W jednym z wierszy z tomu Profit and Loss irlandzkiej poetki Leontii Flynn jej poetyckie ja staje się nagle Islandią – wyspą pomijaną na tak wielu mapach Europy; wyspą zostawianą hen za horyzontem. Wymowny obraz, zważywszy na jednoliterową różnicę między Islandią a Irlandią. Piękna Cathleen, ulotna Aisling, stara Shan van Vocht – mityczne kobiece postaci symbolizujące Irlandię, głęboko zakorzenione w jej literackiej tradycji. Matka, dziewica, prostytutka – trzy uproszczone wersje kobiecości wykorzystywane do opowiedzenia kolonialnej i postkolonialnej historii kraju. I jeden męski głos uzurpujący sobie prawo do poezji i jej kanonu, tworzonego między innymi przez takie antologie jak The Field Day Anthology – trzy tomy, cztery tysiące stron i tylko trzy kobiety w rozdziale „Współczesna poezja irlandzka”. Nic dziwnego, że irlandzka literatura długo utożsamiana była głównie z pisarstwem męskim.
Kontrowersje, które to wydawnictwo wzbudziło, sprawiły jednak, że coś zaczęło się zmieniać na literackiej mapie Irlandii: dziesięć lat temu irlandzkie pisarki doczekały się antologii na miarę ich twórczości – wydano dwa dodatkowe tomy The Field Day Anthology; wzrastać zaczęła też liczba kobiecych publikacji. Nuala Ní Dhomhnaill określiła tę zmianę mianem fenomenu, porównując ją do ożywającego posągu z wiersza „Obraz Pigmaliona” Eiléan Ní Chuilleanáin. Stworzona przez mężczyznę posągowa kobiecość na naszych oczach staje się cielesna: „Szeleszczą żyły, krew tyka w krtani”, a jej „kręcone włosy są rzeczywiste” (podkreślenie – M.S.). Ucieleśnienie „dzieje się” w bólach – „wiatr wbija nóż pod skórę, kartkuje jak książkę”. Linie z tej książki „wiją się na twarzy”, „szukają szczelin”, aż wreszcie z ust wychodzi powoli „zielony liść języka”. Rodzi się poezja.
„Obraz Pigmaliona” to obraz narodowego monumentu odrywającego się od przypisanego mu piedestału – monumentu zyskującego głos i pytającego o swoje miejsce w kulturowym dziedzictwie zasadzającym się na micie. Współczesne poetki irlandzkie wracają wciąż do tego mitu, gdyż stanowi on dla nich pewien problem. Wykorzystanie przez nie symbolicznego związku kobiety i kraju oznacza bowiem konieczność bycia jednocześnie podmiotem i przedmiotem w wierszu. Z kolei odrzucenie tej asocjacji wiąże się z podważeniem związku między poetą a wspólnotą. Rodzi się pytanie: jak odnaleźć się w literackiej tradycji, nie tracąc więzi z historią i wspólnotą? Jak utrzymać tę więź, nie usuwając z wiersza siebie? I wreszcie: jak można odzyskać mit? Jak go „sprywatyzować”?
W Improprieties Clair Wills przedstawia dwie strategie. Jedna z nich to reprezentacja, oddanie głosu, wykorzystanie wiersza jako środka ekspresji dla zmarginalizowanej wspólnoty, jaką są kobiety; druga zaś to odrzucenie idei reprezentacji przy użyciu enigmatycznego stylu, semantycznego niedookreślenia, indeterminacji. W swej twórczości Irlandki wykorzystują obydwie metody w sposób niejednoznaczny, balansując między sferą prywatną a publiczną. Kontekstem dla ich poezji jest ciało, pożądanie, macierzyństwo, dom, jednak to, co ich obrazy wyrażają, jest niejednokrotnie polityczne. Warto to podkreślić, gdyż nazbyt często motyw prywatności pojawiający się w poezji Irlandek jest odczytywany przez pryzmat ich własnych życiowych doświadczeń, co z kolei skutkuje „niedointerpretacją”, sprowadzającą je do roli poetek konfesyjnych, przejętych tylko kwestiami osobistymi.
Taką etykietę często otrzymuje Medbh McGuckian – poetka, której fragmentaryczny, enigmatyczny styl tak naprawdę niewiele ukazuje z jej prywatnych spraw. W jej poezji świat zewnętrzny i wewnętrzny przenikają się nawzajem, zaprzeczając wszelkim binaryzmom. Kwestia narodowego mitu staje się kwestią poetyckiego języka, a ten u McGuckian traci swoją komunikacyjną funkcję. Czytając jej wiersze, nie możemy być pewni, czy poetka ma więź ze wspólnotą, czy właśnie ją traci.
O ile McGuckian celowo używa enigmatycznego stylu (jak przyznała w jednym z wywiadów – pisze po to, by być niezrozumianą), o tyle Eiléan Ní Chuilleanáin zaznacza, że nigdy nie stara się pisać w niejasny sposób. Mimo to morskie motywy przewijające się niezwykle często w jej wierszach są tak wieloznaczne, jak i niepokojące. Ní Chuilleanáin zapytana przez Grzegorza Czemiela o wspólnotowe funkcje poezji współczesnej, odpowiada: „wiersz może spełniać funkcję wspólnotową, ale mam wrażenie, że nie czynią tego wcale najbardziej ‘publiczne’ utwory”. I przyznaje, że mity „trzeba poddawać osądowi”. Jej wiersze to połączenie klasycznej mitologii, biblijnych opowieści i irlandzkiego dziedzictwa. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż Ní Chuilleanáin jest osobą dwujęzyczną, a więc w pewnym sensie – jak ujmuje to Nuala Ní Dhomhnaill – podwójnie marginalizowaną.
Sama Ní Dhomhnaill tworzy tylko w języku irlandzkim. Wchodząc w dyskurs z mityczną wizją pozbawionej seksualności kobiecością, Nuala Ní Dhomhnaill stara się przywrócić z wczesnej irlandzkiej historii obraz kobiety silnej i seksualnie aktywnej. Jej wiersz „Patrząc na mężczyznę”, w którym to nie kobieta, lecz mężczyzna staje się obiektem pożądania, jest tego dobrym przykładem. W podobnym tonie mityczną metaforę kwestionują wiersze Pauli Meehan. Sekwencja „Virgin”, „Mother”, „Whore” z tomu Dharmakaya ostro rozprawia się z trzema rolami przypisanymi kobietom przez mit.
Na tle twórczości czterech poetek starszego pokolenia (ujmijmy to tak z braku lepszego określenia) poezja dwóch młodych Irlandek wybranych przez Jerzego Jarniewicza – Sinnéad Morrissey i Leontii Flynn – może wydawać się żartobliwa, swobodna, w swej otwartości na interpretację wręcz zbyt prosta. Jednak wciąż – w sposób nieuchwytny i wymijający – mierzy się z literacką tradycją. Oczywistym przykładem jest tutaj wiersz Leontii Flynn „Miałam 16 lat, kiedy spotkałam Seamusa Heaneya”, w którym poetka z rozbrajającą szczerością pyta „Kim jednak był ten Seamus Heaney?”. W wywiadzie z Flynn Grzegorz Czemiel określa wiersz jako „przekłuwanie balonika autorytetu”, zaś w rozmowie z Eiléan Ní Chuilleanáin pyta: „Nie ma pani wrażenia, że w miejsce ‘ojców’ pojawia się w poezji coraz więcej figur ‘matczynych’, czego świetnym przykładem jest antologia Jerzego Jarniewicza?”. Pytanie to przywodzi mi na myśl stwierdzenie Nuali Ní Dhomhnaill, że oto kobiece głosy przekraczają próg męskiego sanktuarium poezji. Lęk przed tą zmianą sprawia, że wszelka krytyka literackich dokonań Irlandek często zamyka się w pozornie niewinnym pytaniu: „Kobiety piszą, owszem. Ale czy to się do czegoś nadaje?”. Odpowiedź w antologii Jerzego Jarniewicza.
Tekst opublikowany na łamach 15. numeru „Dziennika Portowego”.