recenzje / KOMENTARZE

Homer

Tadeusz Pióro

Autokomentarz Tadeusza Pióry do książki Abecadło.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Wier­sze w Abe­ca­dle wią­żą się ze sobą nawza­jem, raz moc­niej, raz sła­biej – ogra­ni­cze­nie auto­no­mii każ­de­go z nich było moim zamy­słem. Tytu­ły wier­szy zosta­ły usta­lo­ne, zanim przy­stą­pi­łem do pisa­nia książ­ki. Osta­tecz­na wer­sja „Home­ra” powsta­ła sto­sun­ko­wo póź­no, mimo iż sta­ra­łem się pisać wier­sze w porząd­ku alfa­be­tycz­nym. Wer­sji pierw­szej nie zacho­wa­łem, pew­nie dla­te­go, że poprze­dzał ją tuzin wer­sji „przed­pierw­szych”, nie mają­cych pra­wie nic wspól­ne­go z osta­tecz­ną. Poni­żej dru­ga, któ­rą napi­sa­łem co naj­mniej dwa mie­sią­ce wcze­śniej, niż „Opa­lę” (dla­te­go o tym wspo­mi­nam, że tam rów­nież poja­wia się plac Kon­sty­tu­cji).


Wła­śnie była mowa o wyobraź­ni
(któ­ra jest taka faj­na, kur­cza­ki,
no powiedz­cie, że nie jest)
jak ten alfons przy­niósł wino
i ochla­pał całe towa­rzy­stwo,
nor­mal­nie myśla­łem, że go oplu­ję,
nawet krzyk­ną­łem „Chodź tu,
to cię oplu­ję, ban­dy­to”, ale on jakoś
tak na hoke­jów­kach w dłu­gą
i zosta­li­śmy z tym winem
i z tą wodą, mówiąc o wszyst­kim
i niczym, odda­jąc kanon obo­jęt­nym
pro­sty­tut­kom na pla­cu Kon­sty­tu­cji


Wer­sja nie jest skoń­czo­na, wyco­fa­łem się. Dla porząd­ku zazna­czę, że nie wie­dzia­łem, ile „Homer” ma mieć wer­sów, zatem to, co powy­żej, nie jest sone­tem bez ostat­niej linij­ki. Naj­waż­niej­szy­mi tro­pa­mi były wyobraź­nia, oplu­wa­nie i plac Kon­sty­tu­cji, lecz splot wspo­mnień i wyobra­żeń, mniej lub bar­dziej deli­rycz­nych, posta­no­wi­łem zre­or­ga­ni­zo­wać tak, żeby wzmoc­nić ich współ­brz­mie­nie z inny­mi moty­wa­mi książ­ki. Więc zmie­ni­łem trop począt­ko­wy, ale cała resz­ta przy­pa­łę­ta­ła się po chwi­li (czę­sto tak mi się zda­rza) i musia­łem odło­żyć „Home­ra” do szu­fla­dy na dłuż­szy czas.


Każ­dy chciał to wyra­zić sty­lo­wo,
w mia­rę dow­cip­nie, bez obaw
o nie­przej­rzy­stość alu­zji do haseł
z lukru na tor­tach jubi­le­uszo­wych
i jed­no­ra­zów­kach typu Nobel:
taką masz faj­ną wyobraź­nię!
ale pod­szedł ten alfons z winem
i zapla­mił całe towa­rzy­stwo.
Zosta­li­śmy z tym winem bez sen­su,
aż zamknię­to na noc Hawa­nę.
Na pla­cu Kon­sty­tu­cji sta­ły dwie pro­sty­tut­ki
i tyl­ko jed­na była dok­to­rem filo­zo­fii
choć ta dru­ga mia­ła dwa fakul­te­ty i książ­kę
w kie­sze­ni. Opluł­bym ban­dy­tę,
tyl­ko on jakoś tak w dłu­gą na hoke­jów­kach,
mino­de­ryj­nie


Kie­dy pod­sze­dłem do „Home­ra” po raz trze­ci, nadal mia­łem w pamię­ci przy­pad­ko­wy splot wspo­mnień i zda­rzeń sprzed wie­lu lat: liba­cję w knaj­pie Hawa­na przy pla­cu Kon­sty­tu­cji, pod­czas któ­rej pija­ny facet cho­dził po loka­lu, krzy­cząc „Nie będzie Nie­miec pluł nam w twarz” i policz­ku­jąc wystra­szo­nych gości. Jeden z nich zapro­te­sto­wał mówiąc, że nie jest Niem­cem. ‑A gdzie ja ci teraz, siur­ku, Niem­ca znaj­dę? wrza­snął pro­wo­ka­tor, i policz­ko­wał dalej. Potem wyj­ście z loka­lu na opu­sto­sza­ły plac Kon­sty­tu­cji i spa­le­nie nad koszem na śmie­ci na przy­stan­ku auto­bu­so­wym książ­ki Egzy­sten­cja­lizm, wyda­nej przez PZPR-owską ofi­cy­nę Książ­ka i Wie­dza. Zbul­wer­so­wa­ło to dwie leci­we pro­sty­tut­ki, któ­re zaczę­ły prze­ko­ny­wać mnie, żebym nie nisz­czył książ­ki, bo to w koń­cu książ­ka. Zaja­dle doko­na­łem dzie­ła znisz­cze­nia, z tym, że była cie­pła, czerw­co­wa noc, po lodzie ani śla­du, na hoke­jów­kach nawet PRL-owski alfons by nie uciekł. Picie piwa „Jubi­le­uszo­we­go” w „Barze na rybach”, na pasie zie­le­ni dzie­lą­cym wzdłuż Wisło­stra­dę, w towa­rzy­stwie leci­wej pro­sty­tut­ki, któ­ra wspo­mi­na­ła swo­ją obro­nę (pra­cy dok­tor­skiej z filo­zo­fii). Jak wstrzą­śnię­ty był tą roz­mo­wą Andrzej Sosnow­ski, któ­ry wie­le lat póź­niej prze­tłu­ma­czył pierw­szą Pieśń Poun­da, będą­cą prze­kła­dem angiel­skim z łaciń­skie­go prze­kła­du Ody­sei (kil­ka wcze­snych wer­sji „Home­ra” zaczy­na­ło się zmo­dy­fi­ko­wa­nym cyta­tem z prze­kła­du Andrze­ja). Lecz łama­nie pra­wa, oraz stró­że pra­wa, ich cha­rak­te­ry­stycz­ne roz­mo­wy, krą­ży­ły wokół każ­dej pró­by kry­sta­li­za­cji.


Taką masz faj­ną wyobraź­nię!
Każ­dy chciał to wyra­zić dow­cip­nie,
sty­lo­wo, bez obaw o nie­przej­rzy­stość
alu­zji do książ­ki w kie­sze­ni płasz­czy­ka
jed­nej z pro­sty­tu­tek na pla­cu Kon­sty­tu­cji
(ta dru­ga mia­ła dwa fakul­te­ty
i zęby) lecz cie­bie już tam nie było,
naśla­do­wa­li cię entu­zja­ści w cywi­lu
bo zamknię­to na noc Hawa­nę.
Dla­te­go pro­si­łem, żebyś ich prze­słu­chał,
zaraz wró­cę z kefi­rem i rie­slin­giem
i auto­bio­gra­fią zapię­tą na ostat­ni guzik.
Nie rób­my dżun­gli z księ­gi.
Pan jest żona­ty?


O ile nam wia­do­mo, Homer nigdy nie był w Hawa­nie, podob­nie jak Ray­mond Rous­sel. Ale jest takie mia­sto na Ala­sce. Zna­czy się, Homer. Nie wiem, dla­cze­go przy­szło mi to do gło­wy, kie­dy jako pra­cow­nik nauko­wy Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go otrzy­ma­łem list z urzę­do­wy­mi pogróż­ka­mi oraz oświad­cze­nie lustra­cyj­ne do pod­pi­su. Czyż­bym oba­wiał się zsył­ki? A może tyl­ko pro­sty­tu­owa­nia się w nowej, lustra­cyj­nej rze­czy­wi­sto­ści? Trud­no powie­dzieć, co gor­sze. Roz­my­śla­łem o tym dłu­go w noc, aż w koń­cu zaczą­łem pod­śpie­wy­wać, na melo­dię pio­sen­ki sióstr Roche „We’re Going Away to Ire­land Soon”:


Budu­je­my nowe pań­stwo wam,
Budu­je­my nowe pań­stwo, pań­stwo,
Pań, pań, pań!
Pań, pań, pań!

Budu­je­my nowe pań­stwo pań,
Bez ska­zy na duchu,
Duch, duch, duch!
Brzuch to druh!


I tak dalej, coraz niżej. To była ur-wer­sja „Home­ra”. W swo­jej wer­sji Ody­sei Joy­ce nie uwzględ­nia zemsty Ody­se­usza na zalot­ni­kach, nie podo­bał mu się ten aspekt home­ryc­kiej opo­wie­ści, lecz nie ma to związ­ku z pio­sen­ką sióstr Roche ani ich irlandz­kim tour­nee, podob­nie jak kon­cer­ny far­ma­ceu­tycz­ne Roche i Rous­sel nic tu do rze­czy nie mają. Brnie­my dalej w nie­ska­zi­tel­ność, aż na koń­cu dro­gi poja­wia się


Homer

Taką masz faj­ną wyobraź­nię!
Każ­dy chciał to wyra­zić dow­cip­nie,
sty­lo­wo, bez obaw o nie­przej­rzy­stość
alu­zji do książ­ki w kie­sze­ni futer­ka
jed­nej z pro­sty­tu­tek na pla­cu Kon­sty­tu­cji
(ta dru­ga mia­ła dwa fakul­te­ty

i zęby) lecz cie­bie już tam nie było -
pod­upa­dłeś w kry­tycz­nej chwi­li,
więc fau­te de mieux naśla­do­wa­li cię entu­zja­ści
w cywi­lu. Hawa­nę zamknię­to na noc,
w loka­lach kate­go­rii S mówio­no, ze robi­my dżun­glę
z księ­gi, ofi­cer pro­wa­dzą­cy ina­czej sobie wyobra­żał

finał naszej ody­sei, bo nic nie popra­wia hono­ru
jak myk pod koł­der­kę z „Przed­wio­śniem”
lub kole­żan­ką, lecz peł­nia kul­tu­ry
i two­ja dome­na miną się w tej aneg­do­cie.
Wra­cam do domu z piąt­ką mary­na­rzy,
ści­ga nas szat­niar­ka nie­zwy­kłej uro­dy (…)


Po pierw­szej linij­ce mamy nar­ra­cję „do utra­ty tchu”, to zna­czy tak zapi­sa­ną, żeby tyl­ko szyb­ka recy­ta­cja bądź czy­ta­nie umoż­li­wi­ły dotar­cie od począt­ku do koń­ca dwóch kolej­nych zdań bez zaczerp­nię­cia odde­chu. Ostat­nie dwa wer­sy, moc­no zryt­mi­zo­wa­ne, zapo­wia­da­ją nie lada histo­rię, być może home­ryc­ką, choć na mia­rę naszych cza­sów i oko­licz­no­ści. To, co robi­li­śmy z mary­na­rza­mi i szat­niar­ką nie wyma­ga przed­sta­wie­nia – pole­gam na two­jej faj­nej wyobraź­ni. Przy oka­zji wyobraź sobie jakąś faj­ną kon­sty­tu­cję.

Z Joan­ny d’Arc Drey­era naj­wy­raź­niej pamię­tam sce­nę oplu­wa­nia boha­ter­ki przez kościel­ne­go pro­ku­ra­to­ra, oplu­wa­nia dosłow­ne­go, z małej odle­gło­ści, sce­nę wstrzą­sa­ją­cą i obrzy­dli­wą. Pole­gam na two­jej faj­nej wyobraź­ni, więc zre­zy­gno­wa­łem z oplu­wa­nia dosłow­ne­go w „Home­rze” – ale znaj­dziesz je mię­dzy wier­sza­mi, mię­dzy Przed­wio­śniem, S, dżun­glą i księ­gą ofi­ce­ra pro­wa­dzą­ce­go. Przy oka­zji wyobraź sobie tytuł książ­ki w kie­sze­ni futer­ka tej pro­sty­tut­ki. W ten spo­sób zdo­bę­dziesz wła­dzę. „Homer” będzie twój na zawsze.

O autorze

Tadeusz Pióro

Urodzony 15 marca 1960 roku w Warszawie. Poeta, tłumacz, felietonista. W roku 1993 obronił doktorat na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley (o twórczości Jamesa Joyce'a i Ezry Pounda). Do roku 1997 wykładał na Southern Methodist University w Dallas, obecnie adiunkt anglistyki w Instytucie Anglistyki. W latach 2000-2005 felietonista kulinarny „Przekroju”, oraz miesięcznika „Pani” (w latach 2005-2013). Redaktor naczelny „Dwukropka” (2002-2003). Mieszka w Warszawie.

Powiązania