recenzje / KOMENTARZE

Kamień i laur

Bogusław Kierc

Autorski komentarz Bogusława Kierca do wiersza z książki Rtęć, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 19 sierpnia 2010 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Hen­ry­ko­wi Bere­zie
W dobrych zawo­dach wystą­pi­łem

(2Tm 4,7)

Ten mi się śnił: ten ja – ten tam­ten
smar­ka­ty w majt­kach; nie mia­łem odwa­gi
zoba­czyć wię­cej, cho­ciaż sam te
majt­ki zsu­wa­łem z sie­bie (z nie­go?), nagi,

sta­łem przed sobą – nie przed lustra
taflą ni wid­mem, lecz smar­kacz przed sta­rym
pry­kiem i byłem jak nie­ustra-
szo­ny, zmu­szo­ny uznać taki zarys

sie­bie – za sie­bie, pan­to­kra­tor
sądzą­cy nie­do­uczo­ne­go
magi­stra vitae, któ­ry na tor
śle­py prze­sta­wił swo­je ego,

by się nie ści­gać, lecz ści­bo­lić
wizgi w for­mu­le jeden (w tych zawo­dach,
o któ­rych – Paweł), a to boli
jak kamień w ner­kach. Ale lau­ru szko­da.


To się dobrze zaczy­na. Jak się posłu­cha, to widać, że ten, któ­ry się śnił, to jakiś jaten­tam­ten. I ma to muzycz­kę: ten-misię­śnił – ten-ja-ten­tam­ten. A więc przy­śnił mi się jaten­tam­ten; dziw- na (smar­ka­ta) postać, któ­rej nie potra­fię się wyprzeć, gdy ona wta­pia się w moją (naszą?) toż­sa­mość i jesz­cze bez­czel­nie (bez­wstyd­nie) zdej­mu­je przede mną majt­ki. Przede mną? Przed jakim mną? Przed sta­rym pry­kiem? To co z tą toż­sa­mo­ścią? Ale to prze­cież ja te majt­ki zsu­wam z sie­bie (z nie­go?). Nie w por­no­gra­fii rzecz.

Moje poczu­cie (w teraź­niej­szym cza­sie kon­sta­to­wa­nia – pisa­nia? – wier­sza), moje poczu­cie toż­sa­mo­ści zda­je się umiesz­czać w smar­ka­czu „bar­dziej” niż w star­cu, choć wła­śnie to ten pryk ma sie­bie za nie­ustra (kom­pu­ter popra­wia mi to sło­wo na nie­ostra – i tak wyja­wia sens tego nie­ostre­go, nie­wy­raź­ne­go) szo­ne­go, zmu­szo­ne­go (przez sie­bie same­go?) uznać taki zarys sie­bie za sie­bie. Czy­li pryk uzna­je smar­ka­cza za sie­bie? Nie. Tą sobo­ścią czy sie­bio­ścią jest podwój­ność śnią­ce­go: jaten­tam­ten. Wyraź­niej widać nagie­go pan­to­kra­to­ra-chłop­czy­ka; tro­chę takie­go jak na rysun­ku Tade­usza Boru­ty (repro­du­ko­wa­ne­go na okład­ce Cła).

Widać, nie zna­czy, że ja go widzę. Bo widzę tak, żeby nie zoba­czyć i patrzę tak, żeby nie zoba­czyw­szy widzieć wszyst­ko. Moment, kie­dy mon­strum sta­je się mon­stran­cją. Ema­na­cją tego świę­te­go, któ­re mnie sądzi. Nagie ja. Tak się kie­dyś mówi­ło. Teraz mnie śmie­szy. Ale w tym śnie nie było ani śmiesz­nie, ani fry­wol­nie. Było tro­chę tak, jak w pierw­szym ujrze­niu wła­snej nago­ści w lustrze: pod­nie­ca­ją­co poważ­nie, uro­czy­ście bło­go… No, nie będę się po- woły­wał na Mistrza Eckhar­ta – cóż, kie­dy wła­śnie to jego spo­tka­nie z nagim chłop­cem, któ­ry nie chciał żad­ne­go ubra­nia, bo – ubra­ny – prze­stał­by być kró­lem kró­le­stwa, któ­re jest w nie­bie; w nie­bie, któ­re jest w ser­cu – to spo­tka­nie nasy­ca moją pamięć tak moc­no jak inten­syw­ne sny i jaw­ne fak­ty prze­szło­ści. Ach, nie żebym się pod­szy­wał, żebym tam- tego pod­szy­wał pod Nagie­go Chłop­ca, bo niby jak by to mia­ło się stać przez zsu­wa­nie maj­tek, nie – to tyl­ko pro­wo­ko­wa­nie nie­sa­mo­wi­to­ści uzmy­sła­wia­ją­cej coś zbli­żo­ne­go do tam­te­go prze­ży­cia, zbli­żo­ne­go jak rym. Wte­dy jaten­tam­ten jest mną spo­za mnie. Osą­dza­ją- cym moją nie­wy­raź­ność, nie­ostrość.

A powta­rzam za świę­tym Paw­łem, że „w dobrych zawo­dach wystą­pi­łem”. Tak, ale na śle- pym torze. For­mu­ła jeden, w któ­rej wystę­pu­ję, gwa­ran­tu­je mi ana­chro­nicz­ną odręb­ność, ory­gi­nal­ność dzi­wa­ka i (złud­ną) satys­fak­cję, że jestem taki jeden. Jaten­tam­ten. Nie ten, któ­rym mogłem był i mógł­bym być. Gdy­by nie fakt, że jestem tak­że kome­dian­tem – jaten­tam­tem – i trud­no poważ­nie trak­to­wać moją kami­cę ner­ko­wą. (Kie­dy mia­łem pierw­szy atak w życiu, śmia­łem się w okrop­nym bólu z tego, że nie jestem w sta­nie się wypro­sto­wać).

O autorze

Bogusław Kierc

Poeta, aktor, reżyser, pedagog. Edytor utworów Rafała Wojaczka, dramaturg. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania