­tą iro­nię, trze­ba się­gnąć do bio­gra­fii auto­ra Histo­rii natu­ral­nej. Otóż Cal­ders dokład­nie pamię­tał, z jakie­go powo­du zna­lazł się w 1939 roku „w tro­pi­kach”, nawet nie przy­pusz­cza­jąc, że przyj­dzie mu spę­dzić w nich aż dwa­dzie­ścia trzy lata. W cza­sie hisz­pań­skiej woj­ny domo­wej zaan­ga­żo­wał się po stro­nie Repu­bli­ki, a gdy zwy­cię­ży­ła zbun­to­wa­na armia pod wodzą gene­ra­ła Fran­co, zde­cy­do­wał się na emi­gra­cję. Naj­pierw przez gra­ni­cę prze­do­stał się do Fran­cji, a stam­tąd do Mek­sy­ku.

Wpraw­dzie woj­na i jej kon­se­kwen­cje nie robią na boha­te­rach opo­wia­dań Cal­der­sa więk­sze­go wra­że­nia niż prze­pro­wadz­ka (boha­ter Histo­rii natu­ral­nejpoczuł się nią… „bar­dzo zmę­czo­ny”), ale to tyl­ko potę­gu­je ich bez­rad­ność wobec świa­ta, któ­ry ma zbyt wie­le wymia­rów jak na spłasz­czo­ną per­cep­cję, nie­ogar­nia­ją­cą tra­ge­dii. Woj­na w men­tal­no­ści boha­te­rów Cal­der­sa sytu­uje się pomię­dzy pro­roc­twem o koń­cu świa­ta a pisto­le­tem, któ­ry wystrze­lił przy­pad­kiem: usi­łu­ją ją oswo­ić i zin­ter­pre­to­wać na wła­sną, ogra­ni­czo­ną mia­rę. Roz­strzy­gnąć jej wynik, gra­jąc w mary­na­rza. Zdo­być jakiś łup, choć­by rower. Wyłgać się, robiąc w dniu bom­bar­do­wa­nia wszyst­ko na odwrót – a nuż uda się oszu­kać los. Zapo­mnieć, o co cho­dzi­ło.

„Każ­dy w mia­rę oczy­ta­ny czło­wiek wie, że […]”

Asy­mi­la­cję w nowym śro­do­wi­sku Cal­ders widział jako powol­ne wchła­nia­nie przez ano­ni­mo­wy, bez­dusz­ny orga­nizm, któ­ry fleg­ma­tycz­nie i bez­na­mięt­nie prze­żu­wa swo­ją kolej­ną ofia­rę, gdy ta jesz­cze się łudzi, że jest wol­na w podej­mo­wa­niu decy­zji. W rze­czy­wi­sto­ści Cal­ders do egzo­ty­ki odno­sił się z rezer­wą i bez eufo­rii. Nostal­gia pisa­rza ode­rwa­ne­go od rodzi­mej kul­tu­ry zamy­ka­ła go w emi­gra­cyj­nej dia­spo­rze Kata­loń­czy­ków, ponie­waż mimo kata­loń­sko-hisz­pań­skiej dwu­ję­zycz­no­ści jako ory­gi­nal­ny twór­ca wypo­wia­dał się tyl­ko w swo­im pierw­szym języ­ku. Choć Cal­ders zde­cy­do­wa­nie wolał­by miesz­kać w pro­za­icz­nej Kata­lo­nii niż w egzo­tycz­nym Mek­sy­ku, z zadzi­wie­niem przy­glą­dał się odmien­nej cywi­li­za­cji i na każ­dym kro­ku znaj­do­wał cie­ka­we tema­ty. W Bar­ce­lo­nie, gdzie publi­ko­wał swo­je pisa­ne po kata­loń­sku utwo­ry, zaszu­flad­ko­wa­no go wte­dy jako auto­ra etnicz­ne­go z powo­du kil­ku opo­wia­dań mek­sy­kań­skich z tomu Gent de l’alta vall (Ludzie z wyso­kiej doli­ny, 1957).

„[…] w stre­fie tro­pi­kal­nej są wspa­nia­łe mia­sta […]”

Z zadzi­wie­niem przy­glą­dał się miesz­kań­com Mek­sy­ku. Wyda­wa­li mu się tak nie­zwy­kli, jak­by byli posta­cia­mi fan­ta­stycz­ny­mi par excel­lan­ce. Naj­bar­dziej jed­nak intry­go­wa­ły go nie archa­icz­ne mity i wie­rze­nia, ale nega­tyw­ne kon­se­kwen­cje star­cia dwu świa­tów, oddzie­lo­nych prze­pa­ścią cywi­li­za­cyj­ną: mate­ma­tycz­nej racjo­nal­no­ści czło­wie­ka Zacho­du („mia­sta­zbu­do­wa­ne­za­me­ry­kań­skim roz­ma­chem”), zde­rzo­ne­go z irra­cjo­nal­nym świa­tem Indian. Cal­ders nie wie­rzył w moż­li­wość kom­pro­mi­su i w bez­kon­flik­to­wy triumf nowo­cze­sno­ści. Na przy­kład w nowe­li Aquí descan­sa Neva­res(Tu spo­czy­wa Nevares,1967) opi­su­je gru­pę Indian, któ­ra żyje w pod­miej­skich slum­sach, na ubo­czu cywi­li­za­cji beto­nu i asfal­tu. Tytu­ło­wy Lalo Neva­res niczym biblij­ny Moj­żesz w porze desz­czo­wej wypro­wa­dza swój lud z toną­cych w bło­cie lepia­nek i wie­dzie go do zie­mi obie­ca­nej – do poło­żo­ne­go nie­opo­dal luk­su­so­we­go cmen­ta­rza, gdzie India­nie wpro­wa­dza­ją się do wygod­nych kata­kumb. Cmen­tar­na idyl­la nie trwa dłu­go. Wypę­dze­ni przez poli­cję koczow­ni­cy tra­cą ziem­ski raj i nie mają dokąd wra­cać – ulew­ne desz­cze zmy­ły z powierzch­ni zie­mi ich bara­ki. Prze­bu­dze­niem ze snu o spe­cy­ficz­nie poję­tym dobro­by­cie jest exo­dus do nikąd.

„Nie, tego już było za wie­le”.

Jed­nak bar­dziej niż poszu­ki­wa­nie egzo­ty­ki Cal­der­sa inte­re­so­wa­ło w Mek­sy­ku to, co zawsze – prze­ła­my­wa­nie ruty­ny codzien­no­ści, balan­so­wa­nie na kra­wę­dzi, gdzie moż­li­we gra­ni­czy z nie­praw­do­po­dob­nym. Punk­tem wyj­ścia w jego opo­wia­da­niach może być posta­wie­nie pod zna­kiem zapy­ta­nia jakie­goś od wie­ków nie­kwe­stio­no­wa­ne­go bana­łu, funk­cjo­nu­ją­ce­go w powszech­nej świa­do­mo­ści niczym ludo­wa mądrość: że za cno­tli­we życie otrzy­ma się kie­dyś nagro­dę albo że nie moż­na umrzeć ot tak, po pro­stu, bez waż­ne­go powo­du. Że z inwa­zją szkod­ni­ków cywi­li­za­cja sobie pora­dzi, „mając do dys­po­zy­cji cały arse­nał środ­ków ofe­ro­wa­nych przez nowo­cze­sny prze­mysł”. Że nawet tro­pi­kal­ną przy­ro­dę moż­na zdy­scy­pli­no­wać, bo prze­cież „my, Euro­pej­czy­cy, nie cofa­my się przed niczym”. Pierw­szym sygna­łem nie­zwy­kło­ści może być rów­nież przy­pa­dek lub nie­ocze­ki­wa­ne wyda­rze­nie pozy­tyw­ne: speł­nio­ne marze­nie, dar, pozdro­wie­nia od daw­no zapo­mnia­nych przy­ja­ciół. Jeden bodziec wyzwa­la uśpio­ne siły bez­wła­du, któ­re raz wpra­wio­ne w ruch nie­ła­two jest zatrzy­mać, przede wszyst­kim dla­te­go, że ich źró­dłem jest sam czło­wiek: pro­sty i naiw­ny, prze­cięt­ny, na swój spo­sób ego­istycz­ny („poczu­łem się ura­żo­ny”), a przede wszyst­kim ogra­ni­czo­ny poprzez sche­ma­ty i ste­reo­ty­py, któ­re zasy­mi­lo­wał w swo­im nie­okieł­zna­nym pędzie przy­sto­so­waw­czym. To dla­te­go jed­no­wy­mia­ro­wy świat przy­ziem­nych posta­ci, bez fan­ta­zji, pozba­wio­ny jest rów­nież per­spek­ty­wy cza­so­wej, prze­szło­ści („nie pamię­tam już”) i przy­szło­ści („mogło mi tam być dobrze”), i roz­sy­pu­je się rów­nie szyb­ko jak domek z kart („Ale skąd!”). Apo­geum absur­du nastę­pu­je, gdy pozba­wio­ny domu i ojczy­zny emi­grant lądu­je w hote­lu, żeby ustą­pić miej­sca tygry­so­wi.

„Zasko­czył mnie tygrys w kuch­ni”.

W tym opo­wia­da­niu z życia wzię­tym tygrys w kuch­ni bynaj­mniej nie jest ele­men­tem zmy­ślo­nym. No, może tro­chę prze­ro­śnię­tym w sto­sun­ku do ory­gi­na­łu. Jego pier­wo­wzo­rem była igu­ana, tro­pi­kal­ny gad żywią­cy się rośli­na­mi i owa­da­mi. Kło­pot w tym, że ów jasz­czur osią­ga w warun­kach ame­ry­kań­skich dłu­gość do pół­to­ra metra, a mimo to nie nale­ża­ło się go bać, tyl­ko tole­ro­wać, kie­dy nagle poja­wiał się w naj­mniej ocze­ki­wa­nym miej­scu, bo był sojusz­ni­kiem w wal­ce z insek­ta­mi. Oczysz­czał uli­ce ze wszyst­kie­go, co się nada­wa­ło do jedze­nia.

Nie tyl­ko przy­ro­da wywar­ła na pisa­rzu tak sil­ne wra­że­nie. Pocią­gi, któ­re regu­lar­nie się wyko­le­ja­ją w Pora­dach ducho­wych, to remi­ni­scen­cja innej lokal­nej cie­ka­wost­ki, któ­rą autor zaob­ser­wo­wał. Dla­cze­go w Mek­sy­ku nigdy nie moż­na było doje­chać kole­ją na czas? Bo za ponadwy­mia­ro­we godzi­ny jaz­dy maszy­ni­ści pobie­ra­li doda­tek, jak za pra­cę w godzi­nach nad­licz­bo­wych. W ich inte­re­sie było więc mno­że­nie tych godzin do gra­ni­cy wytrzy­ma­ło­ści pasa­że­rów. Do gra­ni­cy absur­du.

Histo­ria natu­ral­na

Dla­cze­go Histo­ria natu­ral­na? W pierw­szym odru­chu tłu­macz miał­by chęć zdrob­nić, popra­wić ten ambit­ny tytuł na jakiś skrom­niej­szy, bar­dziej ade­kwat­ny do nie­wiel­kiej obję­to­ści, bo to raczej histo­ryj­ka niż histo­ria, i pew­nie doszło­by do tego (tytuł Powiast­ka przy­rod­ni­czateż brzmiał­by nie­źle), gdy­by nie fakt, że to cytat, bez­po­śred­nie nawią­za­nie do dzie­ła Natu­ra­lis Histo­riaPli­niu­sza Star­sze­go, sta­ro­żyt­nej ency­klo­pe­dii w – baga­te­la! – 37 tomach, przed­sta­wia­ją­cej ówcze­sny stan wie­dzy o świe­cie. Nie­wąt­pli­wie w opo­wia­da­niu stan wie­dzy o świe­cie przy­ro­dy głów­ne­go boha­te­ra, któ­ry zresz­tą nie miał ambi­cji ani przy­rod­ni­ka, ani odkryw­cy, uległ posze­rze­niu w spo­sób bru­tal­ny: nie dość, że doświad­czył na wła­snej skó­rze inwa­zji szczu­rów, skor­pio­nów, bia­łych ter­mi­tów i inne­go robac­twa, to jesz­cze zło­śli­wy los skon­fron­to­wał go z per­fid­nąi tajem­ni­czą mime­ola-alleu­qu­is. W porów­na­niu z tą odgry­za­ją­cą dzie­ciom uszy bestią jak z hor­ro­ru, swoj­sko brzmią­cy tygrys to tyl­ko duży kot zasłu­gu­ją­cy na gościn­ność. I wia­dro czy­stej wody w pogo­to­wiu. Tak na wszel­ki wypa­dek.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry

 

belka_1

O autorze

Anna Sawicka

Iberystka, tłumaczka literatury katalońskiej i hiszpańskiej. Język kataloński poznała podczas pięcioletniego kontraktu lektorskiego na Uniwersytecie Barcelońskim, który stał się również inspiracją jej dwóch książek autorskich. Ma w dorobku przekłady utworów sześciu katalońskich dramaturgów, opowiadania Pere Caldersa i Javiera Tomeo, średniowieczny brewiarz mistyczny Ramona Llulla, powieści Alberta Sáncheza Piñola, Lluisa-Antona Baulenasa, Marii Àngels Anglady i Eduarda Mendozy. W 2015 r. odebrała nagrodę Instytutu Ramona Llulla za przekład Głosów Pamano(2014) Jaume Cabrégo, opublikowanej przez wydawnictwo Marginesy. W Marginesach ukazało się sumie pięć powieści tego poczytnego katalońskiego autora i dwa zbiory jego opowiadań. Anna Sawicka jest członkiem Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury. Mieszka i pracuje w Krakowie.

Powiązania

Ostatni patriarcha

utwory / zapowiedzi książek Anna Sawicka Najat El Hachmi

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Ostat­ni patriar­cha Najat El Hach­mi w tłu­ma­cze­niu Anny Sawic­kiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 27 czerw­ca 2022 roku.

Więcej

„O, jakże zmęczony jestem tą moją tchórzliwą, starą, tak nieokrzesaną ziemią” [1]

recenzje / ESEJE Anna Sawicka

Esej Anny Sawic­kiej towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Salva­do­ra Espriu Skó­ra byka, w tłu­ma­cze­niu Fili­pa Łobo­dziń­skie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 4 maja 2020 roku.

Więcej

Kroniki ukrytej prawdy, Sroga zima oraz Biblia i inne historie

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere­’a Cal­der­sa, Sro­ga zima Ray­mon­da Quene­au i Biblia i inne histo­rie Péte­ra Náda­sa z udzia­łem Anny Sawic­kiej, Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, Anny Wasi­lew­skiej, Anny Kału­ży i Jaku­ba Skur­ty­sa w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Tłumaczenie opowiadań to sport wyczynowy

wywiady / o książce Anna Sawicka Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Anną Sawic­ką, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawic­kiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej

Kroniki ukrytej prawdy

utwory / zapowiedzi książek Anna Sawicka Pere Calders

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawi­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej

Tłumaczenie opowiadań to sport wyczynowy

wywiady / o książce Anna Sawicka Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Anną Sawic­ką, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawic­kiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej

Dziwny żywot kronikarza

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Recen­zja Jaku­ba Skur­ty­sa książ­ki Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawic­kiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej

Kroniki ukrytej prawdy

utwory / zapowiedzi książek Anna Sawicka Pere Calders

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawi­skiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej