recenzje / IMPRESJE

Jeszcze starszy testament

Dawid Mateusz

Impresja Dawida Mateusza na temat zestawu wierszy Gminne Antoniny M. Tosiek, laureatki 13. edycji „Połowu”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Gdzieś dale­ko – poza War­sza­wą, Kra­ko­wem, Pozna­niem i Face­bo­okiem, poza pró­ba­mi budo­wa­nia uczciw­szych i pod­mio­to­wych rela­cji spo­łecz­nych wewnątrz wspól­not (oraz pomię­dzy wspól­no­ta­mi), ist­nie­je Pol­ska.

Pol­ska, któ­ra nie sły­sza­ła o poję­ciu sek­si­zmu, o ruchu #metoo, i Pol­ska, w któ­rej rytu­ał zabi­ja­nia zwie­rzę­cia prze­zna­czo­ne­go do kon­sump­cji oraz jego póź­niej­sza obrób­ka, zbli­ża ze sobą ojców i synów, bab­cie i wnucz­ki. To w stro­nę tej Pol­ski kie­ru­je oczy pod­miot­ka wier­szy Anto­ni­ny Mał­go­rza­ty Tosiek ‒ poznań­skiej aktor­ki i stu­dent­ki filo­lo­gii pol­skiej. W stro­nę Pol­ski, któ­ra zapo­mnia­na przez cen­tra­lę, zatrzy­ma­ła się na prze­ło­mie trans­for­ma­cji ustro­jo­wej, pozo­sta­wio­na przez wszyst­kich wyłącz­nie sobie; w stro­nę Pol­ski, w któ­rej miej­sce psa jest na łań­cu­chu, a jego rolą ostrze­ga­nie gospo­da­rzy przed nie­bez­pie­czeń­stwem (a może być nim kra­dzież kur lub trzo­dy chlew­nej z obo­ry).

Nie ku ucie­sze uprzy­wi­le­jo­wa­ne­go czy­tel­ni­ka (wszak czy­tel­ni­cy poezji współ­cze­snej są gru­pą uprzy­wi­le­jo­wa­ną) i nie dla budo­wa­nia jego poczu­cia wyż­szo­ści nad boha­te­ra­mi jest snu­ta ta histo­ria. Z peł­nym zro­zu­mie­niem i wraż­li­wo­ścią obser­wu­je i opi­su­je ich poznań­ska poet­ka, sta­ra­jąc się (być może nie do koń­ca świa­do­mie?) wypeł­nić pew­ną lukę na mapie pol­skiej poezji spo­łecz­nie zaan­ga­żo­wa­nej. Tosiek nie poucza, nie mora­li­zu­je, nie oce­nia swo­ich boha­te­rów, któ­rzy żyjąc zgod­nie z ryt­mem pór dnia i nocy oraz roku, z poko­le­nia na poko­le­nie prze­ka­zu­ją sobie cały wachlarz rytu­ałów budu­ją­cych wewnętrz­ną wspól­no­tę i usta­na­wia­ją­cych jej hie­rar­chie. Tosiek nie chce nikim wstrzą­snąć, wie, że o etycz­nych aspek­tach jedze­nia mię­sa wypo­wia­da­li się inni – chce za to uwraż­li­wić czy­tel­ni­ka na ten świat, pomóc go mu zro­zu­mieć i ostrzec przez zbyt pochop­nym oce­nia­niem boha­te­rów jej opo­wie­ści. Uświa­da­mia nam przy oka­zji nasze (czy­li czę­ści spo­łe­czeń­stwa uprzy­wi­le­jo­wa­ne­go spo­łecz­nie i kul­tu­ro­wo) zanie­dba­nia ‒ poka­zu­je nam, kogo zosta­wi­li­śmy zupeł­nie same­mu sobie.

Snu­cie histo­rii w poprzed­nim aka­pi­cie poja­wia się nie­przy­pad­ko­wo, albo­wiem Tosiek zda­je się przede wszyst­kim sto­ry­tel­ler­ką, jed­ną z nie­wie­lu w naj­now­szej poezji rodzi­mej. Raz sta­ra się sty­li­zo­wać swój język na kre­so­wą gwa­rę, a nie­kie­dy sty­li­zu­je swo­ją boha­ter­kę na wiej­ską dziew­czy­nę, lecz nawet wte­dy pod­kre­śla jej swo­istą nad­świa­do­mość. Nie­ła­two jest dookre­ślić, opi­sać czy roz­ry­so­wać kon­struk­cję pod­miot­ki prze­ma­wia­ją­cej w wier­szach pozna­nian­ki. Trud­no jest jed­nak oprzeć się wra­że­niu, że ktośnad nią stoi i przez nią prze­ma­wia. Zupeł­nie jak­by przez pod­miot­kę prze­ma­wia­ła mat­ka-pod­miot­ka (nad­pod­miot­ka!), a jesz­cze przez nią pod­miot­ka-bab­ka (super­pod­miot­ka!) – i wła­śnie pew­na zbio­ro­wa, kil­ku­po­ko­le­nio­wa kobie­ca świa­do­mość kry­sta­li­zu­je się w posta­ci prze­dziw­ne­go, mno­gie­go kon­struk­tu tek­sto­we­go, któ­ry snu­je te opo­wie­ści poza cza­sem albo wła­śnie z dokład­nym miej­scem i cza­sem akcji ‒ w roku 1989, na pol­skiej wsi, w któ­rej do dziś wszyst­kie kalen­da­rze ścien­ne z maryj­ką wska­zu­ją ten rok. Każ­de­go ran­ka ktoś musi dać świ­niom, ktoś musi zabić kogu­ta i osku­bać pie­rze; w opo­wie­ściach o Pol­sce, któ­ra ist­nie­je napraw­dę.

O autorze

Dawid Mateusz

Urodzony w 1986 roku. Publikował w licznych pismach zwartych i ulotnych. Podejmował wiele, mniej lub bardziej udanych inicjatyw kulturalnych. Jest autorem debiutanckiej Stacji wieży ciśnień (2016), która ukazała się nakładem Biura Literackiego. Mieszka w Krakowie.

Powiązania