Konceptualizm podwójnie fizyczny
recenzje / ESEJE Joanna OrskaRecenzja Joanny Orskiej, towarzysząca premierze książki Bagaż Jerzego Jarniewicza, wydanej w Biurze Literackim 6 marca 2023 roku.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Słynne i świetne Mariusza Grzebalskiego.
Poezja, pozostając niewątpliwie publicznym dyskursem, nie jest do rozpowiadania tajemnic, zwłaszcza cudzych, stworzona. Tak wydawał się w każdym razie sądzić niekochany ojciec dwudziestowiecznej awangardy, Tadeusz Peiper. Cóż, kiedy współcześnie, szczególnie jeśli chodzi o najpowszechniej reprezentującą ją formę, lirykę (romantycznie ujednoznacznianą z poezją), właśnie do rozpowiadania tajemnic się ją przeznacza; w taki oczywiście sposób, żeby posiadały one znaczenie uniwersalne. Niewątpliwie stanowi to dobre usprawiedliwienie dla zaprzątania uwagi bliźnich swoją osobą i doskonałe alibi dla plotkarstwa. Z tego punktu widzenia powiedzieć można, że Mariusz Grzebalski znalazł sposób, żeby podważać, droczyć się, badać możliwości lirycznego wyznania, tak jak się je najczęściej pojmuje. A więc autor Negatywu także opowiada o tajemnicach, jednak w sposób bardzo szczególny, powiedzieć można negatywny:
Nie przyznałem się, że dotykałem łona Zuzanny. Ani że w dotyku przypominało ono wosk posypany mąką. Nie dowiedział się, że Zuzanna była starą kobietą. Ani nikt też nie dowiedział się ode mnie, co dzieje się z jego twarzą, kiedy opowiadam o tańczącej.
Tak, chociaż nie tylko tak, mogłoby brzmieć motto do szkicu o poezji Grzebalskiego. Ten krótki fragment dostarcza też pretekstu do analizy jego poetyki. Po pierwsze więc, autor Negatywu wybiera bardziej subtelną, zaoczną formę zwierzenia, niż zwykle przyjmuje się w lirycznym wyznaniu. Dla porównania weźmy również nowy, współczesny liryk z tomu Pragnienie Adama Zagajewskiego, pod tytułem Traktat o pustce:
W księgarni znalazłem się przypadkowo tuż obok sekcji Tao,
a dokładnie rzecz biorąc, obok „Traktatu o pustce”.
Poczułem się uszczęśliwiony, ponieważ tego dnia byłem doskonale pusty.
Cóż za spotkanie – jakże rzadkie – pacjent znajduje lekarza, lekarz milczy.
Pomimo narracyjnej koncepcji wiersza, przywołującej skojarzenia z dyskursem mimetycznym (tradycyjnie reprezentującym „prawdę” rzeczywistości), podmiot kreowany przez Zagajewskiego znajduje się tu w centrum wydarzeń. Wydarzenia stanowią w wierszu tkankę zreorganizowaną przez akt wyznania – przez to, że usiłuje się nam za ich pomocą, posługując się nimi jak wielką metaforą, coś ważnego przekazać. Tym samym poeta odwołuje się do pewnego, bardzo mocno obecnego w naszej literackiej wyobraźni przeświadczenia, że „Poeta wie”. Samo to przeświadczenie, wywodzące się (znowu) z romantycznej idei komunikacji magicznej, powoduje, że atmosfera kreowana w liryku pozostaje atmosferą porozumienia, nie niedopowiedzeń. Stąd podmiot Zagajewskiego staje się przekaźnikiem tajemnicy, ale tym samym ją też „roztajemnicza”, dopuszczając się niedopuszczalnego: pustka raz nazwana pierzcha!
W pewnym sensie także Grzebalski opowiada w Zuzannie, tekście kończącym jego najnowszy tom Słynne i świetne, o pustce – ale jakby bardziej dosłownej, zgrzebnej. Wskazuje on na jej formę najbardziej oczywistą – na dystans nadawczo-odbiorczy pomiędzy sobą a nami. Mówi o tym, czego się nigdy z jego historii nie dowiemy, przedstawia sytuację, w której nie uczestniczymy i w której nie możemy się znaleźć; w której łono Zuzanny, starej kobiety, zostało „zobaczone” tylko przez niego. Tym bardziej pozostaje ono opuszczone (puste) i tym bardziej funkcjonuje tylko jako podanie. Jako przekazywana z ust do ust namiastka doświadczenia, w której my możemy wziąć udział niejako „słysząc” o tym „z trzeciej ręki”. Opowiadający kryje się przy tym za warstwą reprezentacji, pełniąc jedynie podrzędną rolę narratora; nie dopuszcza do ujawnienia swojej podmiotowości inaczej niż poprzez przedstawianie wydarzeń. Jednak ze względu na naszą, bezpośrednio ujawnioną w Zuzannie, niewiedzę i nieobecność, przedstawienie takie stanowić będzie niewiadomą. Wskazuje się tu domyślnie na jego miejsca puste, niejasne, niż na znajome obrazy świata. Podobnie opowiadający w dużym stopniu pozostaje anonimowy – nie odwołuje się do łączącej naszą, nadawczo-odbiorczą z nim znajomość uniwersalnej siatki znaczeń. Z kimś takim lirycznie utożsamić się nie sposób. Taki podmiot jest kiperem tajemnicy – tylko on zna smak iluzorycznych, poetyckich wydarzeń.
W poezji Grzebalskiego komunikacja literacka pozostaje tym, czym w zasadzie jest – iluzją porozumienia. Jednak pomimo komunikacyjnych utrudnień, pomimo braku konsensusu, coś jednak poprzez historię o Zuzannie opowiadający próbuje nam zdradzić, grając ogranym plotkarskim zabiegiem: nie powiem wam, że… Zdradza, jaka była sukienka Zuzanny, zdradza wosk posypany mąką… Szczegółów, żeby zbudować sobie tu jakieś przedstawienie (podglądnąć Zuzannę) jest jakby aż nadto. A przede wszystkim zdradza swoje kłamstwo, co zawsze jest najdobitniejszym sygnałem prawdopodobieństwa. W końcu, co stanowi dodatkowo pożywkę dla mojej ciekawości, nie zdradza wszystkiego. Umieszczając Zuzannę na końcu tomiku, a na końcu Zuzanny zacytowaną przeze mnie pointę, autor buduje już teraz oczekiwanie na ciąg dalszy. Daje się poznać jako podmiot zarazem skromny i tajemniczy.
Na czym polega specyfika takiego opowiadania, specyfika poetyckiej narracji tego autora? Poczynając od Negatywu Grzebalski na pewno rozwinął się poetycko; poczynając od ostatniego tomiku, powiedzieć można, że zmienił także frazę: jego zdania wydłużyły się wyraźnie, a opowiadane, czy raczej zawsze „migawkowo” prezentowane obrazy-historie uzyskały większą spójność w warstwie narracyjnej, wyrównywaną mimo wszystko większą wynalazczością (i większym skomplikowaniem) w sferze języka. Jednak istota poetyki Grzebalskiego nie uległa, jak sądzę, zmianie. Z tego punktu widzenia, jak uważam, w niemieckich tłumaczeniach jego poezji, w tomie Graffiti, nie zostały przedrukowane reprezentatywne wiersze. Sądzę, że clou Negatywu, a zarazem rodzaj artystycznego manifestu Grzebalskiego, zawiera się w kilku centralnie umieszczonych w nim tekstach o naturze dyskretnie autotematycznej. Zaczęłabym od Erraty:
Lato, samcza krew uderzyła
do mojej głowy – piszę listy,
których nikt nie przeczyta
wymyślam, szukam nieobecnych,
z którymi mógłbym porozmawiać
i dowiedzieć się, że to nie ja,
bo ja umarłem dawno temu
i nieżywego wyłowiono mnie z rzeki.
Obraz-historia. Dlaczego obraz? Ze względu na statykę przedstawienia; metaforyczna śmierć, poświadczenie nieruchomości w trzech pointach trzech strof, jest jak zaklinanie w słowach:
chciałbym gdzieś się wybrać,
ale nie mogę ruszyć się z miejsca (…)
a popielniczka to jedyne królestwo
umarłych, jakie jest pod ręką
i:
(…) Mnie nauczono liczyć
do nieskończoności, więc liczę,
nie wyrzucam mebli przez okno,
siedzę, palę, jestem spokojny.
Obraz uwięzienia – w czterech ścianach, w „ja”, w akcie pisania – bardzo często pojawia się w poezji Grzebalskiego. W kolejnym wierszu po Erracie, w Negatywie, powraca, choć już w inaczej wyreżyserowanych dekoracjach; tutaj także poświadczenie nieruchomości zachodzi jakby głębiej, bo przy zamkniętych oczach:
Cień w kolorze startych ziemniaków
gęstnieje pod powiekami jak farba.
Chciałbym wstać i wyjść
posiedzieć przez chwilę na kamieniu,
posłuchać jak trawa rośnie.
Niech zamiast miejsca naprzeciw
będzie dziura wypełniona wiatrem.
Ponieważ w tym wierszu zaś nie chodzi już tylko o Erratę – o stwierdzenie rzeczywistej nietożsamości podmiotu – ale o cały świat sprowadzony do ciemnej, nietożsamej podmiotowości, w której martwocie, jak we śnie, uwięziony jest żywy-piszący, pragnienie wyjścia pozostaje tym bardziej dosłowne – jest pragnieniem wyjścia poza siebie, uwięzionego jak pies „przed tym pustym miejscem” z myślą:
(…) o ciepłym darze twojej skóry,
o włosach, w których mógłbym zamieszkać.
Tymczasem pozostaje mu tylko śmiertelny „negatyw”:
Wiozę zjełczały wór ciała, po cichu,
jak złodziej; słyszę: oddycha
w palcach jak kret.
W wierszach Grzebalskiego pojawia się także często życzenie zmiany miejsca; „wyruszenia” w stan mniej określony niż tylko przez „ja”. Jego wyznanie właśnie dlatego pozostaje wyznaniem nietożsamości, co znowu funkcjonuje także w warstwie metatekstowej, w której nietożsamość ta odgrywana jest przez piszącego najbardziej dosłownie, w imię Rimbaudowskiej zasady „Ja to ktoś inny” – ktoś inny, na pewno zaś nie ten, który tutaj i teraz pisze. Stąd podmiot Grzebalskiego, w nieustannej czujności, lubi przypominać sobie o swoich obowiązkach.
Przede wszystkim
sprawdzić, dokąd płynie
ta łódź. Czy
nie jest to spóźniony pociąg,
wanna, w której
czytasz prasę,
zaginiony autobus-widmo (…)
Dowiedzieć się
czy tych dwoje w drzwiach
to faktycznie my,
czy nie jest to sąsiad
z żoną i dzieckiem (…)
(…) Raz na zawsze ustalić,
na ile realna jest
nasza historia.
Wszystkie te przenośnie – łódź, pociąg, autobus – nie stanowią określeń ulubionych miejsc akcji autora Negatywu; chodzi raczej o przywołanie samego ruchu – płynięcia, jazdy – co jednak na nieruchomość „miasta”, „ulicy”, „bloku”, „mieszkania”, „ja” (najczęściej dodatkowo pogrążonego we śnie) pozostaje antidotum jedynie powierzchownym. Wszystkie one bowiem w rzeczywistości wskazują na to, co jest właściwe wszelkiemu przemieszczaniu się: na ruch w bezruchu. Dlatego wiersz Grzebalskiego to nie tylko „migawka”, „obraz”, fragment nie wpisujący się w większą całość, ale także dynamika, historia, w której próbuje się przekroczyć nie tylko granice „ja”, nie tylko granice wyznania, granice miejsca, ale także granice wiersza i tomu. „Pływające” wątki-metafory: łódź, pociąg, autobus – budują swoiste ścieżki narracyjne nie tylko w Negatywie, ale także w Drugim dotknięciu i w Słynne i świetne.
Obraz upłynnia się i „uhistorycznia” przede wszystkim znowu w warstwie metatekstu. W wierszu Errata odbywa się to przede wszystkim poprzez skierowanie naszej uwagi na sam akt pisania – zawsze uwzględniający pewien dynamizm w statyce. Jak już mówiłam więc, podmiot nie pozostaje tu „nieruchomy” na sposób tradycyjny; nie podejmuje otwarcie swojego punktu widzenia jako swoistego centrum znaczeń; nie sugeruje, że to jego przeżycia odkształcają przedstawienie. Raczej się wobec przedstawienia upodrzędnia zawsze „opowiadając o…”; tak więc to sam świat, przedstawienie wyzwolone w narracji pozostaje odkształcone, niezrozumiałe – aż trzeba sprawdzić, na ile realne. Nawet kiedy pojawia się sugestia pewnego zadomowienia w nim, jak w wielu wierszach nowego tomu Słynne i świetne, podważana jest natychmiast przez odkształcającą, powiedzieć można wybudzającą ze snu, przenośnię; jak w tytułowym wierszu:
Idąc do fryzjera, zobaczyłem mężczyznę
z buldogiem, stali na górce i patrzyli
przed siebie zamyśleni (…)
Uderzyło mnie, że od mężczyzny
kupowałem ryby i potem jadłem je,
choć ma taką twarz, jakby je rodził ustami.
Jednocześnie świat w wierszach Grzebalskiego pozostaje światem przede wszystkim widzianym. Tak znowu w Negatywie, w wierszu Porównanie (kolejny po Erracie), występuje taki obraz:
Trudno, że jedynym porównaniem,
jakie przychodzi mi do głowy,
jest sikająca kobieta. Widzę ją (…)
Nie potrafię powiedzieć nic mądrego,
mam problemy z komunikacją.
Tom, w którym „widzenie” stanowi pewną znaczeniową dominantę, to Drugie dotknięcie. W tytułowym utworze, Krety, spojrzenie wydaje się czymś, co raczej oddziela niż prowadzi do bliskości, podobnie jak papierowa przestrzeń tekstu, kiedy „pół autobusu opuszcza powieki na przekrwione białka”:
Na szybach para
i wilgotne powietrze
jak papierowe ciasto
klei się w ustach.
Patrzymy przez siebie
na zewnątrz.
Na chmury
odsłaniające brakujące miejsca.
Niewypowiedziane przez słowa, które raczej zapychają usta i jak chmury, jak para, występują zawsze zamiast czegoś, wiadomości jednak dochodzą skądinąd, jak w wierszu Kobieta patrzy na rzekę:
Zielone skarpety na nogach kobiety
pienią się jak trawa -
ktoś przesyła nam wiadomość:
TO NA CO PATRZYSZ JEST INNE!
Jeśli dostatecznie długo sondować realność, można więc przekonać się, że „barka to grubo pomalowana rzęsa/ która utknęła w oku zatoki” – czy jednak gwarantuje to wyjście poza oddzielenie?
Wychodząc od samej zasady literackiej komunikacji, od aktu pisania, tworząc swoje przedstawienia narracyjnie, poeta przestawia świat wyzwolony od podmiotowości, o niezwykłej i podejrzanej logice, niespójny i zawsze „idący dalej”, nieustannie zaskakujący zwrotami akcji. Akt pisania może aktywizować dowolnie wiele tematów, niekoniecznie poddając się jakiemuś z góry założonemu, logicznemu porządkowi. W Erracie uwięzionemu przychodzą z pomocą Eskimosi, którzy potrafią liczyć tylko do dwudziestu: „Świat mają prosty, coś się zaczyna,/ coś kończy”. Całe tomy Grzebalskiego konstruowane są na zasadzie urywanych historii, o tylko powierzchownie wyrażonych, wolnych, skojarzeniowych związkach, podejmujących coraz to nowe tematy.W wierszu Zamiast (trzecim po Erracie) pointa ostatecznie zdaje sprawę z zasady fragmentarycznej narracyjności, w której nie dąży się do żadnego, objaśniającego całość sensów centrum, ale zachodzi zawsze dalej, zawsze odmiennie, zawsze niespodziewanie: Zamiast jednolitego krajobrazu/ są zwichnięcia przestrzeni, nieskończony/ rubikon szczegółu. Rubikon szczegółu odsyła nieruchomego bohatera, uwięzionego w przedstawieniu, zawsze w następne zawikłanie, w kolejną niezrozumiałość. Zawsze pojawia się następny element, który Język, co chciałby więcej powiedzieć musi przekroczyć. Jak w narracji zawsze dokleić można o jedno zdarzenie więcej. Historia więc się kończy – można jej zaprzestać tylko na zasadzie deus ex machina, arbitralnym gestem samego narratora.
Tomy wierszy Grzebalskiego komponowane są na zasadzie serii obrazów-historii, sugerujących w istocie zupełnie zwykłe konotacje, na przykład przekraczanie granicy państwowej, na której człowieka wyrywa się ze snu dla ustalenia niepewnej tożsamości. Zawsze więc wiersz przy wierszu, jest jakaś zwykła przejażdżka, jakaś impreza, jakiś wypad wakacyjny, jakieś spojrzenie na ulicę z okna; jednak te zwykłe obrazy, różne warianty bycia, miejsc akcji, w których powstają małe niby-fabuły, czy raczej szczątki fabuł, połączone są zwykle bardzo dyskretnie pewną więzią. Więzią w stosunku do zarysowywanej na fabularnym tle obrazu-historii drugorzędną; jednak w nieunikniony sposób metaforyzuje ona zazwyczaj sensy zebranych dzięki niej wierszy. Ostatecznie w dalszą podróż wybiorę się tylko jedną z metafor Grzebalskiego – łodzią, a raczej chciałoby się powiedzieć „statkiem pijanym”, bo wydaje mi się, że chodzi tu właśnie o tę łódź (chociaż „Czarna Perła” kapitana Jacka Sparrowa, pełna widmowych marynarzy, również byłaby nie do pogardzenia):
(…) Spadałem w sen, śniłem obce ciało
wnikające w ja. Zdawało się
że krzyczę albo krzyczałem we śnie,
aż na granicy wyjęto mnie znikąd
dla sprawdzenia tożsamości.
Wszystko było wszystkim.
Byłem wiatrem pchającym żagiel,
żaglem i wodą, po której sunie
kora udająca łódź, ziemią biorącą
wodę w karby. Moje włosy
rodziły tlen, byłem jak mech.
Przychodziłem, odchodziłem,
znikąd donikąd. Poznałem ludzi
i rozpłynąłem się pod ich palcami
jak wosk. Teraz widzę śniący
mnie sen, widzę siebie we śnie.
(Myśli, Słynne i świetne).
Chociaż ten tekst ma akurat o wiele szersze konotacje, pasja i smutek podróży, autotematyczne nakierowanie – siebie unieruchomionego we śnie, w piśmie, w „ja”, na siebie miotanego niekończącą się narracją – odpowiada Statkowi pijanemu Rimbauda. Podpowiada to łódka z kory na powierzchni:
Zimnej kałuży leśnej, tam, gdzie się pochyla
O zmierzchu smutne dziecko, by puścić swój marny
Statek – wątlejszy od majowego motyla.
Łódź wydaje się najlepiej opisywać zasadę płynności, która cechuje poetyckie narracje Grzebalskiego:
Wczoraj w trakcie przejażdżki
rozmawiałem z drzewami i przydrożnymi krzewami.
Myślałem o wodzie, która wszystko ogarnia.
Myślałem, że płynę; zrozumiałem: to dryf.
(Nowiny, Słynne i świetne)
Tak też w tomie Drugie dotknięcie, w poincie Sonetu po przerwie, pojawia się fraza, dla której motywację stanowi przede wszystkim zabawa językiem: Szatynka nuci szanty, wiatr dmie w żagiel/ jej prania, jakby chciał przestawić Główną. Jednak właśnie dzięki tej zabawie „klaskanie banerów” z rozpoczynających wiersz wersów: Kontra słońca, kiedy banery klaszczą/ niczym powieki PRZYJAZDY/ODJAZDY, zamienia się w dźwięk wiatru na wantach w pustej, słonecznej przystani. Pojawia się uroczysty nastrój oczekiwania, podtrzymany w kolejnym wierszu, Godzina dziewiąta, kiedy już
Zielony masztowiec elewacji pręży
żagle okien w pierwszym słońcu.
Mewy anten wszczęły na dachu
świetlny zgiełk, czeszą skrzydła
nad bocianim gniazdem klatki schodowej.
Jeszcze chwilę i oklejony zielonymi wodorostami stary liniowiec bloku ruszy się z posad. Jeszcze tylko Opowieść wildecka i: Ruszyliśmy – „już po kwadransie/ wieloryb jeziora oddychał z trudem,/ zaryty w piach u naszych stóp” (Niekonieczny list z wakacji). Swoistą pointą, a może węzłem semantycznym dla tego wątku mógłby być umieszczony parę wierszy dalej tekst Równanie:
Więc płynę: wszystko, co wiem,
wiedziałem wcześniej.
nie stało się nic,
co nie miało się stać.
Jestem mężczyzną pozdrawianym
przez nieznajomego,
który pali papierosa w oknie.
Zgubiłem, żeby odnaleźć.
W tomie Słynne i świetne rozdwojenie świata na obcy i nieznany, rozdwojenie podmiotu pomiędzy śnienie i świadomość bycia nie na swoim miejscu, zyskuje jakby jeszcze jeden, dodatkowy wymiar, jak w końcówce wiersza Z uwag na marginesie indeksu:
Ty pozostajesz nieświadoma jak fala,
która dogasa, nie wiedząc, że to już.
Jedziesz autobusem, patrzysz przez okno,
znów ta sama myśl: życie to cudzy sen.
Liczyłaś, że to minie, tymczasem to trwa i trwa.
Ponieważ jakoś niezręcznie opisać mi ten nowy wymiar inaczej niż słowami autora, odwołam się jeszcze raz do tytułowego wiersza tej książki, w którym rozdwojenie, o jakim mowa, wyraża się w następujących słowach:
Ten słynny i świetny świat jest jednocześnie
taki dziwny, fajni ludzie tacy zagadkowi.
I wcześniej:
(…) Lud z zapałem
wartym lepszej sprawy intonuje Hosanna!
Ale we mnie jakiś mur. I lód.
Tak chcę, że nie mogę. Że nie chcę
wyjść z domu, przejść się, przewietrzyć.
To, co najcenniejsze, nierozpoznane, narracja umieszcza zawsze albo, przez pamięć, w przeszłości, gdzie: „Puszcza jak zaproszenie/ do zaginionego królestwa” (W stylu wolnym) albo w przyszłości:
Pora znikać, wykopać korzenie,
zapaść się w wędrówkę, kiedy
niewidzialna kreska, granica między
przytomnością, udawaniem i kłamstwem,
gaśnie jak blizna na skórze, której
nie odmawiano słońca (…)
(Tropy w lipcu)
Narracyjne otwarcie nie budzi jednak ostatecznie zaufania: „(…) Nie odmawiano/ nam słońca, nauczyliśmy się kłamać,/ pięknie i z gracją, stąd do nieskończoności”. W końcu zaś nie da się dłużej ignorować faktu, że przynosi ono tylko odkształcone odpowiedniki oczekiwań bohatera, który dąży do „przekroczenia kreski” pomiędzy przytomnością, udawaniem i kłamstwem. Odpowiedniki te dodatkowo są podejrzanej jakości: złoto okazuje się złotem zębów czterech Gruzinów grających w karty na obrzeżach bazaru, gołąb uparcie pożywia się wymiotami, dzieci klną na śpiących biegnąc przez trawnik. Narracja liryczna, nawet wyzwolona z więzów lirycznego wyznania, nawet upodrzędniająca znieruchomiałe „ja” wobec biegu „historii-obrazu” – stawiająca je w dryf – ostatecznie zawsze przynosi to samo, tak jak podmiot ostatecznie zawsze autotematycznie powraca do siebie, podejmując na nowo swoje tematy snu, pisania: wyjścia, dryfu i konieczności powrotu; nawet w warstwie metatekstowej przychodzą do niego stare, wypróbowane zwroty:
Najbardziej lubię wyprawy w niedzielne przedpołudnia,
kiedy nic się nie klei i wciąż gubimy drogę,
brnąc przez gąszcz, zmęczeni ale szczęśliwi.
Nikt nie woła, można jechać lub stać,
milcząc do woli, bez obaw, że znajdzie się ktoś,
kto bez oglądania się na okoliczności,
zada pytanie, które nieproszone
wniknie w głąb duszy jak sonda.
Moją duszę prowadzą dwa konie, biały i czarny.
Puściłem lejce i bat czeka w kolejce
na miejsce w biurze rzeczy znalezionych.
Prowadzą mnie słowa. Jestem jak lalka
czekająca na zmartwychwstanie lalek.
Przysypiam na parapecie, patrząc na pola,
które jak okiem sięgnąć toną w upale lub deszczu.
Moja misja, moja misja, moja bardzo wielka misja.
(Powtórka z rozrywki)
Tekst opublikowany po raz pierwszy w czasopiśmie „Studium” (2/2004).
Urodzona w 1973 roku. Krytyk i historyk literatury. Recenzje i artykuły publikuje w "Odrze", "Nowych Książkach", "Studium". Autorka książek: Przełom awangardowy w dwudziestowiecznym modernizmie w Polsce, Liryczne narracje. Nowe tendencje w poezji polskiej 1989-2006, Republika poetów. Poetyckość i polityczność w krytycznej praktyce, Performatywy. Składnia/retoryka, gatunki i programy poetyckiego konstruktywizmu oraz wspólnie z Andrzejem Sosnowskim antologii Awangarda jest rewolucyjna albo nie ma jej wcale. Jest pracownikiem naukowym w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszka we Wrocławiu.
Recenzja Joanny Orskiej, towarzysząca premierze książki Bagaż Jerzego Jarniewicza, wydanej w Biurze Literackim 6 marca 2023 roku.
WięcejSpotkanie wokół książek Bojownicy bez broni Mortena Nielsena, Przełykanie włosa Jána Ondruša i Pernambuco Ivana Wernischa z udziałem Bogusławy Sochańskiej, Zbigniewa Macheja, Leszka Engelkinga, Karola Maliszewskiego i Joanny Orskiej w ramach festiwalu Stacja Literatura 26.
WięcejSpotkanie wokół książek Zmyślony człowiek Tymoteusza Karpowicza, Credo Tadeusza Różewicza i Prawdziwe życie bohatera Rafała Wojaczka z udziałem Joanny Roszak, Jana Stolarczyka, Bogusława Kierca, Joanny Orskiej i Karola Maliszewskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 25.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Biurowe książki 2020 roku”.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej towarzysząca premierze książki Agaty Jabłońskiej dla moich dziewczyn, wydanej w Biurze Literackim 8 marca 2021 roku.
WięcejSpotkanie wokół książek Wyspa na Księżycu Williama Blake’a, świnia jest najlepszym pływakiem Mirjoluba Todorovicia, Kielich upojenia Otona Župančiča oraz Skóra byka Salvadora Espriu z udziałem Tadeusza Sławka, Jakub Kornhauser, Miłosza Biedrzyckiego, Filipa Łobodzińskiego, Joanny Orskiej i Jakuba Skurtysa w ramach festiwalu Stacja Literatura 25.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Nowe języki poezji”.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej, towarzysząca wydaniu książki Konrada Góry Wojna (pieśni lisów), która ukazała się w Biurze Literackim 19 października 2020 roku.
WięcejSpotkanie wokół książki Mordercze ballady Marty Podgórnik z udziałem Marty Podgórnik, Joanny Orskiej i Karola Maliszewskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejSpotkanie z udziałem Anny Kałuży, Karola Maliszewskiego, Joanny Mueller, Joanny Orskiej oraz Jakuba Skurtysa w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej, towarzysząca wydaniu książki Miroljuba Todorovicia świnia jest najlepszym pływakiem, w tłumaczeniu Kingi Siewior i Jakuba Kornhausera, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 23 marca 2020 roku.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Biurowe książki 2019 roku”.
WięcejRozmowa Joanny Orskiej z Jerzym Jarniewiczem, opublikowana w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej książki Kalendarz majów Konrada Góry, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 14 maja 2019 roku.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Poetycka książka trzydziestolecia”.
WięcejO twórczości Andrzeja Sosnowskiego wypowiadają się Wojciech Bonowicz, Jacek Gutorow, Anna Kałuża, Joanna Orska, Piotr Śliwiński, Kamil Zając.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej, towarzysząca premierze antologii Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, wydanej w Biurze Literackim 20 września 2016 roku, a w wersji elektronicznej 18 grudnia 2017 roku.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki W Marcina Sendeckiego, wydanej w Biurze Literackim w wersji papierowej 27 grudnia 2016 roku, a w wersji elektronicznej 3 lipca 2017 roku.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej towarzysząca premierze książki Dom ran Andrzeja Sosnowskiego, która ukazała się w Biurze Literackim 9 lutego 2015 roku.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Formy zaangażowania”, towarzyszącej premierze antologii Zebrało się śliny, która ukaże się w Biurze Literackim.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Nowy (polski) głos w Europie”
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Powiadacie, że chcecie rewolucji”.
WięcejSzkic Joanny Orskiej towarzyszący premierze książki Rytmy jesienne Jacka Łukasiewicza, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 21 lipca 2014 roku.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Farsz Marcina Sendeckiego.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Rezydencja surykatek Marty Podgórnik.
WięcejEsej Joanny Orskiej poświęcony książkom Stratygrafie Joanny Mueller i Bumerang Anny Kałuży.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Dni i noce Piotra Sommera.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z arkusza Artykuły pochodzenia zwierzęcego Bartosza Sadulskiego.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Niepiosenki Mariusza Grzebalskiego.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Dożynki 2008”.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Barbarzyńcy czy nie? Dwadzieścia lat po ‘przełomie’ ”.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Studium temperamentu Ronalda Firbanka.
WięcejRecenzja Joanny Orskiej z książki Tlen Julii Fiedroczuk.
WięcejGłos Joanny Orskiej w debacie „Książka 2008”.
WięcejRecenzja Piotra Kępińskiego z książki Słynne i świetne Mariusza Grzebalskiego.
WięcejRecenzja Jacka Bieruta z książki Słynne i świetne Mariusza Grzebalskiego.
WięcejAutorski komentarz Mariusza Grzebalskiego do wierszy z książki Słynne i świetne.
WięcejRecenzja Pawła Mackiewicza z książki Słynne i świetne Mariusza Grzebalskiego.
Więcej