
Konceptualizm podwójnie fizyczny
recenzje / ESEJE Joanna OrskaRecenzja Joanny Orskiej, towarzysząca premierze książki Bagaż Jerzego Jarniewicza, wydanej w Biurze Literackim 6 marca 2023 roku.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej towarzysząca premierze książki Agaty Jabłońskiej dla moich dziewczyn, wydanej w Biurze Literackim 8 marca 2021 roku.
„Nowa książka Agaty Jabłońskiej, podobnie jak pierwsza, zamieniona zostaje w pole walki. Autorka najwyraźniej niespecjalnie przejmuje się pomrukami zwiastującymi, że postawa politycznie zaangażowana w poezji się wypaliła. Całą swoją pozycją dla moich dziewczyn chce powiedzieć co innego – w wierszach, jak ten rozpoczynający się samobójczą wprost linijką ‘była gwałcona policyjną pałką’, bo co można po takim początku jeszcze powiedzieć? Przemocy trzeba poświęcać wiersze. Trzeba protestować, bo nie chodzi po prostu o zmianę – chodzi o czujność. A przede wszystkim trzeba układać mapy-przewodniki w ciemnościach, które ułatwiają błądzącym po mieście bohaterkom powrót do domu”.
Tak piszę o tekstach Jabłońskiej – i już wiem, że to niedobry początek; dlaczego poezji mogą przeszkadzać pojęcia krytycznoliterackie, historycznoliterackie? Może dlatego, że wynikają z przesłanek „naukowych”, taksonomicznych – a czy zakwalifikowanie stylu poetyckiego do określonej kategorii jakkolwiek nas uspokoi po lekturze – na przykład – dla moich dziewczyn Jabłońskiej? Od dłuższego czasu wyciągam z półek rozmaite książki, żeby móc po prostu rozpocząć ten tekst – mam potrzebę umieszczenia autorki na jakieś poetyckiej mapie („w mojej części miasta przypiąć pinezki”), bo wydaje mi się, że wtedy lepiej zrozumiem jej książkę. I okazuje się, że jej wiersze powodują tak wiele czytelniczych skojarzeń. Tak jak w pierwszej książce pojawiałaby się wczesna Nowa Fala, trochę Lipska, a trochę Barańczak – gdyby nie to, że przecież tamte teksty „przedstawiając świat”, były jednak mocno konceptualne, do szpiku zmetaforyzowane i jakoś oderwane przez to od materii. Do tego dochodziłaby jakaś post-Różycka, post-Honetowa „ośmielona wyobraźnia”, wiązanie dość osobiście pomyślanego wiersza z magiczną i straszną mikroodyseją – jednak chłopięcość pierwszego jest na Jabłońską za ładna; a przełamywany codziennością historyczny koturn drugiego zbyt deklamatorski. Podobnie (dalsze skojarzenia) Dehnel byłby zbyt (po Herbertowsku) obrazkowo-obyczajowy, a Pasewicz za bardzo zrytmizowany i ozdobny. Bargielska za słodka, a Witkowska – zbyt z kolei lakoniczna i epigramatyczna, mocniej skupiona i bardziej dynamiczna – chociaż może w pewnych chwilach właśnie do niej byłoby autorce (na przykład wiersza „Kaśce”) najbliżej. Czy ktokolwiek wypada obok niej wśród urodzonych w jej pokoleniu i młodszych? Te z kolei dyskursy wydają się albo zbyt szorstkie, awangardowo-pogruchotane, albo za bardzo inter- czy (jak chce Anna Kałuża) transmedialne, eksperymentatorskie, albo za bardzo „przyrodnicze”, co z kolei przeważnie determinuje dużą spójność liryki. Trudno za Jabłońską trafić – jakby jej poezja uprawiała sztukę mimikry. Przypomina wiele polskich „średnich” czy też „środkowych” stylów (nie chodzi o „style środka”): dopracowanych warsztatowo, konceptualnie wygładzonych – ale jednak nie jest do nikogo podobna.
Ciekawe, że w przypadku dla moich dziewczyn sztuka „odróżniania się” stanowi pewną strategię, którą można określić właśnie jako ochronną. To ciekawe rozwiązanie wobec oczywistej „matczyności” – „opiekuńczości” wierszy autorki Raportu wojennego, z troską oglądającej się w każdym prawie tekście za skrzywdzonymi, za innymi, za dziewczynami, za starszymi i za dziećmi. Katarzyna Szopa pisała niedawno w „Tekstach Drugich” o opiekuńczej pracy kobiet, przedstawianej w poezji Anny Świrszczyńskiej i Krystyny Miłobędzkiej, w ciekawy sposób aplikując to zjawisko do lektury poezji. Książka Jabłońskiej to także poezja opiekuńcza – jej teksty nie odnoszą się jednak do niedostrzegalnych na co dzień, wykonywanych w kółko rytuałów reprodukujących życie. Opiekuńczość poetki pochodzi raczej ze współdzielonego ze słabszymi strachu: pełne są ostrzeżeń, sekretnych wskazówek, zamawiań („nie przejmuj się, mała, będę z tobą, minie” [s. 7]; „nie daj się wieść bocznym szlakom, nie obracaj głowy/ głuchnij na wołanie” [s. 9]; „spal tę wiadomość, spal/ przed przeczytaniem, spal zanim ją wyślę [s. 18]). To instruktaże kluczenia, ukrywania się: podpowiadają figurę mylącego „odbicia” („Paulina czuje się bezpieczniej/ na rowerze, słuchawki mają efekty uboczne, czarne szkła w nocy/ nie wyglądają poważnie” [s. 9]) – albo podsuwają ochronną figurę „zwinięcia” („zwinięta jak kołtun w kropeczkę, co czujesz/ w najciemniejszej z godzin” [s. 11], „skręcony jak supeł w kłębuszek, co widzisz w najciemniejszej/ ze źrenic: to ty skręcony w kołtun, kiedy patrzysz w lej” [s. 13]). Zarówno „zwijania”, jak i „odbicia” przemieniają się u Jabłońskiej łatwo w „zwijanie historii”, „zakręty ulic miast” czy „przewijanie linijek”, które jest jak przewijanie (w kółko) pieluszek. To nie są teksty agoniczne, zadzierzyste jak wypowiadanie wojny, a raczej pełne nadziei zwoływanie do poetyckiej partyzantki – względnie nawoływanie do cichej zemsty, przełamywane na pół (w oksymoron, w amfibolię, w wewnętrznie sprzeczną figurę czy splecioną z dwóch wątków opowieść) smutkiem i bezradnością. Efektowne, performatywnie rozgrywane puenty w rodzaju: „ta zabawa jest/ pracą, więc ładujesz słowo za słowem rwiesz// języczek spustu/ może skombinujesz/ tekst jak pistolet/ ślepy jak kula celny” (s. 11) nie sprawią, że wiersz wystrzeli – i autorka zdaje sobie z tego sprawę, wpuszczając nas w przypuszczenia, że mówi całkiem serio, a zarazem w domysły, że chodzi tylko o grę słów. Podmiotka nie skłania więc swoich czytelników, by jej intencje śledzić – raczej dąży do mylenia tropów, rozpraszania uwagi, postawionej do pionu poprzez wspominany już quasi-cytat „była gwałcona…” (s. 11).
Z drugiej strony strategię kluczenia równoważy w dla moich dziewczyna opiekuńczość: zarówno w formule przestrzegania przed złem, jak i jako (beznadziejne) próby ukołysania zła już doznanego. Z tego punktu widzenia widoczny staje się koncept snucia i zarzucania ratowniczych nici, mających wyciągać bohaterki/bohaterów z miejskiej matni. Najbardziej wyraziście wypisane zostają w trzech tekstach porządkujących pierwszą część tomu: „tropie czerwonego kapturka”, „tropie wilka” i „tropie babci”. Bajki uczą – te wiersze też zostały stworzone tak, jakby miały wymiar dydaktyczny; „trop czerwonego kapturka” wydaje się rozpisany na leśnym dialogu wilka i dziewczynki, ale będziemy mieć wrażenie jakiegoś sojuszu, solidarności rozmawiających. „trop wilka” z kolei zostaje wyposażony w precyzyjną (afektywną) topografię terenu i wydaje się symulować wszystkie dobre wyjścia, dobre odpowiedzi – jakby miał wdrożyć bohaterki w sposób myślenia drapieżnika. Wiele tekstów w książce podobnie wpisuje się w konwencję tropienia – chociaż świadomość daremności budowania bezpiecznego świata powoduje, że wiersze Jabłońskiej nieustannie się wykolejają. Mamy więc „kontrolę rodzicielską”, która „zwija się w sobie”, puentując zamiar „posadzenia równej grządki marchwi” paradoksalną próbą wycofania się ze wszystkiego, skoro „albo nie masz kontroli/ albo nie masz nic”: „wolałabym blokować wojnę miast porno i dropsów/ przez które i tak przejdziesz. dlatego spal tę wiadomość/ spal przed przeczytaniem, spal zanim wyślę, zanim/ pomyślę podłóż ogień pod głowę” (s. 18). W tekście „kebab i do spania”, w którym „miasto ma tyle zakrętów/ za długo wracam do domu”, czytamy: „zjedz do końca/ jak mówiła babcia, jak mówili babci, jak mówili mamie/ dojedz wszystkie ziarnka ryżu z zimnego talerza/ dojedz te okruchy, nie zostawiaj ziemniaków// mówisz: trzeba się przepełnić/ myślę: trzeba się przepuścić/ wiersz wpada w dydaktyczny ton/ wiersz wypada z toru” (s. 23–24). Rozpuszczona w dwa warianty końcówka, której różnica wynika z drobnej oboczności („wpada/wypada”), wyrzuca nas po locie przez wiele semantycznie zmieszanych przestrzeni (męsko-damsko-dziecięco-kocio-psich, biologicznych i społecznych przymusów) w świecie poetyckim, w którym jakakolwiek różnica wychodzi w końcu na jedno.
Kiedy więc mówię o niciach pozostawionych w tekstach przez opiekuńczą podmiotkę, odnoszę się do jej własnego konceptu, związanego z podpowiedzianą czytelnikom konwencją „niciowego” podążania za konsekwencją „pierwszego wątku” – tekstu z Raportu wojennego (na stronie Magazynu Literackiego biBLioteka). Często czytać wiersze uczymy się od poetów – i tak jest w tym przypadku. W komentarzu autorka opowiada o afrykańskiej kołysance, gdzie kobieta niesie w chuście na plecach dziecko, które „rośnie (cały czas będąc w zawiniątku), aż wreszcie przerasta matkę, wyskakuje na zewnątrz i samo ją niesie. Z tego obrazka można sobie napisać, co było wcześniej i co będzie potem. U mnie kończy się łodzią, którą wypuszczasz na rzekę, jakimś rodzajem pożegnania. I powrotu – do wody”. W wygłosie „pierwszego wątku” czytamy: „na końcu zdania będzie twoja kolej, moje ostatnie/ słowa: weź mnie na ręce, połóż na dnie czółna” – i pamiętamy kulturowo, że słowa takie mogą być wypowiedziane zarówno przez dziecko, jak i przez dorosłego, że czółno czasem niesie życie, a czasem staje się pogrzebowym stosem. Nitka – wątek, który plecie się w tym konkretnym wierszu – zostaje nazwana struną; to struna strunowców, ułożony w znak zapytania kręgosłup dziecka w brzuchu matki i odpowiadający na jego pytanie kręgosłup matki ułożony odwrotnie. Pytanie powtarza odpowiedź; staje się raczej próbą natchnięcia kogoś miłosną otuchą niż dążeniem do wyjaśnienia czegokolwiek – dlatego znaki można tylko w nieskończoność mnożyć. Plastyczna konsekwencja kształtu, którego sugestia niesiona jest przez semantykę, jako środek fundujący estetyczną spójność wiersza (spójność jego skóry), to nie wynalazek samej Jabłońskiej – w taki sposób komponowali swoje wiersze Wirpsza czy Sosnowski – i chociaż na inne sposoby twórczość poetki nie przystaje do takich paraawangardowych działań, to można powiedzieć, że taką właśnie strategię domyśla na własny sposób.
Ukrywanie się i znajdowanie drogi to w lustrzany sposób odpowiadające sobie działania; podobnie jak pożegnanie i powracanie, bycie matką i dzieckiem… a może nawet czerwonym kapturkiem i wilkiem? Po drodze wydarzają się przecież rozmaite historie. Takich tropów, wątków czy „opiekuńczych” nici jest w dla moich dziewczyn sporo – nieodpowiednie są w tym miejscu skojarzenia z labiryntem i Ariadną, bo z labiryntu Dedala jednak się wychodzi. Wolałabym raczej mówić o okruszkach chleba rozsypywanych po lesie tak, żeby dzieci w końcu znalazły drogę do domu – wiadomo, ptaki wydziobią okruszki, a jednak opiekuńcza historia rozsypuje je raz za razem, jakby chciała zasypać luki we własnej pamięci i tak zapobiec nieszczęściom. W „tropie kapturka” czytamy w napięciu, niemal w tej samej linijce, że strach „minie”, a jednocześnie że „przyrasta jak gałąź/ rozdziela się jak banda” (s. 7). Tak samo rozdziela się i rozprasza tom dla moich dziewczyn – bo tropy, które rozplata Jabłońska, raczej plączą się i zwijają, niż dokądś prowadzą. Podobnie jednak, jak poetka potrafi zebrać dość rozproszony wiersz dynamiczną puentą, tak też zadziała na nas zapewne końcówka tej książki, mocno ustawiająca całość naszego czytania (można w tym miejscu zawrócić na początek mojego tekstu, wziąć pod uwagę tylko jego pierwszy akapit, a potem po prostu zacząć czytać książkę Agaty Jabłońskiej). W wierszu „apostazja w weekend” podmiotka rezygnuje bowiem ze wszystkiego naraz – ze strachu, kluczenia, bezradności i z pragnienia ciepła: „i jebać to – wychodzę na miasto; bo nie godzi się/ stać tak: zróbmy głośny szanson/z całej pizdy w klakson// nie dajmy im zasnąć”.
Urodzona w 1973 roku. Krytyk i historyk literatury. Recenzje i artykuły publikuje w "Odrze", "Nowych Książkach", "Studium". Autorka książek: Przełom awangardowy w dwudziestowiecznym modernizmie w Polsce, Liryczne narracje. Nowe tendencje w poezji polskiej 1989-2006, Republika poetów. Poetyckość i polityczność w krytycznej praktyce, Performatywy. Składnia/retoryka, gatunki i programy poetyckiego konstruktywizmu oraz wspólnie z Andrzejem Sosnowskim antologii Awangarda jest rewolucyjna albo nie ma jej wcale. Jest pracownikiem naukowym w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszka we Wrocławiu.