recenzje / KOMENTARZE

Ius primae noctis

Bohdan Zadura

Autorski komentarz Bohdana Zadury do wiersza Ius primae noctis z książki Zmartychwstanie ptaszka, która ukazała się 17 maja 2012 roku nakładem Biura Literackiego.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Ius primae noctis

 

geny poszły w lud


Co tu komen­to­wać? Spod duże­go pal­ca? Pierw­szy z brze­gu?
Pierw­szy w Zmar­twych­wsta­niu ptasz­ka jest wiersz, zaty­tu­ło­wa­ny „Ius pri­mae noc­tis”. Mógł­by być zaty­tu­ło­wa­ny bar­dziej po ludz­ku, to zna­czy po pol­sku, a więc „Pra­wo pierw­szej nocy”, ale lubię mieć dobre wyobra­że­nie o poten­cjal­nym czy­tel­ni­ku, że on coś wie, że jakoś jest w kul­tu­rze zako­rze­nio­ny, że nawet jeśli się łaci­ny nie uczył (kto się dzi­siaj uczy?), to sobie z tymi obcy­mi sło­wa­mi pora­dzi. Gdy­by sobie z nimi nie pora­dził, to może tak samo by nie wie­dział, cze­go to pra­wo pierw­szej nocy doty­czy­ło.

Co ja wyga­du­ję? To prze­cież w ogó­le nie­moż­li­we myśleć o czy­tel­ni­ku przy pisa­niu (zapi­sy­wa­niu?) takie­go dro­bia­zgu. Bo to chwi­la, uła­mek sekun­dy, błysk, krót­szy od bły­ska­wi­cy, kie­szon­ko­wa ilu­mi­na­cja. No dobrze, ale zapi­sa­ne nie jest prze­cież świę­te i nie­ty­kal­ne, więc już po zapi­sa­niu moż­na się zasta­na­wiać, czy nie war­to by przy tym pomaj­stro­wać. Zasta­no­wi­łem się i dosze­dłem do wnio­sku, że nie war­to.

Lepiej, gdy mar­twe pra­wo nazwa­ne jest w mar­twym języ­ku (to czy język pra­wa w ogó­le jest żywy, to inna kwe­stia). Ale rów­nież dzię­ki uży­ciu tego mar­twe­go języ­ka odle­głość mię­dzy tytu­łem a jedy­nym wer­sem tego wier­sza zwięk­sza się z odstę­pu jed­ne­go świa­tła do stu­le­ci. Bo ter­min „ius pri­mae noc­tis” pocho­dzi z cza­sów śre­dnio­wie­cza, a ter­min „gen” jest sto­sun­ko­wo mło­dy, wpro­wa­dził go w 1909 roku duń­ski bota­nik Wil­helm Johan­n­sen jako jed­nost­kę dzie­dzi­cze­nia.

W 1904 roku Ste­fan Żerom­ski opu­bli­ko­wał powieść Popio­ły, któ­ra zaczy­na się zda­niem Oga­ry poszły w las. Mam cichą nadzie­ję, że ten czy­tel­nik, o któ­rym chcę dobrze myśleć, czy­ta­jąc linij­kę „geny poszły w lud”, usły­szy pod nią to zda­nie lub przy­naj­mniej oddzia­ła ono na nie­go pod­pro­go­wo. Bo nie­za­leż­nie od tego, jak czas się obszedł z pisar­stwem Żerom­skie­go, to zda­nie pozo­sta­ło w języ­ku. To nie­wąt­pli­wie miłe zakła­dać ist­nie­nie wspól­no­ty, opar­tej na zało­że­niu, że ist­nie­je coś takie­go jak naro­do­wa świa­do­mość kul­tu­ral­na 🙂

Do nie­daw­na wyda­wa­ło mi się, że zwią­zek tego wier­sza z Żerom­skim jest przy­pad­ko­wy, opar­ty na para­le­li­zmie skła­dnio­wym i brzmie­nio­wym. Może jest on jed­nak głęb­szy. Już pisząc ten auto­ko­men­tarz, prze­czy­ta­łem sobie po jakichś pięć­dzie­się­ciu latach kawa­łek Popio­łów:

Oga­ry poszły w las.
Echo ich gra­nia sła­bło coraz bar­dziej, aż wresz­cie uto­nę­ło w mil­cze­niu leśnym. Zda­wa­ło się chwi­la­mi, że nikły dwu­głos jesz­cze brzmi w boru, nie wie­dzieć gdzie, to jak­by od stro­ny Sam­so­now­skich lasów, od Klo­no­wej, od Buko­wej, od Straw­cza­nej, to zno­wu jak­by od Jele­niow­skiej Góry… Gdy powiew wia­tru naci­chał, wynu­rza­ła się cisza bez­den­na i nie­ob­ję­ta na podo­bień­stwo błę­ki­tu nie­ba spo­mię­dzy obło­ków i wów­czas nie sły­chać było nic a nic.

Naokół sta­ły jodły ze spłasz­czo­ny­mi szczy­ta­mi jako­by wie­że strze­li­ste, nie wypro­wa­dzo­ne do same­go krzy­ża. Ich pnie sina­we jaśnia­ły w mro­ku. Mchy sta­re zwi­sa­ły z olbrzy­mich gałę­zi. Wró­sł­szy mię­dzy gła­zy, w nie­zmier­ną ławi­cę ska­lisk aż do grun­to­wej posa­dy ser­decz­nym korze­niem, wsz­cze­pia­jąc pazu­ry pobocz­nych skrę­tów w każ­dy zuche­lek zie­mi i wysy­sa­jąc każ­dą kro­plę wil­go­ci, wiel­kie jedle chwia­ły kró­lew­skie swe szczy­ty w prze­cią­gu nie­jed­ne­go już wie­ku pomię­dzy mgła­mi Łysi­cy. Tu i owdzie sta­ła samot­ni­ca, któ­rej gałę­zie uschły i ster­cza­ły jak szcze­ble obcię­te topo­rem. Sam tyl­ko jej wierz­cho­łek jasno­zie­lo­ny, z szysz­ka­mi w górę wznie­sio­ny­mi, niby gniaz­do bocia­nie, bujał nad prze­stwo­rem: Gałę­zie świer­ków, na któ­rych leża­ła cięż­ka pościel śnie­go­wa, zwie­szo­ne ku zie­mi powy­gi­na­ły się w pałąk. Te wycią­gnię­te zewsząd, z bli­ska i z dale­ka, kosma­te łapy w bia­łych opo­nach, wyło­żo­ne jak gdy­by per­ło­wą maci­cą, zda­wa­ły się cza­ić i czy­hać. Rado­sna zie­lo­ność naj­młod­szych, koń­co­wych igieł jaśnia­ła niby wysu­nię­te pazu­ry. Co chwi­la, ule­ga­jąc wła­sne­mu cię­ża­ro­wi, czu­łe na każ­de wes­tchnie­nie wia­tru, sypa­ły się puchy śnie­go­wych owa­łów i ginę­ły w pod­ście­li­sku na zie­mi tak bez śla­du jak kro­ple desz­czu w toni jezio­ra. Ze szczy­tów zla­ty­wał pyłek led­wie dostrze­gal­ny, tak lek­ki, że stał dłu­go w powie­trzu migo­cąc swy­mi krysz­ta­ły, nim spły­nął ku zie­mi.

Tego się dzi­siaj nie da czy­tać, to zna­czy nie da się tego czy­tać na poważ­nie. Zabi­ty sarn, tra­fio­ny w samo ser­ce, leżał mar­twy.

Sarn to jeleń, jeleń to rogacz, a rogacz to tak­że zdra­dzo­ny mąż. Przy­pra­wia­nie rogów to języ­ko­wa pamiąt­ka po owym śre­dnio­wiecz­nym pra­wie pierw­szej nocy, któ­re jako pra­wo obo­wią­zy­wa­ło ponoć dość krót­ko i to tyl­ko w nie­któ­rych regio­nach Fran­cji i Włoch, choć jako oby­czaj mia­ło pew­nie więk­szy zasięg i dłuż­sze trwa­nie. Pamiąt­ka po nim, a raczej po tym, co je gdzie­nie­gdzie zastą­pi­ło, kie­dy to pano­wie w zamian za zgo­dę pod­da­ne­go na spę­dze­nie pierw­szej nocy z jego świe­żo poślu­bio­ną żoną pozwa­la­li mu upo­lo­wać jele­nia w swo­im lesie, a spo­łecz­ność takie­mu mężo­wi nada­wa­ła przy­do­mek roga­cza. Wedle bada­czy co pią­ta ofia­ra ius pri­mae noc­tis zacho­dzi­ła po tej nocy w cią­żę, więc geny rze­czy­wi­ście szły w lud, choć nie wszyst­kie.

O autorze

Bohdan Zadura

Ur. w 1945 r. Poeta, prozaik, tłumacz i krytyk literacki. W latach 2004-2020 redaktor naczelny „Twórczości”, od lat pozostaje związany z „Akcentem” i „Literaturą na Świecie”. Laureat licznych polskich i zagranicznych nagród, w tym: Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2011), Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. H. Skoworody (2014) oraz Nagrody im. C.K. Norwida (2015). W Biurze Literackim w latach 2005–2007 ukazały się jego dzieła zebrane, a w kolejnych latach publikował w oficynie następne premierowe książki, w tym w 2020 roku wybór wierszy Sekcja zabójstw. W 2018 r. został uhonorowany Silesiusem za całokształt twórczości.

Powiązania