recenzje / ESEJE

Honet „dziecko” i dzieci Honeta – nieustanna mediacja

Przemysław Owczarek

Recenzja Przemysława Owczarka z książki baw się Romana Honeta.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Czło­wiek nie może wyob­co­wać się na swo­ich dro­gach, bo cią­gnie się za nim ślad odci­ska­nych kole­in i bie­gnie wstecz, aż do pier­wo­cin jego dzie­cię­cych rojeń. Zmie­nia się to co widzial­ne, ale nigdy to co nie­wi­dzial­ne i nigdy też nie odtrą­ci nas owo dziec­ko, z któ­re­go wyro­śli­śmy do obec­ne­go kształ­tu.
Ernst Wie­chert, Lasy i ludzie1

Opu­bli­ko­wa­ny w 2008 roku, nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go, czwar­ty tom wier­szy Roma­na Hone­ta Baw się jest kon­ty­nu­acją sur­re­al­nej stra­te­gii poetyc­kiej wcze­śniej­szych tomi­ków, od debiu­tanc­kiej ali­cji począw­szy, po wyda­ne przez Biblio­te­kę Poetyc­ką „Stu­dium” książ­ki: Pój­dziesz synu do pie­kła i ser­ce. W 2008 roku Biu­ro Lite­rac­kie wyda­ło ponow­nie pierw­sze trzy zbio­ry wier­szy poety w książ­ce pod tytu­łem moja.

Nowy tom jak i reedy­cja poprzed­nich stwa­rza­ją poku­sę kry­tycz­ne­go pod­su­mo­wa­nia. Pro­po­nu­ję inter­pre­ta­cję, któ­rej pod­ło­żem sta­nie się szer­sza, inter­dy­scy­pli­nar­na per­spek­ty­wa antro­po­lo­gicz­na, zdol­na do odkry­wa­nia sen­sów i zna­czeń tek­stów lite­rac­kich poprzez kon­kret. Antro­po­lo­ga lite­ra­tu­ry intry­gu­je dru­gi i trze­ci plan oraz umiesz­czo­ny w ich polu detal, powra­ca­ją­cy czę­sto w powtó­rze­niu, nawet gdy „pod lupę” weź­mie się „roz­prę­żo­ną” sur­re­al­ną, wizyj­ność Hone­ta. Uję­te w niej ele­men­ty zewnętrz­ne­go świa­ta pod­le­ga­ją gwał­tow­nym meta­mor­fo­zom i seman­tycz­nym prze­kształ­ce­niom, ale pod wierzch­nią war­stwą zna­czeń nadal ist­nie­ją związ­ki z rze­czy­wi­sto­ścią kul­tu­ro­wą i wie­dzą zor­ga­ni­zo­wa­ną wokół okre­ślo­ne­go sym­bo­licz­ne­go uni­wer­sum. Sądzę, że na ów detal i kon­kret skła­da­ją się moty­wy, któ­re doty­czą figu­ry dzie­ciń­stwa. Wie­lu kry­ty­ków zgo­dzi się, że to naczel­ny temat poezji Hone­ta, ale pew­ne jego szcze­gó­ły nie zosta­ły przez nich w peł­ni dostrze­żo­ne. Wię­cej, nie ujaw­nia­ny we wszyst­kich tomach na pierw­szym pla­nie boha­ter (i sze­rzej boha­te­ro­wie) Hone­ta nosi kon­kret­ne cechy media­to­ra, isto­ty z natu­ry „magicz­nej”, ambi­wa­lent­nej, któ­rą ema­nu­je arche­typ „dziec­ka”.

I. ali­cja po dru­giej stro­nie książ­ki

Od momen­tu wyda­nia debiu­tanc­kie­go tomu dyk­cja Hone­ta jest kon­se­kwent­nie reali­zo­wa­nym pro­jek­tem poezji, któ­ra odzwy­cza­ja czy­tel­ni­ka od „nor­mal­ne­go” oglą­du rze­czy­wi­sto­ści. Pierw­sze usta­le­nia kry­ty­ków ana­li­zu­ją­ce sty­li­sty­kę poety, któ­re poja­wi­ły się po publi­ka­cji debiu­tanc­kie­go zbio­ru wier­szy, moż­na roz­cią­gnąć na pozo­sta­łą twór­czość poetyc­ką. Jeśli przyj­rzeć się recen­zjom z tomu ali­cja, choć­by autor­stwa Jaku­ba Winiar­skie­go, Rado­sła­wa Kobier­skie­go, Karo­la Mali­szew­skie­go, czy Grze­go­rza Olszań­skie­go – moż­na stwier­dzić, że dys­kurs kry­tycz­no­li­te­rac­ki umie­ścił Hone­ta po stro­nie wizji i wyobraź­ni, wska­zał „ojców”, fran­cu­skich sym­bo­li­stów i sur­re­ali­stów oraz nie­miec­kich eks­pre­sjo­ni­stów. Winiar­ski widzi w Hone­cie bar­dziej „sza­ma­na niż reto­ra„2, Kobier­ski przy­pi­su­je mu tek­stu­al­ne „przy­zwo­le­nie na obłęd„3, Mali­szew­ski sądzi, że czy­ta­nie tek­stów Hone­ta gro­zi „czymś w rodza­ju pora­że­nia mózgo­we­go„4, Olszań­ski two­rzy kata­log auto­rów, któ­rzy praw­do­po­dob­nie inspi­ro­wa­li poetę i stwier­dza, że wier­sze Hone­ta „dale­kie są od jakiej­kol­wiek logi­ki przy­czy­no­wo-skut­ko­wej„5.

Bio­rąc pod uwa­gę inspi­ra­cje oraz wymie­nio­nych przez kry­ty­ków poetów i pisa­rzy, Honet wyty­czał­by swo­ją poetyc­ką ścież­kę mię­dzy eku­me­na­mi śmier­ci i począt­ku-dzie­ciń­stwa, sen­nej jawy i real­ne­go snu, na sty­ku zna­czeń czer­pa­nych z odle­głych kon­tek­stów. Na gra­ni­cy poro­zu­mie­nia z czy­tel­ni­kiem, któ­re­go poeta wodzi po manow­cach, gdzie czy­tel­ne sta­ją się tyl­ko nie­któ­re inten­cje auto­ra, a lek­tu­rze wier­szy towa­rzy­szy nie­ustan­na atmos­fe­ra zasko­cze­nia. Wię­cej, zadzi­wie­nia, któ­re przy­stoi dzie­ciom.

1. Skąd przy­szła ali­cja?

Kra­ina dzie­ciń­stwa mie­ści się, w „było”. Strzę­py naszej pamię­ci o „oneg­daj” nie dają się uło­żyć w spój­ną całość. Pra­ca wspo­mnień może sku­pić się tyl­ko na nie­wie­lu frag­men­tach prze­szło­ści. To „było” nale­ży już do porząd­ku śmier­ci, i to z niej „wyła­nia się”, powra­ca do życia w aktach rozu­mie­nia. Wszel­kie sym­bo­le, zna­ki, a nawet przed­mio­ty z dzie­cię­cej prze­szło­ści, stra­ci­ły uży­tecz­ność, okre­śla­ją zbiór pusty cze­goś, co już nie ist­nie­je. Pisa­nie o dzie­ciń­stwie jest zstę­po­wa­niem w kra­inę śmier­ci. Bli­skie są mi intu­icje Grze­go­rza Olszań­skie­go, któ­ry zauwa­ża, iż: „L. Car­roll co praw­da nie pisał o śmier­ci (?), ale z dru­giej stro­ny w jego książ­kach o Ali­cji i cza­ro­dziej­sko-lustrza­nym świe­cie dez­in­te­gra­cji ule­ga prak­tycz­nie wszyst­ko – czas, prze­strzeń, czło­wiek, wie­dza, język […]. Jeśli dodać do tego, że świat Hone­ta ma w sobie coś z baśni-kosz­ma­ru i jest to – być może – kra­ina dzie­ciń­stwa, a książ­ki Car­rol­la są gene­ral­nie trak­to­wa­ne jako książ­ki prze­zna­czo­ne dla dzie­ci, to wszyst­ko sta­je się jasne„6.

Co sta­je się jasne? Czy ali­cja jest oso­bi­stą baśnią-kosz­ma­rem Roma­na Hone­ta, a jego zawo­alo­wa­ny powrót do dzie­ciń­stwa pod posta­cią „magicz­nej” dziew­czyn­ki jest zma­ga­niem się z wła­sną prze­szło­ścią? Jeśli sur­re­al­ne wizje Hone­ta spla­ta­ją się w rodzaj gry o toż­sa­mość, o wydo­by­cie ze śmier­ci cza­su prze­szłe­go, for­ma baśni wyda­je się ade­kwat­na. Baśnie są okrut­ne i mają w tym swój waż­ki cel, bowiem w zatrwa­ża­ją­cych obra­zach prze­ka­zu­ją dziec­ku nie­do­stęp­ny, a nawet, jak zauwa­ża Van Den Berg, „odpy­cha­ją­cy cha­rak­ter doro­słe­go świa­ta„7. Z dru­giej stro­ny, ów czas dzie­ciń­stwa, kie­dy słu­cha­my bajek, bywa w szcze­gól­ny spo­sób „U p o j o n y d z i w n o ś c i ą. W sło­wach tych zamy­ka się doświad­cze­nie zna­ne nam wszyst­kim z dzie­ciń­stwa, a któ­re skłon­ni­śmy lek­ce­wa­żyć. We wszyst­kich zresz­tą auto­bio­gra­fiach na stro­ni­cach poświę­co­nych mło­do­ści auto­rów znaj­du­je­my podob­ne wra­że­nia„8.

Sur­re­al­na stra­te­gia poetyc­ka wyda­je się naj­bar­dziej przy­dat­na w odtwa­rza­niu atmos­fe­ry dziw­no­ści cza­su dzie­cię­ce­go „oneg­daj”. Jej wie­lo­znacz­ność pozwa­la uchro­nić gra­ni­ce dzie­cię­ce­go świa­ta przed logicz­ny­mi i zuba­ża­ją­cy­mi eks­pli­ka­cja­mi. Pośród sur­re­ali­stów to Louis Ara­gon naj­le­piej uza­sad­nił twór­czą potrze­bę kro­ku wstecz: „Cała sub­stan­cja nasze­go umy­słu ota­cza te brze­gi nie­wia­do­me­go, te pla­że dresz­czu – napi­sał w Wie­śnia­ku Pary­skim. Wystar­czy mi zro­bić krok w prze­szłość, żeby zna­leźć zaraz to poczu­cie nie­zwy­kłe­go, któ­re ogar­nia­ło mnie, kie­dy byłem jesz­cze samym zadzi­wie­niem, w sce­ne­rii, gdzie po raz pierw­szy nawie­dzi­ła mnie świa­do­mość nie­wy­tłu­ma­czal­nej spój­ni i prze­dłu­żeń jej w moim ser­cu„9. Sło­wa Ara­go­na mogą brzmieć nie­co zbyt opty­mi­stycz­nie, ale nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że figu­ra dziec­ka (i dzie­ciń­stwa) była nie­zwy­kle atrak­cyj­na dla sur­re­ali­stów, ponie­kąd kon­ty­nu­ato­rów roman­ty­ków, któ­rzy wynie­śli dziec­ko na arty­stycz­ny pie­de­stał. Sur­re­ali­ści zafa­scy­no­wa­ni Freu­dem dobrze rozu­mie­li, że „kru­che” dziec­ko bywa nie­obli­czal­ne i trud­no uwa­żać je za nie­win­ne.

Przy­kła­dem tej „nad-świa­do­mo­ści” jest Mani­fest Sur­re­ali­stycz­ny:

„Umysł, któ­ry daje nura w sur­re­alizm – twier­dzi André Bre­ton – prze­ży­wa z egzal­ta­cją naj­lep­szą część swe­go dzie­ciń­stwa. Mie­wa chwi­le takiej pew­no­ści, jak toną­cy, któ­ry obej­mu­je jed­nym spoj­rze­niem to wszyst­ko, co było nie do prze­zwy­cię­że­nia w jego życiu. „To mało zachę­ca­ją­ce” – powie kto. Ale też nie chcę go zachę­cać. Wspo­mnie­nia dzie­cię­ce i nie­któ­re inne dają wra­że­nie nie­po­chwyt­no­ści i jak­by wyko­le­je­nia, któ­re uwa­żam za naj­cen­niej­sze w życiu. Dzie­ciń­stwo zbli­ża nas, być może, naj­bar­dziej do „życia praw­dzi­we­go”, dokąd – prócz pra­wa wstę­pu – mamy zale­d­wie parę bile­tów pro­tek­cyj­nych; dzie­ciń­stwo, kie­dy to naj­sku­tecz­niej i z naj­mniej­szym ryzy­kiem było się panem wła­snych moż­li­wo­ści. Szan­sa ta dzię­ki sur­re­ali­zmo­wi poja­wia się, śmiem rzec, na nowo. Jest tak, jak­byś wciąż jesz­cze ocze­ki­wał osta­tecz­ne­go zba­wie­nia lub potę­pie­nia. Na razie to tyl­ko czy­ściec, chwa­ła Bogu! Mijasz szczę­ka­jąc zęba­mi nie­bez­piecz­ne oko­li­ce, jak mawia­ją okul­ty­ści. Na każ­dym kro­ku budzisz czy­ha­ją­ce mon­stra; nie mają one jesz­cze złych zamia­rów i nie jesteś zgu­bio­ny, sko­ro się ich nie lękasz„10.

Bre­ton twier­dził, ze sur­re­alizm dostar­cza wła­ści­wych narzę­dzi do wewnętrz­nych podró­ży w głąb psy­chi­ki i prze­szło­ści. Arty­sta, poeta, jak ów sza­man, może zaj­rzeć do kra­iny wła­snych „duchów”. Ale sza­man to czło­wiek, któ­ry sam się wyle­czył z cho­ro­by zesła­nej przez „duchy”, dla­te­go leczy innych ludzi. Poeta sur­re­ali­sta może pró­bo­wać autop­sy­cho­ana­li­zy, ale nigdy nie prze­nik­nie do koń­ca wydo­by­tych z pod­świa­do­mo­ści tre­ści – wedle Freu­da nie dzia­ła tu zasa­da „leka­rzu lecz się sam”.

Tym tro­pem „powę­dro­wał” w swo­im ese­ju o tomie ali­cja Janusz Kota­ra. Za prze­wod­ni­ka na ścież­ce inter­pre­ta­cji posłu­żył Kota­rze jeden z naj­bar­dziej twór­czych uczniów Freu­da, Jasqu­es Lacan.

2. Co ukry­wa ali­cja?

Esej Kota­ry jest bły­sko­tli­wy i prze­ko­ny­wu­ją­cy, ale napi­sa­ny z pozy­cji her­me­neu­ty­ki podejrz­li­wo­ści zmie­rza do momen­tu, w któ­rym inter­pre­ta­tor może naru­szyć intym­ność poety. Sądzę, że „wędru­jąc” wraz z Kota­rą po zapę­tlo­nym świe­cie ali­cji moż­na tak­że odkryć inne, poten­cjal­ne i kon­struk­tyw­ne, zna­cze­nia zako­do­wa­ne w pierw­szej książ­ce Hone­ta. Zanim je przy­wo­łam czu­ję się zobli­go­wa­ny do zacy­to­wa­nia szer­szych frag­men­tów z nad­mie­nio­ne­go ese­ju.

Kota­ra two­rzy naj­pierw ogól­ną dia­gno­zę, któ­ra w wie­lu momen­tach przy­sta­je do ana­liz Winiar­skie­go, Kobier­skie­go, Mali­szew­skie­go i Olszań­skie­go, po to by zejść głę­biej, pod wierzch­nią war­stwę poety­ki: „[…] wier­sze Hone­ta ukła­da­ją się podług wyraź­nej tra­jek­to­rii powro­tu: […] A.normalny, a.logiczny… pro­log? […] Nie.normalny, nie.logiczny począ­tek ufun­do­wa­ny w for­mie nega­cji poprzez odwo­ła­nie się do swo­jej opo­zy­cji; do prze­ci­wień­stwa? Zatem jakiś nie-koniec, nie-zakoń­cze­nie, ‘nie’ – mówie­nie koń­co­wi? A może w zmyśl­ny spo­sób zasy­gna­li­zo­wa­ne „coś”, co jest wspól­ne w Począt­ku i Koń­cu tej histo­rii, któ­rą tytu­łem pierw­sze­go wier­sza ewo­ku­je i zapo­wia­da ‘Ali­cja’? A może ta histo­ria zato­czy peł­ne koło tak, że w punk­cie doj­ścia znaj­dzie się dokład­nie w samym punk­cie wyj­ścia? […] Jest „coś”, co napę­dza tę gorącz­kę pytań; „coś”, co usta­na­wia punkt zwrot­ny dla naszej Ali­cji, i to rozu­mia­ny dwo­ja­ko: z jed­nej stro­ny jako: „w tył zwrot!” – decy­zja, aby powra­cać; z dru­giej jako moment logicz­ny i kon­sty­tu­tyw­ny. W któ­rym Ali­cja sta­je się dla sie­bie Ali­cją; kie­dy zysku­je pod­mio­to­wość; moment, w któ­rym Czło­wiek sta­je się wła­snym Począt­kiem moż­li­wym (czy moż­li­wym? jak moż­li­wym?) do skon­klu­do­wa­nia w Pierw­szej – naj­dal­szej Pamię­ci, w zaklę­tych rewi­rach dzie­ciń­stwa […]11.

Oto frag­ment wier­sza ini­cju­ją­ce­go (zamy­ka­ją­ce­go?) tom, prób­ka deli­rycz­ne­go sty­lu poety (tytu­ły wier­szy poda­ję na począt­ku cyta­tu pogru­bio­ną czcion­ką):

a.epilog od wczo­raj nie mam roba­ków. szron trzeszczy,/ sze­le­ści w drze­wach ten sta­now­czy mówca,/ nie­wia­do­me­go pocho­dze­nia, cicho/ mam wypłu­ka­ny żołą­dek, kie­dy przed­sta­wiam jej agrest/ i kwiat – otwar­te, gorz­kie naczy­nia

Wni­kli­wa lek­tu­ra pierw­sze­go tomu Hone­ta pozwa­la odkryć zasa­dę koła, błęd­ne­go młyń­ca (Zagu­bio­na auto­stra­da Davi­da Lyn­cha może posłu­żyć tu za obra­zo­wą ana­lo­gię podob­nych „opo­wie­ści”, któ­re „poże­ra­ją wła­sny ogon”). Sądzę, że wier­sze z ali­cji uło­żo­ne są wła­śnie podług zasa­dy mitu powtó­rze­nia, gdzie Koniec sta­je się Począt­kiem a Począ­tek Koń­cem. Wzor­cem jest uni­wer­sum natu­ry z wiecz­ną karu­ze­lą śmier­ci i naro­dzin, gdzie wszyst­ko, co żywe napięt­no­wa­ne jest nie­usu­wal­ną ska­zą śmier­ci. W wier­szach Hone­ta da się wytro­pić fra­zy świad­czą­ce o poetyc­kiej onto­lo­gii ufor­mo­wa­nej na zasa­dzie koła wiecz­ne­go powro­tu, przy­pły­wu i odpły­wu:

oce­any, zgo­ny […] – zawsze ten jeden,/ nie­obli­czal­ny porzą­dek śmier­ci, naro­dzin, i tyle lat minęło,/ oce­any, zgo­ny [zie­mia mała jak kro­pla desz­czu] […] odpo­wia­da­ła cisza, nabrzmiały/ mózg księ­ży­ca, mar­ne­go świad­ka, że były, obo­wią­zy­wa­ły: czas życia/ i czas śmier­ci – to ogrom­ne stę­że­nie, z któ­re­go powstał upiór i utrata,/ ale też wstąż­ki wesel­ne, gra­wi­ta­cja, moc

Poeta, któ­ry wpa­da w „krąg” prze­ży­wa nie­ustan­ny koło­wrót wła­snych obse­sji, dopó­ki nie znaj­dzie z nie­go „wyj­ścia”, jak chciał­by gno­styk lub nie doko­na afir­ma­cji rze­czy­wi­sto­ści w eks­ta­tycz­nym Nie­tz­sche­ań­skim geście. W obra­zach gni­cia, „nico­wa­nej” flo­ry i fau­ny, w ali­cji Hone­ta, mie­ści się też wie­dza o upad­ku w cia­ło i podob­ną do wiru „pamięć”, w któ­rej umie­ra­ją i powra­ca­ją jak duchy, kolej­ne wcie­le­nia dzie­ciń­stwa i dora­sta­nia. Roz­sz­cze­pia­nie owych obra­zów i zaska­ku­ją­ce łącze­nie ich ze sobą w nie­przy­sta­ją­cych kon­tek­stach jest gestem melan­cho­li­ka, któ­ry pochy­la się nad roz­bi­tym i zde­for­mo­wa­nym stwo­rze­niem. Mimo wszyst­ko, jak w pomarsz­czo­nej tafli jezio­ra, moż­na ujrzeć w nim swo­je roze­dr­ga­ne odbi­cie, któ­re od ory­gi­na­łu zawsze „oddzie­lo­ne” jest róż­ni­cą cza­su. Honet budu­je poetyc­ki świat nie przez naśla­dow­czy opis, ale w „miej­scu” nad prze­pa­ścią, z wnę­trza roz­bi­te­go świa­ta, z jego ska­żo­nej isto­ty – jak­by mil­czą­cym zało­że­niem tego aktu poetyc­kie­go była gno­styc­ka awer­sja. Obraz świa­ta warun­ku­je więc obraz toż­sa­mo­ści, ale zgod­nie z zasa­dą koła, roz­bi­ta toż­sa­mość reje­stru­je świat w jego trę­do­wa­tym roz­pro­sze­niu i falo­wa­niu.

Dia­gno­za Kota­ry zmie­rza w tę stro­nę, ale zgod­nie z Laca­now­ski­mi kie­run­kow­ska­za­mi, budu­je nie­co odmien­ną inter­pre­ta­cję, któ­ra sku­pia się na poszu­ki­wa­niu kar­dy­nal­nej, gene­ru­ją­cej liry­kę Hone­ta „Przy­czy­ny”. W „deli­rycz­nych” obra­zach tej poezji ujaw­nia się „przy­tła­cza­ją­ca obec­ność jej pusto­szą­cych skut­ków. Nie­wy­god­na pod­mio­to­wość, wymiar egzy­sten­cji, któ­re­go nie moż­na opu­ścić, posia­da­ny kon­tur wła­snej toż­sa­mo­ści: trud­nej, cho­rej, posęp­nej, obłęd­nej, tra­gicz­nej […]. Czas wier­sza i pamięć wier­sza bywa­ją jed­na­ko­woż szcze­gól­ne­go rodza­ju: u Hone­ta zawią­zu­ją się w locus media­cji iden­tycz­ny z lustrem. Ma on przy­wró­cić i ma on pojed­nać (Jed­nia) toż­sa­mość z Przy­czy­ną, pod­miot z przed­mio­tem, byt z jego Stwór­cą. Tym samym moż­na zapro­po­no­wać for­mu­łę, w któ­rej wier­sze Hone­ta jawią się jako wytwo­ry lustra, bądź z lustra, bądź malo­wa­ne na lustrze; a przy tym z nie­za­chwia­ną ten­den­cją, aby przez ten zwier­cia­dla­ny świat: zwie­lo­krot­nio­nych, odwró­co­nych i prze­kształ­co­nych odbić prze­bić się, przejść – osta­tecz­nie go roz­bić z chwi­lą dotar­cia do Jed­ni, w któ­rej to giną gra­ni­ce Przy­czy­ny i bytu, gdyż nie ist­nie­je róż­ni­ca. Tym samym naj­waż­niej­sze w pere­gry­na­cjach ‘Ali­cji’ są lub będą te momen­ty, któ­re z Jed­ni, w efek­cie jej roz­bi­cia, wyło­nią bie­gu­ny, usta­no­wią gra­ni­cę, wpro­wa­dzą roz­dar­cie, roz­bi­ją Świat na świa­ty. Ale jak do tych momen­tów dotrzeć, jak je zna­leźć lub zre­kon­stru­ować?„12

Otóż to! Czy może tego doko­nać „dziew­czyn­ka” w magicz­ny spo­sób prze­kra­cza­ją­ca lustro, ta, jak ją nazy­wa nazna­czo­ny iro­nią i zwąt­pie­niem poeta, „uczen­ni­ca naiw­na”? Czy przez jej postać Honet pra­gnie odzy­skać i odku­pić wła­sne dzie­ciń­stwo, ten raj utra­co­ny? Jaka „Przy­czy­na” go do tego zmu­sza? Jak domnie­my­wa Kota­ra, jątrzy ona samą moż­li­wość trans­cen­den­cji w jej jude­ochrze­ści­jań­skiej wer­sji: „[…] nasu­wa mi się nie­od­par­te wyobra­że­nie, że aku­szer­ką mowy i słów poezji krze­szo­wic­kie­go anty­bar­da, tym czymś na kształt fil­tru i pry­zma­tu języ­ka jego wier­szy była pier­wot­na odra­za – jakieś obrzy­dze­nie, któ­re jest kana­li­zo­wa­ne i znaj­du­je swój upust w hip­no­ty­zu­ją­cych same­go auto­ra szla­gwor­tach zara­zy, pan­de­mii, tygo­dnia plag i odpu­stów bożych. […] pod­miot lirycz­ny tych wier­szy ucie­le­śnia mit poma­zań­ca Apo­ka­lip­sy, upa­dłe­go Anio­ła, wysłan­ni­ka cho­rej Trans­cen­den­cji dotknię­te­go przez ciem­ną stro­nę same­go Pana? Boga? Prze­śla­do­wa­ny Prze­śla­du­ją­cy…?!„13

W ali­cji nie­obec­na -„obec­na” jest figu­ra wyko­le­jo­ne­go Boga, Naj­wyż­szej Isto­ty, któ­ra jed­nak zdol­na jest wypro­wa­dzić boha­ter­kę wier­szy (i same­go poetę?) ze ska­żo­ne­go mitu wiecz­ne­go powro­tu:

dzień szó­sty […]wyraź­nie zapi­sa­ne stro­fy: wziął i roz­da­wał swo­im uczniom, mówiąc -/ opo­wia­da­jąc o sadach, bur­de­lach, wizjach,/ a kie­row­ni­ca wymy­ka­ła mu się// […] w tej odsło­nie nie ma jeszcze/ boga nie ma [zie­mia mała jak kro­pla desz­czu] […] pęka­ły nasze odbi­cia w przedmiotach,/ bóg rodził się raz jesz­cze, cały siwy,/ sło­ny. ileż podej­rzeń w tej halu­cy­na­cji, zanim wybiła/ godzi­na i prze­raź­li­wie bla­dzi wydzwa­nia­li w ciemny/ bake­lit słu­cha­wek. odpo­wia­da­ła cisza

Kota­ra jest prze­ko­na­ny, że Honet kreu­je obraz boga, któ­ry dosko­na­le pasu­je do „upa­dłe­go” poetyc­kie­go uni­wer­sum ali­cji: „Czy zatem Bóg, któ­re­go doświad­cza Honet, jest Bogiem nie-Czyn­nym […] A może, z racji owe­go prze­su­nię­cia ku sym­bo­licz­nej funk­cji JEST „jedy­nie” Ojcem nie-Czyn­ne­go Sło­wa: UŚMIERCONYM (przez kogo?!) Ojcem Sym­bo­licz­nym. […] Nie­mniej, jeśli dobrze się wsłu­chać, to prak­tycz­nie w każ­dym wier­szu „Ali­cji” pobrzmie­wa, mimo bluź­nier­czych tonów, bła­gal­ne „powiedz tyl­ko Sło­wo, a będzie uzdro­wio­na dusza moja”; i to spra­wia, że bluź­nier­stwo – jestem goto­wy uznać za wyż­szą for­mę Roz­mo­wy z Bogiem, Panem, Ojcem„14.

Ale prze­cież zna­leźć moż­na w tym tomie wiersz kon­fe­syj­ny, o bogu, któ­ry obja­wia się w ogniu i czy­ni kosmos miej­scem ilu­zji (wła­da­ją nim inni bogo­wie – twór­cy wiecz­ne­go powro­tu) – miej­scem, z któ­re­go trze­ba się wyrwać, naro­dzić do inne­go życia.

[pochyl się] pochyl się, musisz wiedzieć:/ inni bogo­wie nada­li imię wszyst­kie­mu i dlatego/ twój bia­ły bóg nie­sio­ny w ogniu galaktyki/ i jego jęcz­mien­ny syn/ na wszyst­ko spro­wa­dzi­li sen, bia­łą płach­tę -/ nie będziesz usy­piał okrę­tów w butlach wygię­tych jak księżyc,/ czcił zwie­rząt, któ­re obdzie­ra się z zamszo­wych powiek/ zawie­rał pak­tów z kobie­tą o mato­wych dłoniach// zacho­wa cię roz­kru­szo­ne świa­tło lam­pio­nów w parku,/ kłę­bek powo­ju mosz­czą­cy się na murze śmietnika,/ nie­wy­raź­na trans­mi­sja tam­te­go meczu/ i ty obumrzesz. nie zosta­niesz sam

Być może poeta ujaw­nia tutaj nie­mal­że nega­tyw­ny (wła­ści­wy dla hebraj­skiej reli­gij­no­ści) sto­su­nek do natu­ry, a zacho­wu­je z niej tyl­ko to, co sym­bo­licz­nie wska­zu­je „poza”, na trans­cen­dent­ny obszar nie­uwi­kła­ny w mate­rię („śmiet­nik”?).

Wedle Kota­ry, Honet prze­śla­du­je w wier­szach kobie­ty, jego sadyzm „ćwi­czy się i dosko­na­li”, obja­wia się w moty­wach i sym­bo­lach kastra­cji:

była taka uli­ca […] formalina/ pochło­nie cho­re zapa­chy, nagłe począt­ki kalectwa/ wysy­sa­ją­cy wie­żę bóg, któ­ry ukochał/ obce gra­ma­ty­ki […] będzie­my wra­cać w każ­de takie miej­sce już wkrót­ce będziemy/ wypeł­niać oczo­do­ły nie­bie­ską farbą,/ a ojciec zabi­je naj­tłu­ściej­sze­go kogu­ta

Kil­ka posta­ci, któ­re poja­wia­ją się w wier­szach ali­cji, nosi męskie imio­na, zara­zem repre­zen­tu­je naj­czę­ściej twór­ców i pisa­rzy lub jest inter­tek­stu­al­nym odnie­sie­niem do ich twór­czo­ści. Może być zatem tak, że nie­moż­li­wość iden­ty­fi­ka­cji z Ojcem Naj­wyż­szym, i zara­zem – a to prze­cież jed­na z wytycz­nych psy­cho­ana­li­zy Laca­na – ojcem rze­czy­wi­stym, prze­kła­da się na pro­jek­to­wa­nie rela­cji z ojca­mi lite­rac­ki­mi, mistrza­mi poetyc­kie­go rze­mio­sła. Ale tu też poja­wia się ska­za. Ci licz­ni ojco­wie „błą­dzą” po „cho­rym” uni­wer­sum wier­szy ali­cji.

„Idąc” za Kota­rą jestem zmu­szo­ny wkra­czać w intym­ność poety. Wpierw niech „prze­mó­wi” Kota­ra, któ­ry po Laca­now­sku uchy­la nie­co zasło­nę owej intym­no­ści. „Prze­cież ‘Roman Honet Ali­cja’ rów­nie dobrze może ozna­czać pseu­do­nim lub kryp­to­nim będą­cy dru­gim – ukry­tym zna­cze­niem tek­stu wydru­ko­wa­ne­go na pierw­szej okład­ce: zna­cze­niem o tyle intry­gu­ją­cym, o ile męż­czy­zna nazna­cza sie­bie żeń­skim imie­niem i o tyle intry­gu­ją­cym, o ile roz­wa­ża­nia nad (każ­dym) pod­mio­tem wpro­wa­dzi się w pro­blem sek­su­acji. […] roz­wią­za­niem, któ­re było­by w sta­nie pomie­ścić ‘aż tyle’ oso­bli­wo­ści, trud­no­ści i nie­moż­li­wo­ści, jest obse­syj­na, zatem neu­ro­tycz­na […] struk­tu­ra pod­mio­tu, uwi­kła­ne­go w swym per­wer­syj­nym tren­dzie w homo­sek­su­al­ny (anal­ny) wybór obiek­tu. […] Zasy­gna­li­zo­wa­ny cho­ciaż­by poprzez wyda­wa­ło­by się nic nie zna­czą­cą prze­rób­kę pozo­sta­wia­ją­cą z ‘listu do jana lecho­nia’ (w pier­wot­nej wer­sji) jedy­nie „list do j.l.” Czy w tej reduk­cji ini­cja­łów adre­sa­ta mia­ło ‘coś wsty­dli­we­go’ zostać na wszel­ki wypa­dek ukry­te? Zaczy­nam się poru­szać po draż­li­wym tere­nie […]„15.

Sko­ro już „wsze­dłem” na nie­bez­piecz­ny teren, inspi­ro­wa­ny psy­cho­ana­li­tycz­ną podejrz­li­wo­ścią, pro­po­nu­je alter­na­ty­wę dla powyż­szej inter­pre­ta­cji „Roma­na Honeta/Alicji”.

3. „Roman Honet/Alicja” – ku rein­te­gra­cji

Każ­da baśń-kosz­mar nosi w sobie pozy­tyw­ne roz­wią­za­nie. Nega­tyw­ny awers posia­da swój lecz­ni­czy rewers. Tajem­ni­ca zjed­no­cze­nia prze­ci­wieństw nale­ży do arche­ty­pu „dziec­ka”. Jung tak tłu­ma­czy jego isto­tę: „Ze zde­rze­nia prze­ci­wieństw nie­świa­do­ma psy­chi­ka stwa­rza zawsze „coś trze­cie­go” o natu­rze irra­cjo­nal­nej, któ­re przed­sta­wia się świa­do­mo­ści jako nie­spo­dzie­wa­ne i nie­zro­zu­mia­łe. Poja­wia się to „coś” w for­mie, któ­ra nie odpo­wia­da ani „tak” ani „nie” i z tej przy­czy­ny odpy­cha­na jest zarów­no przez jed­no, jak i przez dru­gie. Świa­do­mość bowiem nie potra­fi nigdy prze­kro­czyć prze­ci­wieństw, a tym samym nie roz­po­zna­je rów­nież tego, co je łączy. Ponie­waż zaś roz­wią­za­nie kon­flik­tu przez zjed­no­cze­nie prze­ci­wieństw ma decy­du­ją­ce zna­cze­nie i pożą­da­ne jest tak­że przez świa­do­mość, zaczy­na się drą­że­nie przez prze­czu­cie owe­go prze­mien­ne­go zna­cze­nia two­ru. Stąd tajem­ni­czy cha­rak­ter „dziec­ka”. Waż­na, lecz nie roz­po­zna­na treść wywie­ra na świa­do­mość dzia­ła­nie fascy­nu­ją­ce i tajem­ni­cze. Nowa postać jest sta­ją­cą się Cało­ścią, zmie­rza ku Cało­ści […]. Stąd rów­nież to, że wszyst­kie „sym­bo­le” jed­no­czą­ce mają sens zbaw­czy”. […] Z takiej wła­śnie sytu­acji wywo­dzi się „dziec­ko” jako treść sym­bo­licz­na, wyraź­nie ode­rwa­na od pod­ło­ża (mat­ki), względ­nie oddzie­lo­ne, wcią­ga­ją­ce nie­kie­dy mat­kę w nie­bez­piecz­ne poło­że­nie. Gro­zi mu z jed­nej stro­ny reak­cja odmo­wy wła­ści­wa świa­do­mo­ści, z dru­giej zaś stro­ny „hor­ror vacui” nie­świa­do­mo­ści goto­wej pochło­nąć znów wszyst­ko, co się z niej naro­dzi­ło, ponie­waż two­rzy ona tyl­ko dla gry„16.

„Roman Honet/Alicja” (poeta/„dziecko”/dziewczynka) – jako oboj­na­ka figu­ra reto­rycz­na i egzy­sten­cjal­na może być oca­la­ją­cym zna­kiem tre­ści zmie­rza­ją­cych do pojed­na­nia. Cho­dzi­ło­by o pojed­na­nie, któ­re ozna­cza „coś” jesz­cze inne­go, niż wska­za­ny przez Kota­rę powrót do Jed­ni poprzez utoż­sa­mie­nie bytu ze Stwór­cą, przed­mio­tu z pod­mio­tem, zjed­no­cze­nie toż­sa­mo­ści z Przy­czy­ną. Ale ozna­cza pojed­na­nie wszel­kich prze­ci­wieństw w zbaw­czy sym­bol „dziec­ka”, któ­ry: „Uosa­bia siły żywot­ne tkwią­ce poza ogra­ni­czo­nym krę­giem świa­do­mo­ści, dro­gi i moż­li­wo­ści nie­zna­ne jed­no­stron­nej świa­do­mo­ści, całość obej­mu­ją­cą głę­bię natu­ry. Repre­zen­tu­je naj­sil­niej­sze i nie­unik­nio­ne dąże­nie bytu – dąże­nie do samo­re­ali­za­cji. Dziec­ko jest ‘impe­ra­ty­wem jedy­nej moż­li­wo­ści’ wypo­sa­żo­nym we wszyst­kie natu­ral­ne siły instynk­tu, pod­czas gdy świa­do­mość wikła się zawsze w swe rze­ko­mo ‘wie­lo­ra­kie moż­li­wo­ści’ ”17.

Zatem uwol­nie­nie w poetyc­kim eks­pe­ry­men­cie pod­świa­do­mych sił, groź­nych, bo nie­opa­no­wa­nych przez świa­do­mość słu­ży indy­wi­du­acji. Figu­ra her­ma­fro­dy­ty wła­ści­wa dla arche­ty­pu „dziec­ka” kon­sty­tu­uje sym­bol, któ­ry skie­ro­wa­ny jest ku przy­szło­ści, w przód, a nie wstecz. „Dziec­ko” jest pro­jek­cją nie­świa­do­mej Cało­ści, ozna­cza tak­że dale­ki cel „reali­za­cji sie­bie”, zbaw­cę prze­zwy­cię­ża­ją­ce­go kon­flik­ty prze­ci­wieństw, a więc usta­na­wia jed­ność oso­bo­wo­ści, „jaźń”. W polu prze­ci­wieństw kon­sty­tu­ują­cych arche­typ „dziec­ka” jest Począ­tek i Koniec ludz­kiej egzy­sten­cji. Wedle Jun­ga, w nowo­cze­snej psy­cho­lo­gii nie­świa­do­mo­ści, arche­typ „dziec­ka” poja­wia się w for­mie męsko-żeń­skie­go prze­ci­wień­stwa, a bar­dziej kon­kret­nie, jako męska świa­do­mość i nie­świa­do­mość uper­so­ni­fi­ko­wa­na na kobie­tę lub dziew­czyn­kę (sic!)18.

Nie wol­no oczy­wi­ście zapo­mnieć o sta­łym napię­ciu owych prze­ci­wieństw w obrę­bie arche­ty­pu „dziec­ka”, o jego poten­cji. „Dziec­ko” jest samot­ne, opusz­czo­ne i nie­przy­sto­so­wa­ne, ale posia­da boską moc. W czło­wie­ku jest nie­wy­ra­żal­nym doświad­cze­niem i nad­na­tu­ral­ną, nie­uchwyt­ną pre­ro­ga­ty­wą, któ­ra decy­du­je o war­to­ści oso­bo­wo­ści19.

Wypeł­nia­ją­ce ali­cję Hone­ta obra­zy śmier­ci i roz­kła­du zna­czą jeden z bie­gu­nów dycho­to­mii. Natu­ra przed­świa­do­ma to stan nie­świa­do­mo­ści wcze­sne­go dzie­ciń­stwa, zaś natu­ra pod­świa­do­ma, miej­sce Tana­to­sa, to afir­ma­cja i anty­cy­pa­cja przez ana­lo­gię sta­nu pośmiert­ne­go. Razem oba te sta­ny two­rzą Całość, któ­rej nie da się zamknąć w polu świa­do­mo­ści i cza­su, bowiem Całość two­rzy tak­że wymiar acza­so­wej nie­świa­do­mo­ści, któ­ra może roz­sze­rzać się w spo­sób nie­ogra­ni­czo­ny. Całość „[…] jest zara­zem star­sza i młod­sza niż świa­do­mość, któ­ra spo­wi­ja prze­strzeń i czas„20.

Sądzę, że owo zanu­rze­nie się poety w Cało­ści, poprzez figu­rę „dziec­ka” – ali­cji jest gestem, któ­ry może dopro­wa­dzić do swo­istej insu­rek­cji, pomóc wyjść poza mit wiecz­ne­go powro­tu. Jed­nak ali­cja wyda­je się błą­dzić bez koń­ca „kole”, gdzie finał oka­zu­je się Począt­kiem:

będzie­my wra­cać w każ­de takie miej­sce zosta­ły nam narzę­dzia z gli­ny i piasku,/ szklan­ka wody, każ­de­go roku pomniej­szy rejestr/ podań i mitologii/ wymy­ka­my się ciem­no­ści w oknach […] ali­cja po dru­giej stro­nie zano­si­ło się na sro­gą zimę -/ dzie­ci i mło­de kobie­ty przy­cho­dzi­ły tu/ wyłącz­nie po to, by popa­trzeć na brudne/ fale. wie­dzia­ła dosko­na­le, że jutro jej ciało/ będzie wyglą­dać jak zmar­z­nię­ta oliwka,/ owoc cierp­ki i kru­chy w wytrwałej/ sztu­ce przypływów/ z odda­li docho­dzi­ły dzie­cię­ce głosy,/ posel­stwa z kra­in łaska­wych i bez powro­tu […] a.epilog nie mam roba­ków, a jak­by­śmy widzie­li się/ w innym wymia­rze, sączy­li inną prze­strzeń przez mię­to­we szklan­ki

Przy­pi­sy­wa­ne Hone­to­wi poetyc­kie „sza­leń­stwo i jasno­wi­dze­nie”, „obłęd”, bycie pomię­dzy „było i będzie”, roz­prę­ża­nie cza­su mię­dzy Począt­kiem i Koń­cem oraz moż­li­wość, „pora­że­nia mózgo­we­go”, to okre­śle­nia, któ­re w moim prze­ko­na­niu uka­zu­ją anty­no­mie arche­ty­pu „dziec­ka” – ali­cji, tomu/dziewczynki zapro­jek­to­wa­nej jako poetyc­kie „wcie­le­nie”. W prze­strze­ni lite­ra­tu­ry ali­cja może być tak­że pro­jek­tem skie­ro­wa­nym w przy­szłość, któ­ry zakła­da rein­te­gra­cję poetyc­kie­go świa­ta w nową jakość.

II. Pój­dziesz synu do pie­kła

Dru­gi tom wier­szy Hone­ta jest kon­ty­nu­acją feerii obra­zów roz­kła­du i śmier­ci, któ­re zdo­mi­no­wa­ły wier­sze ali­cji. Ale! coś się tu zmie­nia. Pod­miot lirycz­ny wier­szy, ów her­ma­fro­dy­tycz­ny i „obłą­ka­ny” uczest­nik zde­ge­ne­ro­wa­nej i fre­ne­tycz­nej „rze­czy­wi­sto­ści” tra­ci żeń­skie cechy. Naj­bar­dziej sygna­li­zu­je to tytuł: Pój­dziesz synu do pie­kła. Czyż­by, w pew­nym sen­sie infer­nal­ny świat tych obra­zów rodem z Boscha stał się sce­ną dla boha­te­ra, któ­re­go toż­sa­mość tra­ci ową nie­roz­róż­nial­ność płci i sta­tu­su? Czyż­by „dziec­ko” Hone­ta zaczy­na­ło dora­stać? Pod­ję­te w „Ali­cji” wąt­ki cho­rej trans­cen­den­cji, z ducha roman­tycz­ne bluź­nier­stwo to moty­wy świad­czą­ce o tym, że „toż­sa­mość” pod­mio­tu pod­le­ga meta­mor­fo­zie w atmos­fe­rze bun­tu. Może nie­świa­do­mość poety, któ­ra wcze­śniej przy­ję­ła postać ali­cji teraz prze­ra­dza się w „Syna”? „Syn” mie­rzy się z „Ojcem”. Wciąż jego synow­skim orę­żem są wizje śmier­ci, to siła wydo­by­wa­na z „pęk­nię­cia” mię­dzy Tym i Tam­tym Świa­tem. Dro­ga nega­cji prze­ciw „życiu”, któ­re sym­bo­li­zu­je „Ojciec” jest gestem bluź­nier­czym, ale na mocy para­dok­su jego efek­tem może być „wię­cej życia”. Agon to spo­sób na usta­no­wie­nie wła­snej sygna­tu­ry:

Ostat­ni zanim…? […] ten wez­bra­ny guz drogi,/ któ­ra nie zdra­dzi, wśród traw i folii/ mały kościół – Jezu­niu lula­ją­cy na haku, na ha-/ ku. Czy widzia­łeś Ordona?/ Na pew­no mamy listopad/ pój­dziesz synu do pie­kła Wpro­wa­dzam się do wnę­trza Boga Bowiem zamieszkawszy/ w pęche­rzu Boga, nad dostojeństwem/ waszej miło­ści, będę miło­wał oczywiście/ śmierć – jej nie­uchron­ne święta./ Ale nie jej zanie­dba­nie. Nie jej winę.

Przez Hone­ta wciąż mówi „dziec­ko”, ale zaczy­na ono bar­dziej iden­ty­fi­ko­wać się z męską stro­ną jaź­ni, to ruch w stro­nę świa­do­mo­ści. Poja­wia się Syn Chry­stus, zni­ka „nar­ra­tor”, Naj­wyż­szy Byt, któ­ry z sie­bie na śmierć wyda­je Syna:

D.O.M. Może zabrak­nie Ci nar­ra­to­ra, Chryste,/ świad­ków tam­tych wyda­rzeń, podań/ wyklu­tych w ciem­nych zauł­kach dzie­ciń­stwa, opo­wie­ści o anio­łach jak cięte/ kwia­ty spisz […] napraw­dę wypa­li­łem się,/ mój widzu – mówi tam­ten bóg wiszą­cy na drze­wie – niech/ przyj­dzie, niech mnie zdej­mie ary­man / lub inni

Owe „ciem­ne zauł­ki dzie­ciń­stwa” zalud­nia­ją mali boha­te­ro­wie, nazna­cze­ni nico­ścią, pod­świa­do­mą natu­rą, dzie­ci Tana­to­sa:

Ostat­ni zanim…? pół­mrok obra­ca w popiół zapy­lo­ne główki/ razem z ckli­wy­mi kłam­stwa­mi Tove/ Jan­son. W takie dni wene­ry­cy i dziewczynki/ z bia­łacz­ką idą pro­sto do nie­ba. […] Ber­lin To mia­sto kocha dzie­ci naręczami/ imion, ciem­ność jak­bym wydłu­bał sobie oczy/ cyr­klem, […] Modli­twa dru­ga […] szcze­nię­ce wizje zimy/ speł­ni­ły się w modli­twach, do dziec­ka należał/ głos woła­ją­cy w krze­wach: śmierć, cho­ro­ba, roz­kład – daw­ne, poko­na­ne [dzień na wyści­gach] […] to nagie łoże śmierci// i śmierć, nadbiegająca/ z tą nie­wy­po­wie­dzia­ną groź­bą czy wyzna­niem. Pra­wie gotowy/ jest metal, któ­ry cię orzeź­wi. Wszystkie/ two­je dzie­ci uro­dzą się zimą

„Uro­dzą się zimą” w porze śmier­ci i opo­wie­ści. W Pój­dziesz synu do pie­kła kró­lu­je listo­pad, pora przej­ścia mię­dzy jesie­nią a zimą, świę­to zmar­łych, inter­wał cza­su, w któ­rym wytra­ca się jesień i roz­wi­ja­ją się zaląż­ki zimy. W tej sce­ne­rii istot­ne­go zna­cze­nia nabie­ra­ją final­ne wier­sze z tomu. Jeśli uznać poja­wia­ją­ce się w nich posta­cie za alter ego poety, zna­cze­nia, któ­re nio­są ze sobą uka­zu­ją naj­waż­niej­szy moment wewnętrz­nej prze­mia­ny. Wyda­rza się ona w nie­świa­do­mo­ści, w kró­le­stwie nocy, w sta­nie zawie­sze­nia, w Począt­ku i Koń­cu:

Nie­mu­zy­kal­ność A póź­niej widzę tę noc – małą/ dziew­czyn­kę zaplą­ta­ną w łodzi,/ kie­dy poły­ka poziom­kę, soczy­stą pest­kę darem­ne­go snu/ o posłu­szeń­stwie umarłych// i roz­pa­da się Holo­gra­my […] – na trze­ci dzień zmartwychwstał/ hans chri­stan ander­sen. (jesz­cze ciepłe/ sekun­dy.) reszta/ to ciem­ność, duchy nocy, noc

Mam nie­wy­raź­ne prze­czu­cie, że spo­mię­dzy tych fraz prze­świ­tu­je jed­nak świa­tło obiet­ni­cy zba­wie­nia. Że ist­nie­je wyj­ście z pie­kła obra­zów, któ­re stwo­rzył poeta. Prze­cież w jakimś sen­sie w owym pie­kle wier­szy – z dru­gie­go tomu – jest. Że „syn” może wyjść z cze­lu­ści i jak Faust wstą­pić po śmier­ci do chó­ru zba­wio­nych chłop­ców.

Pój­dziesz synu do pie­kła, jako tom-kon­ty­nu­acja, sygna­li­zu­je jako­ścio­wą zmia­nę. Pro­ces poetyc­kie­go doj­rze­wa­nia wyda­rza się tu w ini­cja­cyj­nym „przej­ściu” o infer­nal­nych cechach, śmiem sądzić, w „destruk­cji” nie­świa­do­me­go żeń­skie­go aspek­tu. Bo tego wyma­ga rosną­ca samo­świa­do­mość?

III. „ser­ce

Wyda­je się, że w trze­cim tomie wier­szy krew krą­ży wol­niej i skur­cze są mia­ro­we. Ale „ser­ce” nie jest książ­ką uboż­szą w wyobraź­nię. Wręcz prze­ciw­nie. Obra­zy świa­ta poetyc­kie­go Hone­ta sta­ją się bar­dziej sto­no­wa­ne, rzekł­bym „czy­ste”.

Trze­ci tom Hone­ta nie jest ani tak mrocz­ny- twier­dzi Marian Sta­la – ani tak gwał­tow­ny jak poprzed­nie. Tę prze­mia­nę moż­na opi­sy­wać w języ­ku poety­ki i wyobraź­ni, „[…] moż­na ją też trak­to­wać jako sygnał trud­no uchwyt­nej, wewnętrz­nej ewo­lu­cji same­go poety i pod­mio­tu jego wier­szy. Choć­by: przej­ścia od zbun­to­wa­nej mło­do­ści do zre­zy­gno­wa­nej albo uspo­ko­jo­nej doj­rza­ło­ści… Zresz­tą, jak­kol­wiek by nie było: obec­ne w książ­kach z lat 90. doświad­cze­nie egzy­sten­cji w środ­ku roz­pa­da­ją­cej się rze­czy­wi­sto­ści – zosta­je w „ser­cu” (ten cytat z Ami­ci­sa wciąż mnie nie­po­koi!) w znacz­nej mie­rze zastą­pio­nej przez zwrot w stro­nę prze­szło­ści, w stro­nę świa­ta, któ­re­go już nie ma. Ina­czej mówiąc: tam, gdzie była ciem­ność, poja­wia się sepia sta­rych foto­gra­fii„21.

Nie do koń­ca zga­dzam się z dia­gno­zą Sta­li. Nie podo­ba mi się owo „zre­zy­gno­wa­nie”, „uspo­ko­je­nie”, któ­re kry­tyk przy­pi­su­je poecie. Cho­dzi o coś głęb­sze­go, o bar­dziej fun­da­men­tal­ną prze­mia­nę pod­mio­tu lirycz­ne­go i świa­ta w któ­rym on się poru­sza. „Coś” wyda­rzy­ło się w „ser­cu”, „coś” spra­wi­ło, że mrocz­ne obra­zy z poprzed­nich ksią­żek zosta­ły „prze­ży­te”, zro­zu­mia­ne i „prze­świe­tlo­ne”. Hone­to­wi towa­rzy­szą inne emo­cje, tak jak­by doświad­cze­nie nega­tyw­no­ści zosta­ło pod­da­ne afir­ma­cji, prze­kształ­co­ne w nowe dozna­nie cza­su. Ale afir­ma­cja nadal nie wyklu­cza nie­po­ko­ją­cych obra­zów, pęk­nięć, wiecz­nej utra­ty, któ­ra zna­czy ziem­ską egzy­sten­cję. Honet zmie­rzył się z wła­sny­mi demo­na­mi i znów wra­ca w prze­szłość, by odna­leźć w niej to, co „dobre”. Dla mnie to wciąż aktyw­na pra­ca wyobraź­ni ozna­cza­ją­ca roz­wój świa­do­mo­ści Hone­ta, nie tyl­ko, jak sądzę, poetyc­kiej. Ten „gest” może się doko­nać przez kolej­ną akty­wi­za­cję arche­ty­pu „dziec­ka”.

oczy oczy, w któ­rych roz­la­ło się mleko/ zaglą­da­ją teraz w głąb sie­bie, co widzą oczy?/ one widzą wszyst­kie odle­głe miejsca,/ widzą czy­stą grę cza­su dzieciństwa/ i jego wąskie ujście, bo ktoś pochy­lał się nad two­im oddechem/ i pęka­ły mu war­gi od waż­nych słów. szczu­rzy król (1973–1991) poprzed­niej nocy był tutaj paweł,/ szczu­rzy król. Po dzie­wię­ciu latach spra­wa jego powrotu/ cią­gle pozo­sta­je spra­wą dwóch nagich chłopców,/ któ­rzy wpad­ną do wody, a odzy­ska cia­ło pio­sen­ka zakoń­czo­ne­go […] sta­ra kobie­to o oczach jak wędrów­ka ludów,/ chodź, ja cię zabio­rę do kró­le­stwa dzieci,/ w odle­głe miej­sca, w któ­rych bóg się jąka / zbu­dzi cię miłość,/ któ­rej ja nie mia­łem

Rację ma Paweł Sar­na, któ­ry twier­dzi, że prze­wod­ni­kiem Hone­ta w ponow­nej wędrów­ce „wstecz” i zara­zem „wprzód”, któ­ra „zasi­la” „ser­ce”, jest Ernst Wie­chert, nie­miec­ki pisarz pocho­dzą­cy z Mazur. W świet­nej recen­zji Sar­na inter­pre­tu­je poezje Hone­ta w kon­tek­ście książ­ki Wie­cher­ta Pani Majo­ro­wa i tek­stów teo­lo­gicz­nych Euge­na Dra­wer­man­na. Ser­ce Ami­ci­sa figu­ru­je tu bar­dziej jako pre­tekst do ana­liz związ­ków poezji Hone­ta i tek­stów nad­mie­nio­nych auto­rów. Sar­na zaczy­na od mot­ta Hone­to­we­go „ser­ca”, któ­re wzię­te zosta­ło z Pani Majo­ro­wej: „kto cze­ka na zmar­łych, musi mieć czas,/ ponie­waż dla zmar­łych czas nie ist­nie­je”. Sar­na odkry­wa tak­że, iż wystę­pu­ją­cy w „ser­cu” czę­sty motyw śmier­ci dziec­ka nawią­zu­je wła­śnie do tej powie­ści Wie­cher­ta, a kon­kret­nie do posta­ci łow­cze­go Micha­ła, któ­ry: „cze­ka na pta­ka śmier­ci. Przed laty, na bagnach uto­pił się syn jed­ne­go z miesz­kań­ców rodzin­nej wsi, Jona­sza. Odtąd sły­szy on zawo­dze­nie, krzyk pta­ka śmier­ci”. I tu Sar­na cytu­je zda­nie z Wie­cher­ta: „Jedy­ną pocie­chą może być uci­sze­nie tego pła­czu i zło­że­nie go w jego ręce, aby mógł go pocho­wać, jak się nale­ży, w poświę­co­nej zie­mi”. Śmierć dziec­ka to ago­nia nie­win­ne­go czło­wie­ka, naj­bar­dziej potwor­ne wyda­rze­nie, któ­re niwe­czy dobro­tli­wy wize­ru­nek Boga, uka­zu­je ambi­wa­len­cję i gro­zę „sacrum”[22] . W poniż­szych fra­zach Hone­ta to oskar­że­nie nie pada wprost:

ser­ce co mogłem / zdra­dzić? że nosi­li­śmy moty­le zmar­łe­mu chłopcu,/ by mu spra­wić radość? że dzie­ci i motyle/ nale­żą do sie­bie? że ktoś naruszył/ pie­częć tej bez­brzeż­nej podró­ży, powiedział:/ chuj? ale naj­pięk­niej­sze było „serce”/ edmun­da de ami­ci­sa i komi­niar­czyk ważą­cy na dłoni/ rów­ne trzy­dzie­ści sol­dów, bo zatrzy­my­wa­li­śmy się/ na ram­pie świata./ bo ist­niał świat jest kulą praw­da jest jed­na. kto zosta­nie wybrany,/ ten gni­je i zabie­ra go wiatr jak wło­sy dzieci,/ wszyst­kich dzie­ci zmarłych/ w szpi­ta­lu

Dla­cze­go Sar­na się­ga do Dżu­my Camu­sa, aby wyja­śnić isto­tę śmier­ci dziec­ka i jego meta­fi­zycz­ne kon­se­kwen­cje? Podob­ny motyw, opi­sa­ny bar­dziej inten­syw­nym poetyc­kim języ­kiem, znaj­du­je się w Dzie­ciach Jero­mi­nów Wie­cher­ta? Może Sar­na nie miał w ręku tej książ­ki, trud­nej zresz­tą do zdo­by­cia?

Wie­chert rów­nież opi­su­je zara­zę, któ­ra nawie­dza Swoi Róg, rodzin­ną mazur­ską wieś głów­ne­go boha­te­ra książ­ki, Jon­sa z rodu Jero­mi­nów. Epi­de­mii sta­ra się zapo­biec miej­sco­wy pastor, ale gdy jego wysił­ki nie przy­no­szą efek­tów i w kolej­nych domach umie­ra­ją dzie­ci, duchow­ny prze­kli­na Boga i posta­na­wia z nim wal­czyć. Porzu­ca kościół i prze­pro­wa­dza się na jezior­ną wyspę, gdzie odtąd pędzi pustel­ni­czy żywot. Ten frag­ment powie­ści Wie­cher­ta jest szcze­gól­nie przej­mu­ją­cy, zresz­tą cała nar­ra­cja zbu­do­wa­na jest wokół pod­sta­wo­wych wybo­rów egzy­sten­cjal­nych. Miesz­kań­cy Sowie­go Rogu muszą mie­rzyć się z roz­ma­ity­mi prze­ciw­no­ścia­mi losu, rosną­cym w siłę faszy­stow­skim ustro­jem. Ich tar­czą jest natu­ra i wia­ra w Boga, któ­ra dyk­tu­je im „dro­gę ser­ca”. U Wie­cher­ta to Jons jest boha­te­rem, któ­ry nią podą­ża.

W powie­ści znaj­du­ją się frag­men­ty, któ­re moż­na uznać za nie­zwy­kle poetyc­kie, peł­ne zaska­ku­ją­cych aso­cja­cji, jak­by zosta­ły wprost wydo­by­te ze źró­deł mitycz­nej wyobraź­ni. W jed­nym z naj­pięk­niej­szych wier­szy Hone­ta, język Wicher­ta szcze­gól­nie zazna­cza swo­ją obec­ność:

kie­dy umie­ra dziec­ko, kie­dy pło­nie las kie­dy umie­ra dziec­ko, wszyst­kie zwie­rzę­ta przychodzą/ do jego łóż­ka i zapa­la­ją się gwiazdy,/ i wte­dy bóg, łysy bóg, któ­ry pra­gnął porzu­cić je/ w jesz­cze więk­szej cze­lu­ści bez dna,/ cofa swo­je chu­de, spa­rzo­ne ręce, kiedy/ pło­nie las, widać jego bla­de­go sługę,/ ern­sta wie­cher­ta, jak wsu­wa język w ziar­ni­ste jądro pożaru/ i wte­dy ogień, rudy ogień odbi­ja­ją­cy się/ wśród drzew – gaśnie. wszyst­ko jest/ usta­lo­ne. pierw­sze okrą­głe sło­wa i pierw­szy krzyk/ prze­wle­czo­ny prze ogo­rza­łe powietrze/ i obo­jęt­ne wpa­try­wa­nie się w szpi­tal. święta,/ kie­dy nad­cho­dzą, są powie­rzo­ne ciszy,/ rok postę­pu­je ostroż­nie, po obrę­czy z pór

Okrut­na figu­ra Boga, któ­rą przy­wo­łu­je Honet, jest następ­stwem, jak sądzi Sar­na, „pęk­nię­cia jego wyide­ali­zo­wa­ne­go wize­run­ku […] w jaki spo­sób czło­wiek ma wyobra­zić sobie Boga sto­jąc przez cier­pie­niem? Wła­snym albo przed utra­tą kogoś bli­skie­go. Jak god­nie i z ufno­ścią sta­nąć wobec trwo­gi?”. Aby odku­pić zmar­łych i sie­bie, trze­ba stać się czło­wie­kiem o czy­stym ser­cu, niczym Łow­czy Michał z Pani Majo­ro­wej. W jego żyłach krew powin­na „wol­niej pul­so­wać”, jego oczy powin­ny oglą­dać tyl­ko „miłe obra­zy” – obra­zy dobra23 . Jeśli odnaj­dzie­my je we wła­snym dzie­ciń­stwie, jeste­śmy „zba­wie­ni”. W innym wier­szu Honet jak­by powra­ca do ali­cji, nie­pew­ny czy jego (być może) wła­sna „dusza” uję­ta w obraz „uczen­ni­cy naiw­nej”, stą­pa jesz­cze po życio­daj­nych ścież­kach dzie­ciń­stwa – to jak­by echo wier­sza „Nie­mu­zy­kal­ność” z tomu Pój­dziesz synu do pie­kła:

opusz­cze­nie dziew­czyn­ko o taba­ko­wych źrenicach,/ oto są kru­che fre­ga­ty i galeony,/ i wła­śnie kła­dziesz ręce na plan­szach wiatru,/ teraz, po tylu latach. czy widzisz/ galeony?/ czy roz­pa­dłaś się?

Na koniec swo­je­go ese­ju Sar­na sta­wia dia­gno­zę, pod któ­rą w peł­ni się pod­pi­su­ję: „Naj­okrut­niej­sza jest śmierć dziec­ka. Rów­nie okrut­na jest śmierć dzie­ciń­stwa, zaprze­cze­nie jego war­to­ści – dzie­cię­cym złu­dze­niom, dzie­cię­cej nadziei. Dzie­ciń­stwo to nie tyl­ko wyide­ali­zo­wa­ne obra­zy, któ­re muszą ustą­pić innym, bar­dziej war­to­ścio­wym, bo bliż­szym praw­dzie. Tam wła­śnie kry­ją się arche­ty­py, do któ­rych nale­ży dotrzeć, aby kolej­ne wyobra­że­nia, jakie budu­je­my, nie utrwa­li­ły się jako kary­ka­tu­ra rze­czy­wi­sto­ści. Aby stać się czło­wie­kiem o czy­stym ser­cu, nale­ży do tego okre­su powró­cić, odbyć dro­gę w cza­sie. Zejść do świa­ta umar­łych. […] Jest Honet […] poetą prze­wrot­nym – jego wier­sze są świa­dec­twem potrze­by pięk­na, wia­ry i jasno­ści, ale to kry­je się głę­biej. Na powierzch­ni obec­ny jest roz­kład. […] nie po to wywo­łu­je się duchy, aby się prze­ra­zić, ale prze­ciw­nie – aby się prze­stać ich bać […]„24 .

Honet rela­ty­wi­zu­je wła­sne obse­sje i natręc­twa, tak widocz­ne w ali­cji i w Pój­dziesz synu do pie­kła. W „ser­cu” poja­wia­ją się inne dzie­ci, któ­rych „podob­ny” los poma­ga zro­zu­mieć „dzie­je” wła­sne­go dzie­ciń­stwa, „wyba­wić” je z ciem­no­ści, przejść na dru­gą, jasną jego stro­nę. W tym sen­sie poeta jest guśla­rzem, któ­ry „wywo­łu­je” nar­ra­cję o „duchach”:

spo­glą­da­jąc na zachód. Wyso­ko wy,/ przy­ja­cie­le w maskach z sier­ści i piór,/ nie zapo­mnia­łem. powio­dą was/ widzia­ne nie­gdyś barwy,/ zawi­łe szla­ki let­nich podróżnych,/ gło­sy dzie­ci i star­ców z odda­li. zaśniecie/ w gro­bie płomienia./ wyso­ko bia­ła legen­da o łodziach i ich dzie­cin­nych ster­ni­kach […] i jesz­cze tamta,/ bia­ła legen­da o łodziach i ich dzie­cin­nych sternikach,/ o nas, sio­stry i bra­cia w ostrych wnę­trzach kul pieśń spa­dzi­sta dla t.g. przez całe lato pro­wa­dził nas wiatr. wokoło/ pęcz­niał asfalt i z nagrza­ne­go powietrza/ wysu­wa­ły się twa­rze wszyst­kich minionych/ dzie­ci. […]/ spo­dzie­wa­li­śmy się wie­lu bra­ci i sióstr. boha­ter i nie­zli­czo­ne zda­rze­nia w prze­py­chu lata jesz­cze pły­nie­my przez wyga­szo­ne ekrany,/ gro­na dziew­czy­nek nie­dba­le opadających/ na stro­nę krwi. Takie ordalia,/ oczy zbie­ra­ją­ce całą poświa­tę podań/ i mito­lo­gii […] // nagi prze­ciw­ko spra­wom na nie­bie i ziemi,/ weź,/ tobie zapa­lam zie­lo­ną pochodnię,/ sła­bą, wil­got­ną piąst­kę, kie­dy dzie­ci łączą się/ w zbo­żu. tego lata/ bez­brzeż­ne jest upadanie./ tego lata w ciem­no­ściach prze­cho­dzi­my na two­ją stro­nę

Trze­cią książ­kę Hone­ta koń­czy nie­zwy­kle waż­na fra­za, któ­ra świad­czy o istot­niej zmia­nie jaka nastą­pi­ła w poetyc­kim świe­cie Hone­ta. Dro­ga przez „ser­ce” pro­wa­dzi do pojed­na­nia z prze­szło­ścią, dzię­ki ponow­nej akty­wi­za­cji arche­ty­pu „dziec­ka” – jego pozy­tyw­ne aspek­ty zosta­ją „roz­po­zna­ne”:

kil­ka upal­nych dni i choć two­je źre­ni­ce wybra­ła woda,// choć zapadł się twój nos,/ to prze­cież jesz­cze nie znaczy,/ że nie zbie­ra­łaś wte­dy kaczeń­ców na spi­skich łąkach,/ z tą two­ją nie­wy­raź­ną pew­no­ścią, że życie jest piękne./ bo jest

IV. „baw się i kil­ka innych wier­szy o rze­czach waż­nych”

Tytuł suge­ru­je, że czy­tel­nik będzie miał do czy­nie­nia z kolej­ną odsło­ną „wiecz­nej” gry dzie­ciń­stwa. Ten­den­cje jakie moż­na było roz­po­znać w „ser­cu” Hone­ta, w baw się ule­ga­ją wzmoc­nie­niu. Honet uwol­nił z sie­bie inny rodzaj poetyc­kiej „ener­gii”, cho­ciaż wciąż mamy do czy­nie­nia z natręc­twa­mi lek­sy­ki, powtó­rze­nia­mi, któ­re spra­wia­ją, że poetyc­ki świat Hone­ta jest natych­miast roz­po­zna­wal­ny. Sło­wa: „dziec­ko”, „dzie­ci”, „chłop­cy” poja­wia­ją się znacz­nie czę­ściej, niż w pozo­sta­łych tomach.

Książ­ka podzie­lo­na jest na sześć czę­ści: „o przy­wra­ca­niu”, „o mie­sza­niu pokar­mów”, „o mil­cze­niu”, o zaglą­da­niu do trum­ny”, „o chłop­cu z jezio­ra żar­tów” i „o snach” – tę część wypeł­nia tyl­ko jeden wiersz. Cie­ka­wie zakom­po­no­wa­no sza­tę gra­ficz­ną książ­ki. Okład­kę współ­two­rzy sta­ra foto­gra­fia przed­sta­wia­ją­ca roze­śmia­ne kil­ku­let­nie dziec­ko, któ­re buja się na huś­taw­ce. Każ­dą część książ­ki poprze­dza­ją zdję­cia Mag­dy Galas, w moim prze­ko­na­niu zbyt dosłow­ne, zbyt „naiw­ne”, nawet w kon­tek­ście dzie­ciń­stwa. Wolał­bym sur­re­al­ne gra­fi­ki, któ­re „ema­no­wa­ły­by” z wnę­trza wier­szy.

Pierw­sze roz­po­zna­nia tego tomu, któ­re wyszły spod ręki Maria­na Sta­li, wyda­ją się być czy­nio­ne z pew­nej odle­gło­ści i przez brak antro­po­lo­gicz­nej per­spek­ty­wy nie mogą mnie zado­wo­lić: „Dro­ga „przy­wró­ce­nia” to dro­ga pamię­ci. Pro­wa­dzi ona w stro­nę prze­szło­ści, któ­rej obra­zy zja­wia­ją się w nowej książ­ce Hone­ta czę­ściej niż w poprzed­niej. Prze­szu­ki­wa­nie cza­su prze­szłe­go kie­ru­je w stro­nę (wła­sne­go i cudze­go) dzie­ciń­stwa, w stro­nę wyraź­nie fascy­nu­ją­cych poetę dzie­cię­cych zabaw i lęków […]. Z dru­giej zaś: świat prze­szło­ści jest świa­tem utra­ty, świa­tem tego, co ode­szło, co nie­do­stęp­ne. Stąd następ­ny krok, […] świat utra­ty sąsia­du­je z zapo­wia­da­nym przez „mil­cze­nie” i „sen” świa­tem umar­łych, z trau­ma­tycz­nym doświad­cze­niem „zaglą­da­nia do tru­mien”, z „podró­ża­mi pośmiert­ny­mi” […] W poezji Hone­ta wciąż powra­ca­ją sprzecz­no­ści, napię­cia, dwo­isto­ści. Czas teraź­niej­szy przy­wo­łu­je czas prze­szły, doro­słość przy­zy­wa – dzie­ciń­stwo, przy­wró­ce­nie – utra­tę, życie – śmierć„25.

Tak, zga­dza się, ale w jaki spo­sób to się dzie­je, czy tę stra­te­gię poetyc­ką nie mobi­li­zu­je cza­sem jeden z pod­sta­wo­wych kul­tu­ro­wych obra­zów peł­ni, wresz­cie, czy sur­re­al­na tema­ty­ka i wizyj­ność Hone­ta nie czer­pie cza­sem z „archa­icz­nych” źró­deł, któ­rych cha­rak­ter da się opi­sać raczej za pomo­cą antro­po­lo­gii lite­ra­tu­ry, niż ogra­ni­czo­nej do wła­snych narzę­dzi opi­su kry­ty­ki lite­rac­kiej?

Dziec­ko i dzie­ci w baw się poja­wia­ją się w kil­ku odsło­nach, któ­re moż­na pogru­po­wać tema­tycz­nie wokół nastę­pu­ją­cych moty­wów: świat wła­sne­go dzie­ciń­stwa poety, któ­ry na nowo powo­łu­je on do życia; ambi­wa­lent­ny i „media­cyj­ny” poten­cjał dziec­ka i dzie­ci ujaw­nia­ją­cy poprzez zna­cze­nia wła­ści­we dla arche­ty­pu „dziec­ka”, sku­pio­ne wokół opo­zy­cji życie – śmierć; wyni­ka­ją­cą z poprzed­nie­go moty­wu „boskość” dziec­ka i nad­na­tu­ral­na wie­dza – rys, któ­ry w antro­po­lo­gii dzie­ciń­stwa okre­śla się jako „magicz­ny”.

Akty­wi­zo­wa­nie arche­ty­pu „dziec­ka” i jego magicz­nej posta­ci roz­po­czy­na się w baw się od powro­tu to wła­sne­go dzie­ciń­stwa:

o przy­wra­ca­niu chłopcy/ noszą­cy w oczach kobal­to­wy oce­an i szpadę,/ któ­rzy tak daw­no roz­mi­ło­wa­li się w cieniu,/ zaczy­ta­li, a teraz – patrz -/ ogrom­na siła wyod­ręb­nia ich stamtąd,/ wybu­dza. dzień wypeł­nio­nych katedr i sta­dio­nów […] dziec­ko, wte­dy była ta niedziela,/ gdy ludzi wzy­wał do sie­bie sta­dion albo bóg. ten chło­piec biegający// po polach nosił mnie wte­dy lek­ko jak­by mnie/ nie było. a prze­cież byłem mistrzem/ jego przy­pad­ku. wyta­cza­łem mu łzy. wyzna­cza­łem drogi,/ by świat trwał zawsze tam gdzie trzeba:/ obok. lato 1991. gol­den boy […] milio­ny dat/ i twa­rzy (jed­no pyta­nie – tęskniłaś?/ i ta cudow­na odpo­wiedź – tak), gdy powra­ca­ją po latach,/ zawsze po latach: dzieci/ zanu­rza­ją­ce ręce w obrę­czach ziół,/ zmą­co­nej wodzie sadza­wek na blokowisku,// mali widzo­wie w kolej­kach do kina,/ każ­dy ich gest, któ­ry wte­dy zniknął,/ prze­padł tak nagle, jak­by odpa­ro­wał, […]

Lek­ko nosi nas dzie­cię­ca nie­świa­do­mość, naiw­ność i cie­ka­wość. Z jakie­go „miej­sca” wewnątrz sie­bie „mówi” Honet, któ­ry teraz „jak­by jest” i przez swo­ją poezję sta­je się „przy­pad­kiem odwiecz­ne­go mistrza-dziec­ka”? Z miej­sca naj­lep­sze­go dla poety, któ­re­mu od wie­ków przy­stoi poru­sza­nie się na po gra­ni­cy mię­dzy rze­czy­wi­sto­ścią a świa­tem wyobraź­ni. W Baw się dziec­ko i śmierć znów sta­no­wią nie­roz­łącz­ną parę – Począ­tek i Koniec. Całość, któ­ra uosa­bia arche­typ „dziec­ka”. Dzie­ci Hone­ta swo­bod­nie poru­sza­ją się mię­dzy eku­me­na­mi życia i śmier­ci, jako „media­to­rzy” i posłań­cy, poetyc­kie figu­ry zdol­ne do uczest­ni­cze­nia w prze­ciw­staw­nych sobie świa­tach:

powrót nie zaczął się nigdzie […] minę­ło dużo lat – nie były/ waż­ne. Nic nie ule­gło wymianie,/ roz­pro­sze­niu. Kobie­ty w dyskotekach/ mają w oczach rtęć. Dzie­ci pyta­ne o śmierć,// mają w ustach śnieg o mie­sza­niu pokar­mów na słoń­cu obra­ca­ją się/ suk­nie, chłop­cy już mają skrzy­nie i fotele,/ w któ­rych wyru­szą w głąb zie­mi. baw się pora ukła­da­nia gałę­zi, zapa­chu dzieci,/ któ­re po nocach wio­zą wło­sy umar­łych. […] nadzy biegniemy// na spo­tka­nie stra­ty. Peł­ne nas/ grze­cho­ta­ją lasy i wyści­gi park gier minio­nych […] ten żal w utracie/ i moja daw­na uko­cha­na, dokoła/ niej – tak ciche jak­by paro­wa­ło – dziecko/ wlo­ką­ce baśń. o śmier­ci. nie­zwy­kłej. nieodwracalnej.(jest lek­ka. śpiąca.// ma zapach i mil­czy) o zaglą­da­niu do trum­ny to oni patrzą do trum­ny. Ten/ daw­no nie­wi­dzia­ny przy­bysz z lat/ zna­nych zmarłemu/zmarłej jako dziecinne,/ (led­wie pamię­ta – a już mówi: żegnaj […] jest noc// syl­we­stra, dzie­ci na mrozie/ jak lam­py peł­ne wrzą­ce­go napo­ju, srebr­ne i osłonięte,/ więc dla­cze­go wyją? Dla­cze­go mno­żą się/ nocą, wła­śnie o tej porze […] róża z gro­bu Ander­se­na […] zimo­wy ptak/ jak płu­co pra­cu­ją­ce w krzewach,/ skrzy­pie­nie śnie­gu pod buta­mi dzieci/ powra­ca­ją­cych z rorat i roześmianych,/ bo spodo­ba­ły się tej nocy bogu/ i zaświe­cił nad nimi grób Ander­se­na

Zna­ka­mi owej zdol­no­ści do media­cji mię­dzy eku­me­na­mi śmier­ci i życia są pozor­nie nie­waż­ne szcze­gó­ły poetyc­kie­go opi­su: dzie­ci, któ­re w nocy się mno­żą, noca­mi wio­zą wło­sy umar­łych, nagie bie­gną na spo­tka­nie stra­ty, chłop­cy na fote­lach, któ­rzy wyru­szą w głąb zie­mi. Wło­sy są zna­kiem sek­su­al­no­ści, natu­ry, życia pośmiert­ne­go (bo rosną po śmier­ci), nagość kono­tu­je tak­że sek­su­al­ność i powrót do sta­nu natu­ry, wresz­cie podró­że w głąb zie­mi są wej­ściem w chto­nicz­ną pod­ziem­ną eku­me­nę. Wró­cę jesz­cze na chwi­lę do poprzed­nie­go tomu, gdzie pod­miot zbio­ro­wy „dzie­ci” czę­sto poja­wiał się w for­mie „bra­ci i sióstr”. Im tak­że moż­na przy­pi­sać ów stan-nie­stan, któ­ry w świa­do­mo­ści mitycz­nej wyróż­nia się pośród róż­nych zna­cze­nio­wo ogniw-sta­nów cza­su i prze­strze­ni. Jak poka­za­ły to usta­le­nia antro­po­lo­ga Arnol­da Van Genep­pa, przej­ście z jed­ne­go sta­nu do dru­gie­go, w spo­łecz­no­ściach mode­lo­wa­nych przez mit, zawsze sank­cjo­no­wa­ne jest przez obrzęd. Gen­nep wyróż­nił w nim trzy fazy: pierw­sza ozna­cza magicz­ne wyłą­cze­nie z dotych­cza­so­we­go sta­nu, uwol­nie­nie od jego spo­łecz­nych reguł; faza dru­ga to faza mar­gi­ne­su, gdzie pod­miot obrzę­du nie nale­ży ani do sta­nu poprzed­nie­go ani do sta­nu następ­ne­go, jest „zawie­szo­ny”, znaj­du­je się na mar­gi­ne­sie cza­su a nawet w „bez­cza­sie”, nie­ja­ko wyrzu­co­ny poza świat; w trze­ciej fazie nastę­pu­je włą­cze­nie do sta­nu jako­ścio­wo nowe­go26.

Pod­miot lirycz­ny Hone­ta, poje­dyn­czy i zbio­ro­wy, wyka­zu­je cechy dru­giej fazy ‑madia­cji27. Faza pośred­nia wyróż­nia świę­ta, ini­cja­cje, a nawet tak krań­co­we zja­wi­sko jak woj­nę. Jej cechy noszą are­ały prze­strzen­ne – cen­trum i gra­ni­ce – (np. ołta­rze w świą­ty­niach, roz­sta­je dróg, gra­ni­ce np. wsi). W trak­cie zbio­ro­wych obrzę­dów faza media­cji, zwa­na tak­że przez Vic­to­ra Tur­ne­ra limi­nal­ną, umoż­li­wia powsta­nie wspól­no­ty com­mu­ni­tas, któ­rą wyróż­nia znie­sie­nie hie­rar­chii spo­łecz­nej, zrów­na­nie sta­tu­sów, a w pew­nych przy­pad­kach krań­co­we odwró­ce­nie naka­zów i zaka­zów (np. kar­na­wał), obo­wią­zu­ją­cych w cza­sie zwy­kłym, codzien­nym zdo­mi­no­wa­nym przez tzw. „struk­tu­rę” . „Bra­cia i sio­stry” z Ser­ca Hone­ta, „chłop­cy”, „nadzy”, któ­rzy bie­gną „na spo­tka­nie stra­ty” z Baw się, two­rzą dzie­cię­cą wspól­no­tę podwój­nie nace­cho­wa­ną ambi­wa­len­cją, bo zło­żo­ną z boha­te­rów, któ­rych wyróż­nia natu­ra dzie­ci.

Gdy­by prze­śle­dzić moty­wy dzie­cię­ce w lite­ra­tu­rze euro­pej­skiej, oka­za­ło­by się, że Honet jest kon­ty­nu­ato­rem sil­ne­go nur­tu od roman­ty­zmu po nowo­cze­sność, któ­ry z „dziec­ka” uczy­nił głów­ne­go boha­te­ra wyobraź­ni: „[…] nurt oświe­ce­nio­wy dał świa­tu powieść dydak­tycz­ną, któ­rej naj­wyż­szą reali­za­cją i wzo­rem dla póź­niej­sze­go tego typu doko­nań stał się Emil. Roman­tyzm w lite­ra­tu­rze reali­zu­je postu­la­ty J.J. Rous­se­au i V. Hugo […] Dziec­ko dra­ma­tów, wier­szy i poema­tów roman­tycz­nych nie jest dziec­kiem histo­rycz­nym, jest dziec­kiem magicz­nym. Sta­je się łącz­ni­kiem mie­dzy dwie­ma sfe­ra­mi rze­czy­wi­sto­ści – ta roz­po­zna­ną i nie­roz­po­zna­ną, lecz prze­czu­wa­ną. Jesz­cze nie jest demo­nicz­ne, ale już zosta­ło wyda­ne na pastwę demo­nom. Przyj­rzyj­my się „prze­zro­czy­stym ramio­nom ojca”, któ­ry nie sły­szy nawo­ły­wań Kró­la Olch! Freu­dyzm zapo­cząt­ku­je naj­bar­dziej inte­re­su­ją­cy por­tret dziec­ka w lite­ra­tu­rze i sztu­ce – dziec­ka magicz­ne­go, okrut­ne­go i aniel­skie­go zara­zem. Wspól­nym mia­now­ni­kiem dla róż­nych sty­lów i kon­wen­cji w sztu­ce roman­tycz­nej, sym­bo­licz­nej, moder­ni­stycz­nej, egzy­sten­cjal­nej wresz­cie sta­ną się arty­stycz­ne powro­ty i podró­że w głąb dzie­ciń­stwa: Goethe i Cha­te­au­briand, Pro­ust i Höl­der­lin, Rim­baud i Musil. Nabo­kov i Gom­bro­wicz, Mic­kie­wicz i Miłosz, któ­re­go Tom­cio z Doli­ny Issy „zanu­rza się w stud­nię, przez któ­rą prze­la­tu­je się na wylot na dru­gą stro­nę zna­ne­go nam ist­nie­nia”; Viscon­ti i Berg­man czy Lewis Car­rol, któ­ry uwiel­biał dzie­ci z wyjąt­kiem małych chłop­ców„29.

W baw się tak­że odna­leźć moż­na frag­men­ty, któ­re świad­czą o nad­na­tu­ral­nych cechach małych boha­te­rów:

bukie­ty podró­ży […] dziec­ko, bawią­ce się/ prze­sy­py­wa­nie zaschnię­tej krwi w błocie,/ poło­ży palec na ustach i powie:/ świą­ty­nia milio­nów lat. cały w pió­rach […] zbu­dzisz się pośród odmieńców,/ galak­tyk, w stru­mie­niu pia­ny jak zagu­bio­ny kasztanek,/ nagi jak świ­nia w osma­lo­nej łodzi – tak przy­rze­ka­ły dzieci,/ sędzio­wie spraw i gło­sów przybywających/ z dale­ka, śle­pi posłań­cy. Tak wła­śnie było.

Zni­ka też osta­tecz­nie postać małej dziew­czyn­ki – ali­cji? Na jej miej­sce poja­wia się dzie­cię­ca postać boga-gra­cza o hera­kli­tej­skich cechach: „chło­piec z jezio­ra żar­tów”:

gdzie podzia­ła się ta dziew­czy­necz­ka nie ma już dziew­czy­necz­ki od wcze­snych wrześni,/ dziew­czyn­ki zapa­trzo­nej w strza­ska­ny okrąg/ kobal­to­we­go jezio­ra o zmierzchu,/ cicho. o chłop­cu z jezio­ra żar­tów […] i pomy­śla­łem o bogu/ jak o chłop­cu z jezio­ra żartów/ i utra­ty – pomy­śla­łem o nie­wi­dzial­nych porę­czach w powietrzu,/ o któ­re moż­na by się wesprzeć/ i pła­kać, […]

Czy­ta­jąc final­ne wier­sze z tomu baw się odnio­słem wra­że­nie, że Honet po raz ostat­ni powró­cił do kra­iny dzie­ciń­stwa, choć Tam­ten Świat nie­wąt­pli­wie będzie go jesz­cze kusił:

podwój­na bra­ma nocy […] przepływał/ las, jego posta­cie przybrane/ w pleśń i stro­bo­sko­py, podwój­na brama/ nocy – ope­ra i ubój. i przy­ła­pa­łem się / że nie ma nigdzie dzie­ci z moich/ daw­nych nie­dziel, nie ma już/ kolęd­ni­ków minio­nych zim, cichych/ i mądrych kobiet, któ­re przybyły/ na chwi­lę, na seans cia­ła sio­stry moje, moje waka­cje sio­stry moje, moje wakacje/ spę­dzo­ne nie­gdyś wśród bun­krów w zielonych/ młod­ni­kach. zno­wu ujrza­łem wasze zmru­żo­ne oczy/ i usły­sza­łem śmiech wzno­szą­cy się/ nad tam­tą ciem­ną łąką jak ołta­rzyk. o snach […] bywa­ją takie sny,/ takie wido­ki, kie­dy z odle­głych miejsc,/ z ust nie­wi­dzia­nych od daw­na osób/ wysy­pu­je się żużel, wil­got­ny pył,/ jak­by pra­gnę­ły cię opluć albo oddalić,/ a one wła­śnie woła­ją – zostań, zostań

Gdy­by przyj­rzeć się samym tytu­łom ksią­żek Hone­ta, moż­na uznać je za „eta­py” lite­rac­kiej indy­wi­du­acji, któ­rą zasi­la potęż­ne źró­dło twór­czo­ści – arche­typ „dziec­ka”. Obse­sje, któ­re domi­nu­ją w dwóch pierw­szych tomach, satur­nicz­na melan­cho­lia ali­cji i Pój­dziesz synu do pie­kła, w tomie „ser­ce” ule­ga­ją prze­mia­nie w bar­dziej „czy­ste” utwo­ry, w wier­sze, któ­re rodzi­ły się z emo­cjo­nal­nej meta­mor­fo­zy. baw się to prze­wrot­ny gest w stro­nę nostal­gii, wypo­wiedź świa­do­mie panu­ją­ca nad świa­tem wyobraź­ni, w któ­rym wyod­ręb­nia się osta­tecz­nie „kra­ina dzie­ciń­stwa”. Jej „opa­no­wa­nie” zapo­wia­da zara­zem moż­li­wość wybo­ru nowej dro­gi poetyc­kiej, na któ­rej Honet (być może) nie spo­tka posta­ci, któ­re woła­ją: „zostań, zostań”. Przy­po­mi­na mi się w tym miej­scu zda­nie, któ­re zna­la­złem w Dzie­ciach Jero­mi­nów Wie­cher­ta i zapi­sa­łem w notat­ni­ku: „wszyst­ko, co boskie i ludz­kie zwie­lo­krot­ni­ło się w nich jak­by byli dzieć­mi”. Moż­na stra­we­sto­wać te sło­wa: wszyst­ko, co boskie i ludz­kie zwie­lo­krot­nia się w poecie, jak­by był dziec­kiem. Tak też rozu­miem poety­kę Hone­ta, jako sto­pie­nie ele­men­tów świa­ta rze­czy­wi­ste­go i wyobraź­ni, któ­re kon­sty­tu­uje sfe­rę „ani tu”, „ani tam” – prze­strzeń nie­usta­ją­cej media­cji, grę, „zaba­wę” w koły­sa­nie się, niczym na huś­taw­ce, mię­dzy życiem a śmier­cią.

W baw się Honet otwar­cie i auto­te­ma­tycz­nie dekla­ru­je fascy­na­cję „magicz­ną” figu­rą dziec­ka:

gor­li­wy ogród zie­mi […] dużo pięk­nych legend/ w modli­twach. I fio­le­to­we kule bla­sku na polach,// a w każ­dej – chło­piec trzy­ma­ją­cy na dłoni/ czasz­kę – mia­sto ogrom­ne. może jestem/ jak dziec­ko chci­we i rzęsiste./ dziec­ko, któ­re niweczy.// któ­re dmu­cha w wiatr.

Kil­ka zdań Sta­ni­sła­wa Vin­cen­za jest chy­ba naj­lep­szym wytłu­ma­cze­niem kolej­nych powro­tów Hone­ta do „kra­iny dzie­ciń­stwa” i mojej kry­tycz­nej potrze­by zro­zu­mie­nia jej feno­me­nu: „W obli­czu świa­ta, jeśli uzmy­sło­wi­my sobie choć tro­chę jego ogrom i jeśli nie sadzi­my się zbyt­nio i nie nady­ma­my, jeste­śmy dzieć­mi, pozo­sta­nie­my dzieć­mi. Zacząć raz jesz­cze! I niech hory­zont znów otwo­rzy się na wszyst­kie stro­ny! Komuż to obce?„30.


[1] E. Wie­chert, Lasy i ludzie. Mło­dość, Wydaw­nic­two Poje­zie­rze, Olsz­tyn 1984, s. 193.
[2] Zob. J. Winiar­ski, Te ciche spa­zmy o podar­tych włók­nach. O „ali­cji” Roma­na Hone­ta, „Kwar­tal­nik Arty­stycz­ny” 1997 nr 2, s. 146–148.
[3] Zob. R. Kobier­ski, Z pia­skow­ni­cy do dołu waria­tów, „FA-art” 1996 nr 4, s. 77.
[4] Zob. K. Mali­szew­ski, Z dobro­dziej­stwem inwen­ta­rza. (Roman Honet – „ali­cja”), „Stu­dium” 1996 nr 5, s 145–147.
[5] Zob. G. Olszań­ski, Bre­ak on Thro­ugh (to the other Side), “Opcje” 1997 nr 1, s. 114.
[6] G. Olszań­ski, dz. cyt., s. 114.
[7] J.H. Van Den Berg, Dziec­ko sta­ło się dziec­kiem, [w:] Dzie­ci, t. 2, Wydaw­nic­two Mor­skie Gdańsk, Gdańsk 1998s. 246.
[8] Tam­że, s. 247.
[9] L. Ara­gon, Wie­śniak pary­ski, PIW, War­sza­wa 1971, s. 17.
[10] A. Bre­ton, Mani­fest sur­re­ali­zmu, [w:] Anto­lo­gia współ­cze­snej este­ty­ki fran­cu­skiej, wybór i wstęp E. Woj­nar, PIW, War­sza­wa 1980, s. 174–175.
[11] J. Kota­ra, „ali­cja” – pro­ble­ma­tycz­na kobie­ta, „Stu­dium” 1999 nr 5, s. 106–107 i 114.
[12] Tam­że, s. 107–108.
[13] Tam­że, s. 111.
[14] Tam­że, s. 116
[15] Tam­że, s. 124. W przy­pi­sie Kota­ra czy­ni istot­ne zastrze­że­nia wobec owe­go „wdar­cia się” w „draż­li­wy teren”. A wiec tek­stu­al­na prze­moc inter­pre­ta­to­ra łago­dzo­na jest przez wska­za­nie uni­wer­sal­nych, doty­czą­cych ogól­nie wie­ku dzie­cię­ce­go, ele­men­tów teo­rii Laca­na: „Aby nie dopu­ścić do mało wybred­nych odczy­tań ostat­nie­go frag­men­tu, chciał­bym dodać kil­ka uwag: – w całej eko­no­mii popę­du, trend czy też rys per­wer­syj­ny nie anga­żu­je cało­ści popę­du; – każ­dy osob­nik płci męskiej, począw­szy od wie­ku przed­szkol­ne­go, jest „nazna­czo­ny” rysem per­wer­syj­nym; – rys per­wer­syj­ny jako rewe­la­tor roz­ko­szy (kul­tu­ro­wo nie­moż­li­wej do przy­ję­cia) naj­czę­ściej ule­ga sku­tecz­ne­mu wpar­ciu; wresz­cie spor­na i dys­ku­to­wa­na kwe­stia uję­cia sub­li­ma­cji popę­du (np. przez akt twór­czy poezji) jako zde­sek­su­ali­zo­wa­nej for­my wydat­ko­wa­nia libi­do”. j.w., s. 124.
[16] C.G. Jung, Feno­me­no­lo­gia arche­ty­pu dziec­ka, [w:] Dzie­ci, Wydaw­nic­two Mor­skie Gdańsk, Gdańsk 1988, t. 2, s. 255–256.
[17] Tam­że, s. 258.
[18] Tam­że, s. 262–263 i 265.
[19] Tam­że, s. 267.
[20] Tam­że, s. 267.
[21]M. Sta­la, Noc­na alche­mia, „Tygo­dnik Powszech­ny” 2008 nr 36 – wyda­nie inter­ne­to­we.
[22] P. Sar­na, El con­dor pasa – obok nas prze­la­tu­je ptak śmier­ci, „Kur­sy­wa” 2003 nr 1, s. 14.
[23] Tam­że, s. 15.
[24] Tam­że, s. 15.
[25] M. Sta­la, dz. cyt. – wer­sja inter­ne­to­wa.
[26] Zob. A. van Gen­nep, Obrzę­dy przej­ścia, PIW, War­sza­wa 2006.
[27] Szko­ła struk­tu­ral­na w huma­ni­sty­ce za ele­men­ty media­cyj­ne uwa­ża te zja­wi­ska, któ­re noszą wła­ści­wo­ści czło­nów opo­zy­cyj­nych, wyka­zu­ją z nimi związ­ki, ale do nich nie przy­na­le­żą. Pod­sta­wo­wa opo­zy­cja obrzę­dów przej­ścia to opo­zy­cja „życie – śmierć”. Ele­men­ty media­cji moż­na wyróż­nić tak­że spo­śród innych opo­zy­cji: lewa – pra­wa, wschód – zachód, pół­noc – połu­dnie, góra – dół (mitycz­ny śro­dek świa­ta), noc – dzień (zmierzch i świt), męskie – żeń­skie (dziec­ko, postać her­ma­fro­dy­ty). Zja­wi­sko media­cji wyróż­nia jesz­cze jeden waż­ny aspekt – ele­men­ty media­cyj­ne mogą peł­nić jed­no­cze­śnie rolę media­cyj­ną i opo­zy­cyj­ną (np. noc). Bry­tyj­ski antro­po­log Edmund Leach sfor­mu­ło­wał zasa­dę media­cji: tam gdzie jest media­cja szu­kaj­cie tabu, co ozna­cza, że kul­tu­ry zdo­mi­no­wa­ne przez świa­to­po­gląd mitycz­ny two­rzy­ły skom­pli­ko­wa­ny sys­tem naka­zów i zaka­zów oraz zacho­wań wobec ludzi pozo­sta­ją­cych w sta­nie pośred­nim. Czło­wiek, któ­ry znaj­du­je się w takim „przej­ściu” dzie­li dwa sta­ny ist­nie­nia, znaj­du­je się ani tu, ani tam, mię­dzy żywy­mi a umar­ły­mi. W XIX wie­ku na pol­skiej wsi za pod­le­głych media­cji uwa­ża­no ludzi zmar­łych nagle, samo­bój­ców, dzie­ci któ­re zmar­ły zaraz po uro­dze­niu i nie zosta­ły ochrzczo­ne, wresz­cie wszel­kich odmień­ców i zawo­dy któ­re obej­mo­wa­ły pra­ce z pogra­ni­cza żywio­łów np. kowal, mły­narz. Spo­łecz­no­ści, któ­re nie doko­na­ły wobec tych ludzi odpo­wied­nich rytu­ałów, ska­zy­wa­ły ich na zawsze na pobyt w sta­nie medial­nym. Zmar­li nale­ży­cie nie pocho­wa­ni mogą powra­cać pod posta­cią demo­nów. W świa­to­po­glą­dzie mitycz­nym wystę­po­wa­nie cza­sów i miejsc „przej­ścia” wią­że się z cyklem życia ludz­kie­go (naro­dzi­ny, wese­le, pogrzeb) i cyklem rocz­nym (rów­no­no­ce), dobo­wym (świt, połu­dnie, zmierzch, pół­noc), wyda­rze­nia­mi dnia codzien­ne­go (cho­ro­ba). (W spo­łecz­no­ściach archa­icz­nych „nosi­cie­la­mi” cech media­cji są sza­ma­ni i boha­te­ro­wie nie­raz uwa­ża­ni za naro­dzo­nych „ina­czej”, jako nie­zwy­kłe dzie­ci). E. Nowi­na-Sro­czyń­ska, Prze­zro­czy­ste ramio­na ojca. Stu­dium etno­lo­gicz­ne o magicz­nych dzie­ciach, Wydaw­nic­two Uni­wer­sy­te­tu Łódz­kie­go, Łódź 1997, s. 9–10. Zob. tak­że E. Leach i A Gre­imas, Rytu­ał i nar­ra­cja, PWN, War­sza­wa 1981, s. 81–97.
[28] Zob. V.W. Tur­ner, Limi­nal­ność i com­mu­ni­tas, [w:] Bada­nie kul­tu­ry. Ele­men­ty teo­rii antro­po­lo­gicz­nej. Kon­ty­nu­acje, PWN, War­sza­wa 2004, s. 240–267 i W.J. Bursz­ta, Antro­po­lo­gia kul­tu­ry. Tema­ty, teo­rie, inter­pre­ta­cje, Zysk i S‑ka Wydaw­nic­two, Poznań 1998, s. 108–110.
[29] E. Nowi­na-Sro­czyń­ska, dz. cyt., s. 7–8.
[30] S. Vin­cenz, Stać się dziec­kiem, [w:] Dzie­ci, t. 1, Wydaw­nic­two Mor­skie Gdańsk, Gdańsk 1988, s. 182.

Tekst opu­bli­ko­wa­no po raz pierw­szy w cza­so­pi­śmie „Arte­rie”, nr 1/2009. Dzię­ku­je­my redak­cji za zgo­dę na prze­druk.

O autorze

Przemysław Owczarek

Urodzony w 1975 roku. Poeta, z zawodu antropolog kultury, doktor nauk humanistycznych, redaktor, animator, muzealnik, wykładowca twórczego pisania. Autor siedmiu książek poetyckich. Laureat Nagrody im. Jacka Bierezina za debiut książkowy. Za poemat prozą Cyklist (2009) nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia i uhonorowany nagrodą Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek za książkę poetycką. Jego wiersze tłumaczono na język angielski, niemiecki, bośniacki i bułgarski.

Powiązania

Rozmowy na koniec: odcinek 35 Przemysław Owczarek

nagrania / transPort Literacki Antonina Tosiek Jakub Pszoniak Przemysław Owczarek

Trzy­dzie­sty pią­ty odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na koniec” w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 29.

Więcej

Z ukosa

recenzje / ESEJE Przemysław Owczarek

Impre­sja Prze­my­sła­wa Owczar­ka na temat poezji Andrze­ja Ilczew­skie­go, wyróż­nio­ne­go w ramach pro­jek­tu „Pra­cow­nia przed debiu­tem wier­szem 2024”.

Więcej

Czołgacz, pełzacz, tropiciel

wywiady / o książce Jakub Skurtys Przemysław Owczarek

Roz­mo­wa Jaku­ba Skur­ty­sa z Prze­my­sła­wem Owczar­kiem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Prze­my­sła­wa Owczar­ka Kata­wo­tra, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 19 lute­go 2024 roku.

Więcej

Katawotra

utwory / zapowiedzi książek Przemysław Owczarek

Frag­men­ty książ­ki Prze­my­sła­wa Owczar­ka Kata­wo­tra, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 19 lute­go 2024 roku.

Więcej

Wiersz doraźny: Dzień gniewu

utwory / premiery w sieci Różni autorzy

Poza­kon­kur­so­wy zestaw „Wier­szy doraź­nych 2018” autor­stwa Jaku­ba Korn­hau­se­ra, Zbi­gnie­wa Mache­ja, Karo­la Mali­szew­skie­go, Joan­ny Muel­ler, Prze­my­sła­wa Owczar­ka, Grze­go­rza Wró­blew­skie­go.

Więcej

Literatura na wysypisku kultury

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie autor­skie „Lite­ra­tu­ra na wysy­pi­sku kul­tu­ry” z udzia­łem Pio­tra Maty­wiec­kie­go, Prze­my­sła­wa Owczar­ka, Mar­ty Pod­gór­nik, Rober­ta Rybic­kie­go i Mar­ty Koron­kie­wicz w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 22.

Więcej

Antropoeta w jarzmie wywiadu

wywiady / o książce Paweł Kaczmarski Przemysław Owczarek

Roz­mo­wa Paw­ła Kacz­mar­skie­go z Prze­my­sła­wem Owczar­kiem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Jarz­mo, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 29 maja 2017 roku.

Więcej

Antropoeta

recenzje / KOMENTARZE Przemysław Owczarek

Autor­ski komen­tarz Prze­my­sła­wa Owczar­ka do książ­ki Jarz­mo, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 29 maja 2017 roku.

Więcej

Stojąc na jednej nodze

dzwieki / RECYTACJE Przemysław Owczarek

Wiersz zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Odsiecz 2013” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2013.

Więcej

Rosół czterech kultur

dzwieki / RECYTACJE Przemysław Owczarek

Wiersz Prze­my­sła­wa Owczar­ka zare­je­stro­wa­ny na spo­tka­niu „Odsiecz 2013” pod­czas festi­wa­lu Port Wro­cław 2013.

Więcej

Jarzmo (2)

utwory / zapowiedzi książek Przemysław Owczarek

Frag­ment książ­ki Jarz­mo Prze­my­sła­wa Owczar­ka, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 29 maja 2017 roku.

Więcej

Jarzmo (1)

utwory / zapowiedzi książek Przemysław Owczarek

Frag­ment książ­ki Jarz­mo Prze­my­sła­wa Owczar­ka, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 29 maja 2017 roku.

Więcej

Regulamin pracowni. O Preparatach Przemysława Witkowskiego

recenzje / ESEJE Przemysław Owczarek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Owczar­ka z książ­ki Pre­pa­ra­ty Prze­my­sła­wa Wit­kow­skie­go.

Więcej

[moja mała przyjaciółka…]

nagrania / złodzieje wierszy Roman Honet

Wiersz z książ­ki baw się. Klip zre­ali­zo­wa­ny w ramach kon­kur­su „Etiu­da z wier­szem” dla stu­den­tów wro­cław­skiej ASP.

Więcej

Milczenie, powrót, śmierć, dzieciństwo

wywiady / o książce Grzegorz Czekański Roman Honet

Z Roma­nem Hone­tem o książ­ce baw się roz­ma­wia Grze­gorz Cze­kań­ski.

Więcej

Wielka księga zabaw traumatycznych

recenzje / ESEJE Paweł Kozioł

Recen­zja Paw­ła Kozio­ła z książ­ki baw się Roma­na Hone­ta.

Więcej

otworzyłem sen nie mój, lato 1991. golden boy

recenzje / KOMENTARZE Roman Honet

Komen­tarz Roma­na Hone­ta do wier­szy „otwo­rzy­łem sen nie mój” i „lato 1991. gol­den boy” z tomu baw się, któ­ry uka­zał się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie 9 czerw­ca 2008 roku.

Więcej

Otworzyłem sen nie mój

dzwieki / RECYTACJE Roman Honet

Wiersz z tomu baw się, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Moje likwi­da­cje” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2009.

Więcej

baw się

nagrania / między wierszami Roman Honet

Joan­na Orska, Agniesz­ka Wol­ny-Ham­ka­ło i Rado­sław Wiśniew­ski o czwar­tym tomie poetyc­kim Roma­na Hone­ta; roz­mo­wa z Auto­rem oraz klip do wier­sza „Koro­na” w reży­se­rii Anny Jadow­skiej.

Więcej

[moja mała przyjaciółka…]

nagrania / złodzieje wierszy Roman Honet

Wiersz z książ­ki baw się (2008). Klip zre­ali­zo­wa­ny w ramach kon­kur­su „Etiu­da z wier­szem” dla stu­den­tów wro­cław­skiej ASP.

Więcej

Żeby wrzał

dzwieki / RECYTACJE Roman Honet

Wiersz z tomu baw się, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Moje likwi­da­cje” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2009.

Więcej

Pieśń o powrotach, całości i częściach

dzwieki / RECYTACJE Roman Honet

Wiersz z tomu baw się, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Moje likwi­da­cje” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2009.

Więcej

Podróż pośmiertna

recenzje / ESEJE Andrzej Franaszek

Recen­zja Andrze­ja Fra­nasz­ka z książ­ki baw się Roma­na Hone­ta.

Więcej

Jeśli zabawa, to własnym kosztem

recenzje / ESEJE Marta Baron

Recen­zja Mar­ty Baron z książ­ki baw się Roma­na Hone­ta.

Więcej

Zabawy Honeta

recenzje / ESEJE Alina Świeściak

Recen­zja Ali­ny Świe­ściak z książ­ki baw się Roma­na Hone­ta.

Więcej

Robię rock’n’rolla w pustce i kostnicach

recenzje / ESEJE Sylwia Omiotek

Recen­zja Syl­wii Omio­tek z książ­ki baw się Roma­na Hone­ta.

Więcej

O baw się

recenzje / NOTKI I OPINIE Roman Honet

Komen­ta­rze Joan­ny Muel­ler, Kon­ra­da Woj­ty­ły, Macie­ja Mila­cha, Bar­to­sza Sadul­skie­go, Jaku­ba Mom­ry, Bar­tło­mie­ja Maj­zla.

Więcej

Tu przemawia dzikie serce

recenzje / ESEJE Marek Bieńczyk

Recen­zja Mar­ka Bień­czy­ka, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Prze­my­sła­wa Owczar­ka Kata­wo­tra, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 19 lute­go 2024 roku.

Więcej