
Oclone przyjemności
dzwieki / WYDARZENIA Bogusław Kierc Krzysztof Jaworski Tadeusz PióroZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Krzysztofa Jaworskiego, Bogusława Kierca i Tadeusza Pióry podczas Portu Wrocław 2009.
WięcejAutokomentarz Tadeusza Pióry do książki Abecadło.
Wiersze w Abecadle wiążą się ze sobą nawzajem, raz mocniej, raz słabiej – ograniczenie autonomii każdego z nich było moim zamysłem. Tytuły wierszy zostały ustalone, zanim przystąpiłem do pisania książki. Ostateczna wersja „Homera” powstała stosunkowo późno, mimo iż starałem się pisać wiersze w porządku alfabetycznym. Wersji pierwszej nie zachowałem, pewnie dlatego, że poprzedzał ją tuzin wersji „przedpierwszych”, nie mających prawie nic wspólnego z ostateczną. Poniżej druga, którą napisałem co najmniej dwa miesiące wcześniej, niż „Opalę” (dlatego o tym wspominam, że tam również pojawia się plac Konstytucji).
Właśnie była mowa o wyobraźni
(która jest taka fajna, kurczaki,
no powiedzcie, że nie jest)
jak ten alfons przyniósł wino
i ochlapał całe towarzystwo,
normalnie myślałem, że go opluję,
nawet krzyknąłem „Chodź tu,
to cię opluję, bandyto”, ale on jakoś
tak na hokejówkach w długą
i zostaliśmy z tym winem
i z tą wodą, mówiąc o wszystkim
i niczym, oddając kanon obojętnym
prostytutkom na placu Konstytucji
Wersja nie jest skończona, wycofałem się. Dla porządku zaznaczę, że nie wiedziałem, ile „Homer” ma mieć wersów, zatem to, co powyżej, nie jest sonetem bez ostatniej linijki. Najważniejszymi tropami były wyobraźnia, opluwanie i plac Konstytucji, lecz splot wspomnień i wyobrażeń, mniej lub bardziej delirycznych, postanowiłem zreorganizować tak, żeby wzmocnić ich współbrzmienie z innymi motywami książki. Więc zmieniłem trop początkowy, ale cała reszta przypałętała się po chwili (często tak mi się zdarza) i musiałem odłożyć „Homera” do szuflady na dłuższy czas.
Każdy chciał to wyrazić stylowo,
w miarę dowcipnie, bez obaw
o nieprzejrzystość aluzji do haseł
z lukru na tortach jubileuszowych
i jednorazówkach typu Nobel:
taką masz fajną wyobraźnię!
ale podszedł ten alfons z winem
i zaplamił całe towarzystwo.
Zostaliśmy z tym winem bez sensu,
aż zamknięto na noc Hawanę.
Na placu Konstytucji stały dwie prostytutki
i tylko jedna była doktorem filozofii
choć ta druga miała dwa fakultety i książkę
w kieszeni. Oplułbym bandytę,
tylko on jakoś tak w długą na hokejówkach,
minoderyjnie
Kiedy podszedłem do „Homera” po raz trzeci, nadal miałem w pamięci przypadkowy splot wspomnień i zdarzeń sprzed wielu lat: libację w knajpie Hawana przy placu Konstytucji, podczas której pijany facet chodził po lokalu, krzycząc „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz” i policzkując wystraszonych gości. Jeden z nich zaprotestował mówiąc, że nie jest Niemcem. ‑A gdzie ja ci teraz, siurku, Niemca znajdę? wrzasnął prowokator, i policzkował dalej. Potem wyjście z lokalu na opustoszały plac Konstytucji i spalenie nad koszem na śmieci na przystanku autobusowym książki Egzystencjalizm, wydanej przez PZPR-owską oficynę Książka i Wiedza. Zbulwersowało to dwie leciwe prostytutki, które zaczęły przekonywać mnie, żebym nie niszczył książki, bo to w końcu książka. Zajadle dokonałem dzieła zniszczenia, z tym, że była ciepła, czerwcowa noc, po lodzie ani śladu, na hokejówkach nawet PRL-owski alfons by nie uciekł. Picie piwa „Jubileuszowego” w „Barze na rybach”, na pasie zieleni dzielącym wzdłuż Wisłostradę, w towarzystwie leciwej prostytutki, która wspominała swoją obronę (pracy doktorskiej z filozofii). Jak wstrząśnięty był tą rozmową Andrzej Sosnowski, który wiele lat później przetłumaczył pierwszą Pieśń Pounda, będącą przekładem angielskim z łacińskiego przekładu Odysei (kilka wczesnych wersji „Homera” zaczynało się zmodyfikowanym cytatem z przekładu Andrzeja). Lecz łamanie prawa, oraz stróże prawa, ich charakterystyczne rozmowy, krążyły wokół każdej próby krystalizacji.
Taką masz fajną wyobraźnię!
Każdy chciał to wyrazić dowcipnie,
stylowo, bez obaw o nieprzejrzystość
aluzji do książki w kieszeni płaszczyka
jednej z prostytutek na placu Konstytucji
(ta druga miała dwa fakultety
i zęby) lecz ciebie już tam nie było,
naśladowali cię entuzjaści w cywilu
bo zamknięto na noc Hawanę.
Dlatego prosiłem, żebyś ich przesłuchał,
zaraz wrócę z kefirem i rieslingiem
i autobiografią zapiętą na ostatni guzik.
Nie róbmy dżungli z księgi.
Pan jest żonaty?
O ile nam wiadomo, Homer nigdy nie był w Hawanie, podobnie jak Raymond Roussel. Ale jest takie miasto na Alasce. Znaczy się, Homer. Nie wiem, dlaczego przyszło mi to do głowy, kiedy jako pracownik naukowy Uniwersytetu Warszawskiego otrzymałem list z urzędowymi pogróżkami oraz oświadczenie lustracyjne do podpisu. Czyżbym obawiał się zsyłki? A może tylko prostytuowania się w nowej, lustracyjnej rzeczywistości? Trudno powiedzieć, co gorsze. Rozmyślałem o tym długo w noc, aż w końcu zacząłem podśpiewywać, na melodię piosenki sióstr Roche „We’re Going Away to Ireland Soon”:
Budujemy nowe państwo wam,
Budujemy nowe państwo, państwo,
Pań, pań, pań!
Pań, pań, pań!
Budujemy nowe państwo pań,
Bez skazy na duchu,
Duch, duch, duch!
Brzuch to druh!
I tak dalej, coraz niżej. To była ur-wersja „Homera”. W swojej wersji Odysei Joyce nie uwzględnia zemsty Odyseusza na zalotnikach, nie podobał mu się ten aspekt homeryckiej opowieści, lecz nie ma to związku z piosenką sióstr Roche ani ich irlandzkim tournee, podobnie jak koncerny farmaceutyczne Roche i Roussel nic tu do rzeczy nie mają. Brniemy dalej w nieskazitelność, aż na końcu drogi pojawia się
Taką masz fajną wyobraźnię!
Każdy chciał to wyrazić dowcipnie,
stylowo, bez obaw o nieprzejrzystość
aluzji do książki w kieszeni futerka
jednej z prostytutek na placu Konstytucji
(ta druga miała dwa fakultety
i zęby) lecz ciebie już tam nie było -
podupadłeś w krytycznej chwili,
więc faute de mieux naśladowali cię entuzjaści
w cywilu. Hawanę zamknięto na noc,
w lokalach kategorii S mówiono, ze robimy dżunglę
z księgi, oficer prowadzący inaczej sobie wyobrażał
finał naszej odysei, bo nic nie poprawia honoru
jak myk pod kołderkę z „Przedwiośniem”
lub koleżanką, lecz pełnia kultury
i twoja domena miną się w tej anegdocie.
Wracam do domu z piątką marynarzy,
ściga nas szatniarka niezwykłej urody (…)
Po pierwszej linijce mamy narrację „do utraty tchu”, to znaczy tak zapisaną, żeby tylko szybka recytacja bądź czytanie umożliwiły dotarcie od początku do końca dwóch kolejnych zdań bez zaczerpnięcia oddechu. Ostatnie dwa wersy, mocno zrytmizowane, zapowiadają nie lada historię, być może homerycką, choć na miarę naszych czasów i okoliczności. To, co robiliśmy z marynarzami i szatniarką nie wymaga przedstawienia – polegam na twojej fajnej wyobraźni. Przy okazji wyobraź sobie jakąś fajną konstytucję.
Z Joanny d’Arc Dreyera najwyraźniej pamiętam scenę opluwania bohaterki przez kościelnego prokuratora, opluwania dosłownego, z małej odległości, scenę wstrząsającą i obrzydliwą. Polegam na twojej fajnej wyobraźni, więc zrezygnowałem z opluwania dosłownego w „Homerze” – ale znajdziesz je między wierszami, między Przedwiośniem, S, dżunglą i księgą oficera prowadzącego. Przy okazji wyobraź sobie tytuł książki w kieszeni futerka tej prostytutki. W ten sposób zdobędziesz władzę. „Homer” będzie twój na zawsze.
Urodzony 15 marca 1960 roku w Warszawie. Poeta, tłumacz, felietonista. W roku 1993 obronił doktorat na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley (o twórczości Jamesa Joyce'a i Ezry Pounda). Do roku 1997 wykładał na Southern Methodist University w Dallas, obecnie adiunkt anglistyki w Instytucie Anglistyki. W latach 2000-2005 felietonista kulinarny „Przekroju”, oraz miesięcznika „Pani” (w latach 2005-2013). Redaktor naczelny „Dwukropka” (2002-2003). Mieszka w Warszawie.