recenzje / ESEJE

Hotel, horror prod. polskiej, 2009

Bartosz Sadulski

Recenzja Bartosza Sadulskiego z książki Doba hotelowa Bartłomieja Majzla.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Tomi­ki Bar­tło­mie­ja Maj­zla zawsze cha­rak­te­ry­zo­wa­ła kon­cep­tu­al­ność, nie ina­czej jest w Dobie hote­lo­wej”. O ile w przy­pad­ku poprzed­niej jego książ­ki – Bia­łej Afry­ki sło­wa­mi klu­cza­mi były (idąc za roz­po­zna­niem Igo­ra Stok­fi­szew­skie­go): pleśń, umar­li i złom, o tyle w nowej książ­ce domi­nu­ją­cy­mi ter­mi­na­mi są kamień i słoń­ce. Domi­nu­ją w okre­ślo­nym kra­jo­bra­zie, czy raczej spe­cy­ficz­nym śro­do­wi­sku – w hote­lu, w któ­rym pod­mio­to­wi przy­cho­dzi spę­dzić dobę. W tomi­ku Maj­zla, czo­ło­we­go poety nur­tu „ośmie­lo­nej wyobraź­ni”, jed­nak nic nie jest oczy­wi­ste. Jak pisze w wier­szu „chciał­bym cię przy­tu­lić lecz coś zaszu­ra­ło”: „nie pamię­ta­my jaki mamy rok. i jak nazy­wa się/ hotel w któ­rym żyje­my przez ostat­nią dobę”. Hotel Maj­zla jawi się znacz­nie sze­rzej, niż tyl­ko jako miej­sce prze­lot­ne­go spo­czyn­ku czy jed­no­ra­zo­we­go eks­ce­su. Jest to raczej miej­sce pra­cy, snów i remi­ni­scen­cji. Hotel sta­je się całym świa­tem, z wszyst­ki­mi jego absur­da­mi i nad­re­al­ny­mi wyda­rze­nia­mi. Waż­ne jest nie to, co się dzie­je, ale to, co przez boha­te­ra tych wier­szy jest widzia­ne i wypo­wia­da­ne. A że boha­ter widzi i sły­szy wie­le, świad­czą choć­by tytu­ły kolej­nych czę­ści: jazgot, szu­ra­nie, char­cze­nie, dud­nie­nie, wycie. Odgło­sy docho­dzą zewsząd: zza ścia­ny, zza okna, z wnę­trza boha­te­ra. Jak w dobrym hor­ro­rze, czy raczej kry­mi­na­le, w książ­ce Maj­zla źró­dło dźwię­ków (a co za tym idzie – stra­chu) pozo­sta­je nie­ujaw­nio­ne. W „intrze u zatrza­śnię­tych bram” poeta pisze: „pod­sta­wo­wym wąt­kiem kry­mi­na­łu zazwy­czaj jest krew.”

Ale to nie nad­miar krwi jest klu­czem do lirycz­ne­go poko­ju ślą­skie­go poety. Jak wspo­mnia­łem: naj­czę­ściej pada­ją­cy­mi sło­wa­mi są słoń­ce i kamień. W poszu­ki­wa­niu utra­co­ne­go („poza tym że jesteś/ waż­ny jest twój brak.”) i wobec pró­by ukon­sty­tu­owa­nia się w prze­ra­ża­ją­cym świe­cie (hotel jako meta­fo­ra świa­ta? doba jako życie?) Maj­zel szu­ka opar­cia w rze­czach naj­bar­dziej trwa­łych, i cho­ciaż czę­sto powta­rza, że ma język jak kamień, to – cytu­jąc Cela­na – „sko­ro jest kamień, ist­nie­li bra­cia” (wiersz „Ufność”). Kamień czai się w języ­ku, w sło­wie, z jed­nej stro­ny ozna­cza­jąc trwa­łość i nie­po­ru­szal­ność, a z dru­giej nie­wy­po­wie­dze­nie, mil­cze­nie, w tym sen­sie kamień nabie­ra wręcz her­ber­tow­skie­go zna­cze­nia. Z kolei słoń­ce – jak w każ­dym porząd­nym hor­ro­rze – „zaszło. teraz świe­cić musi już ktoś inny”. Z utra­tą boha­ter żegna się czu­le, pisząc: „żegnaj słoń­ce. jeste­śmy wspa­nia­li”. Praw­dzi­we słoń­ce zda­je się być w boha­te­rze. Ono się w nim kła­dzie „jak w gro­bie”, on ma słoń­ce „w ustach”. Sil­na meta­fo­ry­ka, tak cha­rak­te­ry­stycz­na dla poezji Maj­zla, słu­ży pod­kre­śle­niu ciem­no­ści, nie­wy­ra­zi­sto­ści świa­ta (hote­lu). Brak słoń­ca unie­moż­li­wia pra­wi­dło­we okre­śle­nie trwa­nia doby, choć­by i to była doba hote­lo­wa. Pada­ją sło­wa, że „doba hote­lo­wa nie może wiecz­nie trwać” bo jak wie­my, nic nie może wiecz­nie trwać, a uży­wa­nie ter­mi­nu „doba” tyl­ko pod­kre­śla nie­trwa­łość rze­czy, jak w kolej­nym cyta­cie, z wier­sza „taj­ne ponad pouf­ne”: „cią­głość histo­rii. któ­ra się odna­wia w cią­gu jed­nej doby”.

Zatem doba to nie­wąt­pli­wie wię­cej niż tyl­ko kil­ka­dzie­siąt godzin, w cza­sie któ­rych nale­ży się zamel­do­wać i wymel­do­wać. Doba to czas, w któ­rym doko­nu­je się obrót zie­mi, ale też obrót ludz­kie­go cia­ła wokół naj­dziw­niej­szych, czę­sto minio­nych spraw. W cza­sie doby hote­lo­wej Maj­zla sen i rze­czy­wi­stość prze­pla­ta­ją się ze wspo­mnie­nia­mi i maja­ka­mi. Dzie­je się zbyt wie­le, by mogło­by się to wyda­rzyć w krót­kim cza­sie w hote­lu. Mamy raczej do czy­nie­nia z wiel­ką meta­fo­rą. Filo­zo­ficz­ne podej­ście suge­ru­ją­ce, że w hote­lu „Świat” jeste­śmy tyl­ko gość­mi, a kie­dy „doba dobie­ga koń­ca choć coś się zmie­ni­ło w struk­tu­rze snu. trud­no się wybu­dzić”.

O autorze

Bartosz Sadulski

Ur. 1986. Poeta, dziennikarz. Autor arkusza poetyckiego artykuły pochodzenia zwierzęcego (2009) oraz tomów wierszy post (2012) oraz tarapaty (2016). Za pierwszy z nich był nominowany w 2013 roku do Nagrody Literackiej Silesius w kategorii „debiut”. Wiersze publikował między innymi w Lampie, Odrze, Gazecie Wyborczej, Chimerze i antologii Połów. Poetyckie debiuty 2010. Autor przewodników po Malcie i Bornholmie. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania